Bo Yin Ra – Księga Boga Żywego

WSTĘP

Niechaj nie czyta tej książki, kto zbożny jest i wierzący!
Niechaj nie czyta tej książki, kto nigdy nie zwątpił w Boga!
Książka ta pisana jest dla ludzi, co w twardych walkach wewnętrznych chcieli zdobyć swego Boga.
Książka ta pisana jest dla ludzi, co w cierniach zwątpienia cierpieli.
Tym dopomoże ona!
Dla tych będzie ona drogowskazem!
To co tutaj wieszczę, prastara to mądrość.
Nieliczni, którzy ją w sobie potrafili odnaleźć, z dawnych czasów trzymali w tajemnicy.

W zamierzchłych dniach świata – rzadko tylko i w wybranych tylko godzinach wolno było o niej poprzez ciemne symbole mówić.
Oto nadszedł czas, aby o niej mówić wyraźnie, odkąd przez nie powołanych w wielu miejscach całego świata skażone obrazy tej prawdy zostały rozpowszechnione.
Na dalekim Wschodzie postanowiono odsłonić Zachodowi długo i starannie przed oczami profanów ukrywany święty ołtarz człowieka…
Ten, kto go odsłania, jest powołany do tego.
Ale oto przed Poszukującymi, co chcą się zbliżyć do świątyni, ustawiono cierniowy żywopłot ciężkich prób.
Co z jej tajemnic daje się powiedzieć, powiem wam.
Lecz jeśli chcecie je zgłębić całkowicie, musicie je sami przeżyć w swoim wnętrzu…

Nie objawią się one nikomu, co z wszystkich sił nie pragnie ich zdobyć.
Mało wam da czytanie tych słów.
To, co tu jest dane musi być wchłonięte w bolesnej wytrwałości przemożone, inaczej na próżno było dane.
Nie można z tej księgi nic sobie przyswoić ten, kto umyka przed niezmiernie uciążliwą próbą swojej wewnętrznej siły.
Tu wskazane jest tylko z zewnątrz to, co się we wnętrzu winno objawić.
Aby się zaś objawiło, trzeba wielkiej i długotrwałej woli, i ten tylko, kto wykrzesze z siebie tę wolę, może liczyć na pojęcie słów moich.
Znajdzie on drogę do Boga żywego!
Znajdzie on w sobie samym królestwo ducha i jego moc ogromną.
Bóg jego w nim samym się narodzi…
Daleki jestem od tego, aby dawać „dowody”.
Aby me słowa głosiły prawdę, musicie ich sami doświadczyć!
W was samych jeno mieszka ów cichy sędzia, który umocni was w tym, co wzbudzi w was moje słowo.
Dowodów moich nie moglibyście przecież zrozumieć, gdyż wy nie szliście tymi drogami po których ja musiałem kroczyć.

Nie ma tu „ważnych powszechnie” dowodów.
Tu każdy znajdzie „dowód” jedynie sam w sobie!
Nie przedkładam wam żadnej nauki, ani nie wieszczę żadnej wiary.
Ukazuję wam tylko mądrość „dalekiego Wschodu”, tajemnicę świątyni wieczności.
I niechaj owo słowo moje wykrzesze w was odwagę do obudzenia się dla samych siebie, gdyż jeszcze nie wie nikt z was kim jest.
Błogosławieństwo i moc niechaj spłyną na tych, co dobrej woli są i ducha silnego!

NAMIOT BOGA U LUDZI

Cicha wieść przybyła już w zamierzchłych czasach do Krainy Zachodu, ale ludzie Zachodu nie podjęli jej.
Zasłona legendy kołysała się ponad świętym Graalem, a wieść pocieszająca wschodziła w ciemnych mitach.
Dzieje się jednak w naszych czasach, iż znowu mówi się Poszukującym o owym cichym czynie, i znowu szukają oni na złej drodze.
Budują czczą wiedzę o duszy, żyją w dusznej mistyce i szperają za siłami tajemnymi, aby się zbliżyć do tych, co dla ich usiłowań mają jedyni uśmiech współczujący, pełen przebaczenia i wyrozumienia…
Nie zdoła żaden na skalne wkroczyć stopnie, wiodące do szczytów słonecznych wielkich gór, a wszyscy pędzą po szerokich drogach pielgrzymich celów dolin.
Wielu sądziło już, iż są na drodze do wielkich przewodników duszy i oto przeczesują lasy, aby znaleźć świętego…
Inni zaś sądzą, iż nauki ludów wschodnich są mądrością owych cichych i ukrytych przewodników.

Tak tedy mówią sobie, nie bez racji: i u nas bywali w zamierzchłych czasach wieszcze i Sanjasini – i my mamy swoje Wedy i Upaniszady! Boskość jest wszędzie jednakowa! Czemuż mamy my synowie Zachodu, szukać zbawienia swego li tylko na Wschodzie?!
I prawd mówią, gdyż, jeśli o to tylko idzie, co można wszędzie znaleźć w głębi głębokiej, jeśli to tylko jest owa wiedza, przed którą kłonią się narody Wschodu, tedy na każdym miejscu znajdą to samo, a w pismach swego ludu znajdą niechybnie nauki, godne Wed i Upaniszad…
Ale czy cichych przewodników nic nie ma wspólnego z tymi naukami, a przewód ich niewidzialny wiedzie dalej, niźli do tego nieba, które wszędy można osiągnąć.
Są oni potężnymi wspieraczami ducha w człowieku, a zarazem człowieka przyziemnego najlepszymi przyjaciółmi, pełnymi zrozumienia i pełnymi rady.

Od najdawniejszych czasów słali oni Braci do wszystkich krain świata.
I z pośród wszystkich ludów świata wybierali sobie „Braci” i „Synów”.
Wszystkim jednak, których wybierali, ojczyzną było pewne miejsce w głębokiej Azji, dokąd nikt nie mógł znaleźć dostępu, kto chciał tam przyjść nieproszony.
Nieliczni, którzy tam od pradawnych czasów społem żyją, nigdy się w świecie ludzi nie pojawiają.
Na to skazują tych tylko z pośród swoich Braci, których prawo przeznaczyło na czyniących.
A sami oni są tylko wiernymi stróżami skarbu, który człowiek posiadł przed swoim upadkiem.
Tworzą oni ową moc, przez którą inni czynią w ludzkości.
Czyż nie jest najwyższą głupotą przypuszczać, że ci wszyscy przewodnicy są buddystami czy braminami, lamami, punditami lub fakirami?!
Nie trzeba jednak sądzić także, iżby się tu miało do czynienia z uczonymi okultystycznej wiedzy…
Pochodniami praświatła są czyniący. Starsi czyli Ojcowie nie znali nigdy pragnienia wiedzy, a Bracia i synowie przez nich wybrani zapomnieli już z dawna o nim.
Nie chcą oni nawracać świata na nauki mistyki wschodniej filozofii.
Jest im to obojętne, czy wierzysz w Biblię, nauki Buddy, w wedy, czy Koran…
Pośród wyznawców wszystkich tych wierzeń znajdują oni takich, którym mogą być przewodnikami i pomocnikami.

Chcą oni jednak zbudować ci mosty, które ciebie, syna ziemi, jakim pozostaniesz, jakkolwiek wysoko czułbyś się wzniesiony w myśli i ekstazie, powiążą z pozazmysłową Rzeczywistością.
Dalecy są oni od owych nauczycieli, co człeka chcą biczować w ekstazie, aby potem – zmysłów swoich niemocen – wierzył, iż moc posiada ściągnięcia ku sobie Boskości.
Wiedzą, iż nigdy nie można myślą pojąć tego, co jest i żyje poza wszelką myślą.
Uśmiechają się, słysząc o tych, co się za zapoznanych bogów uważają.
Staną jednak niewidzialni u boku każdego, kto swego Boga w sobie pragnie zdobyć.
Są oni prawymi arcykapłanami, co czarę błogosławieństwa podają każdemu pielgrzymowi, jeśli w największej głębi swego serca w sobie pożąda Boga.
Zali nie widzisz, ze idzie tu o co innego, niźli mniemają ci, co z nauk mistycznych wszystkich ludów uczyniwszy bigos, nazwali tę potrawę „nauką o Bogu, „Theo-spohią”?!
I z całą tą nauką, z praktykami i postami, z całą czystością swoich czynów i myśli, z całą wiedzą o rzeczach, o których wiedzieć nie potrzeba, nie zbliżysz się ani na szerokość włosa do tego celu, który poprzez najgłębsze uczucia swego serca, jako cel ostateczny wszystkich swoich pragnień, przeczuwać możesz.
Może się staniesz błaznem – może dla siebie i dla innych „świętym”, ale nigdy swojego Boga nie dosięgniesz.
Jeśli chcesz znaleźć to, co w każdej chwili możesz znaleźć w sobie, nie trzeba ci zwracać oczu ku wysokiemu Wschodowi.

Ci, co kierują tobą stamtąd nawet wówczas, gdy w jednym kraju i w jednym domu żyją z tobą, mają ci co innego do ofiarowania.
Potrafią oni stworzyć w tobie, to czego ty sam nie jesteś zdolny w sobie stworzyć.
Coś co zapuści w ciebie korzenie, dla czego ty będziesz pokarmem, a jednak coś, czego dotąd nie posiadasz i nigdy sam z siebie nie posiądziesz.
I oni, Świecący praświatła, nie mają tego oczywiście sami z siebie.
oddają oni tylko dar, który się niegdyś, przed upadkiem człowieka, stal z wyższych regionów udziałem ducha ludzkiego.
Ale Najstarsi z Braci są ludźmi, co głębokiemu upadkowi ducha człowieczego nie ulegli.
Żyją oni jeszcze na ziemi, bowiem nie znają śmierci, gdyż żyją w niezniszczalnej postaci duchowej, nie połączeni nigdy z ciałem, podobni zwierzętom, jako ty i ja.
(Znacie tylko dzieje zwierząt, kiedy prawicie o rozwoju „człowieka” na ziemi!)
Najstarsi zaś stworzyli sobie w ludziach co upadli i oto żyli w ciałach zwierzęcych, swoich Braci i teraz jeszcze ich tworzą…

Wśród wszystkich ludów znajdują tych, co mogą być im Braćmi, sami jednakże żyją tam, gdzie się najwyższe góry świata wznoszą, niedostępni dla każdego, kogo pośród siebie sami nie wprowadzą.
Tu jest zaprawdę „namiot Boga u ludzi” na ziemi! Tu sięga królestwo ducha pełne mocy, w ten świat ziemi! Stąd idą jego promienie do wszystkich, co mieszkają na ziemi.
Widzę dziś jednak wielu, co go szukali na błędnych drogach.
Chciałbym tych wielu skierować z powrotem, gdyż czynne światło dalekiego Wschodu z trudem zapewne może ich napełnić, jeśli ich oczy są oślepione przez światła wszystkich czasów, przez pochodnie i lampy nocne, którymi człowiek upadły w zwierzęcość sam sobie drogę oświetlał.
Zaiste, kto nie zbłądziwszy patrzy poprzez światła ziemi na Wschód, ten na wysokich górach znajdzie żywe światło, a kto je znalazł, temu na drodze jego będzie świecić, póki swój cel osiągnie – póki swój cel osiągnie!

DROGA

Wszystkie rzeczy wielkie wymagają odwagi i wiary!
Zanim zawiśniesz na krzyżu, nie zdołasz zmartwychwstać!
Zanim uwierzysz, nie powiedzie cię słup ognisty przez suche morze!
Wiele, wiele masz w sobie do przezwyciężenia, a więcej jeszcze musisz się nauczyć przezwyciężać, jeśli chcesz naprzód iść na swojej drodze.
Morze grozić ci będzie połknięciem, pustynia nie da ci pożywienia; nadto na niejedną chwilę zatrzymasz się w trwodze i zwątpieniu, odkąd wkroczysz  na ową drogę do siebie samego i swego Boga!
Jak ciężko jest to, wtedy dopiero poznasz, gdy będziesz na tej drodze…
Ale nie lękaj się!
Na tej drodze nie jesteś sam.
Towarzyszą ci wszyscy owi, co przed tobą po drodze tej kroczyli.
I oni musieli brnąć poprzez wszystkie niebezpieczeństwa.
Ani jednemu z nich droga łatwiejszą nie była niźli tobie.
A oto przybyli oni do błogosławionej krainy.
Oto osiągnęli cel mąk i ze świętych gór ślą ci pomoc i siłę.
Od owych, co w najwyższym świetle swego Boga promienieją słonecznie, co bosko, niby Jedność jedyna, jedno Słońce wszystkich słońc, całemu światu świecą, do tych, co na tej ziemi szatę człowieka ziemskiego noszą, płynie jeden strumień światła poprzez wszystkie światy i wszystkich jednoczy w najdostojniejszej społeczności.
A na najgłębszym szczeblu tej drabiny niebieskiej, stoją owi przewodnicy, co i ku tobie mogą dłoń pomocną wyciągnąć, jeśli pragniesz ich pomocy.

Nie opuszczają oni nikogo, kto poprzez noce przerażeń toruje sobie drogę do owej ukojnej, cichej wysokiej świątyni, iżby się jego Bóg w nim samym mógł narodzić.
Nie z zewnątrz ślą oni swą pomoc, bowiem głęboko w twoim wnętrzu są z tobą związani, odkąd odważnie na swą drogę wkroczyłeś, na tę samą drogę, poprzez którą i oni niegdyś musieli wędrować.
Kto nie jest jednym z nich, ten nie jest mocen ci dopomóc, chociażby cuda ponad cudy spełniał.
Na drodze swojej wielu spotkasz fałszywych mędrców, mędrców, którym samym nauka jest bardzo potrzebna, a wielu pysznych krasomówców, będzie cię „wiedzą” swą olśniewać.
I spotkasz niejednego świętego – samozwańca, co trawi się sam w swej próżności i mniema, iż jest „bez grzechu”, jeśli i innych swą „świętością” uwodzi.
Pokażą ci wielu fałszywych Hierofantów, co cię skwapliwie będą usiłowali otulić w daleką, obrębioną ciemnymi przypowieściami, fałdzistą togę swej złudnej nauki.

Jeśli raz tylko zaniechasz ostrożności, wpaść możesz w ich sidła, a rzadko uda się komu z obieży tych ptaszników ujść, jeśli tam popadł…
I także strzeż się tych, co wiedzy tego świata używają do uzasadniania swej „boskiej mądrości”!
i strzeż się tych, co mocami cudownymi chcą umysł twój zamroczyć!
Strzeż się tych, co mniemają, iż potrafią z ziemi tej i z życia na ziemi uczynić gnuśnego używania darów ducha królestwo, poświęcając ciału troskę swą w pożywieniu i osobliwych praktykach, aby się w ten sposób weżreć i wpić w wyśnione państwo „wyższego ducha”!
Święcący praświatła, co blaskiem swym cały świat otacza, nigdy się takich środków nie imają.
Nie będą też nigdy dążyli do tego, aby cię odosobnić od współbliźniego twego przez tajemnicze misteria i ogłupiające ceremonie.
Nie będą ci nigdy nadawali tajemniczych stopni, tytułów i godności, przez które próżność twa byłaby tumaniona i śmieszna w tobie umacniana zarozumiałość.
Nie znajdziesz ich także z gestami kuglarzy na mównicach, ani na rynkach przed mnogim ludem.
Ofiarują ci oni swą naukę i pomoc w słowach i w wewnętrznym działaniu, nie ukazując ci siebie samych.
Nie trzeba, abyś ich poznał, gdy ich spotkasz.
Nie trzeba abyś w szatach człowieczych odnalazł.
Oni odnajdą ciebie i potrafią dopomóc ci, gdy nawet zrozumieć nie zdołasz pomocnika.
Innymi oni środkami działają, niźli owi głupcy, co tłumy swych zwolenników tajemniczym gestem i pustym a głośnym słowem wabić usiłują.

Nie zażądają oni nigdy, ani oczekiwać nie będą daniny za wiedzę swą i przewód, a raczej groszem ostatnim podzielą się z tobą, niźli by za pomoc swą pół grosz mieli wziąć od ciebie.
Kto oczy ma iżby widział i uszy ma iżby słyszał, ten niechaj sam się strzeże przed kuglarzami i bezczelnymi samozwańcami; rozpozna ich z łatwością!
Świecących praświatła trudniej jest odnaleźć.
Zaledwie rozpoznasz ich w szatach ziemskich, albowiem lubią oni ciszę i ukrycie.
Błogo temu, kto im zawierzy!
Lecz teraz o Poszukujący, pójdźmy społem w ciszę, bowiem chcę ci początek drogi twej ukazać.
Skup się w sobie i posłuchaj mnie!
Najpierw o Poszukujący, będziesz musiał wiele zapomnieć.
Fałszywe dano ci pojęcie o Bogu i tak oto zduszono ów zarodek, z którego kiedyś w głębiach duszy twej na świętych rzekach rozwinąć się miał Kwiat Lotosu, gdzie się narodzić mogło światło, co wiecznie będzie cię oświecać…

„Duch co unosi się ponad wodami”, wypełnia przestrzenie nieskończone, ale nie inaczej możesz się doń zbliżyć jak w sobie samym.
I wówczas dopiero, gdy się on w tobie, jako twój Bóg, światło ze światła objawi, będziesz mógł prawić o cichym jego władaniu.
Ci, którzy chcą bezmierność jego zgłębić, błądzą wielce.
Mniemają, iż można zbliżyć się w nieskończoności do tego, czego wszystkie przestrzenie świata wypełnić nie zdołają i nawet się nie domyślają, iż tylko karykaturę sobie tworzą, co ich opanowuje.
Posiejmy od nowa w duszy twej ów Kwiatu Lotosu zalążek – może w twych siłach znajdzie on pokarm.
A kiedy kwiecie jego się rozwinie, wniknie w ciebie duch, co sam spłodzony z siebie żyje i jak twój Bóg w tobie się narodzi.
Nie pierwej poznasz Boga!
I nie wierz tym, co pouczają cię o Bogu swoich marzeń, o Bogu co się w dusznej ekstazie daje dopiero odnaleźć.

To, co tak oto można odnaleźć, to tylko złudna fata morgana świata wewnętrznego.
Nie znasz jeszcze bogactwa, które kryje w swych dalach dusza twoja.
A są tam siły i moce, którym byś jak ó prorok przed płonącym krzakiem – cześć i uwielbianie oddał, gdybym ci mógł je teraz ukazać.
Dusza twoja jest niezmierzonym królestwem, a nikt jeszcze nie zbudował cudów królestwa duszy…
Myślisz o duszy swej, niby o jasnej zasłonie i sądzisz, iż siebie tylko samego w niej odnajdziesz.
Lecz dusza twoja jest jako żyjąca chmura z miliardów istot pełnych siły zbudowana, a ty masz się tych wszystkich istot dusznym panem i mistrzem stać.
I jeśli nie uczują one w tobie swego pewnego władcy, tedy ty, odurzony przez ich zastraszającą cię moc, ich staniesz się niewolnikiem.
Muszą ci służyć, jeśli je opanowałeś, ale wodzić cię będą na pasku przez najosobliwsze sztuczki, jeśli im w złudnej pokorze zaufasz.
Trzeba im silnej woli, aby się pod nią zjednoczyły.
Póki nie zjednoczyłeś ich w jednym pragnieniu, nie znajdzie dusza twa owego spokoju, co jest warunkiem, aby mógł zakwitnąć święty Kwiat Lotosu.
I nie wcześniej osiągniesz w sobie poprzez swą duszę objawienie owego królestwa ducha, które przez siły duszy twej może ci się stać widne, poznawalne i słyszalne, gdyż w tobie jako i wszędzie żyje ono dzięki jednakim siłom…

Nie wcześniej też otrzymasz znak od swego guru, nie wcześniej uczujesz w sobie owych wysokich przewodników Świecących praświatła.
Dlatego dąż do tego przede wszystkim o Poszukujący, aby umocnić w sobie jasną i silną wolę siebie samego! Odnajdziesz siebie i swego Boga jedynie w JA!
Usiłuj z radosnym weselem i cichą powolnością opanować siebie w sobie samym i odwrócić oczy swe od wszystkich tych obrazów, które ci podniecony umysł może ukazywać!
Musisz zdobyć najpierw pełnię radości i ufności w siebie!
dopóki w sobie samym się nie skupisz i nie zawrzesz ze wszystkich stron, na próżno będziesz usiłował posiąść królestwo swojej duszy, gdyż siły duszy twojej przed tym się jeno kłonią, kto godzien jest ich czci.
Lecz nie sądź, iż możesz cel ten kiedykolwiek osiągnąć, jeśli bezczynnie gnuśnieć będziesz w zewnętrznym spokoju!

Musisz jako człowiek świata zewnętrznego, z dnia na dzień przedsiębrać czyn, jeśli chcesz nauczyć się wolę twa hartować, aby siły twej duszy były jej powolne.
Nic w świecie zewnętrznym nie jest na tyle nikłe, a żadna czynność nie jest sama przez się na tyle godna pogardy, aby nie mogła ci być ku nauce.
Najpierw musisz się nauczyć władać swymi myślami ulotnymi i zmuszać je do tego, aby się w każdej chwili w jednym punkcie jednoczyły.
Samotność na pustyni, ani życie w dżungli pośród dzikich zwierząt nie bardziej sprzyjają twemu przedsięwzięciu, niż ruch wielkiego ludnego miasta, w którym ty sam zajmujesz się swoim rzemiosłem.
A kiedy już osiągniesz ten pierwszy stopień w zupełnej pewności, iż myślami swymi i wolą swoją potrafisz rządzić, wówczas dopiero rozpocznij pierwszą próbę zjednoczenia sił swojej duszy!
I wówczas napotkasz jeszcze na różnoraki opór.
Długo będziesz swej ustawicznej woli na próżno używał, aby ugiąć pod nią te wszystkie oporne siły swej duszy…

Ale nigdy nie wolno ci tracić odwagi!

Nigdy nie wolno ci tracić wiary w samego siebie!
Wszystko to są próby twej wytrwałości i zdobytej siły.
Wiedz jednak, że w ten sposób musisz się wreszcie stać zwycięzcą!
Rozbłyśnie dzień, w którym przeżyjesz w sobie całą wielką radość zwycięzcy.
Wówczas wzejdzie zarodek Kwiatu Lotosu, a na świętych stawach twojej duszy ujrzy oko twego guru pączek na nieruchomej, tajemniczej powierzchni wody…
wówczas zwoła on w świętej radości swoich towarzyszy, a tłum wybranych stróżów od dnia owego strzec będzie świętego stawu w krainie twojej duszy.

Cud stał się!
Cud, którego człowiek dokonał; bowiem łatwiej jest słonia oszalałego na cienkim sznurze konopnym poprzez zgiełk rynku poprowadzić, niźli siły duchowe człowieka złączyć pod jedną wolą.
Teraz jednak musi stłumione światło dnia miękkimi swymi promieniami otoczyć pączek, by się on kiedyś w pełnej, błyszczącej okazałości mógł w kwiat rozwinąć.
Wysokie, wielowiekowe drzewa otaczają staw i strzegą delikatnego paczka przed niszczącymi promieniami palącego słońca.
Wysokie mury świątynne powstrzymują gorący wicher.
Teraz o Poszukujący, nowe się dla ciebie rozpoczyna działanie.
Ale to działanie wymaga istotnego spokoju i najcichszego oddania się sprawie.
Będziesz mógł spełnić je po pracy dnia, a może też przed pracą poświęcić mu ciche godziny poranku.
Oto nadszedł czas, abyś zaczął cicho i delikatnie do wnętrza nasłuchiwać, do wnętrza pytać.
Nigdy nie będziesz dość cichy na to!
To, co się w tobie ukrywa, a oto ma się objawić, nie w głośnych rozmowach myśli daje się znaleźć.

„I jest to w głębi ciebie, ale ty jego słowa jeszcze nie pojmujesz, bowiem głos jego jest  łagodny, niby odległy ptaków zew.”

Nie odstraszaj go od siebie!
Bacz na najcichszy dźwięk!
Łatwo możesz go nie dosłyszeć…
Na ciche twe pytania zrazu tak cicho odpowiada, że najdelikatniejszy podmuch wiatru w twojej duszy już głos jego rozwiewa.
Pewnego dnia jednak nauczysz się słyszeć ów głos wewnętrzny.
Nie tak, jak gdyby to z zewnątrz mówiono.
I takoż nie w słowach twej mowy ojczystej.
A jednak głos ten będzie ci bardziej zrozumiałym, niż wszystko to, coś od dzieciństwa  przez słowa ust pojmował…
I oto będziesz musiał pójść za tym głosem.
Cała twoje dalsza droga zgotowana będzie przez twą stałość.
Zwolna nauczysz się poznawać, iż wola twa teraz nie tylko służy ci, lecz, że potrafisz niż przez wyższy nakaz kierować…
Coraz głębiej i głębiej zanurzać się będziesz w tajemnicę swej duszy.
Im więcej będziesz poznawał, tym więcej będziesz przeczuwał w ukryciu.
Wdzięcznie i troskliwie strzeż najbardziej nikłego ze swych przeżyć, gdyż wdzięczność twoja przyniesie ci pełnię przeżycia.
Spoglądać będziesz na królestwo cudów wewnętrznych o którym teraz żaden opis nie mógłby ci dać pojęcia.
W życie twe wejdą rzeczy, które dzisiaj – i słusznie – zdają ci się niemożliwością.
Ale największym cudem ci się wyda, że wszystko to oddane będzie w twą moc.
Jeśli dotąd wiernie słuchałeś wewnętrznych rad, tedy się z wolna oto otworzy  Kwiat Lotosu. Tedy wcześniej czy później przeżyjesz ów dzień, w którym Kwiecie Lotosu rozbłyśnie rozpromienione światłem, nie z tego słońca ziemi pochodzącym.

Oto, o Poszukujący, nastąpił dzień, w którym się Bóg twój, jako twój Bóg, w tobie samym objawił przez twoje Ja.
On w tobie, a ty w nim się „narodził”.
A to, co tak się dokonuje, tajemnica pozostaje nawet dla jasnowidzącego.
Ale jeszcze nie wolno ci zarzec się swego guru, lecz w nowy sposób się z nim połączysz.
Już gdy się pączek Kwiatu Lotosu ukazał, może się zdarzyć, że ujrzysz swego guru w obrazie magicznym.
Nie jest to on sam. Są to magiczne siły twojej duszy, które on wolą swą na obraz swój kształtuje.
Błogo ci, jeśli tak, jako doradca, często może się on w pobliżu ciebie znajdować, widzialny i słyszalny dla ciebie.
Ale nie troskaj się jeśli nigdy obrazu jego, jako zjawiska zewnętrznego nie ujrzysz.
Nie zawsze jest dlań możliwe ukazywać ci się. Tym pewniej będziesz wówczas wewnętrznie odczuwał jego kierownictwo.
Teraz, gdy się twój Bóg w tobie, a ty w nim narodził, będzie się twój guru w jedności z głosem twego Boga i z tobą w najwyższym tylko życiu swego ducha objawiał.
Będziesz go czuł zupełnie identycznie z sobą, póki przy tobie będzie.
Nie będzie cię on więcej wiódł pouczając, lecz ty sam czerpać będziesz z jego skarbca życia wewnętrznego, czego ci brak.
Nad wszystkim tym świecić będzie słońce radości boskiej, a całe pasowanie się o światło i oświecenie, które było w tobie naciskiem wewnętrznym, zanim wkroczyłeś na ścieżkę, ukaże ci się teraz jako padół męki.

Widzisz przed sobą niezgłębioną wieczność i wiesz, że zjednoczony ze swym Bogiem będziesz poprzez jej najgłębsze cuda wiecznie kroczył naprzód.
Gdy ujrzysz siebie samego w cierpieniu i radości, widzieć będziesz jedynie człowieka, atoli duch twój w Bogu twym wysoko ponad wszystko co ziemskie i ludzkie będzie wyniesiony, gdyż dusza twa stała się królestwem wieczności.
Ten ci jest o Poszukujący , bieg grogi, którą musisz przebyć, jeśli chcesz w sobie do Boga swego dojść, w sobie samym, w swym własnym „Ja”.
Taka jest wysoka droga, co cię od najwyższego celu, do przebudzenie wiedzie.
Teraz posłuchaj co jeszcze mam ci radzić.
Od owego dnia, który cię znajdzie zdecydowanym do wkroczenia na tę ścieżkę, wytniesz sobie tęgi kij podróżny, jeśli potrafisz moc słowa mieć na swe usługi.
Wybierz słowa mędrca, które przemawiają do tego serca, słowa, przez które będziesz ujęty, podniesiony i przeniknięty.
Poświęć niewielką chwilę każdego dnia i jeśli to możliwe, o tej samej zawsze godzinie, podczas której będziesz usiłował połączyć się w rozważaniu z duchem tych słów.
I słowo takie, które cię przeniknęło, na długi czas zatrzymaj dla swych cichych godzin, jako ćwiczenie swojej myśli, podobnie jak flecista stale się w tej samej melodii ćwiczy, dopóki dla niej najczystszego tonu nie odnajdzie.

Znajdziesz w tej książce wiele słów, które ci będą mogły posłużyć do ćwiczenia.
Inne podałem dawniej w innych miejscach, lecz nie masz potrzeby ograniczać się do moich słów.
Biblia i Wedy pełne są słów, które ci mogą posłużyć, poeci i mędrcy wiele takich słów ludziom dawali.
Niebezpieczne jest to jedynie, że w słowach takich widzisz zarazem naukę, co im sens niezrozumiały nadaje.
Dlatego radzę ci z początku wybierać słowa z moich pism, jeśli się memu przewodowi ufnie oddajesz.
Od tego rozpoczynaj, aby w myśleniu uchwycić treść tych słów.
Potem jednak spróbuj znaleźć dla nich bezsłowny sposób myślenia.
A w końcu przenikaj w bezsłownym ujęciu najgłębszy sens czytanych słów.
Wyciskaj je na swoich oczach w jasnym piśmie, napisane przez twą własną rękę i odosobnione od innych słów.
Odczuwaj je jakby wypłynęły z własnego twego ducha.
Usiłuj stworzyć w sobie ten stan ducha, w jakim mędrzec słowa te napisał.
Z teraz zacznij budzić swe uch wewnętrzne i usiłuj dźwięk słów słyszeć w sobie, w duchu.
Jeśli we wszystkich tych sposobach ćwiczenia po tygodniach czy miesiącach osiągnąłeś wyniki, które cię mogą uprawnić do zupełnej pewności, wówczas idź dalej – ale – dopiero wówczas.
Ostrzegam cię, abyś nie ufał rychłej gotowości chwili!
Być może będzie ci zdawać, jakobyś mógł w niewiele godzin to wszystko osiągnąć – może dziś już, czytając to, będziesz zdania, że na to nie trzeba ci już ćwiczenia.
Wielu z tych co chcieli wkroczyć na drogę, pozostało na początku i nie poszli dalej, gdyż tak myśleli.

Więcej jest tu wymagane, niż na pierwszy rzut oka domyślać się możesz pod tą nauką.
I trzeba tylko często w tych samych słowach wypowiadać wiele rzeczy bardzo odmiennych.
Nie to, co poeci nazywają „odczuwaniem języka i jego brzmienia”, jest tu od ciebie wymagane, aczkolwiek człowiek, który to odczuwanie posiadł, jest już na połowie drogi do zrozumienia tego zadania.
Jeśli jednak wszystko osiągnąłeś i jeśli odsłoni ci to nowe, wielkie rozszerzenie tego odczuwania i rozległe, świadome przeżywanie swego bytu, wówczas słuchaj dalej, o ty, który dążysz do najwyższego z ludzkich celów!

Teraz musisz podjąć się tego, aby owe słowa w sobie samym odczuwać całą swą istotą.
Teraz muszą te słowa żywe stać się w tobie samym.
Nie tylko duch twój, ale całe ciało twe musi w każdym włóknie słowa te odczuwać.
Słowa te muszą być z tobą w jeden byt stopione.
Ciało twe musi się stać ciałem tych słów, jako by nic nadto w tobie żywego nie było.
Siły twej duszy muszą się wszystkie w tych słowach zjednoczyć, a ty musisz siebie samego jako świadomość tych słów odczuwać.
A wówczas na drodze swej osiągnąłeś coś wielkiego!
Po raz pierwszy doświadczysz, co to jest Życie, które porusza ciebie i wszystko co żyje.
I będzie ci tak, jakbyś był na nowej ziemi, w nowym, nigdy nie przeczuwanym świecie.
Dowiesz się wówczas po raz pierwszy, że wszystko to, co ludzie zwą czuwaniem, nie jest czym innym jak głębokim, głuchym snem i niejasnym marzeniem.
I tu już, jeśli istniejące w tobie od początku siły zezwolą, może się zacząć jasne twe spoglądanie w światy duchowe.
Ale i bez tego  spoglądania będziesz w innego przemieniony człowieka i posiądziesz świadomość siebie, która zaledwie da się z obecną twą wiadomością porównać.

Jako w promiennym słońcu jasnego południa niknie światło małej lampki olejnej, tak oto, co dziś nazywasz swoją świadomością, w tej nowej świadomości sczeźnie i przepadnie.
I będziesz wówczas wiedział czemu mówi mędrzec o życiu, jako o świetle ludzi i wieloznacznych słów wspaniałą treść zrozumiesz.
„Na początku było słowo, a słowo było w Bogu i Bóg był słowem.
W nim było życie, a życie było światłem ludzi.
I światło świeciło w ciemnościach, a ciemności nie pochłonęły go.”
Ten kto te słowa napisał, wiedział dobrze, co mówił i ty także będziesz wiedział, gdy dojdziesz do tego miejsca swej drogi.
I będziesz wówczas wiedział i to, że ó wielki Mistrz z Nazaretu i jego dzieje dały  tylko mędrcowi rysunek, na którym pozostawił jasne barwy najwyższego poznania wszystkim tym, co po nim mieli nadejść.
Wielki Mistrz sam przecież nauczał tylko tego samego.
„Gdy się modlicie, nie mówcie wielu słów, gdyż Ojciec wasz wie, czego wam trzeba”.
Czemu mówili doń jego uczniowie: „Panie naucz nas modlić się?” Czyż nie dość dawno znali już zwykłe modlitwy?
Niezliczeni ludzie mówią dziś „Ojcze nasz”, ale paplają oni jak poganie i nie przeczuwają nawet, że gdyby potrafili modlić się tak, jak się jedynie modlić należy, w tych słowach posiedliby klucz do „Królestwa Niebieskiego”.

Ale „Królestwo Niebieskie pragnie mocy, i tylko ci, co mocy potrzebują, zdobywają je dla siebie”.

Bez zupełnego pokonania swej niecierpliwości, bez żmudnych i długotrwałych ćwiczeń nie osiągniesz nigdy celu.
Nie wierz jednak, aby dziki przymus lub gwałtowne natężenie mogło cię zbliżyć do twego celu.
Nie tak jest to słowo rozumiane.
Ciągle musi cię otaczać nastrój radosnej euforii i cichego wesela, a cała troska twa, na to ma być skierowana, aby z nieskończoną delikatnością zdobyć ów słuch wewnętrzny, inaczej bowiem nie osiągniesz nigdy nagrody zwycięstwa.
I więcej trzeba siły, aby się tak oto w kiełźnie utrzymać, niż by cię kosztował jeden czyn bohaterski.
Jeśli jednak wszystko dobrze rozważyłeś i ściśle chcesz się stosować do tej nauki, tedy mogę ci dać całą pewność, że i ty będziesz kiedyś należał do tych, co doświadczyli w sobie „Królestwa Niebieskiego”.
Rozpocznij więc swą stromą drogę.
I niechaj niezmordowana wytrwałość wiedzie cię aż do końca.
Wysoka pomoc będzie ci jednak ciągle bliska…

I nie oglądaj się za siebie na owo życie pełne cierpienia i radości, winy i zasługi, co może leżeć poza tobą!
Wiedz także, że bez znaczenia jest dla twego przedsięwzięcia, czy posiadłeś całą uczoność ziemi, czy też jesteś najlichszym pośród nie wiedzących.
I nie usiłuj wyróżniać się ponad innych ludzi, a nie wierz, aby osobliwy tryb życia miał być dążeniu twemu potrzebny.
Tym mniej może ci pomóc lub zaszkodzić rodzaj pożywienia, jeśli tylko twe ciało w zdrowiu i sile utrzymuje.
Jeśli chcesz mięsa zwierząt zabijanych unikać, tedy unikaj go, jeśli chcesz wyrzec się wina, tedy się go wyrzeknij, ale nie sądź iż stałeś się przez to czystym lub zgoła wyższym człowiekiem!
To samo tyczy się miłości zmysłowej między mężem a niewiastą.
Nie zniżaj się do zwierzęcia i w mocnej dłoni trzymaj swe okiełzane popędy, aby nigdy wbrew woli twej nie mogły cię opanować, ale nie kaź przez bluźnierstwo obrządku, który wówczas dopiero możesz pojąć zupełnie, gdy należysz do obudzonych w duchu!
Nie bez zbadania najgłębszych  uważali kapłani najstarszych religii narządy rodne za święte i zaiste czcili oni w nich coś innego, niż tylko obraz wiecznie płodnej przyrody.
Kto jednak chce i może wyrzec się miłości zmysłowej, niechaj się jej wyrzecze, nie wynosząc się przez to ponad innych.
Za cenę tę będzie mógł wzbudzić w sobie siły, których by nie posiadł bez tego wyrzeczenia, ale konieczne do osiągnięcia celu nie są wszakże te siły.
Konieczne jest tylko powstrzymanie się od wszelkich występków, które by dążenie do ducha osłabiały lub tłumiły.
Kochaj samego siebie – gdyż jeśli samego siebie nie umiesz kochać, mało dobrego uczynisz swemu bliźniemu, kochając go także jak siebie samego.
Unikaj wszystkiego, co mogłoby tobie lub innym zaszkodzić!
Unikaj też każdej myśli, pozbawionej miłości!

Idź sam swoją własną drogą, ale pozwól każdemu iść jego własną drogą, nawet gdyby cele jego leżały daleko poza tobą.
Nie wiesz nigdy, kiedy nadejdzie godzina innego człowieka, a nie masz prawa przeszkadzać mu we śnie przed jego godziną, – „obudzić” go zaś byś nie potrafił, gdyż nikt nie ujdzie snu, zanim godzina jego nie nadejdzie.
A jeśli godzina jego jest bliska, tedy on sam poprosi cię o naukę.
I wtedy dopiero wolno ci dać mu ją.
Wtedy dopiero staną ci u boku Świecący praświatła  ze swą siłą duchową, jeśli zapragniesz mu dopomóc.
Ty sam nie jesteś powołany do prowadzenia innych, a ci, co są do tego powołani, nie będą nigdy innych zniewalać, aby się przewodowi ich powierzyli.
Idź tedy ty w radosnym pokoju drogą do siebie samego.
Twoja droga do siebie samego zawiedzie cię w królestwie ducha do twego guru.
Twoja droga do siebie samego jest drogą twoją do Boga, bowiem nigdy inaczej do Boga swego nie trafisz, jedynie w sobie samym.

Teraz jednak chcę ci dać jeszcze kilka słów, które cię pouczą o zwyczajach i czynie królestwa ducha.
Nie daję ci systemu.
Usłysz mnie mówiącego w nieprzymuszonym porządku o różnych rzeczach.
Wybacz mi jeśli często muszę się powtarzać!
Musisz tę samą prawdę z różnorakich stron oświetloną ujrzeć, abyś ja w pełni mógł pojąć.
Ale będę też mówił o rzeczach, o których jeszcze w tej książce nie mówiłem.
Chcę powiesić kilka wieńców na ścianach twego domu, wieńców z kwiecia, które znalazłem na swoich najwyższych drogach i u celu ostatniej swej drogi, w kwitnącym mym ogrodzie.
Nie oskub moich wieńców a każdy kwiat pozostaw tam, gdzie ja go wplotłem.
Nie możesz zresztą pojąć całkowicie owej jedynej wielkiej Rzeczywistości, którą chcą wieścić wszystkie słowa tej książki.
Nie możesz zresztą wyjaśnić tajemnicy, co się tu w cichych słowach odsłania.

EN SOPH

To, co znajdujemy zawsze w człowieku, mądrość, dobroć, miłość, zmysł piękna, sprawiedliwość, harmonię są to już najwyższe przejawy owych sil, które się w całej przyrodzie kształtują.
W tym co nazywacie stworzeniem, są one nieświadomie czynne, a w człowieku dopiero znajdują się najwyższe, najczystsze promienie w świadomym bycie.
Dopiero w świadomym bycie może się boska świadomość w nich objawić.
Chaotycznie działają owe siły, jako najgłębsze, płodno tworzące moce przyrody.
Są one tam jeszcze odosobnione.
Potem jednak skupiają się promiennie, aż wreszcie w duchu człowieczym mogą się zjednoczyć.
Co w sercu ludzkim szumi i burzy się, co stale porusz człowieka, nie dając mu spoczynku – owo pędzące go dążenie do osiągnięcia czegoś – w tym rozpoznają magiczną siłę owych promieni, pragnących się połączyć.
Wiele jest jeszcze pożądań w człowieku, które powstają przeciw sobie, kiedy się chcą zjednoczyć.
I jeszcze człowiek nie znajduje siebie samego w rozkazodawczej woli, co wszystkie owe pragnienia zjednoczyć potrafi.

Wszystko co jest na zewnątrz Ja, a co ono w sobie, jako siebie, odczuwa, to jedno z owych wielu pragnień, co kiedyś w płomiennym świetle duchowej świadomości mają się zjednoczyć.
Wówczas dopiero zrodzi Bóg siebie samego w duchu wszech przyrody.
Istniejące samo z siebie to duch, który wszystko wchłania w siebie.
Ale siły wszechświata to pra przyczyny wielu działań i to was zwiodło, abyście jakiejś pierwszej praprzyczyny szukali.
Ale nigdy nie było pierwszej pra przyczyny.
Wiecznie tworzy się Bóg przez chaos elementów.
Nic nie jest tu przyczyną i nic działaniem.
Tylko wolna, świadoma wola ducha kształtuje samą siebie na Boga.
Mówicie jeszcze o Bogu, jako o stwórcy wszystkich rzeczy, który świat nieskończony, złożony ze światów sobie na chwałę stworzył, sobie na chwałę utrzymuje.
Ale Bóg jest tylko stwórcą samego siebie we wszystkim co istnieje.
Bóg jest tylko ojcem samego siebie w człowieku, a nie człowieka i rzeczy ojcem.
Wszystkie światy i słońca i ich ukształtowane siły są formami ducha, które się w czasie i przestrzeni zestalają.
Istniały one od wieków i po wieki istnieć będą.

Ciągle zmieniając działanie, to tworząc się, to niszcząc znowu, działają one tylko przez siebie same i nikt nimi nie kieruje.
Nigdy nie było początku i nigdy nie będzie końca.
Cały daleki, brzemienny formami wszechświat jest tylko wieczystym duchowym morzem, z którego się własnymi siłami wznosi chmura boskości.
Bóg wymaga wszechświata, a wszechświat wymaga Boga.
Perpetuum mobile, które mędrcy i głupcy spodziewali się odkryć, istnieje i już nie może być po raz wtóry odkryte.
Wszyscy oni przeczuwali tylko w pigmejskim zmniejszeniu ideę niezmierzonej Całości, tej, która istnieje sama z siebie, bez początku i bez końca, Brahma i Maja, wieczyste Życie od chaosu do Boskości.
Bytowanie samo z siebie.

O POSZUKIWANIU BOGA

Szukasz jeszcze Boga w bezbrzeżnych dalach…
Słuchaj oto ci powiadam: póki się Bóg twój w tobie nie narodzi, a ty w nim, nie znajdziesz go nigdzie.
Póki twój Bóg dla ciebie się nie narodził, na próżno będziesz wszystkie nieskończone przestrzenie  swym najgłębszym wołaniem o Boga w drżenie wprawiał…
Powiedziano ci, że człowiek jest zapoznanym Bogiem i musiałby tylko dojść do świadomości samego siebie, aby siebie odnaleźć jako Boga.
Ci, którzy tak mówili do ciebie, dalecy byli od swego Boga.
Nie ty jesteś Bogiem, ale w tobie jedynie na tej ziemi może się twój Bóg objawić, a wtedy będziesz ty ze swoim Bogiem tak złączony, jak słowo z myślą złączone są w pieśni.
Nic w wieczności nie zdoła oddzielić ciebie od twego Boga.
Dlatego nie szukaj Boga w nieskończonych dalach ani w nieprzystępnym świecie!
Dopóki szukasz jeszcze Boga, nie zrodził ci się jeszcze twój Bóg.
Z chwilą, gdy ci się raz narodził, nie możesz go szukać więcej.
Nic nie jest mniej potrzebne, jak szukanie Boga.
Ale dbaj raczej o to, aby przygotować w sobie wszystko, aby się Bóg twój w tobie mógł narodzić.
Słysz, wola wiecznego, wszech obejmującego ducha jest w tobie, jako forma w bycie, aby się kiedyś mogła w tobie samym, jako Bóg narodzić…
niech będzie w duszy twojej adwent, czas przygotowania, bowiem – słysz, tyś jest Betleem i w tobie ma się zjawić Król, co może ciebie zbawić – co może tylko ciebie zbawić!

O CZYNIE I DZIAŁANIU

Czynnym winieneś być  i działać na swej drodze ilekroć tylko znajdziesz w sobie siłę i zdolność do czynu i działania!
Gdy kiedyś zjednoczysz się ze swym Bogiem w sobie, będzie całe twe życie tylko czynem i działaniem, ba, ty sam będziesz tylko czynem i działaniem.
Bóg jest żywym ogniem!
Zniszczeniu podlega w nim wszystko, co bezczynnie leniwieje i gnuśnieje.
Wola ducha nie może się w tobie, jako twój Bóg, narodzić, jeśli nie jesteś czynny, jak gdyby Bóg twój był już w tobie…
Twój Bóg będzie Bogiem siły i przedsiębiorczości, a nie demonem bezsilnych pragnień i trawiących obaw.
Jakże możesz mieć nadzieję połączenia się kiedyś ze swym Bogiem, jeśli miłość oddala się odeń?!
Wtedy jasno możesz dojść w sobie do swego Boga, jeśli jesteś gotów czynnie połączyć się z nim, gdyż żywy Bóg nie jest Bogiem marzycieli i fantastów.
Li tylko w przebudzonych duszach może się on narodzić.
Światło jego o wiele jest za jasne, aby je dusze zmierzchu mogły znosić.
Jednocz siły swej duszy do wielkiego czynu!
Spełnij co tylko możesz spełnić, i czyń póki możesz czynić!
I tak będziesz mógł swego boga w sobie, swego żywego Boga, wolny od trwogi kiedyś spotkać.

O ŚWIĘTOŚCI I GRZECHU

Ci, którzy wiedzieli o tych rzeczach, po wsze czasy pogardzali „świętym” z jego próżnością i pokora.
Woleli znajdować ludzi dumnych co umieli żyć z podniesioną głową, niżeli łaknących żebraków pod drzwiami boskiej wspaniałości, niżeli żałosne dusze pokutnicze.
Znajdować chcieli tylko ludzi, co potrafią swe życie ukształtować, jak dzieło sztuki, nie zaś takich, co się pod życiem uginają, jak bydlę pod jarzmem.
Kogo krzywda i grzech zdolne są wytrącić z jego kolei, ten niegodzien jest osiągnąć nagrody zwycięzcy.
Kto odnieść chce wielkie zwycięstwo, temu nie wolno się troszczyć o to, że pył dnia powszedniego kala jego odzienie.

Kto wiecznie jest zajęty czyszczeniem plam na swym odzieniu, ten rychło straci z oczu swój cel najwyższy.
Nie radzę nikomu tarzać się w brudzie, ale kto dąży do celu, winien nie mieć oczu na pył dnia powszedniego i drobne plamy, którymi on odzienie jego w wędrówce pokrywa.
Noga twa wiecznie stać będzie na tym samym miejscu i nigdy nie zawierzysz swoim krokom, jeśli się dasz powstrzymać na swej drodze błędom, których nigdy nie zdołasz zupełnie uniknąć.
„Święty” to człowiek, co sam sobie poprzecinał ścięgna i oto leży jak chromy u drogi i marzy z otwartymi oczyma: – latać…

Ach, obyś mi raczej w występku i grzechu po ramiona brodzi, niż byś miał się kiedy takim stać „świętym”!
Wszystkie najlepsze siły pójdą ci na marne, jeśli byś chciał świętego naśladować i przede wszystkim o to dbać, aby od błędów stać się wolnym”.
Nie zdołasz używać swoich sił, jeśli jedyną twą troską będzie unikać każdego błędu, bowiem gdziekolwiek  będziesz prawdziwie czynny, popadniesz wnet mimo swej woli w błąd i grzech.
Lecz jako pył marmuru, co warsztat i odzienie rzeźbiarza pokrywa, nie może wartości wielkiego dzieła sztuki umniejszyć, tak i na twoim prawdziwym JA, któremu czyn twój wieczną formę tworzy, z wszystkiego tego śladu nie zostania.
Zapomnij „warsztat” i „odzienie”, pozostaw „kurz” i „błoto” poza sobą i myśl o dziele, które w niezmierzonej  piękności trzeba ci stworzyć z własnego życia!
A jeśli już głęboko upadłeś na tej drodze, tedy podnieś się spiesznie i zapomnij żeś kiedykolwiek był upadł!
Marnością jest twój żal za tym upadkiem, ale dźwignięcie się mocne może ci się stać wielką podporą w twym dążeniu…
Zaiste, lepiej ten naprzód kroczy, kto znalazł w sobie siłę do podźwignięcia się z upadku, niźli ów, co w trwodze każdego chce potknięcia  się uniknąć.

Na drodze twej  nic ci nie może posłużyć do zguby, jak tylko obawa przed powstrzymującymi siłami winy, a te powstrzymujące siły będą tylko z twojej obawy zrodzone.
W miłości krocz naprzód i wolny od obawy, ale nie pozwól swej miłości niszczyć sił przeciwnych.
Bądź zawsze dobry dla wszystkiego co żyje, ale dobrocią względem tygrysa niech będzie celnie wymierzony strzał.

I wolna musi być miłość twa i dobroć, jeśli nie ma się stać dla ciebie jarzmem.
Wolnym jest, kto sam się wyswobadza!
Żaden zewnętrzny „Bóg” nie zdoła cię nigdy wyswobodzić.
Sam stworzyłeś sobie swoje upiory i sam tylko możesz je zniszczyć.
Wiele wydaje ci się jeszcze winą i grzechem, co nie zasługuje na tę nazwę, a niejedno przyjmujesz swobodnie i widzisz w nim zgoła swą cnotę, co jest ci pokusą do upadku.
Nie szukaj pokus, ale nie kieruj zawsze, jako ów „święty” oczu swych tak, aby wszędzie pokusę widziały.
Z podniesioną głową idź drogą swoją i wiedz, że najlepiej jesteś strzeżony, jeśli sobie samemu zaufasz!
Żaden upadek ani błąd nie może cię wówczas powstrzymać na twej drodze, aż kiedyś umocniony wielką siłą osiągniesz swój cel, który jest w tobie.
Ale przestrzegam cię i radzę ci: raczej już szukaj winy i grzechu, ale strzeż się pragnienia „świętości”.

O ŚMIERCI

Stoimy przed ciemnymi wrotami, które muszą przekroczyć ludzie, gdy się na zawsze rozłączają z ziemią..
Wiele ci rzeczy obiecano i wieloma cię rzeczami straszono, co mają leżeć poza owymi wrotami. Nie wiem, któremu z tych mistrzów masz zawierzyć!
Wszyscy jednak na chwilę w tym jednym mniemaniu się jednoczą, że nigdy już w tym ciele ziemskim, które tu porzucasz, nie możesz powrócić.
Wielu powiada ci, że wrócisz w nowym ciele w innym czasie.
Inni skazują duszę twą wraz z twoim ciałem na wieczyste zniszczenie.

Mylą cię ci i owi!

Ty sam bodaj czy kiedykolwiek powrócisz, ale nikt nie wie, ile swych sił duchowych, swych „skandha”, połączywszy je ze sobą, zdołasz zachować.
Te, których nie zjednoczyłeś ze sobą, będziesz musiał porzucić, podobnie jak to ciało ziemi i podobnie siłom tego ciała będą one w nowy sposób czynne w nowych formach.
Tak też i dzisiaj działa w tobie wiele sił duchowych, które niegdyś w innych ludziach dawnych czasów działały, a wiek duchowy niektórych dziś żyjących jest tylko na mocy  tych sił duchowych określony.
Pełnia sił duchowych, tworzących twoją duszę, zmienia się ustawicznie.
To mniej jest, to więcej sił działających w tobie.
I bodaj że nie stracisz przez śmierć żadnego z bliskich swej duszy ludzi, abyś nie otrzymał „dziedzictwa” z jego sił duchowych, bowiem niezwykle rzadcy są ci, co wszystkie posiadane „skandha” zjednoczone w Bogu z sobą mogą zabrać.

Najliczniejsi pozostawiają bogate dziedzictwo na ziemi.
Dusza twa jest jako promienna żywa chmura, która póki tu żyjesz na ziemi, w ciągłej się znajduje odmianie.
Nie potężna pełnia sił duchowych stanowi o twoim bogactwie, ale wyłącznie zjednoczenie sił, działających w tobie.
I te tylko na wieczną własność posiądziesz, które zjednoczyłeś w sobie, zanim nadeszła chwila rozstania twego z ziemią.

Jeśli się tu na ziemi z Bogiem swym nie połączyłeś, tedy i po śmierci połączyć się z nim nie zdołasz.
Będziesz żył wtedy we wszechobejmującym duchu w swoim duchowym kształcie, i tylko wedle tego, coś w sferze  duchowej zdziałał czasu swego cielesnego życia, będzie stworzony ów kształt  i twoja moc działania w nim.
Pod wysokim przewodem będziesz kroczył dalej, aż się kiedyś w tobie twój Bóg będzie mógł narodzić.
Ale wtedy wyda ci się czas do owego zjednoczenia niby wieczność, bowiem i w bycie bezcielesnym istnieje coś podobnego, jak tu wrażenie przestrzeni i czasu.
Zabraknie ci jednak wówczas mocy, aby przez wolę swoją przyciągnąć inne siły duchowe.
Wola twoja jest wówczas  skierowana jedynie na twój byt w duchu, w bezkształtnym, wszechobejmującym duchu, który zawiera w sobie pełnie wszelkich kształtów…
Poprzestać będziesz musiał na tym, co tutaj zjednoczyłeś w sobie.
A nadto nikt, jakkolwiek biedny wkroczył w królestwo ducha, nie chce już więcej wracać tu na ziemię…
Ale istnieje taki zmieniony powrót, lecz dla tych jedynie, którzy go muszą ścierpieć, jak skutej swego działania w szacie cielesnej na ziemi.
I dla tych, co tu szukali śmierci, aby się wymknąć bidom, które im w drodze od zwierzęcości do Boskości towarzyszyły.

Tak samo dla tych, których życie za krótko było odmierzone, aby w sobie przez wolę jakiekolwiek „skandha” zjednoczyć mogli.
I powiadają także, że ci, co chcą tu działać dla swych najlepszych w ciemności pogrążonych braci, ale – tych powrót w inny się odbywa sposób.
Tu leży wiedza ukryta, w części tylko jawna…
Zapewne mogą oni działać przez jakiegoś człowieka na ziemi, lecz sami w ciele ludzkim już nie wracają na ziemię.
Ludziom, dla których piszę te słowa, niechaj wystarczy, że tylko z własnej winy musieliby po raz drugi znosić nędzne życie, uwięzieni w ciele ziemskim.
Znaczna większość uniknie tego.
Tu jednak wszyscy są jeszcze w mocy z chwilą swej śmierci, świadomi wiecznego zjednoczenia ze swym Bogiem wkroczyć w królestwo ducha.
Jak mogą tego dokonać, wykazałem w jasnej nauce.
A ci, co zeszli ze świata, nie osiągnąwszy owego stopnia wiecznego zjednoczenia, znajdą w tych, co go osiągnęli najwierniejszych pomocników, gdyż wszystkie siły duchowe stykają się ze sobą w królestwie ducha, a co osiągnęli na ziemi zjednoczeni z Bogiem, to siły owe oddają tym, dla których Bóg ich tu się jeszcze nie narodził, gdyż żyją one przecież w każdej duszy przenikając wszystko, co z sił duchowych stworzone.
Dąż zatem do osiągnięcia najwyższego, ale nie troszcz się o tych, co jej dotąd nie zdołali osiągnąć!
Wszyscy oni kiedyś złączą się z tobą w swoim Bogu.
W sobie będziesz w Bogu ze wszystkim zjednoczony.

ŚWIAT TAJEMNY

Mówiłem ci dotąd o Niewidzialnym w jednym znaczeniu, o Niewidzialnym, który jest tylko w twojej duszy, tylko przez siły duszy twojej się ujawnia.
Trzeba mi jednak mówić o innym jeszcze Niewidzialnem, które otacza cię z zewnątrz, jako wszystkie przedmioty świata widzialnego.
To Niewidzialne jest częścią świata tego, a razem częścią nierównie większą…
Przez to Niewidzialne kroczy twój guru, jak przez most, gdy chce cię po raz pierwszy dosięgnąć, bowiem nie jesteś jeszcze zdolny pojąć go w Bogu z jedności swoich sił duchowych.
Musi tedy, gdy chce do duszy twej przybyć, przekroczyć owo Niewidzialne.
I dopiero z owej niewidzialnej „zewnętrzności” może wnętrza twego dosięgnąć.
We wszystkich czasach bywali ludzie, co ową niewidzialną zewnętrzność z całą pewnością pojmowali.
Ale dla osiągnięcia ich celu nie miało to bynajmniej znaczenia.
Widzieli oni więcej, niźli ty, tak jak spoglądający przez teleskop widzi góry i kanały odległych gwiazd.
To „widzenie” związane jest z pewnymi narządami, które w rzadkich tylko wypadkach są w człowieku doby obecnej na tyle rozwinięte, aby ich mógł używać.

W ludziach dawnych czasów silniej były one rozwinięte i w ludziach przyszłych silniej rozwinięte będą.
Rozwój tych dalekich  od dnia powszedniego narządów i zdolności dokonuje się w ludzkości jak fala. To przygasa zupełnie, to w wielkiej znowu mocy się objawia.
Ludzie, w których narządy poznawania niewidzialnej zewnętrzności są całkowicie rozwinięte, obdarzeni są siłami duchowymi, „skandha”, które już w ludziach dni dawniejszych działały.
W tym znaczeniu można ich nazwać „starszymi duchowo”, choćby ich „skandha” nie osiągnęły nie osiągnęły nawet tego wieku, co owe, które są czynne w „Braciach”” Świecących pra światła.
A w kim się z owym „jasnowidzeniem Niewidzialnego” łączy pożądanie wyższego poznania, ten znajdzie i w owej niewidzialnej części świata dobrotliwych doradców i troskliwych pomocników, którzy mu zrozumienie tego , co widzi, ułatwią.

A gdy się on w owej niewidzialnej części świata zupełnie „przebudzi”, wówczas może się stać, iż otrzyma od wyższych, tam „przebudzonych”, siły dla współdziałania w dziele rozwoju, którego tamci od wieków dokonują. Może się on w ten sposób stać „wtajemniczonym” niższego rzędu.
I życzyć sobie trzeba, aby wszyscy ludzie, którzy czują w sobie zarodek owych narządów poznawania w Niewidzialnym, troskliwie go w sobie pielęgnowali, zważając pilnie na wszystko, co im on ukazuje.
A może w spokoju niejeden zarodek rozwinie się w potężne drzewo.
Potrzeba wielu „robotników w winnicy”, a ludzkość naszych dni zyskałaby wiele, gdyby chcieli zmartwychwstać w niej owi wieszczy pomocnicy i nauczyciele, co potrafili w Niewidzialnym świata tego kroczyć po pewnych drogach.
Do tego czasu tylko pasożytnicze siły Niewidzialnego będą przez niektórych przyciągnięte.
Mogą to być twory, podobne bardzo do sił duchowych, ale nigdy „siły duchowe”.
Mało ludzi wie o tych siłach, siłach z pomocą których czyni fakir swoje cuda… i podziwiają oni fakira, kiedy spotykają na swej drodze fakira prawdziwego.

Niektórzy zaś, który te siły już wyżarły szpik życia, siadają w ciemnych izbach i przywołują „duchy” swoich przodków, a nic nie wiedzą, że przywołują tylko siły, co się wyższymi ich siłami duchowymi tuczą.
Te istoty pasożytnicze niewidzialnej części świata nie są bez świadomości, ale są tylko ciemno i niedokładnie świadome samych siebie.
Chcą nade wszystko znaleźć potwierdzenie swego bytu i aby to osiągnąć, na wszystko są gotowe.
Nie krępuje ich żaden obowiązek ani sumienie.
Upadek twój tę sam sprawia im radość, co twoje umocnienie, jeśli tylko przez ciebie mogą swe potwierdzenie znaleźć.
Biada człowiekowi, którego opanowały te twory.
Jeśli się nie potrafi z nich otrząsnąć, stanie się niewolnikiem ich popędów, aż dusza jego zemrze wreszcie, a świadomość zniknie w królestwie wiecznego zniszczenia, w jedynej śmierci, która istotnie może człowiekowi grozić.

Te siły mogą spełniać rzeczy, które niemożliwością są dla człowieka cielesnego.
Mogą one widzieć twe myśli i czynić widzialnymi najskrytsze twe wewnętrzne obrazy.
Mogą one mijając tworzyć kształty i rzeczy uchwytne, jak każdy inny kształt, jak każda inna materia, gdyż owe siły są działającymi siłami początku, które tworzą zjawę wszelkiej widzialności.
Mogą się one także objawić w postaciach tych, których już dawno nie ma na ziemi, gdyż każdą postać, która tu niegdyś była na ziemi, można w królestwie tych sił niby w zwierciadle otrzymać.
Ostrzegam cię tu nie bez przyczyny, bowiem i w tobie mogą one łup sobie wietrzyć, a łup znajdują one w tych zazwyczaj, co miast swą drogą kroczyć ku zjednoczeniu sił duchowych w swoim Bogu, myślą o „siłach tajemnych”, nie osiągnąwszy tego stopnia, na którym wielki guru może ich przez długie lata przygotowania nauczyć te siły  świata niewidzialnego opanowywać.
A wtedy jeszcze unoszą się one w ciągłym niebezpieczeństwie.

UKRYTA ŚWIĄTYNIA

Wszyscy, którzy wkroczą na drogę, wskazaną w mojej nauce, znajdują się w niewidzialnej części świata, co więcej, są przez siły swej duszy w bliskim połączeniu, chociażby w świecie zewnętrznym dzieliły ich od siebie tysiące mil.
Ale ludzką jest rzeczą chcieć być i w świecie zmysłów blisko i poznawalnym, jeśli się wie o swym zjednoczeniu wzajemnym przez wspólny cel.
Wielu też umocnionych jest w odwadze i wierze, jeśli na drodze swej mogą od czasu do czasu z towarzyszami mówić.
Ale są jeszcze wyższe względy, które taką społeczność w widzialnej bliskości czynią pożądaną.
Droga żywota łatwiej się otworzy, jeśli dwoje z tych, o na nią wkroczyli idą społem.
Dlatego musi każdy nauczyciel, co prawo i moc do nauki posiada, powtórzyć słowa wielkiego Mistrza: „Gdzie dwaj lub trzej zbiorą się w imię moje, tam jestem i ja pośrodku między nimi!”
Ale niechaj nigdy nie będzie to więcej niż „dwaj lub trzej”.
Nie bez przyczyny jest ta mała liczba wymagana.

Niechaj się P.{oszukujący nigdy nie łączą w „gminę”.
Każda gmina tworzy orszak żałobny swej martwej wiary.
Dopóki wiara żywa i czynna działa, znosi ona przez krótki czas pożerającą chorobę „gminy wierzącej”, ale wnet uwiędła, jak kwiat, nad którym przeszedł mór, umiera, a ci, co chcieli ją utrzymać przy życiu, sami kopią jej grób.
Wielce jednak będzie dla wielu ludzi pożytecznym, gdy się po dwóch, po trzech połączą i społem mówić będą o rzeczach widzianych na drodze do światła.
Jeśli się to da uskutecznić, winni się stale o jednej godzinie schodzić i swe wewnętrzne przeżycia razem dzielić.
Nie ma żadnych przyczyn w owych głębiach, które by wzbraniały każdym takim dwom, trzem wędrowcom wiedzieć o sobie, lecz nigdy się w zewnętrzności łączyć ze sobą nie powinno nad dwu lub trzech.
Jeśli uczynią tak, zewnętrzne zjednoczenie rozerwie wewnętrzne.
Co innego jest, jeśli chcą się przez listy porozumiewać, bowiem tu mówi zawsze jeden z jednym.
Lecz czy samopas idziesz po swej drodze, czy tez w dwóch lub w trzech, wiedz, że ukryta świątynia połączy cię ze wszystkimi, co jako ty drogę przeszli.

Świecący pra światła są tej świątyni wysokimi kapłanami i każdy kto drogę tę przeszedł stoi pod pewnym ich przewodem, nawet gdy wnętrze jego bez światła jest jeszcze i nie poznaje on jeszcze dłoni pomocnej, co go wiedzie.
Nie wymaga się od ciebie wiary w pomoc, której nie możesz wypróbować.
Żądamy tylko wiary w siebie samego, która ci nieodzowna jest na twojej drodze.
Jeśli zdobyłeś w sobie tę wiarę i ciągle ją na swej drodze zdobywa na nowo, wówczas uczujesz w sobie wnet prawdę moich słów.
Odkrywcy nowych światów wierzyli w sercach swych, iż za dalekimi morzami odnajdą te kraje i odnaleźli je.
Tak i ty sobie samemu musisz wierzyć, że masz moc do zgłębienia świętych cudów ukrytej świątyni.

KARMA

W obydwu królestwach tego świata, w widzialnym i w niewidzialnym, pociąga każdy czyn swe następstwa.
Tu musisz jako czyn uważać zarówno i myśli swe i słowa.
Jesteś związany z tymi następstwami czynu, dopóki nie zjednoczyłeś sił swej duszy w bogu swoim.
Wówczas zaś zniweczyć będziesz mógł czynów swych następstwa, gdy będziesz je chciał niweczyć.
Przed niepamiętnym czasem byłeś niegdyś z Brogiem swym zjednoczony, jako człowiek duchowy, w niepokalanym duchowym ukształtowaniu.
Wszystkie owe rozległe królestwa niewidzialnej części świata – niezmierzona dziedzina wszechświata – były wówczas dla czynnej woli twej dostępne.
Dana ci była droga, co wiodła cię od najdoskonalszej duchowości do coraz bardziej stałego ukształtowania.
I tak oto przybyłeś na granicę owych światów, gdzie się niewidzialne w widzialne zagęszcza.
Widziałeś przeraźliwe siły wiecznego chaosu i uległeś ich gniewowi i wrogości.
Nigdy byś nie musiał im ulegać, gdybyś był ongiś w odurzeniu swojej mocy nie odpadł od swego Boga…
Tak jednak stałeś się w swej najwyższej i najpewniejszej mocy bezradny i oto zszedłeś na łup sił niższych, co swego miejsca we wszechświecie nie mogą porzucić.
Siły, które dawniej mogłeś opanować i przy pomocy, których mogłeś swych wrogów w sługi najczołobitniesze zamieniać, stały się dla ciebie za wielkie, za możne.
I tak objęła cię trwoga przed własnymi niegdyś opanowanymi siłami i z trwogi przed nimi wytęskniłeś sobie nowe życie w owym królestwie, co żadnej z tych żywiołowych mocy niewidzialnej części świata w ich zastraszającym majestacie nie objawiła.
Wola twa spadła z wysokich jaśni i pospieszyła za tobą do krainy zewnętrznego świata widzialności, w którym się dziś znajdujesz.

Zadomowiony byłeś w świecie przyczyn, lecz trwoga twa wygnała cię do świata czynów.
Oto jest prawda legendy o raju i upadku wielkich duchów, które się zwały niosącymi światło…
Z owego to upadku stworzyłeś sobie swą „karma” przez stopień twego odwrócenia się od Boga, przez stopień twego szalonego opętania, które chciało cię nauczyć w sobie samym widzieć Boga.
Czas, w którym narodzić się miałeś w tym świecie ziemskim, jak też sposób, w jaki się to stało i drogę przeznaczenia swego życia sam sobie wówczas określiłeś, kiedy się z pana w świecie ducha przedzierzgnąłeś w niewolnika niskich mocy w świecie, co każdemu z czynów daje następstwa…
I to także, że na tej planecie się narodziłeś, jest następstwem rodzaju pierwszego twego czynu, co krył w sobie przemożny skutek, bowiem, zaiste,  w niezmierzonej przestrzeni jest nieskończenie wiele planet, zamieszkałych przez ludzi i ludziom podobne istoty i wiele z nich mogło ci się stać miejscem pobytu, gdyż wszystkie owe istoty podobnie jak ty upadły, zanim przybrały na się kształty człowiecze.
I są wśród nich twoi towarzysze nierównie szczęśliwsi i o wiele nieszczęśliwsi…
Nieliczni, którzy nie upadli, działają na wszystkich planetach ogromnej przestrzeni, gdzie ich upadli bracia w zwierzęcej się męczą przyrodzie, a ci, co tu, na ziemi tak oto działają, są to owi „Najstarsi”, wielcy „Ojcowie” pośród Świecących pra światłem w wieczności.

Chcą oni i ciebie z bied twoich wyciągnąć i pośród wybranych przez się „Synów” i „Braci” zaliczyć.

Celem twym nie jest w żadnym razie stać się jednym z tych, których potrzeba im do swego dzieła pomocy.
Chcą oni jedynie zawieść cię z powrotem do twego Boga, z którym się masz połączyć.
I jakkolwiek głęboko upadłeś, jednakże czynne są w tobie wysokie przejawy działające owych sił, które powstały z chaosu Boskości, gdyż zawsze pozostała ukryta w tobie iskra duchowej świadomości, choćby nawet nieświadoma dla myśli codziennej twego mózgu, jak wielki jasnowidzący  z zarazem przewodnik owych sił,  i jako twoje sumienie.
Nie możesz się nigdy zatracić w sobie, jakkolwiek głęboko upadłbyś  jeszcze u na ziemi.
Ona to jest, co zwą twą karmą, ona i nikt więcej.
Możesz przez czyny karmę swą polepszać lub pogarszać, zgasić ją możesz wówczas dopiero, gdy potrafisz zjednoczyć owe liczne pragnienia, z którymi teraz, jako twór z chaosu elementów, jesteś związany.
Kiedy się wszystkie one w owej iskrze duchowej świadomości, jako istotnym duchu ludzkim, w tobie zjednoczą, wówczas się Bóg twój, jako duch, w tobie narodzi i wówczas wolny będziesz od całej swojej karmy, jako na nowo nawrócony człowiek wieczności.
Błogo ci jeśli uda ci się to tu jeszcze na ziemi.
A jeśli ci się nie uda, tedy i po śmierci nie prędzej trafisz do siebie, do swego spokoju, póki spokoju swego w Bogu, w swoim Bogu nie odnajdziesz.
Tam jednak długo może to trwać, tam bowiem karmy swej nie możesz polepszać ni pogarszać i nie wcześniej ujrzysz światło, aż się ostatni skutek twych czynów nie dopełni.

JEDNOŚĆ RELIGII

We wszystkich religiach świata tkwi w jądrze ich prawda ostateczna, choć jądro to częstokroć zgoła dziwaczne nosi przesłony.
Kto potrafi troskliwie wszystkie przesłony usunąć, ten znajdzie wreszcie wielką naukę o wiecznym człowieku ducha, co niegdyś zjednoczony był z Bogiem, lecz odpadł od niego, bowiem w swym JA wyzbył się swego Boga.
Obwieszczoną jest mu tam droga, która go znowu wzwyż powiedzie, ażby wreszcie Boga swego na nowo w sobie samym, w swym JA odnalazł.
Że jednak nauka owa o wiele była za duchowa, aby mogła być pojęta przez pogrążonego w kulcie zmysłów człowieka, tedy omotał on tę ostateczną i najgłębszą prawdę dziwacznymi pnączami, aż wreszcie nie mógł już sam w tej gmatwaninie odnaleźć prawdy.
Przeczuwa wprawdzie, że poza owym zagmatwaniem była widzialna prawda, i dlatego przywiązał się niegasnącym zabobonem do form, którymi tę prawdę przesłonił.
We wszystkich wielkich naukach dawnych religii znaleźć też można zawsze wieść o nielicznych, którzy w upadku ducha człowieka nie upadli i którzy jako pomocnicy swoich braci, działają w ciemnościach ziemi, ażeby wyswobodzić człowieka.

Zapewne w wielu świętych księgach można jeszcze te słowa odnaleźć, ale nie wiedząc już, co one znaczą, przeinacza się prawdę zrozumiałą na fałsz.
Lecz mądrość wszystkich religii pochodziła początkowo od tych pomocników.
Ich to pomocna siła niegdyś w rozmaitych formach tę jedyną formę stworzyła.
A formy te w czystej postaci są to religie świata.
Kto jednak może je jeszcze dziś zrozumieć?
Lecz dziś jeszcze żyją na ziemi wielcy pomocnicy i jak w pradawnych czasach wtajemniczają w prawdę ludzi, którzy mogą  im się stać znowu „Braćmi” pomocnymi w dziele ratunku, które spełniają.
Człowiek nazbyt głęboko upadł w swoim JA, aby był jeszcze dosięgalnym bez stopni pośrednich dla owych najwyższych pomocników.
Dlatego przygotowują oni sobie ludzi, co mogą stanowić dla nich ten stopień pośredni.
W nich i przez nich działają owi najwyżsi pomocnicy, aby ludzkość nigdy bez ich pomocy nie pozostawała.
Nie było okresu, w którym by tacy pomocni, czynni bracia nie byli w użyciu.
U wszystkich ludów można ich odnaleźć.
Kto uszy ma, aby słyszał, ten nawet słowo niejedno we wszystkich czasach uchwyci, którego „krew i ciało” nie mogły objawić.
Kto chce do prawdy trafić, ten niechaj nasłuchuje takich słów.
Wyjaśnia mu one niejedną tajemnicę i usuną niejedną zasłonę, co kryje przed jego poznaniem prawdę ostateczną.

Nie trzeba wiele bystrości, aby odróżnić fałszywych proroków, co krzyczą na rynkach, od owych cichych czyniących.
To, co owi czyniący pra światła mają wam do ofiarowania, jest to ta sama prawda, która drzemie w najgłębszym rdzeniu wszystkich religii.
Zdejmują oni tylko zasłony z waszych oczu i ukazują wam to, czego nie potraficie już zrozumieć, jako religii, w nowych, zrozumiale jasnych obrazach.
Nagiej prawdy nie mogą wam nigdy pokazać.
Tę sami musicie odsłonić w ciszy, w sobie samych.
W was tylko samych może się tylko cud największy stać rzeczywistością.
Tylko w swym JA możecie odnaleźć to, co przed niepamiętnym czasem utraciliście.
Nie jesteście tylko owymi zwierzętami ziemi, za jakie uważacie człowieka w jego naturze i historii.
Ukryte jest w was coś głębszego i wyższego.
JA jest bezgraniczne, a każdy jego stopień podniesiony jest w nim przez stopień następny.
Wy jednak nie wiecie jeszcze, czym jest JA w was samych.
Żyjecie jeszcze jako zwierzęta, chociaż jest życie wasze nauką i sztuką obramione i prawie przesycone używaniem.
Gdy kiedyś poznacie siebie samych, ze wstrętem będziecie myśleli o tych dniach, w których żyjecie dzisiaj.

WOJNA I POKÓJ

Kto poznał kształtujące siły tego świata zjawisk w ich zastraszającej mocy i nieuchwytnej prostocie nieubłaganej, twórczej woli, tego ominie złudzenie powierzchowne, jakoby zmysłowy, namacalny wszechświat miał ucieleśniać widzialne „harmonię ducha”.
Przypatrz się osie, która musi składać swe jajka w ciele żywej liszki, aby jej małe z pełnej mak śmierci liszki otrzymał, a sam po wszystkie czasy wyleczysz się z tego mniemania!
Świat zmysłów jest dziełem duchowej pra siły; aby się jednak jako „świat” objawić, musi owa wieczysta, jedyna pra siła rozważyć siebie samą w nieskończenie wielokrotnych przejawach swoich i w każdym przejawie powstawać, zużywając lub usiłując zużyć wszystkie inne jedynie dla pełniejszego powstania danego refleksu, jako formy.

Każdy przejaw pra siły duchowej wymaga, aby forma, która przez niego widziana tworzy pra siłę duchową samą w sobie, otrzymała popęd do istnienia tyko dla samej siebie.
W najniższych czy w najwyższych istotach tego świata zjawisk, jak i we wszystkich czynnych w nim siłach, ucieleśnia się duchowa pra siłą niepodzielna, jak gdyby zawsze tylko ta jedna istota, ta jedna siła była najwyższym celem całego stworzenia i w każdej z tych istot, w każdej z tych sił nie więcej zna ona inne istoty, inne siły, niż siebie samą i widzi w niej tylko środki, które by jej służyć mogły.
Wszechświat widzialny jest najskrajniej przeciwnym biegunem wolnego, wszechogarniającego, wiecznego ducha samego w sobie.
Życie ducha wymaga nieskończenie wielokrotnego ukształtowania, a to ukształtowanie wymaga na koniec zestalenia się w widzialności świata zmysłowego.
Z tego jednak świata ponownie wznosi się duch w nowych mniej gęstych i stałych kształtach, aż po wielu stopniach znowu oczyszczony wraca do samego siebie.

Oto jest wieczna droga kołowa życia w niezmierzonym duchu!
„Pokarmem” siebie samego się stając, upada on w sobie, aby się znowu jako „pokarm” samego siebie podnieść do swej najwyższej, bezkształtnej, wieczystej istności.
I tylko przez to wieczne życie może się Bóg objawić w duchu w człowieku duchowym.
Gdyby nie było źdźbła trawy przy drodze, ani czerwia, co jej korzonek pożera, tedy nie byłoby i ciebie i w duchu Bóg nie byłby ukryty.
Gdyby nie było mikrobu, co jutro może znacznie zniszczyć twoje ciało, tedy nie byłoby i twego ciała, ani duszy twojej, ani żadnej z duchowych wielkich form.
Wówczas jednak nie byłoby i woli ducha, co niegdyś w duchu twym, jak twój Bóg, był posłał, a teraz oto na nowo Bogiem twym chce się w Tobie narodzić.
Ale jakkolwiek srożą się na siebie wzajemnie siły wszechświata widzialnego, przyroda nie zna jednakże nienawiści w swych płomiennych walkach.

Głupotą jest przyrównywać nienawiść ludzką do instynktu zwierząt, co dążą do wzajemnego zniszczenia siebie, gdyż jak i każda forma ducha tylko siebie chcą utrzymać.
Nienawiść jest przejawem ludzkiej bezradnej niemocy.
Tylko człowiek jedyny, człowiek w ciele zwierzęcym z siebie samego spłodził nienawiść.
Ani w widzialnym, ani w niewidzialnym świecie nie ma prócz niego istot, które by potrafiły odczuwać nienawiść.
Moc zaś jest najdostojniejszym wrogiem nienawiści, i im bardziej budzić się będzie w ludzkości, w jej państwach – komórkach, zwanych narodami i plemionami, świadomość, że w nieprzeczuwalnej mierze zdolna jest do wykrzesania z siebie mocy, tym bardziej zamierać będą w ludzkości uczucia, które zrodziły nienawiść.
A wówczas wojna  prawie zupełnie zniknie z dziedziny poczynań ludzkich.
Mocarny, którego moc nie zazdrości innemu, iż się i on w małości swej uważa za mocarnego, jest także miłującym, a miłość nie ścierpi nienawiści.
Wszystkie zaś wojny mają w najgłębszej swej przyczynie nienawiść za matkę, a nie nadaje się ten wojownika, kto nienawidzić nie umie!
Jednakże zawsze pozostaną ludzie ze sobą w niesnaskach, bowiem i oni są formami woli duchowej, która w każdej formie siebie tylko samej pożąda.
Ale gdy o człowieka idzie, rozpoznaje się wola duchowa zarówno w innym, i tak oto wkracza człowiek na drogę, która zawiedzie go do pokoju ze wszystkimi innymi za własnym wewnętrznym bodźcem.
Dopóki każdy z oddzielna nie wytępi w sobie nienawiści, na krótkiej przestrzeni tylko dostępna będzie ta droga człowiekowi.

Tak oto powstaną nowe wojny w ludzkości, dopóki ślad ostatni nienawiści, którą człowiek w sobie nosi, nie zemrze w nim.
Wszystkie inne pobudki do wojen przemóc można wolą.
Jednakże fale nienawiści ściągną najlepszą wolę w swój wir przepastny.
Przeciwieństwa i walki rozwijają siły i posuwają życie naprzód, lecz nigdy nie powinny one prowadzić do wojny między jednostkami lub narodami, tak jak zwycięzca w grze nie zabija swego przeciwnika, gdy go pokonał.
Każdy jednak, kto zwalcza w sobie nienawiść, wiedzie prawą wojnę, co kiedyś wszystkie wojny ludzkości zakończy.

WOLA ŚWIATŁA

Wiem, że czytać będzie te słowa wielu ludzi, którym odsłonią one  świat obcy dla nich, świat, któremu oni wrodzy będą.
Ale to iż wrogo mu się przeciwstawią, nie zdoła odmienić rzeczywistości.
Proszę się nie łudzić!
Nie mówi tu poeta, który chce opisywać swe oblicze!
Nie mówi tu marzyciel, co maluje swe zjawy ekstatyczne.
To, co się tutaj daje, jest to bezpieczny przewód, a każde słowo nauki oparte jest na realnej rzeczywistości.
Kto dotąd nie widział jej może się nauczyć ją widzieć, a droga do tego jest mu wskazana.
Każdy winien się jednak z tym liczyć, że rzeczy, które dlań pozostały tak obce, są rzeczywistością, która wiecznie uprawia swe działanie, nawet gdy on nie wie o niej nic, nawet gdy on jej działania rozpoznać nie może.

Zapewne pociągnie to dla niektórych skutki, lecz każdy sobie tylko idzie na pożytek, jeżeli widzi oto rzeczywistość rozszerzoną i zmienia w ten sposób swój obraz świata.
„Kto nie idzie naprzód, cofa się”, powiada przysłowie, ale w rzeczywistości, kto naprzód nie idzie, ten gorzej czyni, niżby się cofał, gdyż cofanie się może zawieść do nowych wartości.
Nie ma wiecznego postępu!
Cały rozwój ludzkości poddany jest prawom ruchu fal.
Ludzie dni dzisiejszych stracili wiele wiedzy, w którą niegdyś odlegli ich przodkowie wierzyli, a o tym co wówczas przeczuwano jedynie, zdobyto dziś wielką wiedzę.
I tylko pozostawania w miejscu nie znosi przyroda.

„O, gdybyś gorący był lub zimny, że jednak ciepławy jesteś, tedy wypluję cię ze swych ust”.

Tak po wsze czasy mówiło prawo, i dziś jeszcze słowa jego nie uległy zmianie.Kto pozostaje duchowo w ciemności ten nie ma woli światła.
Jeżeli umiesz sobie cenić  światło, tedy z pewnością wystarczysz kiedyś światłu.
Póki jednak twe oko duchowe pozostaje jeszcze pod grubą zasłoną, póty nie możesz widzieć.
Jeżeli nosisz w sobie wolę światła, dojdziesz na drodze swej z pewnością do celu, bez względu na to, czy zbliżysz się doń jako człowiek chłodnej rozwagi, czy jako uduchowiony zapaleniec.
Pół woli nie zawiedzie cię od celu.

Nie ma Boga, co by słuchał twych chromych gnuśnych modlitw.
Musisz sam sobie pomagać, jeśli ma ci być dana pomoc wielkich pomocników.
W twoim JA wyłącznie zawarty jest cały byt i wszystkie wrażenia.
Sam przed niepamiętnymi czasy oddzieliłeś się od swego Boga, kiedyś go przestał odczuwać jako swoje JA.
Tak oto stał ci się Bóg kimś innym, a ty jemu obcym.
Nie posiadasz wyższego ani niższego Ja, lecz w twoim Ja zawarta jest cała nieskończoność.
Sam musisz wybrać, co z tego wszystkiego masz sobie w sobie samym objawić.
Pośród zaś tej nieskończoności narodzi ci się na nowo twój Bóg.
Będziesz go jeszcze zrazu odczuwał, jako coś obcego, aż wreszcie poznasz kiedyś, że cię on w całym twoim  JA obejmuje.

WYSOKIE SIŁY POZNANIA

Wierzycie w swój postęp nie wiedząc, że kręcicie się w kółko.
W niepokoju usiłujecie wszystko rozszczepić, rozdrobnić, rozstrzępić i mniemacie, że przez to zbliżycie się do poznania.
Ale wszystko rozszczepione może być jeszcze bardziej rozszczepione, wszystko rozdrobnione daje się jeszcze bardziej rozdrobnić, a to co rozstrzępione, da jeszcze strzępy od siebie odrywać.
Tu jest granica, przed którą się zatrzymujecie, powodowani li tylko własną niemocą, gdyż droga jest bezgraniczna.
Lecz o istocie rzeczy wiecie więcej, „rzeczy samej w sobie” bliżsi jesteście, gdy wasze zdrowe oko jasnym rozumem ogląda rzeczy, niż gdy mniemacie, żeście już najdrobniejsze cząstki rzeczy odnaleźli.
Nie pod mikroskopem odnaleźć można „rzecz samą w sobie” i nigdy nie zbada teleskop najdalszych głębi przestrzeni.

Popęd do poszukiwania jest wam najgłębiej wrodzony, lecz powierzyliście dzieło poszukiwania „doskonałemu zwierzęciu”, które jest w was, omijając nieświadomie wysokie siły, które by wam mogły istotnie służyć.
Tak oto stwarza sobie w was „doskonałe zwierzę” swój „przyrząd do myślenia” i widzialne narzędzia, aby myślenie wasze i poszukiwanie rozszerzyć w nieskończoność, ale najwyższe wasze wyniki prowadzą tylko do nowych pytań, przed którymi musicie wreszcie stawać bezradni.
Byli jednakże w przeszłości ludzie, co uważali wasz sposób poszukiwania za głupotę, i ci, związani ściśle ze swymi najwyższymi siłami duchowymi, rozwiązywali najdalsze, najgłębsze pytania bez waszego aparatu myślowego
Trafiali oni do istoty wszystkiego, wy zaś rozszerzacie jedynie powierzchnię.
Umiecie mądrze o wszystkich rzeczach mówić, jakie to one są, jak się ukazują, dlaczego ich działanie raz się objawia, to znowu ustaje, lecz nigdy nie trafiacie do istoty rzeczy, bowiem to co nazywacie istotą, jest ciągle tylko działaniem, poza którym się najgłębsza istota ukrywa.

Lecz siły duszy, jeśli je opanujecie, rozjaśnią wam najgłębszą istotę rzeczy.
Atoli oczywista będzie ta istota rzeczy dla tych jedynie, co umieją już sami owe siły duszy opanować, podczas gdy wadze dowody i zdobycze, tych tylko wprawią w zdumienie, co jeszcze w zewnętrzności poszukują, bowiem siły ich duszy związane są dotąd w ciemności.
Każda siła tylko przez czyn może być oswobodzona, a jeśli nie potraficie używać sił swojej duszy w małych rzeczach, tedy nie odsłonicie sobie nigdy ich wielkich cudów.
Wiele wydawało się wam tylko ciemnym zabobonem, aż samo wasze zewnętrzne poszukiwanie pokazało wam wreszcie, że pod tym zabobonem ukrywała się wiedza, którą za późno poznaliście.

Tak i teraz ukryte jest jeszcze wiele w podaniach i mitach, w wierze ludu lub zgoła w istotnym zabobonie, a kiedyś w przyszłości objawi ci się to, jako płodne poznanie.
Wszystkie te rzeczy może jednak wasze zewnętrzne poszukiwanie z trudem tylko i w małej tylko części poznawać, podczas gdy dla sił duszy nic z tego nie jest ukryte.
Od was zależy czy wnukowie wasi w odległych dopiero czasach i pod naciskiem naginać się mają do faktów, czy też pozostawicie im wiedzę, której nie będą musieli prostować.
Także owa wieść, ukryta w legendzie i zabobonie, pochodziła w prapoczątku swym od ludzi, co potrafili używać swych sił duchowych, lecz ciemne jej ujęcie, które doszło do was, sprawiło, iż obrosła ona dzikim zielskiem obłąkanych marzeń, tak że z trudem możecie ją odgrzebać w jej pierwotnej czystości.

Ale wytrwałe poszukiwanie we własnej duszy odsłoni wam w was samych te źródła, z których czerpali owi starzy, wielcy mędrcy przeszłości.
Poznacie wówczas w najistotniejszej przejrzystości to, co się wam dziś w ciemnej, zagmatwanej mowie jąkałów daje.
Ale bez ciągłego, wytrwałego poszukiwania w waszym własnym wnętrzu – z tą samą odwagą, z jaką dziś szukacie na zewnątrz – nie poznacie nigdy, czego dokonać mogą owe siły, w was samych ukryte.
Jesteście strażnikami najwyższych sił cudownych, a silicie się w zewnętrzności na znikome zdobycze.
Wysokie siły poznania są w każdym człowieku, lecz drzemią one, póki ich każdy sam w sobie nie obudzi.
Większość ludzi gotuje się do ostatniego snu, a nigdy nie przeczuwali nawet, jakie skarby kryli w swej duszy.
Błogo temu, kto zdoła je na czas w sobie obudzić.
Odnajdzie on już tu na ziemi swoje prawdziwe życie i tu już w śmiertelności pozna swą nieśmiertelność.

O DUCHU

Żyjecie w świecie, którego „duchowe” jest tworem rozumu.
Co świat ten określa jako „ducha”, jest to wyobrażenie i myśl.
Ale dla ducha, który jako rzeczywistość świat oświetla, jest wszystko to, co ludzie dni dzisiejszych za „ducha” uznają, jedynie tylko narzędziem.
Świat w którym żyjecie, ogranicza się do tego narzędzie i mianuje je dziełem.
Tak oto stał się tu „duch świata” oślepiaczem dusz waszych.
Trudno wam będzie teraz stawiać opór jemu, który was opanował.
Duch, który żyje  we własnym świetle, świadom siebie jest rzeczywistością.
Tak rzeczywisty, jak drzewo, kamień, góra – jak błyskawica, co pada z chmury.
Żadne wyobrażenie nie zmieni go, podobnie jak drzewo, góra, błyskawica nie mogą być w sobie zmienione przez wasze wyobrażenia.
Obrazy waszych wyobrażeń nie tykają tych rzeczy w ich prawdziwym istnieniu i tak też ducha nie tyka to, co świat ten nazywa duchem.
Dzisiaj – w tej chwili – dacie może wiarę tym słowom, obawiam się jednak, że jutro otumani was znowu „duch” tego świata.

Dzisiaj będziecie chcieli oddalić się od „ducha” tego świata, aby szukać ducha prawdziwego.
Obawiam się jednak, że jutro oślepi was znowu „duch” mózgu.
Dzisiaj wierzyć będziecie, że przeczuwacie już ducha prawdziwego..
Jutro jednak – jutro już ogarnie was małoduszność i zwątpienie, zaprzestaniecie usiłowań.
Zawsze czyniliście tak, gdy mówił wam o duchu ktoś, co miał prawo mówić o duchu, oświetlającym wszechświat, bowiem żył on w tym duchu i z własnej go mógł wiedzy obwieszczać.
A może jednak są wśród was tacy, co na wszystko się poważą, aby pojąć rzeczywistość, o której mówię, w jej dostojnej i potężnej prostocie?
Do tych się zwracam, bowiem im tylko korzyść dać mogą moje słowa.
Wam, którzy zdecydowani jesteście oddawać nadal „duchowi” mózgu to tylko, co mu przynależy, aby was nie mógł zwodzić co do wartości duchowych, które istnieją z siebie i ponad nim – wam powiadam:
Duch nie jest tworem myśli!
Duch nie jest silą myślenia!
Duch jest żywym światłem!

Wszystkie nieskończoności są przepełnione tym duchem, lecz wy sami możecie go tylko w sobie samych odnaleźć.

Żyje on w was świadomy siebie, jak i w całym wszechświecie przeżywa on wszechświat świadom siebie.
Nie tylko w mózgach waszych jest on, i nie tylko w sercach.
Wy sami jesteście „świątynią ducha”, a każdy człon waszego ciała jest dlań domem i ołtarzem.
Dopóki w całym ciele, od stóp do ciemienia nie odczujecie samych siebie, nie potraficie nigdy odczuwać w sobie ducha, nie potraficie nigdy zjednoczyć się z nim.
To odczuwanie siebie przez całe ciało, które już samo w sobie jest świętością ducha, niechaj będzie waszym pierwszym zadaniem.
Usiłujcie stać się świadomymi nie tylko w mózgu, nie tylko w sercu.
Świadomość żyje w was, w wewnętrznościach i w zewnętrznościach, w każdej komórce waszego ciała i jeśli chcecie, a w dążeniu swym trwacie niezmiennie może świadomość ta przeniknąć wasze JA świadome, że już nie tylko głową będziecie o sobie wiedzieli.
Strzeżcie się jednak podniecać swe nerwy, gdyż ten rodzaj świadomości całego ciała znacie wszyscy aż nadto dobrze…

Może wam jednak ta „świadomość nerwowa” służyć za obraz tego, co macie duszą osiągnąć.
Kto się na każdym kroku tej drogi nie staje w duszy spokojniejszy i jaśniejszy, ten nie idzie drogą właściwą.
Jeśli chcecie dojść do celu, musicie w zupełnym spokoju ciała i duszy, nerwów i myśli usiłować w każdym atomie swego ciała siebie jako „duszę” odczuwać.
Żadne osobliwe „ćwiczenia” ani gwałtowny wysiłek nie są do tego potrzebne ani pożyteczne.
Spokojne odczuwanie przez całe ciało, gdy tylko macie czas i chęć ku temu, da wam po tygodniach czy miesiącach pierwsze owoce.

Lecz nie zapominajcie, że uczyć się macie odczuwać tylko siebie samych w każdym członie ciała, a nie ten człon, jak przedmiot samoistny.
Gdy będziecie umieli w ten sposób zewnątrz i wewnątrz, z góry do dołu siebie samych odczuwać, wówczas zdumiecie się i z wdzięcznością i radością uczujecie w sobie, co to jest „życie”, które się wam dotąd wydawało tak niedoskonałym.
Całe ciało wasze dozna odnowienia, którego dziś nie poważycie się jeszcze przeczuwać.
Komu brak jakichś  członków ciała, ten niechaj wie, że w substancji duchowej istnieje każdy człon, choćby zewnętrzna materia była przez inną materię zniszczona lub zgoła nie istniała nigdy.
W ciele duchowym nie ma okaleczeń.
W ciele duchowym jest każdy człowiek obrazem całej piękności, jaką zdołał nadać swej duszy, a ci co tam w duchu umieją patrzeć, widzą go tylko takim, a nie zniekształconym przez braki ciała.
Dotąd sięga zadanie, którego rozwiązania sami się jąć musicie.

Jeśli doszliście do tego miejsca, jeśli odczuwacie siebie samych w całym swym ciele jako całość, wówczas nauczycie się szanować ciało, jako świątynię, która ukrywa w sobie przesłonięte życie ducha.
Musi się jednak okazać, czy posiedliście dojrzałość duszy, która by pozwoliła starszemu Bratu, co na was baczy, stać się waszym guru, waszym kierownikiem i przewodnikiem.
Bez niego z trudnością tylko osiągnięcie w życiu ziemskim świadomość ducha, który jest w was.
Będzie on wam stale dawał, co dawać wam winien, lecz zasłonę ducha, co go przed waszą świadomością kryje, wtedy tylko możecie począć usuwać, gdyście już pełną duszy świadomość osiągnęli.
Wiedzcie jednak, że żaden trud wasz nie jest stracony.
Gdy tylko potraficie odczuwać siebie całkowicie  jako ciało duszy, która rządzi waszą ziemską powłoką, poczniecie wdychać w sobie i we wszechrzeczy ducha, a wielu już spotkało to szczęście, iż odczuli świadomie, że jeszcze im nie jest wyższy stopień potrzebny, bowiem do niego jeszcze nie dorośli  dojrzałości siły duszy.

Bierzcie co wam dają i zaufajcie prawu ducha, które nie zna samowoli i na wsze tylko dobro działa.

Droga do „dalekiego Wschodu” leży przed wami otwarta, lecz przestrzenie „Wschodu” kryją w sobie wiele miejscowości, a każdy dążący tam poważnie otrzyma wcześniej czy później swój udział, nie czyjkolwiek inny.
W owym świecie, który dla zmysłów ziemskich nie jest już poznawalny, rządzą tak samo określone siły i prawa, jak w tym świecie zmysłów zewnętrznych.
Żaden „mistrz” nie może ich ugiąć.
Zna on tylko ich rodzaj i działanie, a całym jego dążeniem jest prowadzić ludzi, których za jego czasów nosi kula ziemska, do ich szczęścia.
Do tego służy jego „nauka”.
Do tego służy mu „prawo ducha”.
Duch zaś jest to „pra byt”, z którego się „Bóg” jak destylat kształtuje w każdym człowieku, co z wytrwałą cierpliwością dąży w sobie na spotkanie swego Boga.
I „Bóg” jest „duchem”, lecz ducha najwyższą i najczystszą postacią.
Kształtują siebie, tworzy „Bóg” siebie samego z ducha w duchu.

ŚCIEŻKA DOKONANIA

Wybierz, o poszukujący, ścieżkę prawdziwego światła, inaczej bowiem może cię skusić, aby wkroczyć na ścieżkę mieniącego się węża, gdy dojdziesz do krańca drogi, którą Świecący zbudowali przez pustynię!
Możesz oczywiście ścieżkę prawdziwego światła obrać już na początku drogi, jeśli oddalisz wszystkie swe niski pożądania od wielkiej i czystej woli.
Czyż jednak będziesz mógł jeszcze obrać godną ścieżkę mądrości, gdy obładowany pożądaniami przy końcu drogi zadychając się szukać będziesz celu ostatecznego?
Wiedz iż wówczas przed oczyma twej duszy zaświeci ci światło prawdy niby daleki blask poprzez mgłę, a ścieżka do tego światła wyda ci się nieskończenie długą.
Obok zaś ukazuje ci ścieżka błędu mieniące się i błyszczące światło – w pobliżu.
„Światło” to jest jednak tylko blaskiem owego węża, którego ciało, mieniąc się wielu barwami, kulę ziemską opasa.

Biada ci jeśli popadniesz w jego moc!

Wabić cię będzie przez zwodnicze wieczyste migotanie błyszczących łusek swej głowy, a gdy się doń zbliżysz dostatecznie, staniesz mu się łupem na żer.
Czy możesz przyjacielu mój, domyślić się prawdy, która tu, osłonięta symbolem, zbliżyć się chce do ciebie?
Błogo ci jeśli się nauczysz prawdziwie wyjaśniać symbole.
Powiedzą ci one rzeczy głębokie.
Chcę jednak popróbować dosięgnąć i tych, dla których symbole są jeszcze ciemne.
Słuchaj tedy innego słowa, lecz wiedz, że tę samą oznacza ono prawdę.
Gdy pierwszy raz, o Poszukujący, uczujesz w sobie pęd do usunięcia zasłon, poza którymi w przewidywaniu odczuwasz prawdę, wówczas będzie stale w pobliżu ciebie przewodnik, z owej krainy światła, co wieczną twą stać się ma ojczyzną.
Będziesz odczuwał bliską obecność tego przewodnika, nie domyślając się co tak porusza twoje uczucie.
Mimo woli pójdziesz za tym przewodnikiem.
Jesteś wtedy na drodze, co wiedzie przez pustynię.
Ale pustynia składa się z ziaren piasku, stworzonych przez zewnętrzne poznanie ludzkie.
Tysiąclecia ją tworzyły.

Pośrodku przez pustynię zbudowali wielcy mistrzowie trwałą groblę.
W około leżą wieczyście zmienne wydmy piaszczyste zewnętrznego poznania – ciągle owe kształty odmieniając, niepewnym są gruntem dla nogi, co na nie wkracza.
Droga zaś na grobli, którą zbudowali Świecący duszy, opoką jest.
Odczuwasz bezpieczeństwo i kroczysz naprzód.
Długo iść będziesz musiał aż do owego miejsca, gdzie droga skalna  dosięga wysokich gór.
Tam kończy się grobla, zbudowana przez mistrzów.
Tam musisz wybrać między dwoma ścieżkami.
Jedna wiedzie do szczytów, druga do przepastnych wąwozów i ukrytych pieczar górskich.
Lecz kiedy jeszcze daleki od tego wyboru, po drodze iść będziesz, wiele rzeczy ze świata duchowego dowiedzie ci swej prawdziwości, swego istnienia.
Lecz jeszcze nie potrafisz rozpoznać, kto kieruje tymi siłami, których działanie widzisz.
Jeszcze mniemasz, że poza wszystkimi tymi siłami jednak jest wola!
Lecz wiedz, że niższe królestwa ducha niższych też mają kierowników!
Wiedz iż morze od lądu nie jest tak ostro oddzielone, jak owe niższe siły świata duchowego, które tworząc i niszcząc działają w świecie materii, od wysokich poznawczych królestw ducha.
Kierownicy niższych królestw ducha są najstraszliwszymi wrogami duszy twojej.
Nie, żeby ich wola szkodzić mogła twej duszy, ale przez siły przyciągania, które są im właściwe i którym ulegnie twa dusza, jeśli jej wyższe siły duchowe skutecznie nie odgrodzą.
Tu się objawi wówczas kim jesteś.
Jeśli szukasz jedynie najwyższej wieczystej jasności, wówczas przewodnik, który jest przecież kierownikiem wyższych sił duchowych, zdoła cię obronnie odgrodzić.
Pod tą obroną bezpiecznie obierzesz ścieżkę najczystszego poznania!
Osiągniesz wówczas życie w wiecznym świetle wysokich lodowców ducha!

Jeśli jednak o niższe szło ci umiejętności, jeśli chciałeś tylko badać rzeczy tajemne, aby swym pożądaniom dać nowe siły za sługi, wówczas niebacznie umkniesz się dłoni kierownika.
A słabym swym siłom pozostawiony, staniesz sił łupem sil przyciągających owych kierowników w ciemnych przepaściach wiecznego stworzenia materii.
Zdobędziesz może siły tajemne, lecz biada tobie i tym, co w pobliżu ciebie będą, gdy je zdobędziesz.
Owi niscy kierownicy są tworzącymi dna i niszczycielami wszystkiego, co chce się unieść swobodnie ponad owo dno, przez nich ugruntowane.
Nie mniemaj, iż nauczą cię tajemnicy stworzenia!
Pożądliwie opanują oni twą wolę i tylko jak burzący będziesz im służył.
Wszystkie moce wszechświata duchowego potrzebują ludzkich pośredników, jeśli chcą działać na ludzkie inkarnowane ośrodki woli.
Zarówno wyżsi kierownicy, jak i najniżsi nie mogą dosięgnąć duszy człowieka ziemskiego, jeśli im po ludzku inkarnowane jednostki woli nie zbudują do tego mostu.
Czy domyślasz się , co chce ci ta nauka powiedzieć – nauka ao Synu Bożym, co musiał stać się człowiekiem, by braci swoich móc zbawić.
Działanie mocy duchowych nie zna przeszkód w czasie ni w miejscu.
Dziś jeszcze działają w królestwie duszy ludzkiej wyższe i niższe siły, chociaż przed wielu setkami ziemskich lat znalazły drogę do serc – przez pośrednika ludzkiego.
Gdzie taki żyje – dosięgnie siła duchowa, która przezeń działa, wszystkich, co zgodnym z nią drganiem wibrują, choćby na drugiej stronie kuli ziemskiej byli.

Gdy jednak wyższe moce ducha działają tylko wedle praw najwyższej wolności i czynią z człowieka, co im za „kładkę” służy, wolnego pana poznania – moce niższe działają wedle prawa więzów i z tego, kto im się powierza, czynią niewolnika, choćby go nawet utrzymywały w mniemaniu, że jest „panem”.
Końcem jego jest śmierć w nocy pełnej mąk.
Zaś mistrzowie światła tworzą wieczną, królewską Społeczność światła w duchu, albowiem w każdym z nich zapalona jest gwiazda z najczystszej siły świetlanej, co wiecznie przyświeca duszom.
Powiedziano ci, iż każdy duch człowieczy dojrzeje na „mistrza”.
Nie wierz tym głupim słowom pysznych dusz!
Mógłbyś zbyt łatwo stać się ofiarą pomyłki i zejść na niewolnika tam, gdzie mniemasz zostać „mistrzem”.
Nie każdy nosi to brzemię!
Kto jednak dojrzeć ma na mistrza, ten mistrzem był się już narodził.
Wiedzącym stanie się on wówczas dopiero, gdy po raz pierwszy  zbliżyć się będzie mógł do Społeczności świecącej… jako mistrz.
Lecz każdy może stać się „świecącym” w świetle wieczystej wolności, chociażby był jako planeta, co słońce okrąża.
W królestwie światła nikt nie zazdrości drugiemu kregu działania, który mu mistrz wieczysty, jedyny „Mistrz” powierzył.
Każdy, kto dotarł tam, jest dokonanym, wolnym w samym sobie.

NA WSCHODZIE MIESZKA ŚWIATŁO

Nieliczni tylko mieszkańcy Zachodu przeczuwają prawdę, a z tych, co ją przeczuwają, nieliczni znowu nie poddają się fałszywym wyobrażeniom, słysząc o „mędrcach Wschodu”.
Na Wschodzie, w sercu Azji najmocniej wyostrzony został nóż myśli
Tu byli już przed lat tysiącami owi wielcy ludzie, co ponad wszelkim myśleniem odnaleźli jasną drogę, tej prawdy, która istnieje tylko w czystej rzeczywistości, a nie w myślowych obrazach poznania.
Pod wysokim przewodem odnaleźli owi pierwsi drogę do celu.
Odtąd zaś oni i ich wybrani Synowie i Bracia nauczali Poszukujących, których za dojrzałych uważali, w duchu przez ducha.
Rozciągnęli oni „święty częstokół milczenia” wokół swego Zjednoczenia, i ten tylko znajdzie do nich dostęp, kogo sami oni uznają za dostatecznie dojrzałego w duchu, aby stał się wiedzącym.
Wiedzą oni, że dar ich pożyteczny jest tylko dla nielicznych, którzy blisko mają przed sobą na 'ścieżce” koniec swego trudu.
Wszystkim jednak posyłają spośród siebie pomocnych nauczycieli we wszystkich czasach.
Na Zachodzie i na Wschodzie znajdują się ciągle tacy „Bracia czynni”.
Oni tylko poznają, kto do nich należy.
Po żadnym znaku zewnętrznym nie można rozpoznać członków wielkiego Zjednoczenia.
A jego istnienie głęboko jest ukryte przed oczami ludzi.

Żaden z Braci nie będzie nigdy zebrać sobie czy nauce „gminy”.
Żaden też takich gmin nie „zakładał”.
Co zaś tak kiedykolwiek powstało i powoływało się na słowa wielkich Braci, było tylko dziełem niedojrzałych jeszcze dusz, które poprzez przedwcześnie rozwinięte kwiaty wewnętrznych zmysłów przejęły coś niecoś z dziedziny „Wschodu”, nie mając sił dostatecznych do wyjaśnienia tych rzeczy przejętych.
Rzadko bardzo występował Brat jaki przed ludźmi osobiście, a dla każdego , co tak czynił, bywał krok ten straszliwą ofiara.
Gdzie takie ofiary nie są nieodzownie potrzebne, nie należy ich liczby pomnażać. Stąd pochodzi owo ukrycie, z którego starają się działać Bracia.
Wysokie Zjednoczenie Świecących skrępowane jest jedynie prawem ducha.
Nie są oni związani ślubami ascezy, ni przysięgami zakonnymi.
Rozwój sił duchowych nie zależy od takich rzeczy.
To jednak co wymagane jest przez prawo, któremu siły owe są posłuszne, jest daleko więcej, niż najsurowszą ascezą i najuciążliwszym życiem pokutniczym.
Trzeba by o tym wiele dać pojęć, które choć spoczywają na prawdziwych w sobie podstawach, dotyczą jednak tylko niższych części człowieka, jeśli się pragnie wiedzieć, czym jest właściwie prawdziwy wtajemniczony.

Guru rozpozna was, niezmylony przez takie rzeczy.

Także nauka jego nie uszom waszym dźwięczy, choćbyście go mieli nawet znać osobiście.
Wieści, które guru daje wam poprzez słowa mowy jakiegoś kraju, winny wam być jedynie wskazaniami, które w swym wnętrzu odnajdziecie.
Chcą one być odczute, a nie wyjaśnione i rozdrobnione myślą.
Gdy jednak będziecie się mogli stać „Młodszymi”, wówczas „mówić” on do was będzie w waszych własnych sercach.
Nie będzie on nigdy usiłował zmysłów waszych przez uroki duchowej ekstazy tumanić, lecz dążyć będzie do obudzenia w was obok waszych ziemskich zmysłów – zmysłów nowych, duchowych.
Będziecie początkowo przyjmowali „naukę” jego nie wiedząc, czy to guru do was „mówi”, czy też wy sami mówicie do siebie.
swego rodzaju czyste, nowe uczucie okaże wam wnet, że „mówi się” w was głosem wtajemniczenia, z bezpośrednią jasnością, bez wyrazów mowy ust.
To mówi w was tak Brat człowieczy, któremu nie trzeba posyłać do uszu ciała fal powietrznych, gdy chce dosięgnąć otwartych i nadsłuchujących serc, co mu ufają.
Może z początku nie wszystko zrozumiecie, co dojdzie was tą drogą.
Bądźcie jednak spokojni mimo to i uczcie się przede wszystkim odróżniać naukę guru od fałszywych głosów waszej wzburzone fantazji.
Bądźcie trzeźwi i jaśni, jakby chodziło o obserwowanie rzeczy z dawna znanych!
„Głos guru” jest na początku „przewodu” tak cichy, jak myś najdelikatniejsza, jak zaledwie odczute wrażenia.

Lecz guru nie wypowiada w swej mowie duchowej ani „słowa”, z którego by się nie wyłaniało owo nowe uczucie, które jest wprawdzie trudne do opisania, lecz łatwe do rozpoznania z całą pewnością, jeśli się je choćby raz odczuwało.
Żadna „myśl” własna, jakkolwiek wysokiego by była rodzaju, nie może nigdy zrodzić tego uczucia, jakie rodzi duch, w którym i przez którego działa guru.
Im bardziej rośnie pewność, z którą uczycie się rozpoznawać ów „głos”, tym wyraźniej, tym jaśniej staje się on dla was zrozumiałym.
Ale wreszcie przyjdzie pewnego dnia wielka godzina, gdy wszelkie zwątpienie was opuści.
Nie bądźcie jednak niecierpliwi, jeśli natychmiast nie osiągniecie tego pierwszego z celów.
Nie wiecie, czy jesteście już dość dojrzali, aby móc przyjąć „naukę” z korzyścią, a guru tylko ponosi za swą „naukę” odpowiedzialność.
Na jednego zejdzie pewność wcześniej, na innego później, ale nadejdzie ona, jeśli w spokoju swemu guru zaufacie.
I nie zapominajcie także, iż prawdziwa mądrość naucza tylko rzeczywistości i że nauczyciele mądrości tylko najprostszą rzeczywistością się posługują.
Istnieją siły myślowe, co usiłują mamić, bowiem przez omam tylko istnieją.
Guru daleki jest od tych dziedzin.

Nie stawiajcie nigdy wewnętrznych pytań, póki nie nadeszła wielka godzina pewności.
Jeśli to uczynicie, ulegniecie z pewnością owym złudnym siłom myślowym.
Nigdy nie będzie wam guru o czym innym świadczył, jak tylko o rzeczach duszy, o rzeczach wieczności.
Dowiecie się przezeń, kim jesteście i co w istocie znaczy człowiek „sam przez się” we wszechświecie.
Jeśli zaufacie guru, staniecie się bezpieczni, jako i on jest bezpieczny.
On Bezpieczny, własnego wam bezpieczeństwa udzieli.
Nie usiłujcie wyobrazić sobie postaci i rodzaju człowieka, w którym wasz guru, jako człowiek ziemi żyje!
Rozkażcie to swej wyobraźni, aby was ona z otwartymi oczami na pasku błędnych marzeń nie wodziła.
Zewnętrzne życie guru jest jego własną sprawą i nie chce on, aby mieszano ducha, w którym działa, z jego zjawą ziemską.
Nie chce on, aby jego „uczniowie” oddawali osobistości cześć, należną jedynie sile duchowej, której stał się on kierownikiem.
Naucza on jedynie mądrości, która się zowie prawdą i która się uczniowi w rzeczywistości objawia.
Naucza on jej tylko w duchu, przez siłę ducha.

O ŻYCIU WIECZNYM

Chcę prawić wam o świetle, które płynie poprzez całe stworzenie człowiecze!
Chcę sercom waszym pokazać światło, co może was oświecić.
Wy wszyscy, co chcecie uchwycić sens życia, byliście z dawna Poszukującymi na drodze błędu.
Staniecie się znalazcami, gdy zaufacie słowom znalazcy!
Jesteście królami, co nie znają swego królestwa!
W was samych jest owo królestwo, za którym daremnie szperają ciągle oczy wasze, gdy szukacie na zewnątrz!

Pytacie, nie otrzymując odpowiedzi, a przecież pytacie znowu: „Gdzież jest ów kraj, co nam jest przekazany, czyż końcem naszym jest ten tu ziemski koniec, czy też może nasza jaźń żyć po owym końcu nadal”.
Baczcież, ci, co przed wami tak pytali, w was są, w waszym królestwie wewnętrznym i mogliby dać wam odpowiedź, gdybyście nie byli ogłuchli w zgiełku świata zewnętrznego!
Wasza własna dusza jest królestwem duchów, co wiecznie w wami zyć będą!
W sobie samych zawieracie nieskończoność.
W was żyje to, co było i jest i będzie.
Wszechteraźniejszość jest waszym bytem!
Sądzicie jeszcze, iż królestwo pokoju odległym jest krajem w przestrzeni gwiezdnej, gdy ono żyje w was, a wy jesteście w nim.

W królestwie tym każdy, kto je osiągnął królem jest.
Jak wy tam każdą ludzką istotę jako żywot duchowy odnajdziecie, tako i w was samych nawzajem odnajdą tam wszyscy inni, którzy zdobyli królestwo to dla siebie.
Jedno jest tylko jedyne królestwo duchów, lecz każdy kto je zdobył, królestwa tego jest królem, a jego królestwo jest wiecznością.
Królestwa duchów nie możecie zewnątrz siebie samych osiągnąć.
W was tylko jest ono dla was dostępne.
Jeśli szukać będziecie na zewnątrz siebie, ulegniecie złudzie, gdyż wszystko co znaleźć można poza najwewnętrzniejszym Ja, jest tylko znikomym obrazem.
Tam, gdzie dusza jest sama u siebie, odnaleźć można dopiero królestwo to, co wiecznie trwa.
Tam nie ma już omamień.
Tam wiecznym tylko jest posiadanie.

Wasze Ja najwewnętrzniejsze może tylko posiąść to królestwo.
Nieskończeni w liczbie są króle królestwa tego, a każdy żyje z wszystkimi w sobie samym.
Nie obok siebie, ale w sobie wzajem żyją ci, co tu wieczyście żyją.
Wy sami wpleceni jesteście w wieczny świat duchów i poprzez was płynie owych wiecznych duchów życie, choć wy o tym nie wiecie.
Czujecie się jeszcze w swym JA, jako nieskrępowana jednostka.
Lecz wszystko żywe jest stale złączone ze wszelkim życiem.
Każdy byt jednostkowy jest zaiste całym bytem.
„Wyzwoleniem” zaś będzie dla was, gdy nauczycie się w swoim JA odczuwać, że wszystkie JA w tym jednym, waszym JA jest wam dane.
W was jest całe życie, a w życiu znajdziecie tylko wiecznych, wiecznie żyjących.

MAGIA SŁOWA

Wiedz, o Poszukujący, iż każdemu wiekowi innych potrzeba sił magicznych.
Ci, którzy urządzają, co winno być urządzone, ci kierują prąd w te zawsze kanały, które mają kraj suchy użyźnić.
W obecnych dniach jednak nie spodziewaj się innego działania magicznego prócz magii słowa.
Słowo w znaczeniu magicznym jest najwyższą z magicznych sił.
Nadejdą czasy, gdy się jedynie mocą słowa spełniać będzie rzeczy, graniczące z cudem.
Ba, cuda czynić się będzie w słowie.
Nadejdą dni, kiedy ze słowa powstawać będą rzeczy, na których stworzenie potrzeba dziś jeszcze tysięcy rak i potężnych maszyn.

Dalecy są jeszcze ludzie od tych nadchodzących czasów.
Atoli i w tych czasach ciemnych budzi się już słowo, bowiem droga człowieka przybyła na próg jednego z owych jasnych kręgów, które i w noc najciemniejszą dają czasami nadzieję.
Patrz wokół siebie – gdziekolwiek spojrzysz, widzisz magiczną siłę słowa w jej zwiastunach – w jej spaczonych zgoła obrazach.
Tak oto poznaje człowiek, iż słowo jednakże coś jeszcze innego potrafi, niż rozum z czaszki do czaszki przenosić.
Jeśli jesteś mądry, baczyć będziesz na te znaki.

Bacz na słowo!

Uczono cię długo gardzić słowem. Sens tylko miałeś się starać zrozumieć.
I tak przyzwyczajono cię pragnąć nade wszystko rozumieć, ty jednak straciłeś najdrogocenniejszy dar serca, jedyny swój zmysł okultywny, zdolność odczuwania rzeczy.
Jeśli pragniesz ten zmysł okultywny znowu odzyskać, tedy naucz się nie tylko rozumieć słowa wedle ich znaczenia, ale odczuwać je, odczuwać ich dźwięk i budowę.
Bacz, prawo to jest, a nie samowola, co każe słowom stawać się siłami magicznymi.
Są słowa, naprzeciw których bezsilny wychodzi twój rozum, a przecież mogą one magicznie kształtować twoją duszę.
Mógłbym ci dziwne rzeczy o takich słowach powiedzieć, ale ty nie uwierzyłbyś mi.
Wierzącym staniesz się tylko przez doświadczenie
Bacz, przyjacielu, wszystko we wszechświecie ma swój rytm i swoją liczbę.
Na rytmie i liczbie oparta jest wszelka magia.
Kto umie odnaleźć je oboje, ten sam posiada klucz do tej furty.
Dla niego nie piszę.
Nie ma jednak obawy aby ktoś taki słowa te ujrzał.
Niezbyt liczni są ci, co klucz znaleźli, a ci nieliczni czytają tylko jedną jedyną, wieczną księgę, której słowa są: Życie, której zdania są: Stawanie się.
Nie mogą ci też nigdy rytmu i liczby wszechświata wyjaśnić.
Chcę tylko nauczyć cię baczyć na słowo, abyś mógł w słowie odnaleźć to, co się na próżno silisz odnaleźć inaczej.

Bacz na słowo, a wkrótce odróżniać będziesz prawdę od fałszu, o ile to spraw ducha dotyczy.
Wszelka mądrość duchowa kroczy zgodnie w rytmie wieczności.
Wszystkie najdalsze rzeczy noszą liczby wszechświata na czole, kiedy się w szacie słowa ukazują.
Ci, co mniemają, że sens świętej księgi odsłoni ci rzeczy najdalsze, mylą się wielce.
Chociażby sens rozjaśnił głębokości dna wieczystego – rzeczy najdalsze musisz odczuć z rodzaju i znaczenia słów.
Nie sądź iż komukolwiek, co opanował rytm i liczbę, obojetnym było, w jaki sposób zestawia on słowa ze słowami!
Poeci niech dążą jedynie do piękna, widzący nadają słowu wieczyste brzmienie!
Jeżeli się chcesz nauczyć odczuwać słowa, tedy może ci każdy wyraz twej mowy służyć za nauczyciela.
Nie szukaj znaczenia, jeśli chcesz wkroczyć na tę drogę.
Znaczenia nie do się długo ukryć, chce ci się ono pokazać.
Słuchaj w sobie słów, od których chcesz się uczyć!
Będziesz je wkrótce słyszał, jak gdyby mówił je ktoś inny, i niechaj to będzie dla ciebie pierwszą oznaką, że jesteś na właściwej drodze do pojmowania w sobie mowy słów samych.
Słowo wieczności wyjaśni się samo w tobie.
Nie mieszaj do mowy jego swego rozumu, jakkolwiek dobrze potrafił rozumieć.
Niech słowo wieczności stanie się żywe w tobie, aby tak oto ukazało ci mądrość swoją najwyższą.
Lecz nie sądź, iż prowadzisz grę, którą radować się można w pierwszych dniach, aby jej potem z nudą zaniechać.

Jeśli ci ta nauka ma służyć istotnie, tedy się musisz co dnia wytrwale ćwiczyć, aż przyjdzie wreszcie dzień, w którym słowo w najgłębszym drżeniu we wnętrzu samo siebie przeżyje.
Wówczas dopiero dowiesz się z doświadczenia, co ma do powiedzenia słowo.
Wówczas otworzy ci się wiele wrót, przed którymi dziś stałbyś pytając, a nie mogąc ich przekroczyć.
Wówczas zrozumiesz niejedną książkę, co dziś dla ciebie ciemne tylko ukrywa zagadki.
Nie powiem ci zbyt wiele.
Imaj się dzieła!
Czas jest dla dzieła tego pomyślny.
Wiele możesz osiągnąć, jeśli bez pytania na wiele się poważysz.
Lecz pomnij: nie zajmujesz się bezczynną zabawą!
Tylko ciągła wytrwałość powiedzie cię do zwycięstwa.

WIARA, TALIZMAN I OBRAZY BOGÓW

Proste jak pra początek są najdalsze tajemnice przyrody.
Nie oddzielaj w samowoli twych myśli tego, co z jednych korzeni wyrasta, a znajdziesz wszędzie te same prawa!
Nauczono cię jednak budować drogi świat, świat bez początku i bez przyczyny, i to budowanie nieistniejącego z niczego nazwali nauczyciele – wiarą.
Nie o tego rodzaju wierze jest tu mowa.
Nie ta wiara potrzebna jest ci do szczęśliwości duszy twojej.
Chcemy twe uczucia otworzyć dla wiecznej siły, która żyje w tobie i – wiecznie twórcza – ujmuje moce twojej woli w ukształtowane działanie.
Wiara jest mocą kształtującą w duchu.
Wiara tworzy formę, przez którą ustala się działanie twojej woli.
Wiara jest formą działania woli.
Nie możesz prawdziwie chcieć, nie wierząc, albowiem wola nie ukształtowana jest silą przemijającą i jako taka bez działania jest marnotrawiona.

Gdy jednak stworzysz dla woli swej trwałą formę przez swą wiarę, stanie się ona mocą potężną i tak odmieni pozornie spojone ogniwa zewnętrznych wydarzeń, iż jako wosk kształtować się one będą wedle formy twej wiary.
Dusza twa tęskni, póki nie umiesz wierzyć, i sama cię w ubóstwie swym zwiedzie do zabobonu.
Życie duszy twojej jest wolą, a wszelka wola chce zdobyć trwała formę, w której się może stać czynem.
Wtedy dopiero gdy uczujesz, czym jest w istocie wiara, będziesz mógł wierzyć.
Wiara twa jest modelem, wedle którego kształtuje się topliwy metal twego losu.
Wiara twa wymaga bezwzględnej wolności.
Ty sam jesteś normą swej wiary.
Na obraz twój kształtuje twa wiara Boga i bogów twoich.
Bezkształtne jest wszystko boskie w swoim pra bycie.
W tobie objawia się  ono w twoim tylko kształcie.
Dlatego swego Boga nie możesz pokazać bratu, bowiem on Boga twego nigdy nie będzie mógł widzieć.
Widzi on boskość tę samą, lecz wedle własnego obrazu ukształtowaną.
Mniemasz iż możesz brata swego uwieść do swego Boga, lecz jeśli da się on uwieść, tedy czcić będzie obcy obraz i od swego Boga się oddali.

Nieskończenie wielokrotnie objawia się Jedyny, i biada tym, co Mu chcą jedną bodaj z Jego nieskończenie wielu form sporną uczynić.
W tej samej chwili, gdy komuś innemu bezwstydnie odsłaniasz wewnętrzny obraz swego Boga, sam utraciłeś Boga swego. Nie sądź iż pośród tysięcy, co się w imię jednego Boga zbierają, jest bodaj dwóch prawdziwie wierzących, którzy w to wierzą.
Lecz wiara sama może się posługiwać każdego Boga  i szatana imieniem.
Kształtująca moc woli, którą ci ukazujemy w wierze, jest podkładem działania magicznego.
„Biała” i „czarna” magia w tej samej sile biorą początek.
Jak owa siła świata, którą obwieszcza ci błyskawica, staje się człowiekowi pożyteczną, jeśli ją umie ująć w formę, jak daje się ona chwytać i przechowywać w metalach i naczyniach, tak i siła woli, która kształtuje wiara, daje się w tworach materialnych zawrzeć.
We wszystkich kulturach i u wszystkich ludów znajdziesz wiarę w przedmioty „święte”, którym właściwe są moce wysokie.
Drwisz z wiary tej, zwąc ją zabobonem.
Jeśli na myśli masz owe bajki, które te rzeczy otaczają, tedy masz rację, lecz strzeż się lekceważyć prawdę, która się tak oto odsłania.
Każdy przedmiot, który sam wiarą swą naładowałeś, jest takim talizmanem, a jego działania sam nieraz doświadczyłeś.
Przedmiot jest oczywiście tylko skarbcem i stróżem wolnej siły.
Jemu samemu nie jest ona właściwa.
Wiara twa ukształtowała moc twej woli i częstokroć bez twej wiedzy, kierowała ją do tego skarbca, który jej oto strzeże, póki się sama nie zużyje.
Lecz nowa wiara twa ładuje na nowo talizman, choćbyś go nie traktował jako taki.
Każdy przedmiot, którego używasz, by ci się to lub owo udało, a który nie jest nieodzownie do twego czynu potrzebny, jest tylko talizmanem, aczkolwiek ty, „światły” drwisz z zabobonu, gdy słyszysz o ludziach, co w pełni świadomości umieją rzeczy takich używać.
Ty jesteś tylko świadomy, a owi wiedzą.
Tym samym są obrazy bogów.

Zarówno fetysz w namiocie dzikiego, jak wielkie dzieło sztuki, posąg Ateny.
Zarówno obraz świętego w wielkim tumie, jak i ów „obrazek cudowny” starego kościółka klasztornego.
Wszystkie one są skarbcami skoncentrowanych sił woli wielu jednostek, które przez wiarę kształtowały swą wolę, a wiara znowu uwalnia uwięzione tam wysokie siły woli.
Dlatego nie można sił tych uwolnić nikt, kto w nie nie wierzy; wiara bowiem jedynie tworzy wysokie napięcie prądu twej woli, co zniewala te nagromadzone siły woli do spłynięcia w twoją wolę.
Nie chcemy cię bynajmniej kusić do używania talizmanów wszystkich religii.
Nie chcemy abyś na sobie samym próbował wielkiej mocy obrazów boskich lub cudotwórczych, chociaż nie wolno ci z rzeczy tych drwić, jeśli chcesz poznać prawo, któremu zawdzięczają one swoją cześć.
To prawo tyko masz poznać, a jego możliwości winny się życiu twemu stać użytecznymi.
Nie zawsze posiadasz jednaką moc woli, lecz jeśli sobie w czasach swej potęgi stworzysz skarbce sił swoich, tedy w czasach swej słabości na sobie samym cudów doświadczysz.

Każdy otaczający cię przedmiot może się stać skarbcem i wzmocnić siły twojej woli.
Nade wszystko zaś nadają się do tego rzeczy o wielkiej piękności.
To, coc zawdzięcza swe istnienie wysokiej sile formy, najlepiej ci sił twych strzec będzie.
Otocz się takimi rzeczami i co dnia w godzinach mocy napełniaj je tym rodzajem ukształtowanej siły woli, który ci jest potrzebny w godzinach słabości.
Wierz przy tym, że potrafisz przelać w te przedmioty, co masz najlepszego, i że ci to one zwrócą, gdy będziesz w potrzebie.
Nie burz wiary swej przez jałowe refleksje – jakby to można psychologicznie wytłumaczyć.
Jeśli ci zechce przy tym ktoś mówić o autosugestii, nie daj się otumanić!
Takie słowa niczego tu nie wyjaśnią.
Wypowiada się tylko nowe słowo, ale działania, co spoczywa w siłach nie można przecież zniszczyć.
Przyroda działa na swój sposób, nie bacząc, czy też ty jej działanie potrafisz wyjaśnić.
Jeśli patrzymy na te rzeczy, powiedzieliśmy w tych słowach.
Czy prawdę mówimy, możesz się wtedy jedynie przekonać, jeśli sam podejmiesz próbę.

ZEW Z HIMAWANTU

Tęsknota idzie przez świat, trawiące pożądanie, i każda dusza co nie jest jeszcze zupełnie zastygła i niezdolna do kiełkowania czuje się poruszona.
W strumieniach gorącej krwi człowieczej utonął ów męczący sceptycyzm, co jeszcze przed paru laty zdawał się należeć do dobrego tonu.
Cud chce się stać znowu rzeczywistością, a wiara rozszerza swe granice.
Ludzie, co – niby w skamienieniu duszy – w bezruchu trwali wobec wszystkiego co duchowe, stali się pod grzmiącymi uderzeniami młota oszalałej z wściekłości demonii istotnie żyjącymi, a masy śpiących gnuśnie stają się oto niespokojne.

Każdy dzień przybliża ich przebudzenie w duchu.
Przebudzeni zażądają jednak odpowiedzi i ze wzgardą odwrócą się od owych przewodników, którzy chcą ich pytaniom zbożna narzucić granice, bowiem nie znają odpowiedzi.
Ludzkość stała się gotowa, aby się wreszcie uznać za część ziemi.
Niechaj nie marzy ona więcej o swoich bogach, siedzących w chmurach, bowiem zbliża się już dzień ów, w którym, bodaj po raz pierwszy, odczuje ona w sobie treść tych słów, które niegdyś rzekł do niej Bóg-człowiek: „Bliskie jest już Królestwo Niebieskie”.
Tym, którzy się owego Dostojnego sługami mienili, spodobało się wznieść mur – jak twierdzili dla obrony, którym Pomazaniec obiecał bliskie Królestwo.
Zamurowali oni wrota nieba i stworzyli swe korne symbole i formułki, aby trzeba było śnić o królestwie ducha; wiedzieli bowiem zbyt dobrze, że nie potrzebowano by ich, gdyby „droga do nieba” stała i bez nich dla dusz otworem.

W błędzie są wszyscy, co mniemają, iż mury więzienia duchowego winny były przecież ulec kiedyś naporowi dusz!

Zbyt wielu pragnęło we wszystkich czasach czuć wokół siebie te mury, aby im je można było odebrać.
Zapewne z biegiem wieków zmienią się formułki i symbole, co są przed murami ustawione, aby się mur ten nie objawił jako mur więzienny tym, co zamknięci w nim żyją, ale mur sam pozostanie i rozbije się o niego każdy, kto go z zewnątrz czy z wewnątrz będzie chciał przełamać.
Lecz jest możliwe nie rozbijając muru umknąć się jego obieżom.
Tym, którzy bliscy są przebudzenia, wyrosną skrzydła i uniosą się oni wysoko ponad krąg działania mocy, co ich tak rada by we śnie utrzymać.
Widzimy już blisko chwilę przebudzenia.
Do nas należy pokierować owym lotem, aby osiągnął śnieżne szczyty Himawantu.
Kto sam się z nami w celu tym związał, ten może nam być pomocnikiem.
Wiele potrzeba pomocy; bowiem wielkie nadejdzie przebudzenie.
Nie chcemy jednak, aby ktokolwiek zbłądził w locie i wreszcie znużony śmiertelnie opadł na pustyni.
Możemy tylko kierować wielkim lotem ciągu, a ci, co chcą nam pomagać, nich odszukują zabłąkanych aby nie zmylili kierunku lotu, oślepieni złudnymi celami.
Do wszystkich co chcą być z zaparciem się siebie pomocnymi, idzie zew!
Pomoc wasza zaledwie może będzie widzialna, lecz każdy z was spłaci dług eonów, jeśli choć jedna dusza przezeń poprowadzona będzie do celu.

BIAŁA LOŻA

Istnieje pewne osobliwe Zjednoczenie wśród ludzkich mieszkańców tej planety.
Jego członkowie tylko w nader rzadkich i ważnych wypadkach schodzą się ze sobą cieleśnie, a prawie nigdy nie pisują do siebie listów. A jednak znajdują się w nieustannym połączeniu duchowym, w ciągłej wymianie myśli.
Zjednoczenie to nie posiada przepisów zewnętrznych, każdy z jego członków równy jest innemu, a jednak każdy członek zna przeznaczone sobie miejsce i wszyscy poddają się dobrowolnie jednej ogólnej zwierzchności.
Ta zwierzchność nie jest obierana ani mianowana, a jednak nigdy nie ma żaden z członków Zjednoczenia wątpliwości co do tego, kto jest ową zwierzchnością.
Przyjęcia do tej społeczności nie można wyłudzić czy wymusić, ani tez uzyskać prawidłowo. Jedynie ukryte prawa natury decydują, czy dany człowiek godzien jest przyjęcia, a wówczas żadna moc świata nie może przyjęciu jego przeszkodzić.
Przyjętych zaś nie obowiązuje żaden ślub ani przysięga, sami oni  są sobie prawem i normą.

Nie można rozpoznać członków tej Społeczności po żadnym znaku zewnętrznym lub wspólnej osobliwości w trybie życia.Sami zaś oni, choćby z oblicza zupełnie byli sobie obcy, poznają się wzajem bez znaku, słowa lub dotknięcia.
Z natury swej jest ta Społeczność przed światem zewnętrznym zupełnie ukryta, a jednak pozostają pod jej wpływem jednostki lub zgoła narody całe, nie przeczuwając tego nawet.
Nikt nigdy nie wkroczył na drogę ku wyższym, nad materialnym celom, aby niewidzialnego przewodu nad nim nie objął jeden z członków tego Zjednoczenia.
W większości wypadków ludzie nie przeczuwają nawet tego niewidzialnego wpływu. W kim jednak są już ślady przebudzenia duchowego, ten wpływ ów dobrze odczuje, lecz zwykle w nieświadomości odniesie go do mocy poza światowych.
Wyobraźnia poetycka wszystkich czasów i ludów zawdzięcza zawsze tym błędnym tłumaczeniom wiele swoich postaci. Zabobon był zawsze przyjacielem poetów, a naga prawda zbyt jest surowa i prosta, aby mogła brać udział w bujnej grze pysznie udrapowanych fantazji.

Od czasu do czasu poznawali niektórzy istnienie i działanie tej niewidzialnej a jednak związanej z rzeczywistymi ludźmi ziemi Społeczności, lecz inni roztrząsali znowu wieść tę z różnorakimi wątpliwościami, że tylko ciemny podszept legendy o niej pozostawał.
Inni znowu wiedzieli o owej Społeczności, lecz prosta jej istota i działanie na tyle nie wystarczały ich bujnej wyobraźni, że uważali za konieczne zdobić swe wiadomości we własne dodatki i wynosić swych starszych Braci człowieczych na półbogów lub co najmniej swego rodzaju osobliwych czarodziejów.
Ostatnia wieść do tego należała rodzaju.
W dobrych zamiarach błądzono i uważano, że nie można dać lepszego wyrazu swej czci dla „Braci Starszych” w ludzkości, jak wynosząc ich wysoko ponad wszelkie człowieczeństwo.
Ale członkowie owego Zjednoczenia sami z całą stanowczością odrzucają to wyniesienie.
Wiedzą oni, że są ludźmi równymi innym, jedynie uzdolnionymi przez wyższy wiek duchowy do zajmowania w świecie duchowym miejsca, które się niedosięgłym wydaje ludziom ograniczonym w uwięzi życia materialnego.
Poza tym rzeczywistość sama ukazuje obraz nierównie dostojniejszy, niźli by mogła najbujniejsza wyobraźnia namalować.
Ciche działania członków Zjednoczenia obejmuje wszystkie dziedziny wyższego rozwoju duchowego. Przez ich ręce idą nici, które się kończą przy dokonaniu się najwyższego rozwoju mocy ludzkiej.
Przenoszą zaprawdę oni góry, nie poruszywszy palcem, bowiem poza dziełem cudzych rąk i mózgów stoi wola ich, kierowana najczystszym poznaniem.

Dla sztuk cudownych fakirów nie ma miejsca w czynie „Braci Starszych” w ludzkości.
Współpracują oni wedle niezmierzonego planu rozwojowego, który nakreśliło wieczne, kosmiczne prawo ludzkości, a praca ich nie zna żadnego specjalnego względu osobistego, żadnego pierwszeństwa jednostek, choćby ono wynikać miało z najidealniejszych motywów.
Kto szuka prostych cudów, nie znajdzie ich tu.
Najistotniejsze wydarzenia w działaniu „Braci starszych” pozostają ukryte dla oczu zewnętrznych, jakkolwiek są w istocie cudowne.
W zakres wpływu tego działania wkroczy każdy, kto pragnie poważnie osiągnąć najwyższy możliwy w życiu tym rozwój duchowy. Im czystsza jest jego wola, tym jaśniej odczuje on niebawem ów wpływ duchowy.

DOŚWIADCZENIE NADZMYSŁOWE

Każdy człowiek może w sposobnym czasie, wśród okoliczności nadzmysłowej natury nadzmysłowych też rzeczy doświadczyć.
Najbardziej zdatne są do tego natury najprostsze i artyści, jeżeli tylko idzie o samo twórczych, istotnych „artystów serca”.
Odczuwanie wewnętrzne prawdziwie artystycznej idei jest już samo przez się doświadczeniem nadzmysłowym.
Atoli bezmierna jest różnica pomiędzy takimi przypadkowymi doświadczeniami nadzmysłowymi usposobionych do niego umysłów, a tym rodzajem doświadczenia nadzmysłowego, jaki uprawiają tylko nieliczni, dla których skarb doświadczenia okultywnego jest czymś więcej, niż zaspokojeniem pociągu do wiedzy; którym ono zostało powierzone, aby mogli swym młodszym braciom dawać z gór wysokich sygnały drogi.
Nie mówię o mistykach.
„Mistyka” a „Sztuka Królewska” wtajemniczonych – to dwie odmienne zgoła rzeczy.
Z mistykiem dzieje się podobnie jak z artystą.
Jak i ów otrzymuje on natchnienie ze sfery, której nigdy świadomie przekroczyć nie może.
„coś” porywa go, pokonywa, a on staje się mówcą tej nieznanej siły, albo przeżywa tylko jej wpływ w „bezsłownym widzeniu”.
Z wtajemniczonym Sztuki Królewskiej, z „Synem” czy „Bratem” Świecących – mistrzów, jak ich zwą ich uczniowie, inaczej się dzieje w istocie.
Żyje on świadom samego siebie w Trzech Światach, które świat rzeczywistości łączy w sobie.
Nigdy nie jest on w ekstazie lub w stania transu, daleki jest od wszystkiego, co mistyczne, lub też nie należy do Świecących.

Podczas gdy zbiera on swe doświadczenia w regionach nadzmysłowych, jest w pełni świadom swego istnienia w Trzech Światach.
Świadomość jego na płaszczyźnie zewnętrznego świata zmysłów ani na chwilę nie jest przy tym zaciemniona.
Na odwrót – poznawanie rzeczy zewnętrznych jest rozszerzone i przejęte tą sama właśnie jasnością, która wypełnia jego spojrzenie w nadzmysłowe.
Podczas gdy mówi ze swymi braćmi na płaszczyźnie nadzmysłowej (a oni z nim), jest w stanie widzieć najmniejszy przedmiot świata zewnętrznego tak wyraźnie, jak rzeczy, które widzi tylko zmysłami ducha.
Nie zachodzi tu zwężenie, lecz bodaj bezgraniczne rozszerzenie świadomości.
Wiele z tego co jest mówione w owych Wyższych Światach, nie może być nigdy ujęte w słowa mowy ludzkiej, a jednak jest to język jasny w rytmie i formie, pełen znaczenia i mądrości, tak że możliwe byłoby znaleźć na to właściwe wyrazy mowy ludzkiej.

To, co może być oznajmione, rozmaite jest w zależności bądź od indywidualności działającego Brata, bądź od czasu, w którym naucza.
Wszystko jednak, czego będzie uczył, jest pod wszelkimi względami najczystszą prawdą, bowiem opiera się to na rzeczywistościach, które obecne są zawsze dla każdego wtajemniczonego „Sztuki Królewskiej”, wolne od wszelakich możliwości złud zewnętrznego wiata zmysłów.
Dla spekulacji nie ma miejsca w owych Wyższych Światach.
Nie wynika tam jedna prawda z innych, jak w ziemskich próbach poznania.
Prawdy stoją tam jako rzeczywistości przed oczami wszystkich.
Pozorne sprzeczności jakiem można znaleźć czasami w słowach wtajemniczonych, wyjaśnić się dają przez nadzmysłowy sposób widzenia, który pozwala wszelką rzecz widzieć jednocześnie ze wszystkich stron, przy czym nauczający Brat ukazywać musi to tę, to ową stronę jeśli chce się stać zrozumiałym dla swoich współ ludzi.

Zwroty mowy, w których działający Brat Świecących daje swym sowom działać, ustalone są przez jego własną skłonność, przez pietyzm dla dawnych nauczycieli i tym podobne.
Aczkolwiek serce Azji jest dziś jeszcze jak i przed lat tysiącami dla każdego prawdziwego wtajemniczonego wspólnym ośrodkiem wszystkich „Braci na ziemi”, jednakże zachowanie wschodnich zwrotów mowy nawet u nauczycieli Zachodu wynika jedynie z wolnego wyboru.
Nawet najwyższy z Braci jest człowiekiem, nie wolnym od ludzkich skłonności, a nie ascetą, umarłym dla świata, choć wielu fanatyków nijak tego zrozumieć nie może.
A jakiż miłujący człowiek nie okazałby skłonności do mówienia o przedmiotach swego umiłowania w tych formach, w których doń niegdyś dobrotliwi nauczyciele po raz pierwszy mówili.
Nie bacząc jednak na to, mogłyby te same rzeczy być w zgoła innych zwrotach mowy przedstawione, nie tracąc nic na prawdziwości.
Niebezpiecznym jest tylko „przekład” przez niepowołanych.
Trudniej jest, niźli się komu marzy, jakieś na przykład w chrześcijańskiej szacie występujące zdanie wtajemniczonego przedstawić pod hinduskim turbanem – lub na odwrót.
Częstokroć muszą pojęcia najróżnorodniejszych systemów służyć za wyjaśnienie ducha, aby naukę uczynić przystępniejszą.

Niechaj się żaden Poszukujący nie potknie o takie rzeczy!

Imię prawdziwego wtajemniczonego, które dawniej było często w tajemnicy trzymane, nie jest dowolnym nazwaniem, jak obywatelskie nazwisko.
Nadane ono zostaje przyjętemu „Bratu” lub „Synowi” jakiegoś mistrza przez najstarszych Braci Zjednoczenia Świecących i oznacza w używanej przez „Braci” mowie literowej owe siły, które są wprawione w działanie przez danego Brata czy Syna.
Jego siła nośna spoczywa w pewnych literach imienia, tak że działający może się i innym imieniem nazywać, jeśli są w nim tylko zawarte litery oznaczające jego liczbę kosmiczną.
Przez imię swe, które nie stoi w żadnym związku z jego rodowym nazwiskiem, jest on w „słowem” w „słowie”, przy czym imię oznacza tu tyle co forma duchowa.
O „naukowych metodach badania” wie się w Zjednoczeniu Braci na ziemi tyle, ile u „Ojców” ich w praświetle kosmicznym.
Mądrość prawdziwego wtajemniczonego polega nie na gromadzeniu i ciągłym pomnażaniu tego, co wie, ale na posiadaniu pewnych świętych sił, przez które umie on rozpoznawać w każdej chwili przedmiot, jako rzeczywistość samą w sobie.
Jego nagromadzona wiedza, zdobyta w sposób świecki, jest zgoła nieistotna i w rzadkich tylko wypadkach daje się z mądrością duchową połączyć.
Im więcej posiada on tej wiedzy, tym trudniejszym było dlań niegdyś, jako dla ucznia swego mistrza przezwyciężenie trudności kauzalnych, które poprzedzać musi wtajemniczenie.
Prawdziwe wtajemniczony nie głosi też nigdy systemu.
Rzeczywistość przedmiotów jest zawsze rozciągnięta przed jego oczyma, a gdy naucza, mówi on tylko o tej rzeczywistości.

Okultystyczne systemy są zawsze tworami wtórnymi innych, którzy na jego nauce się opierają.
Nie należy nigdy brać za wtajemniczonych, badaczy niewidzialnych regionów, co się z uczoną otwartością pysznią swymi zdobyczami naukowymi.
Prawie wszyscy tacy badacze okultyzmu są niczym innym, jak oszukanymi niewolnikami swej plastycznej wyobraźni, siły wysoce fatalnej w każdym człowieku, która, kiedy gwałtownie wprawiona jest w działanie, każe swej biednej ofierze widzieć wszystko w takiej postaci, jaką jej sama ofiara pierwej w myślach, życzeniach czy obawach, często nieświadomie jako model podsunęła.
W ten sposób powstały te potworne wędrówki po wyższych płaszczyznach, które niejednemu badaczowi zyskały sławę potężnego jasnowidza.
Że zaś twory tej plastycznej wyobraźni przez zarażenie duchowe łatwo się przenoszą, tedy wierzą stronnicy i uczniowie takich „proroków”, że sami się oto o prawdziwości objawień swego „wielkiego mistrza” przekonali, a ratunek dla tak zabłąkanych jest prawie niemożliwy.

Niezliczeni stają się w ten sposób w dobrej wierze oszustami, niezliczeni zostają beznadziejnie oszukani.
Jeśli o wszystkich tych rzeczach tak często tu mówię, to dzieje się to dlatego, aby dać każdemu Poszukującemu możliwość powzięcia zdrowego sądu.
Mówię o rzeczach, którym nie potrzeba zasłony i takich, od których w interesie dusz poszukujących usunąć trzeba zasłonę, którą tkają one wokół siebie.
oby me słowa nie na próżno były powiedziane.
Żaden prawdziwy wtajemniczony nie zbezcześci nigdy mądrości Światłą, którą obwieszcza, przez usiłowanie dowodu naukowego.
To, czego on naucza, winno być wypróbowane przez czyn i poświęcenie.
To, co ma on do ofiarowania jako poselstwo swym „młodszym braciom”, duszom żyjących z nim na ziemi pokoleń, czy mężczyźni to są czy kobiety, winno być nie rozumowo rozdrobnione, ale przeżyte duszą, aby Poszukujący znaleźli drogę do ducha i do światła Rzeczywistości.

DZIĘKCZYNIENIE

Raz jako i tysiąc razy
daruje siebie Jedyny,
wieczysty Dawca,
a jednak pozostaje
własnością Samego Siebie.
Wieczyście Jedyny,
nie jest on podzielny!
Gdy chce darować Siebie,
darowuje się w całości.
Jakkolwiek by często
mógł On Siebie darować,
jakkolwiek by często
darował Się całkowicie,
jednak pozostaje
Swoją własnością;
bowiem nie raz tylko
posiada Jedyny,
wieczysty Dawca,
Samego Siebie.
Nieskończenie wielokrotnie Jedyny,
posiada On Samego Siebie
nieskończenie wielokrotnie.
A jako On jest zjednoczony
wciąż w Samym Sobie,
nieskończenie Wielokrotny
a jednak Jedyny,
tako i my Świecący
jesteśmy w Jego Świetle
wszyscy zjednoczeni:
jednością jako wielość.
Wielki Dawco,
Pra początku Światła,
Ty Sam Światło!
Ty nie znasz grzechu
oprócz jednego:
nie poważać
woli Twojej,
co wiecznie chce darować.
Pragniesz tylko
otwartych rąk;
gotowych do przyjęcia otwartych serc;
rąk,
co radośnie biorą;
serc,
co dary twoje
chętnie przyjmują.
Dajesz jednemu
i dajesz drugiemu
nieskończone bogactwo,
a żadnemu nie zbywa
na udziale drugiego.
Kto Ciebie poznał,
o wielki Dawco,
ten nie zna zawiści.

Bo Yin Ra

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *