Gliwice – Dysydent Andrzej Jarczewski – Reaktywacja nazistowskiej prowokacji w Polsce

Dysydent Andrzej Jarczewski – Prowokacja gliwicka – reaktywacja 

Andrzej Jarczewski z wieży: – To nie ludzie u władzy są źli, lecz fatalny ustrój samorządowy wydobywa z nich najgorsze cechy. – Jak się czujesz? – późną nocą zdążył ucałować żonę, która opiekuje się ciężko chorą matką. Przed świtem ostatnim kliknięciem uruchomił w sieci przygotowaną wcześniej stronę i cicho wymknął się z bloku pod lasem okalającym fabrykę czołgów: „Niekiedy nawet najgłupsze z pozoru działania są nieuniknione. Bywa, że jedynym wyjściem jest wejście. Lokalny kacyk pozbawił mnie środków do życia. Jeśli więc mam wybór – wolę umrzeć nie z głodu. Dlatego 6 czerwca 2011 wszedłem na wieżę Radiostacji Gliwice i rozpocząłem protest” – ogłosił i zaczął się wspinać po 365 modrzewiowych stopniach.

Gliwicka radiostacja była już niemym świadkiem wydarzeń, które zapisały się w historii. To tu właśnie rozegrały się sceny znane powszechnie pod nazwą „Prowokacja gliwicka”. Po 72 latach od tamtych wydarzeń obecny, powszechnie krytykowany prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz zafundował nie tylko mieszkańcom miasta, ale również całej Polski, starannie przez siebie samego wyreżyserowany spektakl, który również jak „Prowokacja gliwicka” z przez 72 lat  będzie przykładem hipokryzji tym razem miejscowej władzy oraz kłamstwem historycznym na którym opierała się akcja hitlerowskich bandytów w 1939 roku. 

Lokalne władze mówią swoje, a rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Oto relacja oficjalna dla prasy głoszona przez katolicko-terorystyczną Policję oraz magistrat w Gliwicach. W dniu 08 czerwca 2011 na maszt radiostacji w Gliwicach weszła grupa specjalna policji czyli czarni jak essesmani terroryści policyjni w kominiarkach ponieważ komendant policji w Gliwicach miał obawy, że protestujący na szczycie masztu Andrzej Jarczewski stracił przytomność. Powodem tych obaw był nieodbierany przez Jarczewskiego telefon. Po wejściu na szczyt masztu policjantów z grupy specjalnej ci namówili protestującego do zejścia na dół. Po tym zdarzeniu pan Jarczewski samowolnie udał się do szpitala psychiatrycznego w Toszku. Koniec relacji oficjalnej. Tyle powiedziała zakłamana władza, gorsza i bardziej zbrodnicza od tej „komunistycznej” z czasów PRL – Polski Ludowej! 

Andrzej Jarczewski z Gliwic rozpoczął dramatyczną walkę o to, by Polska nie była łupem politykierów i różnych grup interesów. Polska jest nasza a nie ich! Za Króla Zygmunta Starego protestowała szlachta i żądała, by magnateria tworząca się na rozdrapywaniu majątku wspólnym obywateli Rzeczpospolitej – czyli królewskim, musiała oddać zagrabione mienie. Szlachta żądała egzekucji dóbr czyli odebrania magnatom bezprawnie przez nich użytkowanych królewszczyzn oraz zakazu sprawowania przez jedną osobę kilku wysokich urzędów. Przeciwko zwolnieniu z pracy bez merytorycznych przyczyn protestuje dziś na wieży radiostacji, którą opiekował się przez lata i którą zna, jak własną kieszeń. Pod radiostacją kłębią się tłumy gliwiczan. Dla wielu, jeśli nie większości gliwiczan jest to protest w słusznej sprawie!

Radiostacja gliwicka w runie

W cieniu wieży gliwickiej radiostacji Andrzej Jarczewski pokochał trzeszczące radio i znienawidził cenzurę. Urodził się w 1950 roku, gdy radiostacja znikła z map i nikt nie śmiał zbliżyć się do wieży zamienionej przez służby specjalne w zagłuszarkę Wolnej Europy, najsilniejszą na południu Polski. Pierwszy raz zbuntował się z gliwickimi studentami jeszcze przed maturą w marcu 1968 roku. Studiował automatykę, elektronikę i informatykę na Politechnice Śląskiej. O nadajnikach i technice radiowej mógł opowiadać bez końca – potem, zafascynowany językoznawstwem, skończy też filologię polską.

Pod koniec czasów PRL, gdy Jarczewski wykładał automatykę na politechnice, władza w prowizorycznej fabryczce pod wieżą radiostacji produkuje nadajniki do celów wojskowych. Jarczewski zostaje w Gliwicach liderem Akademickiej Grupy Oporu, uruchamia podziemne radio „S”, zakłada nielegalną oficynę wydawniczą, przemyca za mury koszar dywersyjny mikrofilm pt. „Kto zgasi KIP-a? (KIP – Kompleks Indoktrynacyjno-Propagandowy)”. Za to w 1986 roku gliwicki sąd skazuje go na dwa lata więzienia. Siedzi w celi, gdy rodzi się najmłodszy syn Jędrek. Przyjaciele z podziemia zbierają datki, by ratować od nędzy żonę i czworo dzieci. Jarczewski trafia do kopalni, klepie biedę, składając komputery w prywatnej firemce.

Po 1989 roku porzucona przez wojsko radiostacja obraca się w ruinę. Powstaje wolna Polska. Przyjaciele z politechniki gorąco spierają się o Okrągły Stół. Jarczewski – legenda podziemia – też jest sceptyczny, bo nie ufa władzy, lecz przekonuje z charyzmą, że nowy ustrój ma sens, że jednak warto poświęcić się dla kraju. W 1994 roku na osiem lat zostaje wiceprezydentem Gliwic od kultury i spraw społecznych. Zarząd miasta opanowuje ekipa jego kolegów z politechniki, z prezydentem Zygmuntem Frankiewicz, który twardą ręką rządzi Gliwicami do dziś. 

Provokado i Europoliteja

Sylwetkę mężczyzny na ażurowym tle najwyższej drewnianej konstrukcji świata zaspani ochroniarze dostrzegli dopiero na 50 metrze. Jarczewski z łatwością zmylił kamery, bo radiostację przy ul. Tarnogórskiej zna świetnie – to on z obrośniętej chwastami ruiny wyczarował symbol miasta Gliwice. Gdy po wyborach w 2002 roku przestał być wiceprezydentem, poświęcił się radiostacji. W piwnicach odkrywał poniemieckie urządzenia i sam je remontował (system wodny do chłodzenia lamp, konsole radiowe, mikrofony). Został kustoszem radiostacji na etacie w muzeum miejskim. W mieście nazywano go „klucznikiem radiostacji”. Był jednoosobową załogą radiostacji. Sam wymieniał żarówki na wieży. Wymyślił coroczne Gliwickie Dni Dziedzictwa Kulturowego. Mieszkańcy po raz pierwszy po latach weszli na teren radiostacji.

Wieżę w Gliwicach z rozmachem zbudowali Niemcy w 1925 roku, by zwiększyć moc propagandy na Górnym Śląsku; zasłynęła w 1939 roku z prowokacji gliwickiej. Po latach Andrzej Jarczewski zaskoczył historyków rekonstrukcją nieznanych detali tej akcji w powieści „Provokado” (2008 r.). W 2007 r. wydał „Europoliteję. Rozprawę o ustroju”. Ludzie pamiętają też Jarczewskiego z Katowickiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. Działał tam razem z żoną, sami opiekowali się chorą matką. Do ich mieszkania dzwonili po poradę ludzie z całej Polski. Jarczewski prowadził stronę internetową stowarzyszenia i wymyślił system teleopieki (z użyciem komputera, GPS, komórek).  

RELACJA PRZEKAZANA OSOBIŚCIE

PRZEZ PANA ANDRZEJA JARCZEWSKIEGO 

„O godzinie 4:45 (nomen omen) na szczyt masztu radiowego wtargnęli policyjni terroryści w czarnych mundurach przypominających hitlerowskie SS. Zastali mnie śpiącego na brzuchu. Dla osłony przed deszczem zainstalowałem nad posłaniem przekrycie ortalionowe. Antyterroryści zdarli przykrycie. Jeden stanął obok głowy, drugi w okolicy nóg. Trzeci skuł mi brutalnie ręce kajadankami z tyłu. Związali mnie liną, którą przynieśli ze sobą i na tej linie spuścili nie na dół.” Andrzej Jarczewski twierdzi również, że znalazł się w szpitalu psychiatrycznym na postawie wniosku lekarza pogotowia, w związku z tym, że Andrzej Jarczewski głosił, że ma zamiar skoczyć z wieży. Andrzej Jarczewski zdecydowanie temu zaprzecza. Lekarz w ogóle z nim nie rozmawiał! Tak wygląda katolicka Polska rządzona przez neonazistowskie rządy polityków z sekty Opus Dei powstałej za czasów gen. Franco! 

Sprawdziliśmy, ordynatorem szpitala psychiatrycznego w Toszku koło Gliwic, gdzie został bezprawnie i wbrew swej woli zamknięty Andrzej Jarczewski jest pani Anna Rusek. I to wydaje się największym skandalem polityczno-mafijnym w Gliwicach. Anna Rusek – dr nauk medycznych w dziedzinie psychiatrii, od 17 lat dyrektor Szpitala Psychiatrycznego w Toszku była członkiem komitetu wyborczego Zygmunta Frankiewicza na prezydenta Gliwic. Jest bliską znajomą pana Frankiewicza! 

Jarczewski twierdzi również, że nie tylko odcięto mu we wtorek prąd na wieży, ale także zablokowano kartę SiM w jego komórce! Nie mógł dzwonić bo sieć telefoni komórkowej na pewno nie z własnej inicjatywy, zablokowała jego kartę SIM. Pokazywał nam dziś ten telefon z zablokowaną kartą. Ta informacja w świetle wyjaśnień komendanta policji w Gliwicach, także kumpla pana Frankiewicza o obawach związanych z nie odbieraniem telefonu przez Jarczewskiego jest po prostu kpiną. Takie oszukiwanie ludzi, w żywe oczy łgarstwo skompromitowanej władzy politycznej sterowanej przez członków faszystowkiej sekty Opus Dei rządzącej Polską i rabującą Polskę z pomocą skorumpowanej i nielegalnej Komisji Majątkowej! 

Tak właśnie wygląda demokracja w naszym kraju – korupcja i orgia policyjnej zbrodni oraz policyjnego terroru czarnych policyjnych gestapowców oraz psychiatrów sądowych. Kościelny satrapa Zygmunt Frankiewicz dzieli i rządzi w Gliwicach na Śląsku i jest praktycznie nie do ruszenia, bo jest bliskim kumplem gliwickiego biskupa i poplecznika sekty Opus Dei Jana Wieczorka. Wstydzą się o tej kompromitacji Kościoła katolickiego i biskupa gliwickiego mówić byli działacze podziemnej Solidarności do której należą obrońcy Andrzeja Jarczewskiego. Przez 16 lat niepodzielnych rządów Zygmunt Frankiewicz okopał się na swoim stanowisku, obudował się ludźmi wszelkich środowisk katolickich czy bardziej opusdeistycznych sprzyjających jego działalności nie mającej z demokracją nic wspólnego. Jest to jeden z jak to dawniej mówiono w mediach „niezatapialnych pancerników.” 

W zeszłym roku nasz panujący obecnie Bronisław Komorowski – Prezydent RP odznaczył pana Zygminta Frankiewicza Krzyżem Zasługi! Obaj są wielce zasłużeni w Maltańskich Zakonach Krzyżowych i politycznych nazi-sektach pokroju Opus Dei. Władza jak temida wydaje się ślepa, albo i rąsia, rąsię myje. Andrzej Jarczewski, który przez dwa dni okupował wieżę Radiostacji w Gliwicach, został w środę rano, 8 czerwca 2011 z niej ściągnięty przez grupę policyjnych terrorystów ubranych w czarne mundury jakże podobne do umundorowania hitlerowskiego gestapo i SS sprzed 70 lat. 

Były wiceprezydent Gliwic Andrzej Jarczewski, który przez 3 dni protestował na wieży w Gliwicach, został rano w środę dnia 8 czerwca 2011 ściągnięty przez grupę terrorystyczną Frankiewicza i jego kumpla komendanta lokalnej policji. Trafił bezpodstawnie i bezprawnie do szpitala psychiatrycznego w Toszku na obserwację, tam gdzie za komuny rządwoi psychiatrzy mordowali dysydentów z pomocą leków radzieckiej psychiatrii. Jak widać trochę się Polska zmieniła od 1989 roku. Jest znacznie gorzej, terror policyjny katolicko-faszystowkiego reżimu szerzy się bez umiaru! 

Były wiceprezydent Gliwic Andrzej Jarczewski od poniedziałku 6 czerwca 2011 protestował przeciwko nadużyciom lokalnej władzy na szczycie 110-metrowego masztu radiostacji. Aby zmusić go do zejścia, wczoraj odłączono mu prąd. Został ściągnięty z masztu o godzinie 4.45 rano. Policja wkroczyła na górę, ponieważ jak kłamliwie twierdził jej rzecznik Słomka – nie udało się nawiązać z nim kontaktu i obserwatorzy sądzili, że zemdlał. Prawda jest taka, że policyjne bydlęta zablokowały kartę SIM telefonu Andrzeja Jarczewskiego, aby nikt nie mógł się z nim kontaktować, ani go ostrzec, że policyjni faszyści w czarnych terrorystycznych mundurach pol-gestapo dokonują bandyckiego ataku na wieżę. A policjanci powinni bodaj zamknąć do Toszka Zygmunta Frankiewicza – chciażby za szkodliwe dla środowiska i powszechnie krytykowane zbiszczenie ekologicznych linii tramwajowych! 

Jak wyglądała szybka akcja pol-terrorystów? Z relacji samego Andrzeja Jarczewskiego wynika, że wyglądało to następująco: Spał na dolnym pomoście w zbudowanym tam przez siebie szałasie. Po godz. 4.30 weszło na ten pomost czterech mężczyzn, jeden stanął przy głowie, drugi w nogach. Jarczewski spał na brzuchu. Podnieśli przykrycie i brutalnie skuli mu ręce z tyłu kajdankami. Następnie spuszczono go na linie z wieży. 

W Polsce okupowanej od 1989 roku przez nazistowską sektę Opus Dei i jej fasadowe partie polityczne coraz bardziej trzeba walczyć o wolność słowa i o wyzwolenie spod tej brunatnej, a właściwie czarnej jak faszystowskie mundury policyjnych terrorystów okupacji nazi-katolickiej! Ktoś musi pierwszy krzyknąć, że KRÓL JEST NAGI. A tym Królem jest polityczna władza sterowana przez skażony złodziejstwem, korupcją i skandalami pedofilskimi Kościół katolicki. Tyle, że nie chodzi tu o zwykłych i naiwnych wiernych, często ufnie pobożnych, a o cwaniaków, którzy tworzą elity kościelne, kler, episkopat i polityczny aktyw rwący się do władzy i tworzący chore skorumpowane układy lokalne, jakich oprócz Gliwic w Polsce wiele i niestety coraz więcej. W wyborach trzeba pominąć wszystkich takich Frankiewiczów i podobne komitety czy partie chociażby tylko lekko wskazywane przez lokalny kler katolicki! 

Kamaryla miernych pochlebców

Plecak waży kilkadziesiąt kilogramów, ale Jarczewski sprawnie podciąga ładunek na najwyższą platformę radiostacji – jest doświadczonym taternikiem, ma uprawnienia do prac na wysokościach. Zabrał śpiwór, kask, folię przeciwdeszczową, specjalną ładowarkę do telefonu komórkowego, którą podepnie do kabli zasilania w wieżowej instalacji. Zapas chleba i wody w plastikowych butelkach obliczył na sześć dni, bo tyle zamierza spędzić na wysokości 110 m. Bocianie gniazdo to kwadrat o boku 213 cm, na wierzchołku jest drewniany stół z porcelanowym odgromnikiem (ryzyko śmiertelnego porażenia piorunem negocjatorzy policyjni, strażacy i ratownicy pogotowia ze sztabu pod wieżą wpisali na pierwszym miejscu listy możliwych zagrożeń). – Nie chcemy robić mu żadnej krzywdy, to prawy człowiek! – zastrzega podkom. Marek Słomski z gliwickiej policji. Ocenia, że wybór wieży na miejsce protestu musiał zostać doskonale przemyślany. Jarczewski przez telefon ostrzegł negocjatorów, żeby nie próbowali szturmować.

Na szczycie rozpiął ogromną biało-czerwoną flagę, czasem podchodzi do barierki i machaniem pozdrawia ludzi gromadzących się w dole. Na blogu objaśnia, że żąda przywrócenia do pracy w muzeum, skąd wyrzucił go nowy dyrektor, ale swój przypadek rozciąga na wielu skrzywdzonych: „Reprezentuję wszystkich, których dosięga niesprawiedliwość ze strony ludzi zdeprawowanych przez nadmiar władzy. Dziś zawierzam moje życie opinii publicznej”. Jest świadom, że pisma, którym nadał misterną, szufladkową strukturę, będą wyśmiewane. Prosi tylko, by ich nie przemilczeć. Ostrymi słowami opisuje „kacykozę”, czyli ciężką chorobę toczącą tysiące polskich gmin, w których satrapowie otoczeni „kamarylą miernych pochlebców koncentrują się na utrzymaniu władzy”, bo prawo zezwala im dzierżyć ją dożywotnio, przez nieograniczoną liczbę kadencji. To nie ludzie u władzy są źli, lecz fatalny ustrój wydobywa z nich najgorsze cechy i posuwa nawet do zbrodni (Jarczewski przypomina sprawę prezydenta Zabrza oskarżonego o zabójstwo). 

Do sądu poszedł w szlafroku

„Drogi Zygmuncie, za długo rządzisz tym miastem” – przestrzega przyjaciela i chłoszcze za sprzyjanie korupcji, nepotyzmowi i ustawianie konkursów na strategiczne stanowiska. Nazywa Gliwice „małą Białorusią”, nazwisko prezydenta Frankiewicza wymienia w szeregu z Łukaszenką, Husseinem i innymi tyranami. „Dokonuje się nieustanna selekcja negatywna. Władca odcinany jest od nowych idei i nowych sposobów myślenia, bo dostęp do ucha mają albo faktycznie jednomyślni, albo klakierzy” – diagnozuje.

Zarzuca prezydentowi, że ten się uwstecznia: „Zdradza Cię język, w którym nie ma już jakichkolwiek odniesień kulturowych. Słyszę od wielu lat te same szablony w Twoich wypowiedziach, np. nie kopać się z koniem, wypełnić kupon, na drzewo!, potraktować kogoś z buta, głupie do bólu i – najważniejszy, najczęściej powtarzany, gdy rozmowa dotyczy politycznych przeciwników: zabić!”. Rzecznikowi magistratu wytyka, że mając tylko maturę, piastuje cztery posady, na których zarobił 150 tys. rocznie (w tym za zasiadanie w radzie nadzorczej przedsiębiorstwa remontowego dróg, na czym kompletnie się nie zna). 

Dyrektora muzeum (z którym przegrał w konkursie) oskarża o brak wizji, niszczenie kultury i nieetyczne zwalnianie pracowników. Wcześniej Jarczewski chroniony był „immunitetem” radnego, ale gdy ostatniej jesieni przestał być radnym i szefem komisji kultury, dostał wypowiedzenie. Stracił pracę na miesiąc przed okresem ochronny przedemerytalnej. – W tym czasie Andrzej odebrał dwa inne ciosy – mówią przyjaciele pod wieżą. – Dokładnie rok temu jego córka zmarła na złośliwy nowotwór mózgu. Natomiast dyrektor muzeum oskarżył go o zniesławienie i zawnioskował o badanie psychiatryczne.

Jarczewski uznał to za powrót do praktyki komunistycznych psychuszek. Na rozprawę zamiast marynarki prowokacyjnie założył szpitalny szlafrok. – Kto wariata produkuje, nie powinien się dziwić, gdy otrzyma wariacki produkt – tłumaczył. Po jego wejściu na wieżę zgęstniało przy ul. Tarnogórskiej od przeciwników prezydenta: z Jarczewskim solidaryzowali się politycy, posłowie i wielu zwykłych mieszkańców. – Najgorsze, jeśli zrobią z Andrzeja wariata. Bez względu na formę manifestacji wyraża to, co myślimy – mówili.

Stanisław Karkowski (kolega z chóru kościelnego) wspomina sceny z korytarza sądu w Gliwicach w latach 80-tych: – Przychodziliśmy na rozprawy Andrzeja. Szedł skuty kajdankami, milicjanci upokarzali go szturchaniem i popychali. A on szedł z podniesioną głową, patrzył nam prosto w oczy i rzucał dumnie: „Cześć!”. Jadwiga Chmielowska próbuje przekonać prezydenta Gliwic do interwencji: – Wszyscy studiowaliśmy na tym samym wydziale, byliśmy paczką kolegów. Zygmunt, na Boga, oddaj mu tę wieżę do emerytury. Po co ci skandale, po co nieszczęście? 

Prezydent odsyła ją do dyrektora muzeum Grzegorza Krawczyka. – Jestem przerażony. Proszę wyobrazić sobie, co teraz czuję i co bym przeżywał, gdyby na wieży stało się coś złego – zwierza się nam dyrektor. Parę godzin wcześniej wydał oświadczenie, w którym bronił zasadności zwolnienia Jarczewskiego i odsyłał po rozstrzygnięcie do sądu pracy. Zbigniew Lubowski (też zwolniony z magistratu po ostatnich wyborach): – Andrzej uwielbiał przebywać wysoko. W Tatrach czuł się wolny. Bardzo się o niego boję, ale jest głęboko wierzący, nie posunie się do samobójstwa. 

Ważni ludzie wchodzili na słupy i góry

Dzwonię do Jarczewskiego na wieży. Rozmawia długo: o kacykozie i bezprawiu, i o tym, że w jego proteście nie ma krzty chorej desperacji. – Jestem filozofem w takim wieku, kiedy nieraz przychodzi pokusa, by przystawić pieczęć. Proszę spojrzeć na Sokratesa – czy nie posądzano go o obłęd? Tak jak ja miał możliwość ucieczki od cykuty. Nie uciekł. – Czy w sobotę, kiedy skończy się woda, zejdzie pan na ziemię? – pytam. Jarczewski: – Mam już gotowy scenariusz. Plotki o ładunkach wybuchowych to brednie. Nie mógłbym zniszczyć radiostacji, którą kocham! Ale zapraszam na finał, obiecuję, że będzie bardzo spektakularny. Nikogo nie skrzywdzę. – Siebie także? Milczenie.

We wtorek drugiego dnia protestu milknie telefon komórkowy na wieży. Rozładował się, bo Jarczewskiemu odcięto zasilanie. Policjanci nie przyznają się, sugerują, że prąd wyłączyło muzeum miejskie lub firma dzierżawiąca maszty telekomunikacyjne. Pod wieczór przyjeżdża Małgorzata Tkacz-Janik, radna sejmiku śląskiego i znana lewicowa działaczka ekologiczna i feministka. Zarzuca władzom, że ograniczanie protestującemu kontaktu z otoczeniem narusza przyjęte przez Polskę konwencje. – Nietypowa forma protestu wcale nie świadczy o niepoczytalności. Chorobę psychiczną można rozpoznać u każdego – ocenia, dodając stanowczo: – Bardzo wielcy i ważni ludzie w dziejach wchodzili na wieże, słupy, góry, żeby przekazać bardzo istotne treści! Wieczorem na teren radiostacji wjeżdża niebieski mikrobus z zaciemnionymi szybami. Wiezie do sztabu akcji grupę mężczyzn w cywilu. Jarczewski jak zwykle macha ludziom pod wieżą i kładzie się do snu. 

Środa – O 4.40 nad ranem do akcji wkraczają czarni jak SS terroryści. 

  • Negocjatorzy zaniepokoili się o stan protestującego, bo nie działał telefon, a mężczyzna nie odpowiadał na sygnały z ziemi. Po wejściu na wieżę uznano, że najwłaściwsze będzie sprowadzenie protestującego. Natychmiast przekazano go w ręce lekarzy – informuje po akcji rzecznik gliwickiej policji. Kolejne noce Andrzej Jarczewski spędzi w szpitalu psychiatrycznym. W sobotę 11 czerwca 2011 w radiostacji ma się odbyć radosny festyn – święto szlaku zabytków techniki, do których należy gliwicka wieża. Przyjdą tłumy. 

List do Prezydenta III RP w sprawie Jarczewskiego

Radni Platformy Obywatelskiej w Radzie Miejskiej w Gliwicach wystosowali do prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza list otwarty. List jest związany ze sprawą Andrzeja Jarczewskiego, byłego wiceprezydenta i radnego Gliwic. Jarczewski przebywa w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku, gdzie został bezprawnie odwieziony przez policję.

TREŚĆ LISTU OTWARTEGO: 

Szanowny Panie Prezydencie.

W związku z prowadzonym od kilku dni protestem Pana Andrzeja Jarczewskiego – byłego wiceprezydenta miasta i radnego, my – Radni Rady Miejskiej w Gliwicach, reprezentujący Klub Radnych Platformy Obywatelskiej RP, kierujemy do Pana prośbę o pomoc w rozwiązaniu problemu i zwrócenie się do Dyrektora Muzeum w Gliwicach, pana Grzegorza Krawczyka o wykazanie minimum dobrej woli i przywrócenie Pana Jarczewskiego do pracy.

Pragniemy przypomnieć, że Pan Andrzej Jarczewski – wieloletni działacz opozycyjny, dał się poznać jako osoba, która w okresie minionego systemu zniewalającego nasz kraj potrafiła upominać się o wolność słowa, płacąc za to nierzadko wysoką cenę, Teraz, w wolnej Polsce. ta wolność znów staje się dobrem deficytowym, dla wielu wręcz niewygodnym. Pan Jarczewski za odwagę głoszenia swoich poglądów ponownie poniósł cenę wysoką – cenę. utraty pracy. Sposób, w jaki tego dokonano budzi w nas głębokie oburzenie – tuż po utracie przez pana Jarczewskiego mandatu radnego, na krótko przed przejściem na emeryturę, a w dodatku kilka dni przed najpiękniejszymi rodzinnymi świętami. Tak nie postępują ci, którzy przede wszystkim w sercu, a nie tylko na ustach i na pokaz, mają wyryte wartości chrześcijańskie.

Metody stosowane obecnie wobec Pana Jarczewskiego wywołują u nas odrazę i niesmak. Jako żywo stają przed oczami sposoby walki z niepokornymi i nieulękłymi „wrogami ustroju” w czasach stalinowskich, w których takim niepokornym wmawiano chorobę psychiczną i izolowano w zakładach zamkniętych. Stają przed oczami zwolnienia z pracy, pozbawianie środków do życia, często groźby. Wszystko po to, by człowieka upodlić, zniewolić, sprowadzić go • do roli nic nie znaczącej jednostki, uczynić bezwolną, pozbawioną. indywidualności, cząstką masy. Zależne Od władzy media niejednokrotnie otwarcie dyskredytowały i ośmieszały opozycjonistów, usiłując robić % nich w oczach Społeczeństwa osoby niezrównoważone psychicznie. Niestety, echa tamtych lat w naszej opinii dają siej zauważyć ponownie.

Pan Andrzej Jarczewski z pewnością na takie traktowanie nie zasługuje. Niezależnie od jego ciekawej i chlubnej przeszłości, obecni mieszkańcy miasta mieli możliwość poznać go również jako pasjonata Radiostacji Gliwickiej i stworzonego przy niej Oddziału Muzeum. Mieli okazję poznać go jako wieloletniego wiceprezydenta, a także radnego, l chociaż, często głosi niepopularne i niewygodne poglądy, to jednak pozostał sobą, ceniąc prawo do swobodnego, jawnego głoszenia swojemu zdania, jako jednej z największych zdobyczy demokracji. 

Mamy nadzieję, że i Pan Prezydent docenia postać Pana Andrzeja Jarczewskiego, swojego wieloletniego zastępcy, radnego, samorządowe a, pasjonata kultury i historii. Mamy nadzieję również, że podziela Pan nasze poglądy na sposób traktowania Pana Jarczewskiego i dołoży Pan sił, aby człowiek ten u schyłku swojej kariery zawodowej, znalazł należne mu miejsce i szacunek.Z poważaniem

Radni Rady Miejskiej w Gliwicachczłonkowie Klubu Radnych Platformy Obywatelskiej RP

Zbigniew Wygoda

Ewa Potocka

Henryk Woźniak

Joanna Karweta

Urszula Więckowska

Janusz Szymanowski

Dominik Dragon 

PiS w obronie klucznika Radiostacji z Gliwic

Gliwiccy radni PiS także zwrócili się z apelem do prezydenta miasta, Zygmunta Frankiewicza o pomoc w rozwiązaniu sprawy Andrzeja Jarczewskiego. Mężczyzna okupował wieżę Radiostacji w Gliwicach walcząc w ten sposób o przywrócenie go do pracy. Jarczewski od kilku lat pracował w Radiostacji jako klucznik. W liście otwartym radni apelują o interwencję i przywrócenie go na stanowisko. – Zwolnienie Pana Andrzeja Jarczewskiego w opinii społecznej nosi znamiona szykanowania i odwetu za publiczną polemikę dotyczącą sposobu zarządzania gliwickim muzeum i miastem – czytamy w liście PiS. Jak podkreślają radni, w Gliwicach nie mogą obowiązywać standardy obce demokratycznej Europie. Ich zdaniem droga debaty publicznej przyniesie więcej satysfakcji adwersarzom niż – jak to określają – prymitywny odwet uderzający w fundamentalne dobra człowieka w trudnej sytuacji życiowej. 

Mimo apeli Zygmunt Frankiewicz nie zajmie stanowiska w sprawie byłego wiceprezydenta Andrzeja Jarczewskiego. Jak powiedział Radiu Katowice, rzecznik gliwickiego magistratu, Marek Jarzębowski sprawą przywrócenia mężczyzny do pracy zajmuje się sąd i to on podejmie w tej kwestii decyzję. Jarzębowski podkreślił, że prezydent Frankiewicz nie jest odpowiednim adresatem a tego typu apeli to „polityczna chucpa, nic więcej”. Rzecznik Urzędu Miasta w Gliwicach przypomniał, że Jarczewski był pracownikiem Muzeum a nie magistratu. Zapomniał biedak dodać, że Muzeum magistratowi podlega, a jego dyrektor to kumpel Frankiewicza i jednocześnie jego całkiem uległy, powolny podwładny… 

Prawo i Sprawiedliwość to kolejny Klub, który przesłał do prezydenta Gliwic List Otwarty w sprawie Andrzeja Jarczewskiego.

LIST OTWARTY PiS 

Zwracamy się kolejny raz do Pana, jako Organu nadzorującego wszystkie jednostki organizacyjne miasta w tym także Muzeum w Gliwicach o interwencję i przywrócenie do pracy Pana Andrzeja Jarczewskiego byłego Kierownika Oddziału Radiostacja Gliwice Muzeum w Gliwicach.

Ponownie podnosimy, że zwolnienie Pana Andrzeja Jarczewskiego z pracy bezpośrednio po utracie ochrony prawej wynikającej ze sprawowanego mandatu Radnego Rady Miejskiej w Gliwicach i pozostające w bezpośrednim związku z wykonywaniem mandatu w opinii społecznej nosi znamiona szykanowania i odwetu za publiczną polemikę dotycząca sposobu zarządzania Muzeum i miastem Gliwice. List skierowany do Pana przez grupę radnych w grudniu 2010 roku nie pozostawił żadnej wątpliwości, że w tamtym czasie nie chciał się Pan angażować w sprawę pozostawiając decyzję Dyrektorowi Muzeum i rozstrzygnięciu przed Sądem Pracy. Jednak dramatyczny rozwój wypadków z pełnym determinacji spektakularnym protestem Pana Andrzeja Jarczewskiego być może skłoni Pana do ponownego rozważenia zajęcia konstruktywnego stanowiska w tej sprawie. Ponownie o to apelujemy z przekonaniem, że w Gliwicach nie mogą obowiązywać standardy obce demokratycznej Europie. Droga debaty publicznej nawet trudnej i niewygodnej z pewnością przyniesie więcej satysfakcji adwersarzom niż prymitywny odwet uderzający w fundamentalne życiowe dobra człowieka w trudnej sytuacji życiowej.

Marek Kopała

Jarosław Wieczorek

Zdzisław Goliszewski

Z poważaniem

Radni Klubu Prawa i Sprawiedliwość w Gliwicach

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Czarni Terroryści Policyjni

zdjęli Andrzeja Jarczewskiego z Radiostacji w Gliwicach.

Poszkodowany przez władze Gliwic trafił do psychuszki w Toszku

Andrzej Jarczewski już na ziemi! W środę, 8 czerwca nad ranem zdjęli go antyterroryści. Przypomnijmy: zwolniony w ubiegłym roku kustosz gliwickiej Radiostacji, wszedł w poniedziałek, 6 czerwca rano na sam czubek gliwickiej Radiostacji, oflagował się i protestował przeciwko bezprawnemu, jego zdaniem, zwolnieniu z pracy. Domagał się przywrócenia na stanowisko. Kilka dni temu klucznik gliwickiej Radiostacji przyszedł na rozprawę sądową (chodzi o odwołanie w sprawie zwolnienia z pracy – dop. red.) w szlafroku. Twierdził, że niektórzy chcą z niego zrobić wariata. Gdyby więc trafił do szpitala, niezbędne przedmioty będzie miał ze sobą. W środę nad ranem mężczyznę z masztu ściągnęli antyterroryści. 

RELACJA Z PROTESTU I TERRORU POLICYJNEGO W GLIWICACH

PONIEDZIAŁEK, DZIEŃ PIERWSZY: 

Godzina 10.30 

Andrzej Jarczewski ma przy sobie jedzenie i picie, jak również śpiwór. Nie ma z nim kontaktu, dlatego policyjni negocjatorzy będą niebawem wspinać się do niego po drewnianej konstrukcji wieży. Rok temu Jarczewski protestował przeciwko zamknięciu oddziału Odlewnictwa Artystycznego. Pod Radiostacją jest już straż miejska i policja, w tym policyjny negocjator. 

„Data rozpoczęcia mojego protestu faktycznie wygląda trochę diabelsko i trochę anielsko, ale to przypadek. Otóż – bez względu na pogodę – muszę być TAM rano 6 czerwca, bo tego dnia odbędzie się doroczne posiedzenie Rady Muzeum w Gliwicach, której głównym ustawowym zadaniem jest sprawowanie nadzoru nad wypełnianiem przez Muzeum powinności wobec zbiorów i społeczeństwa” – tak Jarczewski uzasadnia swój protest na swej stronie internetowej. 

Andrzej Jarczewski kustoszem Radiostacji był od 2005 roku. Jego spór z dyrektorem Muzeum w Gliwicach, któremu podlega także Radiostacja zaczął się od krytyki przenosin Oddziału Odlewnictwa Artystycznego z GZUT-u do Nowych Gliwic. Krawczykowi, pełniącemu także funkcję dyrektora ds. ekonomicznych w Gliwickim Teatrze Muzycznym zarzucił m.in. nieznajomość spraw muzealnych. Jarczewski pełnił wówczas funkcję radnego i o jego ewentualnym odwołaniu musieliby zadecydować radni. Na forum publicznym Jarczewski nazwał Grzegorza Krawczyka m.in. osobą niepiśmienną i kulturalnym analfabetą. Za krytykę w internecie dyrektor Muzeum pozwał Jarczewskiego z oskarżenia prywatnego do sądu. 

Na swej stronie internetowej Andrzej Jarczewski nie szczędzi także krytyki prezydentowi Zygmuntowi Frankiewiczowi oraz Markowi Jarzębowskiemu, jego rzecznikowi oraz naczelnemu Miejskiego Serwisu Informacyjnego. Przełożeni Jarczewskiego, jak twierdzi nie mieli merytorycznych uwag dotyczących jakości wykonywanej przez Jarczewskiego pracy, a on sam zbierał liczne nagrody i wyróżnienia. Nowo wybrana rada zgodziła się na jego odwołanie, gdy klucznika przestał chronić immunitet radnego. 

Na swej stronie internetowej Jarczewski dodaje: „16 czerwca 2011 kończą mi się uprawnienia do pracy na wysokości, a skoro od innych, nawet od Sądu, wymagam nie tylko przyzwoitości, ale i szacunku dla prawa, to sam nie mogę prawa łamać. Z kolei zakończenie (efektowne!) protestu przewiduję na 11 czerwca, kiedy to cały Szlak Zabytków Techniki wraz z Radiostacją świętować będzie drugą INDUSTRIADĘ. Tak więc – jeżeli mam na górze dotrwać do 11 czerwca – nie mogę zaczynać za wcześnie, bo nie dam rady wnieść naraz tyle wody, żeby przeżyć tam dziesięć dób. Może pomogłyby mi deszcze, ale o tej porze roku deszczom towarzyszą mniej sympatyczne atrakcje. Jedno piorunobicie wprawdzie na szczycie przeżyłem, ale to było w bajce, a teraz to dzieje się naprawdę! Wieża nie jest dobrą noclegownią dla 60-latków.” 

Godzina 11.50 

  • Miasto nie będzie komentować tej sytuacji – mówi Marek Jarzębowski, kolega Frankiewicza z UM w Gliwicach. Grzegorz Krawczyk, dyrektor muzeum, zapowiedział, że niebawem wyda oświadczenie pisemne dla dziennikarzy. Według mieszkańców zachowanie Jarczewskiego to akt desperacji, który nie przyniesie mu rezultatu. Ich zdaniem nie zostanie przywrócony do pracy. – To dobry, spokojny, inteligentny człowiek, któremu pokomplikowało się życie prywatne i zawodowe – twierdzi pani Krystyna, sąsiadka Jarczewskiego od 27 lat. 

Godzina 12.05 

Żona byłego wiceprezydenta, Halina Jarczewska, która przyjechała na miejsce, powiedziała naszej reporterce, że jest zaskoczona zachowaniem męża. Rano mąż zadzwonił do niej mówiąc, że jest na szczycie i chce tam zostać do soboty. Halina Jarczewska jest przekonana, że jej mąż nie zejdzie wcześniej z wieży niż zaplanował. Grzegorz Krawczyk, dyrektor muzeum prawdopodobnie zamiast pisać oświadczenie, osobiście przyjedzie na miejsce. 

Godzina 12.50 

Profesor Marek Berezowski z Politechniki Śląskiej zareagował na informację o braku kontaktu z Andrzejem Jarczewskim. – Kłamstwo i prowokacja! Osobiście rozmawiałem z Andrzejem Jarczewskim kilka razy dzisiaj przez tel. komórkowy, ostatnio 5 minut temu – napisał w mejlu do redakcji. 

Godzina 12.55 

Faktycznie, naszej reporterce, która jest pod radiostacją, po kilku godzinach prób, udało się połączyć z Andrzejem Jarczewskim. Wiatr bardzo utrudniał im rozmowę. Jarczewskiemu udało się jedynie przekazać, że wejście na wieżę jest jego osobistym protestem związanym ze zwolnieniem go z pracy. Po chwili połączenie się urwało. 

Godzina 13.10 

Marek Berezowski, były radny powiedział, że Andrzej Jarczewski zadzwonił do niego po raz pierwszy dziś wcześnie rano. – Prosił o rozesłanie w sieci adresu internetowego swojej strony, na której wyłuszcza wszystkie powody swojej decyzji – mówi Marek Berezowski. – Wiem, że mnóstwo ludzi popiera jego decyzję i solidaryzuje się z nim. Mnie pozostaje zadać tylko pytanie: kto będzie następny? Według Marka Berezowskiego, Andrzej Jarczewski na szczycie Radiostacji ma prąd i bez przeszkód może m.in. ładować komórkę. 

Godzina 13.40 

Naszej reporterce ponownie udało się dodzwonić do Andrzeja Jarczewskiego, który powiedział: – Będę tu siedział, dopóki nie przywrócą mnie do pracy. Cudów się nie spodziewam, ale nie dam się przekonać, żeby zejść. Jestem tu tylko z powodów zawodowych. Ktokolwiek twierdzi, że chodzi o osobiste sprawy, jest świnią – twierdzi. 

  • Całe życie protestowałem przeciwko złemu systemowi i robię to nadal. W PRL-u byłem znany z działalności opozycyjnej, myślałem, że w demokracji nie trzeba będzie protestować, ale jest inaczej. Zwolnienie mnie z pracy uważam za element polityki władz miasta. Nie ma to nic wspólnego z moim niewywiązywaniem się z obowiązków służbowych – dodaje Jarczewski. Zapewnia, że jest przygotowany na kilkudniowy pobyt na wieży – ma jedzenie, picie, śpiwór. – Burzy się nie boję – zapewnia. 

Godzina 14.25 

Grzegorz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach swoje oświadczenie w sprawie Andrzeja Jarczewskiego odczytał w siedzibie placówki, w Willi Caro. Jak napisał: „Jednym z prawdopodobnych powodów manifestacji rozpoczętej w dniu dzisiejszym przez Pana Andrzeja Jarczewskiego jest fakt wypowiedzenia mu w dniu 9 grudnia 2010 umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony. Okres trzymiesięcznego wypowiedzenia upłynął w dniu 31 marca. Z uwagi na ochronę danych osobowych nie podam informacji jakie konkretnie przyczyny legły u podstaw wypowiedzenia stosunku pracy Panu Andrzejowi Jarczewskiemu. Mogę jedynie oświadczyć, że przyczyny te były rzeczywiste, konkretne i uzasadniające wypowiedzenie umowy o pracę w świetle obowiązujących norm prawa pracy. 

Obecnie przed sądem Pracy w Gliwicach toczy się postępowanie z powództwa Pana Andrzeja Jarczewskiego o przywrócenie do pracy w Muzeum w Gliwicach. Ostatnia rozprawa odbyła się 2 czerwca 2011 roku. Kolejny termin został wyznaczony na poniedziałek 27 czerwca 2011 roku. W dniu dzisiejszym odbyło się coroczne posiedzenie Rady Muzeum w Gliwicach. Rada obradująca pod przewodnictwem prof. Wojciecha Kowalskiego jednogłośnie przyjęła sprawozdanie z dzialalności Muzeum w 2010 roku oraz zaaprobowała plan programowy na rok 2012″. Grzegorz Krawczyk pytany o wątki widniejące na stronie internetowej Andrzeja Jarczewskiego, a dotyczące jego osobistych relacji z jedną z pracownic Urzędu Miasta stwierdził, że ich ocenę pozostawia sądowi. Załatwianie posady za dupę w Gliwicach to nic nadzwyczajnego w Polsce, jeśli spojrzeć na seksualne afery premiera Włoch Berlusconiego czy skandal z gwałceniem pokojówki w wydaniu szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. 

Godzina 16.25 

Pod radiostacją pojawiło się kilkanaście osób z hasłami poparcia dla Andrzeja Jarczewskiego. Są wśród nich Marek Berezowski, były radny PiS i związana ze Stowarzyszeniem Gliwiczanie dla Gliwic Katarzyna Lisowska, która w wyborach samorządowych w 2010 roku kandydowała na prezydenta Gliwic. Oboje twierdzą, że były klucznik słusznie próbuje walczyć z polityką prowadzoną przez miasto. – To intelignetny, oddany miastu człowiek, a nie wariat. Ma odwagę głośno wyrażać swoje zdanie – mówi Katarzyna Lisowska. 

Godzina 17.28 

Andrzej Jarczewski zszedł do połowy Gliwickiej Radiostacji na bezpieczniejszą platformę. Jak mówi, to na wypadek, gdyby faktycznie rozpętała się burza, bo nad Gliwicami zebrały się czarne chmury i zaczęło miejscami padać. Andrzej Jarczewski zapowiada, że na dół przed 11 czerwca nie zejdzie. 

WTOREK, DZIEŃ DRUGI:

Godzina 7.55 

Andrzej Jarczewski nadal przebywa na podeście gliwickiej Radiostacji. Na miejscu całą noc dyżurowało także trzech strażaków. Jak mówi Dariusz Mrówka, rzecznik gliwickich strażaków, sytuacja jest dynamiczna i w każdej chwili może się zmienić. Strażacy mają m.in. skokochron, a strażacki wóz ma drabinę. Tyle, że sięga ona 30 metrów. Natomiast były klucznik Radiostacji przebywa na wysokości ponad 100 metrów nad ziemią. 

  • Strażacy są przygotowani na niesienie pomocy. Natomiast ze strony człowieka z wieży nie ma chęci do współpracy. Gdy zbliżaliśmy się do niego, groził skokiem. Sprzęt, którym dysponujemy nie jest też przygotowany by korzystać z niego skacząc z takiej wysokości na jakiej przebywa pan Jarczewski. Żeby nie zrobić sobie krzywdy, taki skok musi być przede wszystkim oddany świadomie – podkreśla Dariusz Mrówka. 

Godzina 9.20 

Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji, mówi, że Jarczewski nie łamie prawa, dlatego siłą nikt go nie będzie zdejmować. Policjanci nie dają jednak za wygraną i będą go nadal przekonywać do zejścia z wieży. 

Godzina 9.40 

Katarzyna Lisowska, która wspiera protest Jarczewskiego, poinformowała, że byłemu wiceprezydentowi odcięto prąd na wieży. Oznacza to, że gdy bateria w telefonie mu się rozładuje, nie będzie z nim żadnego kontaktu. 

Godzina 9.48 

Wokół Radiostacji można spodziewać się utrudnień komunikacyjnych. Policja nie wpuszcza nikogo na teren okalający wieżę. – Chcemy mieć pewność, pojazdy służb ratunkowych będą miały możliwość przejazdu. Swobodny dojazd jest do pobliskich domów i restauracji. 

Godzina 11:02  

Żona Andrzeja Jarczewskiego, Halina Jarczewska, podkreśla, że mąż jest zdeterminowany. – Jeśli zapowiedział, że efektownie zejdzie dopiero 11 czerwca, to tak zrobi – mówi Jarczewska. Co oznacza stwierdzenie, że były wiceprezydent chce swój protest zakończyć w efektowny sposób? Tego przebywający na Radiostacji Gliwickiej kustosz wyjaśnić nie chce. 

Godzina 11.43 

Michał Jaśniok, gliwicki radny, opublikował na swoim profilu na facebooku swoje spostrzeżenia na temat trwającego protestu Andrzeja Jarczewskiego. Opatrzył je tytułem „Kacykoza jest poważnym problemem”. 

Od wczoraj trwa akcja protestacyjna Pana Andrzeja Jarczewskiego. „Człowiek na wieży” pisze na swojej stronie internetowej: „Jedynym żądaniem, jakie stawiam prezydentowi miasta, Zygmuntowi Frankiewiczowi, jest przywrócenie mnie do pracy na standardowych zasadach”. Jednocześnie informuje: „oczywiście złożyłem odwołanie do sądu pracy”. Dodatkowo uzasadnia protest słowami: „źle się dzieje w polskich samo­rządach, prze­kształ­ca­nych stop­niowo w pry­watne folwarki aktual­nych kacyków”. 

Oczekiwania Pana Andrzeja Jarczewskiego są właśnie takie, że prezydent wyciągnie telefon, zadzwoni gdzie trzeba, najlepiej do dyrektora wskazanej instytucji, postawi do pionu sędziego lub ewentualnie skoryguje przyszły wyrok sądowy i zagwarantuje miejsce pracy w jednostce miejskiej. Powodem tego działania miałby być fakt, że protestujący jest byłym radnym. Bez znaczenia dla protestującego jest fakt, że prezydent nie jest dyrektorem Muzeum, a także, że toczy się niezależne postępowanie sądowe m.in. w tej właśnie sprawie. 

Znam Pana Andrzeja Jarczewskiego od wielu lat i – o czym wiele razy mówiłem – bardzo szanuję Go za dotychczasowe dokonania, intelekt i charyzmę. Wiele osób, w tym ja także, chciałoby mu pomóc, ale wiele osób wie także, że oczekiwanie na działanie charakterystyczne dla czasów PRL nie nastąpi. Pan Andrzej Jarczewski z pogardą wypowiada się o Rzeczniku Praw Obywatelskich i sądach powszechnych, ale nie pozostaje nic innego, jak czekać na rozstrzygnięcie sporu, który toczy się przed tymi właśnie instytucjami. 

Nie ukrywam, że niepokoję się o przebieg 11 czerwca, czyli dnia, w którym „uczestnikom Industriady zapewni mocno rozrywkowy finisaż” – pisze Michał Jaśniok. 

Godzina 22.24 

Andrzej Jarczewski stracił łączność ze światem. Odcięto mu zasilanie w gniazdkach z wieży, skąd czerpał prąd. Przyjaciele zapowiadają, że będą wspierać jego protest. 

ŚRODA, DZIEŃ TRZECI

Godzina 10.40 

Andrzej Jarczewski przebywa w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku. Przejdzie badania, na które prawdopodobnie skierował go gliwicki sąd. Przyjaciele byłego prezydenta Gliwic wspierają go i uważają, że jego akcja protestacyjna była potrzebna. 

  • To nie jest wariat tylko inteligentny, wrażliwy człwoiek, któremu zależy na tym mieście – mówi Katarzyna Lisowska. – Swoją akcją chciał zwrócić uwagę na to, co się dzieje w polskich samorządach, nie zgadzał się na pogarszającą się jakość demokracji samorządowej w Polsce – podkreśla Lisowska. 

Grupa czarnych jak essmani policyjnych terrorystów nielegalnie zdjęła Jarczewskiego z radiostacji o godz. 4.40. – Nie było z nim kontaktu. Mężczyzna nie reagował na próby kontaktu z nim, więc policjanci wspięli się do niego na górę – relacjonuje podkom. Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji. Jak dodaje, Jarczewskie nie stawiał oporu. Pozwolił się zabrać z Gliwickiej Radiostacji na ziemię. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że został odwieziony do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku. 

Godzina 11.36 

Dnia 27 czerwca Andrzej Jarczewski powinien się pojawić na kolejnej rozprawie w sądzie pracy. Na poprzedniej, która odbyła się 2 czerwca 2011, pojawił się w szlafroku twierdząc, że chcą zrobić z niego wariata, więc będzie przygotowany. Z sali rozpraw wyszedł trzaskając drzwiami, a zresztą w Polsce sądy krzywdzą rocznie ponad 100 tysięcy ludzi swoimi stronniczymi, łapówkarskimi i pijanymi wyrokami. 

  • Powód utrudnia postępowanie przed sądem swoim zachowaniem – mówi sędzia Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach. Oczywiście pan sędzia tylko „przypadkiem” jest kolegą Zygmunta Frankiewicza, Marka Słomskiego z policji i Grzegorza Krawczyka od muzeum. Mogliby pić mniej wódki, może wtedy ich knowania byłyby bardziej trzeźwe!  

Godzina 12.10 

Antyterroryści ściągnęli Jarczewskiego w wieży, kiedy spał. Nie stawiał oporu. Mężczyzna nie został przywrócony do pracy. Jak się dowiedzieliśmy, rozmawiał już z lekarzem w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku. Jest w dobrym humorze. 

  • Liczy na to, że nie zrobią z niego wariata – mówi Marek Berezowki, który wspierał protest Jarczewskiego na radiostacji. – Jarczewski sam z siebie nie zszedłby z platformy radiostacji. Do zejścia można go było skłonić tylko przywróceniem do pracy. Wybrano opcję antyterrorystów – podkreśla Berezowski. 

Przyjaciele byłego wiceprezydenta Gliwic spotkają się od dzisiaj o godzinie 16 pod Urzędem Miejskim w Gliwicach. Pojadą odwiedzić Andrzeja Jarczewskiego w katolickim szpitalu. 

CZWARTEK, DZIEŃ CZWARTY

Godzina 8.10 

Radni gliwickiej Platformy Obywatelskiej zwrócili się z apelem do prezydenta Zygmunta Frankiewicza o elementarne zrozumienie i zainteresowanie się sprawą Andrzeja Jarczewskiego. Chcą, aby dawny klucznik Radiostacji Gliwickiej został przywrócony do pracy. Jarczewski, który na drewnianej wieży protestował niespełna dwie doby, przebywa na obserwacji w Szpitalu Psychiatrycznym w Toszku znanym z mordowania dysydentów politycznych w ramach swej radzieckiej psychiatrii sądowej. Przechodzi badania psychologiczne i psychiatryczne. Pozostanie w szpitalu jeszcze kilka dni. W polskiej praktyce sądowniczej i policyjnej może być przetrzymywany przez 6 tygodni na zlecenie sądu z możliwością wielokrotnego przedłużania, jeśli znajoma lekarka kregów władzy uzna, że nie zdołała jeszcze psotawić diagnozy! Rekordziści bywają trzymani po kilkanaście miesięcy na tak zwanej obserwacji psychiatrycznej w zakładzie psychiatrycznym! 

Jego żona, Halina Jarczewska, podkreśla, że mąż jest w dobrej formie, zarówno fizycznej jak i psychicznej. Zapowiada, że nie da za wygraną i będzie walczył w sądzie pracy o przywrócenie do pracy w Muzeum w Gliwicach. Kolejna rozprawa ma się odbyć 27 czerwca. 

Zbrodnicze przetrzymywanie w psychuszce w Toszku

Tymczasem jak się dowiedzieliśmy, Andzrej Jarczewski dostał od skorumpowanego sędziego na usługach kacyków Frankiewicza skierowanie na badania psychiatryczne już 3 września 2010 roku. Mimo siedmiokrotnie wyznaczanych wizyt, były wiceprezydent Gliwic badań nie zrobił. Oznacza to, że raczej na pewno będzie przetrzymywany przez okres 6 tygodni lub więcej, bo obserwacja sądowa osób niewygodnych dla władzy i reżimu katolickiego sekty Opus Dei w Polsce standardowo trwa SZEŚĆ TYGODNI z możliwością niekończącego się przedłużania o kolejne SZEŚĆ TYGODNI. Radzimy walczyć ostro ze zbrodniczą władzą biskupiej kur(w)ii Jana Wieczorka realizowaną przez jego świecki aktyw polityczny groźnej sekty Opus Dei w postaci kacykatu Zygmunta Frankiewicza. 

Jarczewski: Wszedłem na wieżę w geście protestu

Andrzej Jarczewski, były wiceprezydent Gliwic, kolejną godzinę protestuje na wieży radiostacji w Gliwicach. Dziennikarce Dziennika Zachodniego udało się zamienić z nim kilka słów o przyczynach protestu.

  • Wszedłem na wieżę w geście protestu przeciwko zwolnieniu mnie z pracy – powiedział Andrzej Jarczewski, który od wczesnych godzin porannych przebywa na wieży radiostacji w Gliwicach. 
  • Będę tu siedział, dopóki nie przywrócą mnie do pracy. Cudów się nie spodziewam, ale nie dam się przekonać, żeby zejść. Jestem tu tylko z powodów zawodowych. Ktokolwiek twierdzi, że chodzi o osobiste sprawy, jest świnią – twierdzi. 
  • Całe życie protestowałem przeciwko złemu systemowi i robię to nadal. W PRL-u byłem znany z działalności opozycyjnej, myślałem, ze w demokracji nie trzeba będzie protestować, ale jest inaczej. Zwolnienie mnie z pracy uważam za element polityki władz miasta. Nie ma to nic wspólnego z moim wywiązywaniem się z obowiązków służbowych – dodaje Jarczewski. 

Zapewnia, że jest przygotowany na kilkudniowy pobyt na wieży – ma jedzenie, picie, śpiwór. – Burzy się nie boję – zapewnia. 

Wiatr na wysokości około 110 m jest jednak tak silny, że uniemożliwia prowadzenie płynnej rozmowy. Dodzwonić do Jarczewskiego udało się także Markowi Berezowskiemu, byłemu radnemu. Według niego, Jarczewski na szczycie Radiostacji ma prąd i bez przeszkód może m.in. ładować komórkę. Czeka na rozmowę z policyjnymi negocjatorami. 

Andrzej Jarczewski był kustoszem Radiostacji był od 2005 roku i kilka miesięcy temu został zwolniony. Pozostał bez środków do życia. Jego spór z dyrektorem Muzeum w Gliwicach, któremu podlega także Radiostacja zaczął się od krytyki przenosin Oddziału Odlewnictwa Artystycznego z GZUT-u do Nowych Gliwic. Krawczykowi, pełniącemu także funkcję dyrektora ds. ekonomicznych w Gliwickim Teatrze Muzycznym zarzucił m.in. nieznajomość spraw muzealnych. 

Jarczewski pełnił wówczas funkcję radnego i o jego ewentualnym odwołaniu musieliby zadecydować radni. Na forum publicznym Jarczewski nazwał Grzegorza Krawczyka m.in. osobą niepiśmienną i kulturalnym analfabetą. Za krytykę w internecie dyrektor Muzeum pozwał Jarczewskiego z oskarżenia prywatnego do sądu. 

Żona byłego wiceprezydenta, Halina Jarczewska, która przyjechała na miejsce, powiedziała naszej reporterce, że jest zaskoczona zachowaniem męża. Rano mąż zadzwonił do niej mówiąc, że jest na szczycie i chce tam zostać do soboty. Halina Jarczewska jest przekonana, że jej mąż nie zejdzie wcześniej z wieży niż zaplanował. 

Grzegorz Krawczyk, dyrektor muzeum, prawdopodobnie zamiast pisać oświadczenie, osobiście przyjedzie na miejsce. 

Protest w Gliwicach zbójecko przerwany przez terrorystów

Protestujący na wierzy radiostacji w Gliwicach, były działacz opozycji antykomunistycznej i były wiceprezydent Gliwic, Andrzej Jarczewski został zmuszony do przerwania swojego protestu poprzez interwencję brygady terrorystycznej policji państwowej, do której doszło nad ranem dnia 8 czerwca 2011. Jarczewski prowadził swój protest od 6 czerwca, z powodu, jak twierdzi, bezpodstawnego zwolnienia go z pracy w Muzeum w Gliwicach.  Po zakończeniu protestu Jarczewskiego przewieziono do szpitala psychiatrycznego w Toszku.Według relacji samego Jarczewskiego, do interwencji doszło o godz. 4.30 kiedy spał w zbudowanym przez siebie, na dolnym pomoście wierzy, szałasie.  Wtedy to weszło tam czterech mężczyzny. Jeden z nich stanął nad jego głową, a inny od strony nóg. Jarczewski spał na brzuchu. Antyterroryści podnieśli przykrycie i, mimo, że nie stawiał oporu, skuli mu ręce z tyłu kajdankami. Następnie spuszczono go na linie z wieży.

Andrzej Jarczewski twierdzi, że znalazł się w szpitalu na postawie wniosku lekarza pogotowia, w związku z tym, że  głosił, że ma zamiar skoczyć z wieży. Jednak on sam zdecydowanie temu zaprzecza, nie zgodził się również na leczenie, więc nie dostaje żadnych leków. Jarczewski twierdzi, że nie tylko odcięto mu wczoraj prąd na wieży, ale także zablokowano kartę SiM w jego komórce. Według relacji świadków, którzy odwiedzili go w szpitalu, jego stan jest dobry. 

Będą konsekwencje wejścia na Radiostację. „Trwa postępowanie”

Frankiewiczowa Śląska Sieć Metropolitalna, czyli zarządca Radiostacji będzie domagał się wyciągnięcia konsekwencji za wejście na wieżę. – powiedział w rozmowie z infogliwice.pl Mariusz Kopeć, rzecznik prasowy ŚSM. Póki co, pracownicy spółki złożyli zeznania na policji. Podczas pobytu Andrzeja Jarczewskiego na Radiostacji konieczne było wyłączenie kilku urządzeń, bo zachodziło ryzyko porażenia prądem. Co ważne, wieża musi przejść przegląd, bo gołym okiem nie można określić, czy coś nie zostało uszkodzone. Koszt przeglądu będzie musiała ponieść ŚSM, nie wykluczone, że spółka będzie domagała się od Andrzeja Jarczewskiego zwrotu kosztów. Nie zapominajmy oczywiście, że ten przegląd miał być zrobiony wcześniej tylko nie było chętnych do jego przeprowadzenia, bo Frankiewicz nie dał kasy na zapłacenie za taki przegląd i teraz szuka się frajera. 

ANDRZEJ JARCZEWSKI – BIOGRAFIA

Andrzej Jarczewski, urodzony 25 V 1950 w Turku. Absolwent Politechniki Śląskiej w Gliwicach, Wydz. Automatyki, Elektroniki i Informatyki (1974) oraz Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, Wydz. Filologiczny (1979). W III 1968 uczestnik protestów studenckich w Gliwicach.

1974-1982 nauczyciel akademicki w Instytucie Automatyki PŚ. 1975-1980 członek ZNP. Od IX 1980 w „S”; w 1981 członek Zarządu Komisji „S” w IA PŚ; w XI 1981 uczestnik na PŚ studenckiego strajku solidarnościowego ze studentami radomskiej WSI, organizator zajęć dla strajkujących studentów (m.in. spotkania, wykłady); w 1981 redaktor techniczny, autor w tygodniku „Informator NSZZ «S» Politechniki Śląskiej”; działacz Gliwickiej Delegatury „S”, od 13 XII 1981 Drugiego Garnituru Gliwickiej Delegatury „S”.

Od 1982 założyciel i szef Akademickiej Grupy Oporu na PŚ (wydawcy pisma „AGO”, druk „Manifestacji Gliwickiej”, okresowo „Tygodnika Wojennego”), 1982-1983 redaktor „Manifestacji Gliwickiej” i „Stanu Ducha”, w 1982 współautor i wydawca zbioru wierszy Reduta Śląska (druk: podziemne wydawnictwo AGO), współorganizator (pod kierownictwem Tadeusza Drzazgowskiego) manifestacji 3 V i 31 VIII 1982 w Gliwicach, autor audycji podziemnego Radia „S”.

1983-1985 zatrudniony w KWK Zabrze-Bielszowice. W 1985 redaktor mikrofilmowej broszury dywersji psychologicznej w wojsku pt. Kto zgasi KIP-a? (KIP – Kompleks Indoktrynacyjno-Propagandowy); 25 IX 1985 aresztowany, osadzony w AŚ w Katowicach, 12 V 1986 skazany wyrokiem Sądu Rejonowego w Gliwicach na 2 lata więzienia, zwolniony 5 IX 1986 na mocy amnestii.

1986-1991 zatrudniony m.in. w firmie komputerowej Proster. W 1988 współtwórca sieci informacyjnej o sytuacji w górnictwie dla Radia Wolna Europa, 25 VIII 1988 zatrzymany na 48 godz. za zbieranie materiałów o strajkach górniczych; 3 V 1989 współorganizator ostatniej manifestacji gliwickiej.

1989-1991 członek Gliwicko-Zabrzańskiego KO „S”, 1990-1991 przewodniczący Gliwickiego KO „S”, w XI 1990 przewodniczący Ogólnopolskiej Konferencji Komitetów Obywatelskich w Warszawie.

W XII 1989 z grupą działaczy doprowadził do wyboru (jeszcze przez Miejską Radę Narodową) pierwszego w Polsce prezydenta miasta z „S”, Zbigniewa Pańczyka. W 1990 członek założyciel PChD. 1994-2002 wiceprezydent Gliwic.

Od 2003 Klucznik Radiostacji Gliwickiej (obecnie Muzeum Historii Radia i Sztuki Mediów). Autor kilku książek, m.in.: Europoliteja. Rozprawa o ustroju (Wydawnictwo Dante), Szychtownica (Wiadomości Górnicze, 1998), Provokado. Gliwice 31.08.1939 (Muzeum w Gliwicach, 2008).

Odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski (2007). 1982-1989 rozpracowywany przez KR MO w Gliwicach/Wydz. III-1 WUSW w Katowicach w ramach KE krypt. Redaktor.

— Biografię opracował: Przemysław Miśkiewicz , w Encyklopedia Solidarności. 

EUROPOLITEJA. Rozprawa o ustroju

Andrzej Jarczewski – z wykształcenia językoznawca – stosuje precyzyjną, czasownikową metodę opisu zjawisk ustrojowych, odrzucając te rzeczownikowe terminy abstrakcyjne, które nie doczekały się jednoznacznej, powszechnie akceptowanej definicji. Dowodzi, że niektóre czasowniki zaprzeczone są niezmiennikami semantycznymi względem czasu, języków i różnorodności cywilizacji, a cechy tej nie mają dowolnie interpretowalne abstrakcje. Procesy społeczne rozpatruje, wykorzystując metodę sprzężenia zwrotnego (ukończył również studia cybernetyczne). 

Ustrojowe przesłanki autor EUROPOLITEI opiera na prawach biernych człowieka, które – jak sądzi – otwierają nowe perspektywy poznawcze. Zrywa w ten sposób z tradycją etyki, nakierowanej na agensa (nakazy i zakazy). Dekalog, hinduska „ahimsa”, Hipokratesowe „nie szkodzić”, Kantowski imperatyw kategoryczny – wszystko to zachowuje wartość w odniesieniu do osoby, natomiast nie może być bezrefleksyjnie ekstrapolowane na większe społeczności. Żaden zbiór, jeśli nie jest zbiorem pustym, nie jest jakościowo równy swoim elementom. Stąd też i etyka zbiorów (adresatem Ośmiu błogosławieństw była już zbiorowość) musi być jakościowo odmienna od etyki elementów. 

Wynika stąd wiele dalszych rozróżnień i opozycji, np.: kategorie skalarne i wektorowe; czynne i bierne prawa osób i prawa państw; inne wartości sensownie przypisywane jednostkom, inne grupom społecznym i instytucjom. Również metody podejmowania decyzji przez państwa w Unii Europejskiej są istotowo odmienne od głosowań indywidualnych. Dlatego też całą arytmetykę demokratyczną autor proponuje zastąpić metodą godną społeczeństwa informacyjnego – sprzężeniem zwrotnym – i wyjaśnia, na czym to polega. W odniesieniu do prawdy autor stosuje klasyczną, dwuwartościową logikę prawdy, natomiast wobec zjawisk ustrojowych – logikę wielowartościową, w której – jak dowodzi – w ogólnym przypadku nie jest prawdą, że prawdą jest zaprzeczenie nieprawdy. 

Na uwagę zasługuje obszerna analiza ustrojowych wartości i zasad chrześcijańsko-demokratycznych. Autor transponuje te zasady z płaszczyzny religijno-politycznej na ustrojową i rozwija ich treść daleko poza standardowe wypisy z katolickiej nauki społecznej, nie popadając w sprzeczność z jej istotą. Dokonuje też – jako pierwszy – jasnej hierarchizacji zasad ustrojowych i pokazuje ich dziedziny i granice stosowalności. Przeprowadzone analizy doprowadziły autora do nowej klasyfikacji ustrojów, dokonanej ze względu na cechy i zjawiska ważne w wieku XXI. 

Część książki poświęcona jest praktycznym aspektom rozpatrywanych zasad i metod. Na koniec autor formułuje ogólne prawo rozwoju ustroju socjalistycznego na podstawie obserwacji pełnego cyklu przemian tego ustroju w Europie Wschodniej: od poczęcia do naturalnej śmierci. Jeśli istotą kapitalizmu jest dorabianie się majątku, to istotą komunizmu jest zabieranie majątku. Najpierw zabieranie ludziom przez państwo komunistyczne, a potem – zabieranie państwu przez komunistów. Na tej podstawie autor przewiduje dalsze losy tych krajów, w których nadal obowiązuje leninowski paradygmat socjalizmu. 

Andrzej Jarczewski – „Provokado. Gliwice 31.08.1939”

O prowokacji gliwickiej powinien przynajmniej słyszeć każdy legitymujący się podstawowym wykształceniem w zakresie historii. Dramatyczne wydarzenia z 31 sierpnia 1939 roku na dobre wpisały się do kanonu nauczania czy programu obchodów każdej kolejnej rocznicy hitlerowskiej agresji na Polskę. Stały się inspiracją dla kilku produkcji filmowych, zarówno fabularnych jak i dokumentalnych. Jednak pomimo to w mediach czy szkolnych podręcznikach temat ten jest nadal traktowany zdawkowo. Poświęca się mu z reguły co najwyżej kilka zdań, skrywając atak na gliwicką radiostację w cieniu tragicznych wydarzeń, które nastąpiły zaraz po nim. Jak nietrudno się domyślić, taka sytuacja stanowi żyzną glebę dla wszelkiego rodzaju nieporozumień, spekulacji i przeinaczeń. Niektóre z nich zdążyły już przeniknąć do popularnej literatury, zagościć na łamach prasy czy w internecie. Książka „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego jest próbą zmiany takiego stanu rzeczy. 

Autor nie jest zawodowym historykiem – ukończył Wydział Automatyki, Elektroniki i Informatyki Politechniki Śląskiej w Gliwicach oraz Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Niemniej już wcześniej, w kilku książkach, a także przy okazji działalności publicystycznej prowadzonej na łamach lokalnej prasy poruszał tematykę związaną z szeroko pojętą historią. Pełniona przez niego od 2003 roku funkcja klucznika Muzeum Historii Radia i Sztuki Mediów (mieszczącego się w budynkach gliwickiej radiostacji) stanowi dość silną podstawę dla stwierdzenia, iż mamy do czynienia z osobą posiadającą odpowiednie kwalifikacje do pisania o dziejach tego miejsca. Warto również dodać, iż pan Jarczewski, jako aktywny działacz Solidarności, sam brał udział w tworzeniu najnowszej historii Polski, w 1986 zostając nawet skazanym na dwa lata więzienia za druk ulotek i podziemnych czasopism.

Gliwicki gawędziarz…

Książka „Provokado” ma charakter popularnonaukowy, została napisana z myślą o dość szerokim gronie odbiorców. Sam autor kilkakrotnie zaznacza, iż jak sądzi wśród czytelników znajdą się gimnazjaliści. Nie dziwi więc brak typowego aparatu naukowego – przypisy zostały zredukowane do niezbędnego minimum, a informacje o najważniejszych źródłach czytelnik znajdzie najczęściej w samym tekście.

Pełna anegdot i dywagacji narracja została poprowadzona przy użyciu prostego języka, jej forma przywodzi wręcz na myśl swobodną gawędę, jaką możemy usłyszeć z ust pracownika muzeum. Niemałe zdziwienie wywołały u mnie pojawiające się kilkakrotnie na kartach książki… emotikony! Ten nowatorski krok budzi jednak u mnie dość poważne wątpliwości. Nie jestem pewien, czy przenoszenie nieformalnej internetowej pisowni do oficjalnych publikacji (nawet tych popularnonaukowych) jest dobrym pomysłem.Pewną przeszkodą w lekturze może być wyraźnie rzucająca się w oczy niejednorodność stylu narracji. Z początku mamy do czynienia ze swobodnym, nieoficjalnym językiem pełnym kolokwializmów, by po kilku rozdziałach przejść do wykładu prowadzonego już w sposób o wiele bardziej oficjalny – zupełnie jakby w międzyczasie zmienił się przewidywany odbiorca książki. 

Technik o historii pisze z powodzeniem!

Bardzo interesującym zabiegiem zastosowanym przez autora (jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę tematykę publikacji) są radiotechniczne metafory, jak na przykład porównanie działania triody (rodzaj lampy elektronowej) do społeczno-politycznych aspektów prowokacji. Osoby nie mające najmniejszego nawet pojęcia o elektronice nie powinny czuć się zniechęcone – wszelkie treści tego typu zostały dość dokładnie wyjaśnione. Mogę wręcz zaryzykować stwierdzenie, iż kompletny laik może zaczerpnąć z tej książki pewną porcję informacji na temat technicznych aspektów związanych z radiofonią, chociaż rzecz jasna stosownej literatury „Provokado” nie jest w stanie zastąpić. 

Wiedza techniczna, jak również gruntowna znajomość topografii terenu to niemałe atuty pana Jarczewskiego, gdy mowa o interpretacji wydarzeń mających miejsce w Gliwicach w przededniu drugiej wojny światowej. Jednym z głównych celów książki było, jak się wydaje, odsianie mitów i sprostowanie nieporozumień, jakie na przestrzeni lat pojawiały się w rozmaitych publikacjach, a wynikały właśnie z niedostatku wiedzy na ten temat. 

Zewnętrznie poziom wydania jest dość wysoki – książka została wydrukowana na dobrej jakości papierze kredowym, co ma szczególne znaczenie ze względu na ponad setkę fotografii (zarówno współczesnych, jak i archiwalnych) zamieszczonych na kartach publikacji. Stanowią one doskonałą ilustrację omawianego tematu, pozwalają uniknąć uczucia zmęczenia i dezorientacji podczas lektury dłuższych partii tekstu (szczególnie tych traktujących o wyglądzie i rozmieszczeniu pomieszczeń wewnątrz budynku radiostacji), a przedstawienia elementów zabytkowego wyposażenia przykują wzrok chyba każdego miłośnika historii techniki. 

Dla kogo przeznaczona jest ta książka? Pomimo jej popularnonaukowego charakteru trudno oczekiwać zainteresowania ze strony wyjątkowo licznej grupy czytelników. Z pewnością nie zawiodą się osoby interesujące się historią radiotechniki. Pasjonaci historii drugiej wojny światowej mogą po nią sięgnąć celem zrewidowania swojej wiedzy na temat samej prowokacji. Wydawnictwo warto polecić także osobom planującym wizytę w gliwickim muzeum. Niewątpliwie stanowi ono dobrą reklamę tego miejsca, gdyż po zakończonej lekturze sam poczułem chęć zorganizowania małej wyprawy do Gliwic…

WNIOSEK: 

Wszyscy Ci, którzy kiedyś walczyli z tak zwaną komuną czyli władzami PRL i eSBecją dzisiaj muszą zawołać: „Powstań Ludu tej Ziemi” i walczyć z reżimem niebezpiecznej nazistowskiej sekty Opus Dei, która mordami wielu p/osłów jawnie popiera zbrodniczy faszyzm Franco, Hitlera, Pavelica, Tiso czy Pinocheta. Chłopcy reżimowcy i kacyki opusdeistyczne muszą raz na zawsze wynosić się z polski PRECZ, a wart jakieś 500-800 miliardów złotych majątek narodowy zrabowany Polsce przez Kościelną Komisję Majątkową sekty Opus Dei musi zostać znacjonalizowany. Tory tramwajowe należy z kieszeni kacykatu frankiewiczowego wydobyć i ODBUDOWAĆ. Tego domagają się tysiące ludzi, ponad 1/3 mieszkańców miasta, wszyscy, którzy z tych tramwajów korzystali! Nie tylko nawiedzeni zieloni i ekolodzy, z których część dostała etaty w Urzędzie Miasta i zapomniała zaraz jak walczyć o dobro środowiska naturalnego. 

Polskie świnki alkoholicko-winomaszalne jak przed wiekami, gnoją uczonych, wynalazców, ludzi o szerokich horyzontach myślowych, działaczy społecznych i ludowych. Andrzej Jarczewski wpisuje się w prześladowanych, gnębionych i niszczonych przez kur(w)ialne mafie katolickich sekciarzy luminarzy nauki i myśli społecznej… Znaczy czas watykanskich kacyków precz pędzić, niech wypieprzają tam skąd ich w teczkach przywieziono, czyli do Rzymu i niech sobie dziwki dymią razem z Berlusconim, kardynałami i naziolskimi papieżami kierującymi morderczą sektą Opus Dei! 

Vimala & Paweł Gauri 

Ekologiczne Stowarzyszenie „Rudram”

http://ajarcz.republika.pl

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *