Czy Facebook oszukuje reklamodawców? Kolejne problemy Marka Zuckerberga

Czy Facebook oszukuje reklamodawców? Kolejne problemy wielkiej firmy Marka Zuckerberga


Skarżą się drobni reklamodawcy, że Facebook oferuje w danej cenie przykładowo 10 do 20 tysięcy wyświetleń reklamy, a na koniec w podsumowaniu okazuje się, że wyświetlił tylko 3 tysiącom osób zamiast w obiecanym szacunkowo przedziale 10 do 20 tysięcy. Być może algorytmy szacowania są źle zaprogramowane, a być może naiwni pracownicy firmy Facebook liczą na to, że reklamodawca też jest naiwny i głupi, i nie zauważy tego manewru, który jednak jest oszustwem dokonanym na kliencie. Warto jednak robić zrzuty ekranu w momencie gdy Facebook oferuje reklamę szacując ilu osobom zostanie wyświetlona w czasie trwania kampanii, a potem wyniki podsumowania pokazujące ile wyświetleń rzeczywiście miało miejsce. Ostatnie przekręty na zrzutach mogliśmy podziwiać we wrześniu i październiku 2017 roku u znajomych reklamujących swoje firmowe tzw. „fanpage” na Facebooku.

W zasadzie nie ma jak skontrolować takiej firmy jak Facebook czy jest uczciwa, ani nawet nie ma w praktyce jak złożyć reklamacji za w swej istocie oszustwo (niezgodność oferty z jej realizacją) podlegające przecież w Polsce ustawowej karze z Kodeksu Karnego. Konieczne byłoby bowiem profesjonalne zabezpieczenie danych informatycznych przez policyjnych informatyków już na etapie przygotowywania reklamy na fanpage’u, co może dokonać chyba tylko policyjna prowokacja wielokrotnie powtarzana.

W trakcie prowadzenia kampanii reklamowej na Facebooku, której celem jest uzyskanie kliknięć prowadzących do witryny WWW, menedżer reklam pokazuje, ile razy kliknięto w reklamę. Jednak, gdy zaglądamy do statystyk promowanej strony (np. Google Analytics), okazuje się zwykle, że sesji jest znacznie mniej. Powstaje podejrzenie, że Facebook lub jakiś inny podejrzany mechanizm oszukuje i w pierwszym odruchu mamy ochotę napisać do Marka Zuckerberga: „Oddajcie mi moje pieniądze!”. Oczywiście, są na tłumaczenia firmy Facebook, że eliminują „podwójne kliknięcia”, że dotykowe ekrany są winne, a może czas ładowania strony i ktoś klika jak najęty bo palce nerwowe są na myszce, wyłączone ciasteczka, a nawet, że różnice są w oprogramowaniu analizy statystycznej. Tylko, że te wszystkie problemy wielkich korporacji takich jak Facebook, bez nadzoru społecznego i ze strony aparatu państwowej kontroli nad firmami dostarczającymi swoich usług dają takim formom wielkie pole do nadużyć.

A jak kto zamawiał klikanie w reklamy na Facebooku, to okazywało się już, że przynajmniej w niektórych przypadkach wcale nie internauci lecz booty. Firma Limited Run, która przygotowuje sklepy internetowe, opisała już w 2012 roku swoje bardzo nieprzyjemne doświadczenia związane z reklamą na Facebooku. Co więcej, sugeruje również, że serwis może oszukiwać klientów.

Trudno także ustalić rzeczywistą liczbę użytkowników Facebooka, gdyż nie posiada on jakichkolwiek miarodajnych liczników np. o ilości zalogowanych aktualnie użytkowników języka polskiego (czyli z Polski). Podawana liczba użytkowników najpewniej obejmuje dane razem z kontami zawieszonymi i zbanowanymi, a jak wiadomo, przeciętny Polak ma od trzech do pięciu profilów (kont użytkownika), w tym jeden prywatny, a jeden służbowy, a także często osobny do Fanpage’a, a także ze dwa już zbanowane i zamknięte czy zawieszone przez Facebooka. Zatem podawane liczby 15 milionów użytkowników należy podzielić przez trzy do pięć i mamy szacunkowo od 3 do 5 mln prawdziwych profilów na Facebooku. A na dziesięć realnych znajomych autora artykułu tylko trzy osoby mają profil na Facebooku.

Czym są fałszywe kliknięcia na Facebooku?


Reklamy w serwisach internetowych mogą być rozliczane na różne sposoby. Najczęściej reklamodawca płaci za każdy tysiąc odsłon, jednak na Facebooku można skorzystać również z modelu CPC (płatne za kliknięcie). W praktyce oznacza to, że reklamodawca płaci określoną sumę tylko wtedy, gdy któryś z internautów kliknie w jego reklamę.

Łatwo się domyślić, że gdy w reklamy nie klikają internauci, a na przykład booty lub inne sztuczne twory (aplikacje), reklamodawca może w szybki sposób stracić dużo pieniędzy, nie uzyskując jednocześnie żadnych efektów swojej kampanii. Mechanizmy, które mają chronić przed tego typu procederami, stosuje więc z pewnością nie tylko Facebook, ale również np. Google w swoim AdSense.

Dlaczego aż 80% ruchu to booty?


Wspomniana wcześniej firma Limited Run zauważyła, że nie może zidentyfikować aż 80% użytkowników, którzy trafiają do niej z Facebooka. Zaniepokoiło to deweloperów do tego stopnia, że przygotowali własne narzędzie do analizy przychodzącego ruchu. Szybko okazało się, że aż 80% rzekomych klikających ma wyłączoną obsługę JavaScriptu, co jest mało prawdopodobne w przypadku prawdziwych osób (zwykle 1-2%).

Oczywiste jest więc, że ktoś klikał w reklamy Limited Run za pomocą swoich skryptów, by do firmy nie trafili klienci lub żeby szybciej zrealizować daną kampanię. Warto zauważyć, że w tym przypadku tak naprawdę nie da się zidentyfikować osób, które dokonywały fałszywych kliknięć. Analizy tego typu mógłby, co prawda, dokonać Facebook, jednak społecznościowy gigant jest jednym z oskarżonych, więc i tu nie możemy liczyć na oczywiste rozwiązanie sprawy, a niestety nie ma społecznego nadzoru ani organów kontroli do sprawdzania jak w rzeczywistości działają mechanizmy Facebooka.

Facebook by ryzykował?


Wyniki finansowe Facebooka w 2012 roku zawiodły inwestorów, spychając kurs akcji spółki do historycznych minimów. Jest oczywiste, że koncern Zuckerberga musi intensywnie pracować nad poprawą swoich przychodów, szczególnie biorąc pod uwagę spadającą dynamikę wzrostu zysków z reklam. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, by Facebook oszukiwał reklamodawców, ryzykując swój wizerunek dla krótkoterminowej korzyści, chociaż życiowa praktyka i wpadki innych gigantów internetowych każą przynajmniej „dmuchać na zimne”, sprawdzać i nagłaśniać każdy przypadek prawdopodobnych nadużyć internetowych gigantów nad którymi nie ma żadnej społecznej ani państwowej kontroli.

Być może za fałszywe kliknięcia odpowiadał jeden z konkurentów Limited Run, który po prostu chciał obniżyć skuteczność reklam „wrogiej” firmy. W praktyce jednak, kupując reklamę na Facebooku czy w innych zagranicznych podmiotach internetowych, nigdy nie mamy pewności, że prezentowane nam dane są poprawne, bo nie mamy jak tego sprawdzić, a Państwo Polskie jakoś nie jest skłonne rozciągać skutecznej kontroli działalności nad firmami zagranicznymi oferującymi usługi w Polsce.

Czy Facebook podsłuchuje smartfony? 


Od 2016 roku w sieci można natknąć się na wpisy, artykuły czy filmy, których autorzy twierdzą, że Facebook znacząco naruszył ich prawo do prywatności, podsłuchując ich rozmowy głosowe, by precyzyjnie dobrać dla nich najlepsze reklamy. Czy coś takiego rzeczywiście ma lub może mieć miejsce?

Facebook jako firma oczywiście zaprzecza. Twierdzi, że wykorzystuje do personalizowania reklam dane, które użytkownicy sami o sobie udostępniają (na przykład poprzez „lajkowanie” fanpage’ów), ale nie gromadzi prywatnych informacji za pomocą smartfonowego mikrofonu. „Nie wykorzystujemy i nigdy nie wykorzystywaliśmy mikrofonów w urządzeniach użytkowników w celu dopasowania treści” – napisał Rob Goldman, człowiek odpowiedzialny za reklamy na Facebooku.

Są więc dwie możliwości: albo jesteśmy oszukiwani przez Facebooka, albo powyższa wypowiedź jest zgodna z prawdą. Jak więc wytłumaczyć pojawianie się reklam idealnie dopasowanych do treści rozmowy głosowej (co wykazało kilka amatorskich eksperymentów)? I to krótko po odbyciu takowej rozmowy, gdzie osoba nic na Facebooku nie lajkowała?

Fanpage mało efektywny i nieprzydatny


Inna sprawa, to fakt, że Facebook udostępnia czyli wyświetla Twoje posty, także z tzw. fanpage’a, jedynie niewielkiemu procentowi osób z tych, które polubiły fanpage’a – a mówi się często o maksymalnie 7 %  w przypadku małych fanpage’ów i zalewie promilom w wypadku dużych stron fanowskich. To takie celowe zagranie, aby zminimalizować ruch, a fani niech sobie sami szukają postów (nowych wpisów) z polubionych przez siebie fanpage’ów… Fanpejdże miały być stronami widocznymi publicznie, ale w praktyce widoczne są tylko dla użytkowników Facebook’a, gdyż jak na zdjęciu na dole artykułu, zaraz po zajrzeniu z Internetu, stronę fanowską zasłania wielka przesłona domagająca się zalogowania lub założenia konta na Facebooku. Niestety, takie strony nigdy nie zdobędą czytelników w Internecie, gdyż są odbierane przez ogół Internautów jako uciążliwy spam. Zasłanianie ekranu wyskakującym okienkiem wymagającym założenia sobie konta to ordynarne spamowanie Internetu przez Facebook przez miliony rozczarowanych Internatów przezywanego po polsku Fejszbukiem (zbuk to zgniłe jajko)…  

Dodatkową uciążliwością wielu polskich przynajmniej administratorów stron fanowskich jest bezpodstawne automatyczne banowanie administratorów za to, że zdaniem Facebooka zbyt dużo wpisów czy udostępnień generują albo za to, że zbyt dużo komentarzy piszą, za to, że zbyt wiele dyskutują z fanami, a nawet za to że Facebook ma dziwnie histeryczne humory – nie znosi wielu tematów (np. sprzeciwu dla promocji zboczeń i dewiacji seksualnych czy pisania o zbrodniach hitlerowskiej okupacji) które omawiać lubią akurat Polacy czy inne poszkodowane nacje. Nie ma też w zasadzie jakiejkolwiek możliwości odwołania się od błędnie i absurdalnie działających algorytmów uciążliwie czasowo banujących, obowiązuje bowiem totalitarny, niejasny i niezrozumiały regulamin z ogólnymi zapisami których nie rozumieją nawet zawodowi prawnicy.

W nazistowskich Niemczech okresu II wojny światowej też banowano ludzi, tyle że w obozach koncentracyjnych i aż do śmierci nie wiedzieli za co zostali zbanowani – jak na Facebooku, gdzie wystarczy kilku hejterów, co im podpadniesz i każdy Twój wpis będą zgłaszać do administracji Facebooka tak długo, aż Facebook Ciebie zbanuje, przynajmniej na tydzień albo na miesiąc, a może na stałe. W Polsce wszelkie banowanie przez administrację portalu społecznościowego kojarzy się jedynie z hitlerowską okupacją i z niemieckimi obozami koncentracyjnymi, gdzie banowanoludzi za ich poglądy i niechęć do okupanta. Takie podłe banowanie reklamodawców z Polski na pewno powoduje znaczące zmniejszenie możliwych zysków z reklam. Może to tylko skutek tego, że ogólny poziom inteligencji w USA nigdy nie był wysoki, a w ostatnich latach spada (wedle naukowców amerykańskich badających poziom wykształcenia i inteligencji) – i pewnie takich mamy też szefów informatycznych na Facebooku, chociaż możliwe także, że niektórzy pracownicy administracji Facebooka działają celowo na szkodę własnej firmy, a wcale nie z głupoty własnej…

Fanpage na Facebook’u staje się zatem (przynajmniej na lata 2016/2017) narzędziem jedynie dla wiernych znajomych z Facebooka, dawno przestał być jakimkolwiek narzędziem do promowania swojej firmy czy działalności w Internecie (jak reklamują to firmy żyjące z dawania złudnych nadziei naiwnym). Całkiem możliwe, że korporacyjna pogoń za zwiększeniem zysków wykańcza Facebooka od wewnątrz, a jak wiadomo wykończyła już wiele innych dobrze z początku zapowiadających się firm internetowych.

Warren Buffett – drugi na liście najbogatszych ludzi na świecie, powiedział kiedyś: “Zasada nr 1: Nigdy nie trać pieniędzy. Zasada nr 2: Zawsze pamiętaj o zasadzie nr 1“. I zapamiętaj sobie te słowa na zawsze, szczególnie zanim dasz reklamę na Facebook’u.

Tak właśnie jak na obrazku Facebook absurdalnie szkodzi interesom własnych klientów (reklamodawców) zasłaniając i blokując ich Fanpage, aby nie było można oglądać ich z Internetu. Z tego tylko powodu reklama na Facebooku zawsze jest nieskuteczna, a zyski FB będą maleć. Nie ma sensu dawać reklamy na portalu, który reklamowaną stronę zasłania głupawym banerem logowania… Aż dziw bierze, że na takie plugawe traktowanie klienta przez Amerykanów żądnych zysku są jeszcze chętni do dawania płatnych reklam na Facebooku!

Opracowanie i redakcja artykułu: Anna Woźniak – Śląsk

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *