Bhakti – Waisznawa a Tradycja Wedyjska
Waisznawa (wisznuizm) w Indii zwykle wygląda zupełnie inaczej niźli to, co z Wisznu czy Kryszną kojarzymy na Zachodzie w związku z ruchem Hare Kryszna i jego wieloma coraz dziwniejszymi odnogami. Ludzie Zachodu nie rozumiejąc duchowości ani kultury Wschodu przyswajają wiele ideałów w sposób przypominajacy działanie krzywego zwierciadła, a z drugiej strony przyswajają błędne lub spaczone nauki z powodu skoraptowanych, fatalnych tłumaczeń tekstów samego wisznuzimu. tak rodzą się wypaczenia, a ten materiał powstały na podstawie rozmowy z adeptem wisznuizmu harekrysznaickiego w Polsce dobrze pokazuje jak ludzie z całą ufnością potrafią stracić 20 lat życia na brnięcie w ślepą uliczkę, w coś, co choć używa słów Weda lub wedyjski, nie ma z tradycją wedyjską związku, ani historycznego ani naukowego w sensie nauk ani liturgicznego w sensie praktyki duchowej czy ceremonii. Hare Kryszna to nie jest niestety ani wedanta ani tradycja wedyjska, a raczej coś co przypomina rodzaj nauk upadkowych rodem z Indii.
Ludzie na Zachodzie często zaczynają praktykować tzw. Bhakti Jogę, głównie wisznuicką, nic nie wiedząc ani o wschodnich bóstwach (dewach, surach), ani o duchowej ścieżce adwaity, gdzie Bhakti Joga jest drugim etapem Ścieżki, pomiędzy Karma Jogą u podstaw i Dźńana (Jńańa) Jogą w zaawansowaniu. Mistrzowie ze Wschodu, związani adwaitą, ciągle powtarzali: Najpierw Karma Joga – praca uporządkowania wnętrza, posprzątania podświadomości, oczyszczenia ego, scalenie życia, pracy, związków i podstaw medytacji, rozpuszczenie ciemnych schematów życiowych. Potem przyjdzie czas na Bhakti Jogę, a w końcu człowiek dojrzeje do Ścieżki Wiedzy i Mądrości, do Jńana Jogi. W końcu uczeń wejdzie do Królestwa Radźa (Raja) Jogi.
Bhaktowie waisznawa często wprowadzają ludzi w błąd co do związków Bhakti Jogi z Tradycją Wedyjską i konkluzją Wed! Nie powinni wprowadzać ludzi w błąd nieprawdziwymi i pomylonymi koncepcjami. Bhakti Joga jest tylko przejściowym etapem ku Dźńana Jodze i potem ku Radża Jodze. Wiadomo o tym od co najmniej 9-11 tysięcy lat, zanim wedle Wedy punkt Barana znajdował się w koniunkcji z Plejadami! Bhaktowie wisznuiccy na Zachodzie powinni uczyć się sanskrytu i zacząć właściwie praktykować.
Hymn 22 Rygwedy pokazuje wyraźnie, że aby praktykować z Vishnu Dewą, trzeba zacząć praktykę od braci Aśvinów bez czci dla których oświecenie nie jest możliwe. Trzeba także ofiary wedyjskie czyste składać dla Hirańyapaani, Savitaara, Apaam Napaat, Radhaa, Sakhaa, Agni, Tvashtara, Somaa, a także praktykować z bardzo ważnymi Boginiami: Bhaaratii, Indraańii, Varuńaanii, Agnaayii.
Wielkimi w Hymnie nazwana jest para bogów rodziców, Dyauh oraz Prithivii. Trzeba czcić tę wielką parę bogów, jeśli chcemy być wisznuitami. Dalej wspominana jest cała hierrchia anielskich bóstw w postaci Gandharwów oraz Dhruva – bóstwo Gwiazdy Polarnej. Werset I.22.15 wspomina, że bardzo ważnym jest aby boginię Prithivii czcić słowami, czyli głośnymi recytacjami. Bhavaa, czyli całe czyste bhakti kierujemy do bogini Prithivii.
W końcu wspomniany jest Vishńu, któremu przypada w udziale opieka nad istotami przestrzegającymi prawości, dharmy w sferach siedmiu planów czy regionów Ziemi. Siedem Ziemi to popularny temat wedyjski, gdzie nasza Ziemia jest najniższą planetą ziemską. Tylko tych ma Vishńu w opiece, którzy strzegą prawa i sprawiedliwości wedle dharmy stając się Dhaarayah, strażnikami dharmy, dharminami, osobami, które przestrzegają wedyjskiej prawości tak wobec siebie jak i w społeczeństwie.
Rigveda I.22.20 powiada, że Vishnu ochroni tylko tych, którzy są czcicielami świetlistych surów (bogów wedyjskich). Sporo typowo religijno-kultowych warunków trzeba zatem spełnić, także moralnych, aby stać się czcicielem Vishnu i zasłużyć na jego ochronę, opiekę i wsparcie w realny sposób. Z najciekawszych rzeczy mamy kierowanie Bhavaa – czystego bhakti, wielbienia, uczucia, ku Boskiej Matce Ziemi, Prithivii Devii, a nie ku Vishńu. Zachodni rzekomi bhaktowie waisznawowie jak widać same błędy robią, jeśli spojrzeć z punktu duchowej kultury wedyjskiej na którą raczą się kłamliwie powoływać.
Sformułowanie prabhupadowe “Najwyższa Osoba Boga” ukute w USA dla amerykańców i odnoszone do Wisznu, nie ma generalnie nic wspólnego z Indiami ani Wedami! I nie występuje w naukach duchowych z Indii. Osoba nie może być najwyższa, gdyż to co najwyższe jest z definicji Anantą czyli Nieskończonym, a każda osobowa forma bóstwa, z natury skończona, jest niższa niż Paramabrahman. Myśleć i uczyć się powinni bhaktowie i ich liderzy, a nie dyrdymalić opowiadając androny na tematy o których nie mają pojęcia. Oprócz tego, używane w tekstach oryginalnych pojęcie Parama nie oznacza Najwyższego, tylko Wyższego. A coś Wyższego nie jest koniecznie niczym Najwyższym.
Bhakti joga we wszystkich poważnych źródłach indyjskich jest metodą pomocniczą Radźa Jogi, Laja Jogi, metodą pomocniczą Dhjana Jogi, a tradycja wedyjska zawsze stawia Wisznu stopień niżej niż Urukramah, Świetlisty Absolut, a także niżej niż wielu innych bóstw, zarówno bogów jak i bogiń, z czego Dhyau oraz Prithivi są jednymi z dobrych przykładów. W inkarnacjach osobowych od najniższego do najwyższego z bóstw osobowych mamy kolejno: Brahma, Wisznu, Rudra, Iśwara, Ardhana (Sadaśiva), Paraśiwa, Maheśwara (Paramabrahman).
Etap czczenia form Wisznu jest przejściowym, niskim, drugim od dołu etapem w rozwoju dusz i wisznuizm nic więcej nie ma ludziom do zaoferowania, chociaż ma dziesieć lub nawet 22 awatary (zstąpienia czy manifestacje). Poziom Brahma oferuje generalnie większość szkół buddyzmu i dżainizmu, także islam, judaizm czy chrześcijaństwo, gdyż oferowanymi metodami i wierzeniami jakie można w tych religiach znaleźć więcej się osiągnąć nie daje. Mniejsze grupy mistyczne o dobrych tradycjach potrafią czasem oferować możliwość osiągnięcia drugiego lub nawet trzeciego poziomu czy jak kto woli sfery inkarnacji odpowiednio bóstwa Wisznu czy Rudra. Wedle wedyjskiej tradycji duchowej, do Najwyższego Boga nie daje się dojść poprzez kult owego Najwyższego Boga, tylko poprzez poznanie kolejnych szczebli boskości (daivam). Oznacza to poznanie, przybliżenie się do dowódców niebios, do dewów, czyli także do Empireum z Bogami i Boginiami opisanymi w Wedach.
Uczyć się trzeba z dobrych źródeł, a nie wywyższać w sposób błędny nauki etapów przejściowych i generalnie niskich, co nie oznacza, że łatwych do osiągnięcia. Najdalej w przyszłym wcieleniu, wszyscy bhaktowie wisznuici będą musieli przyjść do Rudra Śiwa aby zrobić wyższy etap rozwoju duchowego. Chore i pomylone teorie wyprodukowane dla amerykańców niestety będą bhaktom w tym przeszkadzać i opóźniać ich w rozwoju. Prawda jest taka jaka jest i lepiej się już uczyć, żeby nie zostać z palcem w nocniku pseudobhaktyzmu, zupełnie źle rozumianego, bo na modłę chrześcijańskiego jezusizmu rodem z USA jako alternatywa newagowa dla amerykańców. Ćaitanya Mahaprabhu, żyjący na przełomie XV i XVI wieku, sam inspirował się wielce zarówno bhaktami bóstwa Śiva jak i wyznawcami islamu, sufizmu oraz chrześcijaństwa jacy misjonowali w rejonie jego zamieszkania.
Gdyby pisujący na różnych forach i stronach mali zachodni liderzy bhaktyzmu wisznuickiego mieli pojęcie o temacie duchowości tradycji wedyjskiej nie wypisywaliby głupot jakoby Srimad-Bhagavatam było pismem wedyjskim i zawierało konkluzję Wed. SBh jest to w swej istocie marny komentarz, jeden z bardziej kiepskich jakie widujemy do Wedantasutry czyli do pisma powedyjskiego. Nauki wedyjskiej tradycji trzeba się uczyć zaczynając od WEDY, a nie od pism z trzeciej ręki, w dodatku jak na Indie skrajnych i niskiej jakości. Takie pisma są wywyższane ale tylko przez skrajne i marginalne grupki na obrzeżach hinduizmu. Można je czytać ale z dużym dystansem i tylko przez filtr wiedzy wedyjskiej, gdyż zawierają liczne błędy w nauce.
Pozostaje tylko liderom i zwolennikom bhaktyzmu wisznuickiego oczyścić umysł i zacząć naukę oraz praktykę wedyjską od nowa pod dobrym kierownictwem duchowym u autentycznego Guru wedyjskiego. Termin Guru zresztą odnosi się do Mistrza i Przewodnika Duchowego wedyjskiej tradycji duchowej. Wiemy, że w Indii jest dużo różnych nurtów myśli filozoficznej, ale ludzie nie powinni być wprowadzani w błąd przez marginalne grupki, które nie liczą się zbytnio ani w wisznuizmie ani w hinduizmie, a do tego są skażone newagowym prabhupadyzmem czy jak kto woli także błędami współpracowników Prabhupada. To z jednej strony dobrze, że Prabhupada wprowadził odrobinę wisznuizmu na Zachodzie, a z drugiej źle, że zrobił to robiąc wiele błędów w przekładach tekstów i poprzez szerzenie fałszywych nauk na tematy wedyjskie.
Jednym z najgorszych błędów merytorycznych harekrysznizmu zachodniego jest wyzywanie wszystkich bóstw indyjskich wspomnianych w Rygwedzie od rzekomych “półbogów“, podczas gdy w rzeczywistości sam Wisznu jest jednym z pośledniejszych, niższych bóstw (Sura, Deva) wspomnianych w Rygwedzie, a terminu półbogowie (upadewa) używa się nie do dewów wedyjskich tylko do nie w pełni oświeconych ludzi. Merytoryczna kaszanka i pomerdanie marginalnego w Indii krysznaizmu amerykańskiego jest tak wielkie, że większość indyjskich mistrzów wisznuizmu uważa, iż krysznaizm rodem z USA, od Prabhupada nie ma nic wspólnego z wisznuzimem, a nawet, że jest jego odpadem skażonym przez Mlecchas. To warto wiedzieć na dzień dobry, a potem szukać dobrej literatury. Tradycji wedyjskich najlepiej zacząć się uczyć tradycyjnie, tak jak w Indii, od nauki recytacji Rygwedy ze zrozumieniem!
Błędy harekrysznizmu amerykańskiego widać gołym okiem. Śri Hari to nie jest “Najwyższy Pan” jak często tłumaczą krysznaici na Zachodzie, bo ani tam pana ani najwyższego nijak nie ma. “Czcigodny Wyzwoliciel” byłoby w zgodzie z elementarną poprawnością merytoryczną. Jednakże ubrani w piórka wisznuitów liderzy na Zachodzie wypisują te swoje bzdury politologiczne w miejscach takich jak przy imieniu Śri Hari, które tchną krucjatą pastorów amerykańskich, wyjątkowo nawiedzonych znajomością kilku wersetów, niestety źle przetłumaczonych. Za taki przekład, że Śri Hari to niby “Najwyższy Pan”, powinno się tłumaczy dożywotnio chłostać ognistymi batami w pięty, bo takie kłamstwa to gorzej niż Goebbelsowska propaganda.
Za robienie ze słowa Sura czy Sureśa oraz Deva jakiegoś zakłamanego błędnym przekładem Półbóga – to Wisznu pseudobhaktom rodem z Kalifornii w USA chyba kopa w zadek da, kiedy zapukają w końcu do Bram Siedziby Wisznu, o ile pod Bramę ich ktoś za te przekręty translacyjne dopuści. Sura czy Sureśa to nie żaden półbóg tylko jak najbardziej cały Bóg Osobowy, synonim słowa Deva, a w tradycji wedyjskiej nawet trochę więcej, bo Deva jest formą antropomorficzną osobowej postaci, a Sura może mieć postacie niebiańskie nieantropomorficzne, acz jest to poziom personalizmu, jak najbardziej. Tylko zakłamujące prawdę tekstu ordynarne przekręty wprowadzają w miejsce Sura termin półboga, którego w tym miejscu oryginału nawet nie ma. Jest za to osobowy Bóg, Bóstwo, jak najbardziej równe z Wisznu lub czasem także wyższe od Wisznu.
Tradycja wedyjska uczy, że generalnie bogowie (sura, deva) są sobie równi z natury, a różnice z powodu odmiennych funkcji nie mogą zacierać zasadniczej równości tych bytów, co do ich natury. Niektórzy z wedyjskich bogów są wyżsi od innych, chociażby w ten sposób, że są dla nich niebiańskimi rodzicami, jak Rudra i Priśni w stosunku do boga Vishnu i jego pięciu niebiańskich, boskich braci. Kiepskie książki prabhupadowe, a do tego źle tłumaczone, jak w cytatach często powielanych przez nawiedzonych bhaktów wisznuickich na Zachodzie to jest problem, bo ludzie na Zachodzie myślą kategoriami wersetyzmu kaznodziejskiego, a taki generalnie w indyjskich tekstach nie jest polecany, bo samo wschodnie podejście do studiowania tekstów natchnionych i świętszych wymaga ujęcia całościowego oraz kontekstu wypowiedzi.
Nie znajdziemy dajmy na to w Rygwedzie, Śri Gurugicie czy Śivasamhitach ani jednego tekstu wspierającego dla popapranego, błędnego terminu “Półbóg” w odniesieniu do słowa Sura, co jest nagminnym, ordynarnym błędem merytorycznym harekrysznizmu rodem z Ameryki, od Prabhupada. Takie tłumaczenie słów Sura czy Sureśa jako Półbóg to raczej plugawa obraza całego wedyjskiego panteonu, obraza i znieważenie dla wszystkich bóstw nieba tradycji wedyjskiej, za które głupi tłumacze i ich małpiatki powtarzające te ordynarne błędy pójdą sobie do wedyjskiej jak najbardziej Wawry, czyli do Piekła. Zresztą sam Wisznu wedle swej Purany włada Naraka Loką czyli obszarem niższym od Patali (Piekła), obszarem wiecznych mąk i zagłady zdeprawowanych dusz. Naraka loka to jak najbardziej Vavra, a prabhupadyści niewątpliwie do inkarnacji z tych piekieł w swym fałszu pasują.
Weźmy kolejne skażone tłumaczenie spreparowane przez jakiś zakłamanych pomyleńców umysłowych, z tekstu cytowanego przez Bhaktów Waisznawa. >> Tekst oryginalny jak widać nie wspomina imienia Śrila Vyasadeva, tylko imię Caitanya, to pierwsze kłamstwo translacyjne prabhupadyzmu Zachodniego. Drugie kłamstwo jest takie, że w tekście nie ma słowa na temat Śankaraczarji, ani jednego słowa. I nijak z tekstu oryginalnego nie można wywnioskować, aby się do Śankaraczarjów odnosił! Mayavadi to raczej są tłumacze tekstów harekrysznickich, jako że bawią się iluzją słów w celu wprowadzania ludzi w pomylenie umysłowe.
Tak to prymitywnym kłamstwom politologów harekrysznizmu czy tam bhaktyzmu amerykańskiego nie ma końca, a przy okazji, wszystkie autentyczne szkoły wisznuizmu w Indii czczą Sankaraczarjów także jako awatarów Wisznu, co warto wiedzieć, żeby się różnym Mlećczom i pomyleńcom nie dawać wprowadzać w błąd i umysłowe pomylenie. Cieszymy się w Wedyjskich Bractwach Ludzi Szlachetnych (Aryanara) że zostaliśmy nauczeni nauk wedyjskich w sanskrycie, bo zdemaskowanie kłamców i oszustów, którzy na konto sanskryckiego tekstu wypisują kompletne bzdury zajmuje chwilkę, tyle co rzut oka na tekst.
ete camsa-kalah pumsah krsna tu bhagavan svayam
Inne kłamstwo i fałszerstwo translacyjne krysznaizmu pokazuje następujący werset i jego wykład.
“Śrimad bhagavatam 01.03.28:
‘ete camsa-kalah pumsah krsna tu bhagavan svayam…
„Wszystkie avatary poczynając od Ramy i Nrisymhy są częściami, części cząstek Najwyższego Osobowego Bhagavana. Ale tylko Śri Kriszna jest oryginalnym Svayam Bhagavan (Osobowym Bogiem).” A prawda jest taka, że w wersecie nie ma słowa na temat Rama czy Narasinha. Werset można spokojnie przetłumaczyć tak: “Wszystkie cząstki grzechu zawarte w ciemności kalają samego Bhagavana…”, tudzież: “Wszystkie cząstki grzechu kalają złośliwie Bhagawana samego…” Bhaga czy Bhagavan to dobrze znane bóstwo wedyjskie z Rygwedy, które krysznaici czcić powinni, a nie swoje Mayavadi czyli błędne i pomylone wypowiedzi szerzyć. Warto przypomnieć, że gołe słowo “krishna” oznacza ciemność, mrok i ściemnienie oraz zło i złośliwość. Ale niektórzy się wysilają akrobatycznie, żeby wszędzie oryginalne słowo krishna zamienić na imię owego Śri Krishna od Bhagavad Gity. Jest to zaiste zidiocające mózg nieporozumienie. Bhagavan Svayam znaczy tyle co “samym bhagavanem, samym bhagą” i nic więcej. Nie ma ten zwrot konotacji bycia “Osobowym Bogiem” jak złudnie twierdzą harekrysznici rodem z newagowego USA. Najważniejszym jest to, że w tym często cytowanym wersecie nie ma mowy o awatarach, ani o Rama ani o Narasimha, ani o najwyższym bogu osobowym czy nawet o osobie Boga.
isvarah paramah krsnah sac-cid-ananda-vigrahah
A oto i kultowy werset krysznaickiego pomylenia umysłowego.
“Brahma-samhita 5.1 cytowana często i gęsto w pismach oraz w internecie:
‘isvarah paramah krsnah sac-cid-ananda-vigrahah;
anadir adir govindah sarva-karana-karanam’
„Sri Kriszna, Govinda, jest ucieleśnieniem wieczności, wiedzy i transcendentalnego szczęścia. On jest Najwyższym Osobowym Bogiem, kontrolerem wszystkim pomniejszych kontrolerów i źródłem wszelkich inkarnacji. Nie ma On początku ani innego źródła, chociaż Sam jest źródłem wszystkiego i pierwotną przyczyną wszystkich przyczyn.” A prawda tekstu znowu jest znacząco inna niż cytowany fałszywy przekład krysznaicki oferuje.
Powinno być tak: “Iśvara najwyższą ciemność sat-cid-anandą izoluje (oddziela, zwalcza); Sam bez początku, zapoczątkowując Govindę wiecznym jest przewodnikiem”. Cały werset odnosi się podmiotowo do pojęcia Iśvarah, a nie do przymiotnika “krishna”, co powoduje pochrzanienie całego przekładu. Sat-cit-ananda jako broń Iśvara to oczywiście prawda (byt), świadomość i szczęśliwość jako cechy kluczowe Iśvara, o czym mówi cały hinduizm i brahmanizm Wed. Karana-karanam często tłumaczy się jako narzędzie, instrument przewodnictwa, prowadzenia, kierowania. Może znaczyć także kierownicę.
Ważne jest to, że to Iśvara jako podmiot oddzielający od wielkich ciemności zapoczątkowuje istnienie Govindah czyli Pasterza, a Iśvara samo oznacza tyle co Doskonały, Wódz, Pasterz. W tradycji wedyjskiej Govindah jest przymiotem Gopendra (Gopa-Indra), Brihaspati, Brahmana, a także nazwę Guru-Pasterzy mieszkających w Himalajach i innych wysokich górach. W Indii termin Iśvara jest często synonimem zrealizowanego Guru, Mistrza Duchowego, samego Boga Śiva w osobowej manifestacji Mistrza Jogina, zatem Iśvara jest pasterzem odpowiednim dla każdego (sarva), dla wszystkich ludzi.
tad brahma niskalam anantam aśesa-bhutam
govindam adipurusam tam aham bhajami
Kolejne zakłamane tłumaczenie krysznaizmu prabhudowego pseudo waisznawizmu z USA myli Boga Brahma z Govindą i próbuje nieudolnie wcisnąć bóstwo Krishna tam, gdzie go nie ma, bo Govindam to akurat przymiot Brahmana i Boga Brahma, co wyraźnie pisze w tekście jaki harekrysznici publicznie ordynarnie fałszują.
“Brahma -samhita 5.40:
yasya prabha prabhavato jagat-anda-koti
kotisv aśesa-vasudhadi vibhuti-bhinnam
tad brahma niskalam anantam aśesa-bhutam
govindam adipurusam tam aham bhajami
Oto przekład harekrysznaicki: „Wielbię Govindę pierwotnego Pana, którego blask transcendentalnej formy cielesnej jest źródłem niezróżnicowanego Brahmana wspomnianego w Upaniszadah, który jest absolutny, w pełni doskonały i nieskończony i który przejawia nieskończoną różnorodność planet z ich różnorodnym bogactwem, w nieskończonym bezmiarze różnorodnych światów.”
Niestety fragment “tad brahma niskalam anantam aśesa-bhutam govindam adipurusam tam aham bhajami” odnosi się podmiotowo do BRAHMA. “Takiego Brahma, nieskalanego (niskalam), nieskończonego (anantam), całego świata pasterza, pierwszą duszę, takiego wysławiam (czczę pieśniami)!” To Brahma jest tutaj owym Govindą i Adipuruszą (Pierwszym człowiekiem-duszą), a nie odwrotnie jak przekręcili translatorzy krysznaiccy, którzy chyba nie słyszeli, że Wedy nakazują mówienie i pisanie Prawdy!
To nie Govinda jest pierwszym Panem, tylko Brahma jest Pierwszą duszą ludzką i Pasterzem dusz. Skłonność do wypisywania bredni na konto sanskrytu zadziwia tym bardziej, że akurat źle przetłumaczony fragment ma prostą składnię i bardzo łatwo jest go przetłumaczyć na angielski oraz polski, chyba, że się nie przyjmuje do wiadomości w jakimś obłędzie, tego co tam pisze, prawdy słów.
Bhaja Govindam Mudhate!
Pozujący na bhaktów imają się rozmaitych mrocznych, tamasowych chwytów dla pokręcenia swoim sympatykom rozumu, aby poniżyć i znieważyć Śankaraćarjów. Pewien podający się za harekrysznaickiego bhaktę lider tej Mayavadi napisał do Śri Guru: “Zacytuję do medytacji Sankaraczarję, którego autorytet wydaje się, że doceniasz (a który k woli ścisłości był bezpośrednią inkarnacją Sziwy, a nie Wisznu): bhaja govindaḿ bhaja govindaḿ, govindaḿ bhaja mūḍhamate; saḿprāpte sannihite kāle nahi nahi rakshati! “Po prostu wielbij Govindę, wielbij Givindę, wielbij Govindę głupcze. Reguły gramatyki sanskryckiej nie ocalą cię w chwili twojej śmierci.”
Jakoś dziwnie w wersecie brak słowa Sanskryt, co widać, a i słowo Govinda znaczące Pasterza, synomim pojęcia Guru nie odnosi się w żaden sposób do bóstwa Sri Kryszny od Bhagawad Gity. Śankaraćarya wysławiał Iśvara będąc śiwaitą, zatem przymiot Govindam świetnie pasuje do Iśvara jako Śiva Guru, zgodnie z tradycją do jakiej Śankaraćarya należał. Czyli znowu się ów bhakta czy może bajarz krysznaicki, popisał typowym nieuctwem i kłamliwym przekrętem. To jest jego kryszna czyli ciemny jad fałszu, który myśli, że słowo Govinda zawsze i wszędzie odnosi się do Śri Kryszny, a tak nie jest i nie będzie. Tekst wyrwany z kontekstu umie taki lider marnej grupki pseudoczcicili Vishnu wykręcać jak pseudopastorzy różnych opcji wersety Ewangelii i Biblii. Ale ich pseudowisznuickie kłamstwa widać dla każdego kto zna Sanskryt choć trochę.
Ciekawe czy taki bhakta ciemności zna choć jeden werset, którego by nie przekręcił i nie zafałszował? Na takich harekrysznickich zafałszowanych tłumaczeniach nikt nie osiągnie prawdy, spełnienia ani transcendencji. Śankaraćarya znał biegle kilkanaście języków, w tym chiński, khmerski i tybetański, zatem bhaktystyczne wywody jakoby tekst tyczył sanskrytu, bo rzekomo Sankaraćarya znał tylko Sanskryt, tchnie kosmiczną niewiedzą co do faktów. Wychodzi na to, że sama gra słów, sztuczki słowne z demagogicznymi przekładami, czyli owo “samprapte sannihite” jak rzecz ów bhakta sobie przełożył, nie dadzą ochrony ani opieki harekrysznaitom, nie tylko w chwili śmierci, ale w całym czasie (kaala). A przy okazji, “samprapte sannihite” to “całość tego co jest blisko, przejawienie tego, co jest wokół”. Gramatyki ani sanskrytu jakoś nie widać, chociaż harekrysznici takie bzdury wypisują na konto tłumaczenia. Werset odnosi się raczej do buddyzmu, który zajmował się w owym czasie medytowaniem na tym co jest tutaj i teraz czyli wokoło, blisko medytujących, a Śankaraćarya rzeczywiście buddyzm ówczesny indyjski, therawadyczny, w tym punkcie krytykował z pomocą ostrych polemik.
Demagogami jest niestety wielu bhaktystycznych liderów na Zachodzie, gdyż Wedy nie znają ani trochę i zwykle poznać nie chcą. To tak samo jakby w nauce chrześcijańskiej powoływać się na Ewangelię, ale nigdy jej nie przeczytać i o dziwo nie chcieć przeczytać. W Wedach stoi jasno napisane, żeby wszystkich bogów niebiańskiego panteonu czcić, i że bogowie są sobie równi. A kto dewów nie czci ten jest mlećcza i ćandala, także ci wszyscy wprowadzeni w błąd i pomylenie adepci harekrysznizmu amerykańskiego, co to dewów wyzywają od półbogów, chociaż to wina złych tłumaczeń w które bezkrytycznie, ale i zwykle bezrozumnie wierzą. Tacy niestety nie należą do tradycji wedyjskiej i mają mózg pomylony błędnymi pismami, podszywają się pod Wedy, zwodzą i oszukują swoich znajomych i przyjaciół!
Indra, Varuna, Mitra, Agni, Brhaspati, Bhaga, Puszan, Aryaman to są bogowie wedyjscy i czcić ich należy całą bhakti. Mlećczas (barbarzyńcy, złoczyńcy, grzesznicy) i mastowie (pustogłowi, pomyleńcy) często czczą jedną z form Vishnu a pomijają pozostałych bogów. Tak uczą Wedy, żeby wszystkich bogów czcić, ku wszystkim kierować cześć z głębi serca poprzez odpowiednie praktyki i rytuały! A tu harekrysznici wywodzący swój rodowód od Ćaitanya Prabhu, zamiast z pełnym uwielbieniem i oddaniem, z wielką bhavą czcić wedyjskich bogów, czczą jednego, w postaci innej niż wedyjska, bo jako Krishna, pozostałych podle poniżają i wyzywają od półbogów, a jeszcze uważają się za tradycję wedyjską.
W Wedach jakoś nie widać uzasadnienia dla marginalnych kultów typu tylko Vishnu czy tylko Krishna. Taka jest prawda, a słowo krishna używane jest jedynie w swoim znaczeniu jak ciemność, mrok i zło. Nie ma też praktyki tylko bhakti, co jest poważnym błędem w praktyce duchowej. Adeptem wedyjskiej tradycji jest Trimantuh, a to praktyki karma, upasana oraz jnana, a nie bhakta. Bhakti jest częścią praktyki upasana zaledwie. Niech zatem nie świrują rzekomi bhaktowie krysznaiccy pisząc brednie, tylko niech się uczą od podstaw tradycji wedyjskiej, bo wielkim zerem zalatują w tematach wedyjskich. Wszystko to mamy już w pierwszej mandali Rigveda – pierwszej ze Świętych Wed. Tak zwanych bhaktów od Hare Kriszna w różnych odmianach trzeba zagonić do rzetelnej nauki na temat duchowości Indii, aby nie szerzyli bredni podszywając się pod tradycję wedyjską w oszukańczy sposób.
Termin półbogowie jest rażącym błędem prabhupadyzmu i całej bodaj Gaudiya Vaishnava w przekładach i mocno wypacza tradycje wedyjskie z Indii. Wedy jasno podają, że Mitra, Varuna, Indra, Pushan, Bhaga, Vishnu są braćmi rodzonymi, braćmi w niebiosach, w boskiej rodzinie. Z ojca Boga Rudra i matki Bogini Priśni. Vishnu jest najmłodszym z sześciu braci, dowódców świetlistych marutów. Umówili się, że kto czci jednego z nich, a nie czci pozostałych w taki sam sposób, objęty jest klątwą pomieszania rozumu. Nauka wedyjska o półbogach wysyła prabhupadystów do najbliższego wariatkowa z pomieszaniem rozumu. Przykre i głupie zarazem.
Wychodzi na to, że albo Prabhupada nie miał pojęcia jakie głupoty wypisuje albo celowo w taki błąd wprowadza naiwnych ludzi na Zachodzie, żeby w pomylenie umysłowe popadli. Kto wyróżnia w czci, w owej bhakti (bhava) jednego z braci np. Vishnu ponad pozostałych, ten przeklęty jest przez wszystkich i kończy w obłędzie pomylenia umysłowego. Takich nauk jak ta o marutaganach jest więcej w samej Rigveda, zatem bzdury prabhupadyzmu o rzekomych półbogach mają chyba harujące ciężko harekryszniątka z Zachodu do pomylenia umysłowego celowo doprowadzić.
Kolejne, nowe pisma duchowe muszą być zgodne z poprzednimi. To zasada tradycji wedyjskich, a tych sześć bóstw generuje sześć linii sukcesji w wedyjskich szkołach. Rola rodziców jest też istotna. Cieszy Vishnu w tej tradycji waisznawów, ale duża część prabhupadyzmu i harekrysznizmu z USA, to śmietnik intelektualny i nic więcej, szkodliwy śmietnik. Sześciu braci Marutaganów mamy już w Hymnie I.14 Rigveda, a potem wiele razy i w każdym komentarzu do RV.
Widzimy jak liderzy czy może pseudoliderzy bhaktystyczni na Zachodzie (także w Polsce) lubują się w karkołomnych sztuczkach mających na celu zatuszowanie przekłamań i zafałszowań w translacjach, a także dla wypaczania wszystkich istotnych nauk wedyjskich tradycji. Trochę to żałosne, to powoływanie się na transcendencję, z jednoczesnym jej odrzucaniem. Joga wspomina dużo o cieniach boskich właściwości, jeśli realizowane są w sposób jedyny, bez uzupełnienia. Cieniem Bhakti jest naiwność, pobłądzenie, pomylenie umysłowe, utkwienie w ekstazie bez realizacji duchowej. Może to być cień całego ruchu Caitanya Prabhu (caitanya mahāprabhu) opartego na wybiórczych pismach i przekręconych ideałach.
Cienie właściwości duchowych imion są do tego stopnia silne, że nawet dewy pracują w diadach, parami, aby cienie cech indywidualnych neutralizować sobie wzajemnie. Indra-Vayu, Mitra-Varuna – to podstawowe diady wedyjskich bóstw, a i duchowe właściwości zarazem. Ale próżno szukać o tym rzetelnych nauk w zachodnim pseudobhaktyzmie rodem z USA. Vishnu wedle tradycji wedyjskiej na pewno nie jest żadnym Najwyższym Bogiem, ani Kryszna. Najwyższy Bóg ma zupełnie inne imiona w pismach rzeczywiście wedyjskich. Dewy (Sury) z Wedy często są nazywane promieniami Absolutu, ale wynoszenie jednej z Dew do rangi Absolutu jest rażącym błędem prabhupadyzmu i jego skrajnej czy może nieczystej odnogi wisznuizmu.
W hinduizmie jest sześć systemów filozoficznych, czyli wcale nie tak dużo, jak sobie niektórzy wyobrażają. Wedy nie są i nie były politeistyczne, ale jednocześnie monoteistyczne, monistyczne i politeistyczne. I tak jest od zawsze, co widać z samych zapisów Rygwedy, w oryginale. Z faktu istnienia wielu aniołów czy archaniołów w chrześcijaństwie nie wynika ani politeizm ani różnorodność chrześcijaństwa. W tradycjach indyjskich istnieją pewne fundamentalne zasady jak przykładowo to, że nowe pisma mistyczno-duchowe muszą się zgadzać z dawniejszymi. A jeśli się nie zgadzają, to znaczy, że autor popełnił zasadnicze błędy w rozumowaniu albo nie rozumie tego co mu się przywidziało, a to opisuje.
Pozorna różnorodność myśli wynika z fragmentarycznej wiedzy ludzi Zachodu na tematy duchowości wedyjskiej. Jednak wiele koncepcji z pozoru różnorodnych doskonale się wzajemnie przekłada albo umiejscawia jako cząstkę większej całości. Bywają także pomylenia umysłowe, błędy w tłumaczeniach na języki zachodnie i źle zrozumiane objawienia, o czym także dużo się mówi we wszystkich nurtach odwedyjskich. Piszemy tu o ordynarnych, gołym okiem widocznych przekrętach w tłumaczeniach tekstów harekrysznowych, które nie powinny mieć miejsca nawet w swobodnym przekładzie.
Kiedy w oryginale pisze, że np. “Paweł jest istotą ludzką”, a w tłumaczeniu jakiś nieuk czy trefniś wypisuje, że “Paweł jest półczłowiekiem”, to jest to przekręt, chamski, złośliwy i grubymi nićmi szyty, obliczony na to, że ludzie na zachodzie zwykle nie znają Sanskrytu. I taką głupotą kompletną jest prabhupadowo-harekrysznowe robienie z pojęcia Sura czy Dewa jakiegoś Półboga, kiedy tego słowa nie daje się tak przetłumaczyć. Kaleczy to tekst, a zachodniemu czytelnikowi wypacza umysł, wykrzywia zrozumienie i do pomylenia umysłowego prowadzi. Aby dopełnić całości warto się zastanowić jak zwyczajnie obraźliwym jest odbieranie połowy człowieczeństwa, a na wyższym poziomie połowy boskości. Takie wyzywanie bogów od półbogów mógł w swych przekładach popełnić jedynie nastika – wróg duchowości, religii i prawdy.
Ordynarne błędy w przekładach harekrysznowych powodują, że najgorszym i najbardziej pomylonym przekładem Bhagawad Gity na języki zachodnie jest przekład prabhuadowo-harekrysznowy. Wszystkie przekłady są zasadniczo lepsze jakościowo od tego pokręconego badziewia, które krzywą gębę hinduizmowi właśnie doprawia. Nie na darmo hinduzim wiele pisze o mastach – osobach pomylonych umysłowo, które chcą uchodzić za święte czy o ban-guru czyli o fałszywych guru, o oszustach w dziedzinie mistyki i duchowości wedyjskiej, hinduistycznej jak najbardziej. Jak ktoś swoje wymysły opiera na ordynarnych błędach translacyjnych to sam staje się takim błędem czyli mastem.
Piszemy tu o realnych, poważnych błędach w przekładzie tekstów rozpowszechnianych przez zachodni prabhupadyzm z USA, a pewni liderzy owego pseudobhaktyzmu będą pisać nam o dojeniu byka i komarach. No to niech sobie doi taki harekrysznita swojego byka ile tylko ma ochotę, jak taki dowcipny jest. Lepiej oczywiście doić Krowę Boskiej Wiedzy, uczyć się od kompetentnego wedyjskiego Guru czy od uczniów wedyjskich Ryszich żyjących współcześnie. Nam nie przeszkadza jak sobie liderzy bhaktyzmu kalifornijskiego doją byka, ale błędy w tłumaczeniach wielu tekstów poprawiamy także w ramach międzynarodowej organizacji sanskrytologów.
Taki bhakta wyuczony na fatalnych tłumaczeniach Prabhupada ma zdewastowany umysł, skoro zwykle nie jest w stanie zrozumieć konkretnych faktów, jak zafałszowane są tłumaczenia jakie cytuje się jako nauki waisznawizmu. Sanskrytu nie znają, to jest pewne, bo sami by poprawili powypisywane głupoty, ale oni je cytują, jak świętą prawdę, chociaż napisane są kompletne bzdury, co już wykazaliśmy poprawiając parę wersetów bełkotu prabhupadowo-harekrysznowego rodem z USA. Weźmy jeszcze taki Hymn 22 z Rygwedy, gdzie wyraźnie pisze, że Vishnu jest tym bóstwem, które składa hołd i cześć wszystkim innym bóstwom czyli dewom, surom w niebiosach. A i podlega Bogini Prithivi, która pozwala Vishnu działać w określonym rejonie materialnego planu ziemi. Razem mamy świetnie pokazane gdzie jest miejsce Vishnu pośród bogów wyzywanych od półbogów przez prabhupadystów.
Przekłamane tłumaczenie nie jest nową prawdą filozoficzną, tylko jest zwykłym, ordynarnym kłamstwem u kogoś kto nie dorasta nawet do filozofii, a co dopiero do duchowości. Przyglądanie się argumentom kogoś, kto zamiast rzetelnego tłumaczenia tekstów daje ordynarny stek kłamstw i zafałszowań jest brnięciem w ten obrzydliwy fałsz, a nie studiowaniem prawdy absolutnej, która została zamordowana w kłamliwym, oszukańczym przekładzie. Nie po to mędrcy ze Wschodu przestrzegają przed Viparyaya i Vikalpa, przed czczymi dywagacjami i urojeniami wręcz, aby zagłębiać się w zakłamany pseudoprzekład prabhupadowy.
Jak ktoś ma coś oryginalnego do napisania, może swoje własne dzieło napisać z własnymi wywodami, a nie tam cudze prace o zupełnie innym znaczeniu fałszować, licząc na to, że na Zachodzie nikt się sanskrytu nauczyć nie zdoła na tyle, żeby odczytać oryginał. Tyle w dziedzinie rzetelności filozoficznej i moralnej by wystarczyło. Zamiast budować swoje własne teorie na kłamstwie i oszustwie translacyjnym, mógł dawać Prabhupada własne wykłady, bez uciekania się do fałszerstw oryginalnych tekstów. I mógł, zamiast dyrdymały wypisywać na konto wedyjskich tradycji, przeczytać sobie tak teksty Vani (Cztery Wedy) jak i inne pisma wedyjskie. Fałszywe tłumaczenie nie jest dla nas argumentem w dyskusji, tylko bykiem do poprawki i żenującym spektaklem pokazującym małość autora takiego pseudo tłumaczenia fałszerstwem publicznym cuchnącego.
Jeśli jakiś lider owych bhaktów prostych rzeczy nie rozumie, takich jak negacja oszustw i oszustów w filozofii, to o bogu czy bóstwie jakimkolwiek nie ma sensu z nim dyskutować, rzeczywiście, bo nie dorasta do elementarnej uczciwości, a w swoich poglądach wszelkim kłamstwem i oszustwem będzie się podpierał. A tu wedle jogi i wedyjskiej tradycji umysł z oszustwa i kłamstwa trzeba najpierw owym bhaktom oczyścić, a potem można dyskutować.
Wiemy, że ludzie, szczególnie nawiedzeni jakąś ideologią religijną, nie chcą się przyznawać do własnych błędów i do tego, że brnęli w iluzję czy czcze rojenia, w Viparyaya i Vikalpa, ale niestety taki bhakta czy lider bhaktystyczny musi nabrać zdrowego dystansu do tego co mu propaganda osobowego absolutyzmu prabhupadowego wbiła do głowy. Wiara religijna nie polega na wierzeniu w każde kłamstwo i translacyjne fałszerstwo, a przekłady, choć bywają lepsze czy gorsze, mogą być uczciwe, zgodne z prawdą zawartą w słowach, a nie brane z sufitu, wedle fantazji i rojeń ich autora.
Nie na darmo w pierwszym hymnie Rygwedy już wprowadzono pierwszy i zasadniczy ideał moralny, Satya – Prawda, Prawdziwość, Uczciwość. U tych, którzy podążają za Satyam (Prawdą) – kłamstwa prabhupadyzmu harekrysznowego po prostu nie przejdą. Każdy kto zna sanskryt, poprawi te chore wynurzenia i zakłamane produkty fantazji translatorów harekrysznowych. W wypadku harekrysznizmu z USA od Prabhupada podszywanie się pod tradycję wedyjską jest zwyczajnym oszustwem. A jak mało komuś przykładów korekty błędów translacyjnych to przy okazji spiszemy więcej i wrzucimy do neta korektę oszustw translacyjnych w harekrysznizmie prabhupadowym i damy wrzucić na kilka portali, niech ludzie czytają i nie dają się omotać takim demagogom bhaktystycznym, co prostych i gołym okiem widocznych ordynarnych błędów nie raczą do wiadomości przyjmować. Bo jedynie w bronieniu demagogii są liderzy harekrysznizmu mocni, a duchowości widać u nich nie ma, bo za Prawdą wcale nie tęsknią woląc żyć w złudzie oszustw. A mędrcy wedyjscy często powtarzają, że do transcendencji i uduchowienia to wola dążenia do Prawdy, Satya jest potrzebna, a nie tam mitomania i nawiedzenia czy czcze rojenia.
Ci ich harekrysznowi mistrzowie niech się uczyć zaczną u kogoś kompetentnego, bo na razie to tworzy się z ich pomocą fikcję literacką, która obok tradycji wedyjskiej nie stała. Zręcznie pracują, ale nas, zapoznanych głębiej z wedyjską kulturą i tradycjami duchowymi Indii kłamstwa i fałszerstwa w ordynarny sposób spreparowane w niczym nie przekonują. Oczywiście taka postawa bhaktów ma swoje karmiczne źródło już w nagannej postawie i złym zachowaniu owego Ćaitanya Prabhu wobec własnego Mistrza Duchowego i całej lokalnej wspólnoty wisznuickiej, ale o tych przekrętach historycznych już się nie dowiemy z ust liderów bhaktyzmu amerykańskiego Hare Kriszna ani z ich nawiedzonych pisemek.
Rzetelna nauka jogi i tradycji wedyjskiej o Viparyaya i Vikalpa, także o Ban-Guru pozwala negatywnie zweryfikować ten translacyjny bełkot prabhupadowy jako nieprzydatny dla osiągania stanów transcendentalnych w szczególności. Nasi hinduscy uczciwi nauczyciele duchowi, znający sanskryt od kołyski bardzo przestrzegali przed takimi właśnie, co to żonglują górnolotnymi frazesami, ale ignorują prostą prawdę tłumaczenia Wed i pism wedyjskich. Wielka jest ignorancja bhaktystów na Zachodzie, wielka, ale też i sztuczna, wyuczona od osób wprowadzających w błąd z jakiś przyczyn, czyli z czasem pęknie jak bańka mydlana, bańka złudy. Zacznijcie o Zachodni “Bhaktowie” dążyć do Prawdy i uczcie się Sanskrytu! Bo inaczej tylko żal was i wszystkich ludzików, którym umysł zakałapućka się rzekomą prawdą istoty, która kłamie na poziomie słów i znaczeń w tłumaczeniach, co oznacza, że wewnątrz też jest oszukańcem i niczym więcej tylko Mithyajńaną, błędem poznawczym, błędną wiedzą, która dusze do zguby i zatraty wiedzie.
Wielu już leczyliśmy z pomieszania ideologią harekrysznizmu prabhupadowego, rocznie kilkadziesiąt pomieszanych osób się trafiało, co widzieli, że coś nie gra w tych ideologiach harekrysznizmu, ale jak im się oczka otwierają, gdy trochę wiedzy łykną – to się nadziwić nie mogą jak mogli się dać omamić na tandetne przekręty w translacjach tekstów. Gorzej, że pokręcona, fałszywa ideologia pseudoduchowa przekręty różne też przyciąga. Gorzej się leczy osoby, co to kredytów nabrały na kupowanie obrazów Prabhupada za 8-15 tysięcy złotych, a potem musiały długi spłacać. Kiedy w Polsce taki sam obrazek można zamówić u studenta malarstwa za 200-500 PLN. Tacy to już na pewno nie chcą nic o wisznuizmie w żadnej postaci słyszeć. A nas żywo interesują skutki do jakich prowadzi wyznawanie popapranej kłamstwami ideologii takiej jak prabhupadyzm, bo tak to w istocie należałoby nazwać.
Może ktoś się dziwi, że dyskutujemy zażarcie z nawiedzonymi bhaktystami, bo Indie znane są z tolerancji religijnej generalnie i z różnorodności myśli. A my się zastanawiamy czy Czytelnik wie jaka jest podstawa prawna owej indyjskiej tolerancji wyznaniowej. Otóż podstawą prawną jest werset prawny z Rygwedy, który jasno nakazuje dekapitację osoby, która na innej osobie stosuje przemoc z powodu jej wiary. To bardzo mocny paragraf, który ogranicza spory religijne do używania pióra i języka a wymusza praktycznie brak rękoczynów, przymusu fizycznego czy przemocy jako kary za wyznawanie “innego boga”.
Chrześcijańscy misjonarze nawykli do wybijania bożków rózgą nie osiągają wyników w misjonowaniu, bo mogą tylko słowem, piórem i co najwyżej przekupstwem (to też kilka stanów zakazało). Ludzie nie atakują cudzej wiary z użyciem przemocy, nawet jak im się bardzo nie podoba, gdyż to było i jeszcze jest surowo karane. Anglosaskie paragrafy zamieniły dekapitację na 28 lat więzienia, zgodnie z Kodeksem Brytyjskim Karnym w Indii. Jednak prawo zwyczajowe, wedyjskie, bywa do dzisiaj lokalnie stosowane. W ten sposób wiarę chroni się przed przemocą, nawet jak niechciany kult się ignoruje czy zwalcza piórem poprzez polemiki. W swej istocie całe mnóstwo indyjskiej literatury religijnej, teologicznej i filozoficznej to walka piórem z błędami i wypaczeniami. Jeśli o nas chodzi, pokazujemy tutaj tylko poważne i rażące błędy w przekładach, które nie mają związku już z samymi doktrynami czy preferowaniem którejkolwiek z indyjskich religii. Wisznuizm w Indii potrafi mieć przyjazne oblicze i ludzką twarz, nie musi być fanatyczny i ograniczony umysłowo jak harekrysznizm z USA. Chodzi po prostu o błędy merytoryczne najgorszej kategorii, bo w Indii na takich oszustwach generalnie nie buduje się doktryn ani społecznych ani tym bardziej metafizycznych.
Pewien Bhakta napisał o swoim Mistrzu: “On nigdy nie należał do ISKCON-u, a władze tej organizacji zakazały słuchania jego nauk swoim zwolennikom bojąc się że utracą swój autorytet. Ale on nigdy nie krytykował Śrila Prabhupada, ani jego nauczania.” – Tak się właśnie robi w ramach obłudy, żeby udawać, że się kogoś kocha, a w rzeczywistości się go nienawidzi. Typowy przykład obłudy, hipokryzji bhaktystycznej jakiej nie lubimy i o jakiej piszemy bez zakłamywania rzeczywistości. Kocham Mickiewicza, ale ludkowie moi, nie czytajcie tego, co on pisze. Tu nie trzeba studiów psychologii ani filozofii, aby się zorientować z kim się ma do czynienia. Nas stać na to, żeby bez obłudy bhaktystycznej napisać co o kim myślimy i nie musimy udawać, że kogoś kochamy, kiedy jak w jego wypadku, jest to kolejne kłamstwo bhaktyzmu czy może raczej pseudobhaktyzmu. Powiedzmy więcej, jak ów “mistrz” nie krytykował błędów Prabhupada, chociaż sam uczył rzekomo lepiej, to znaczy, że owe błędy popierał. Prawda, Satya, jest podstawą moralności w tradycjach wedyjskich, zatem ów mistrz bhaktów, także nie ma w sobie cech osoby uczciwej i dążącej do Prawdy!
O szkołach pseudobhaktyzmu z Indii, wygenerowanych w czasie kolonialnej okupacji aby dać hindusom alternatywę dla szerzącego się tu i ówdzie chrześcijaństwa, a dokładnie na modłę chrześcijaństwa zrobionych też mamy okazję poczytać w historii Indii. I takie formy nas nie interesują akurat, a i z tradycją wedyjską nie mają nic wspólnego, rzecz oczywista. Jak ktoś chce może się zatopić w takich ideologiach, ale niech nie twierdzi, że ma to coś wspólnego z tradycją wedyjską, Wedą czy konkluzją Wed (Wedantą), kiedy nie ma zupełnie nic wspólnego. Ale może ludziki na zachodzie mają taką złą karmę, że na nic lepszego z Indii sobie nie zasłużyli. To inna sprawa do rozmyślań. W końcu dusze skażone oszukiwaniem i obłudą religijną, gdziekolwiek pójdą, tam znajdą coś co na obłudzie jest oparte. A to tylko Satya może wyleczyć, dążenie do Prawdy, rzetelność poszukiwań, no i poszerzenie horyzontów, bo ludzie tacy jak bhaktyści harekrysznowi są zwykle kompletnie zamknięci na wiedzę tradycji wedyjskiej i raczej nic się nie nauczą, zwyczajnie dlatego, że nie chcą z powodu omotania!
Może bhaktom trzeba polecać aby zaraz po skończeniu czytania tego artykułu zaczęli czytać od początku wszystko, co tu napisane i aby zaczęli się wreszcie uczyć tradycji wedyjskiej od zera, a nie tam dyrdymalili na tematy o których nie mają pojęcia? I niech ich liderzy nie powołują się lepiej ani na Wedy, ani na tradycję wedyjską ani na konkluzję Wed, skoro nic o tym nie wiedzą i nawet się uczyć nie zamierzali. Przypominają księży misjonarzy i zakonnice misjonarki. Oni byli w Indii i wszystko wiedzą o religii w Indii. Tylko w zakonie byli, a w świątyniach hinduskich się nie modlili i pudży nie umieją zrobić. Ani bóstwa nawet jednego nie poznali poprzez rzetelną praktykę. Tak to bywa, tak to jest z wieloma liderami bhaktów, którzy obrażają bogów wyzywając ich od półbogów, jak widać w prabhupadyzmie. I cóż z tego, że ty będziesz kochał mnie, a ja ciebie, jak tylko Weda i Prawda na tym ucierpią? Tyle jest warte takie Bhakti Hare Kriszna bez Jńanam.
Pewien Bhakta twierdzi, że nie trafiłem z oceną jego braku realizacji tradycji wedyjskiej. Jak nie trafiłem mówię, to wymień jakie wedyjskie bóstwa wielbisz, bo ani jednego nie wymienił, a i na zdjęciu z jego ołtarzyka nie było wedyjskiego bóstwa, co było widać. Nie widziałem tam ani Indra, ani Varuna, ani Mitra, Agni, Ila, Sarasvati, Vayu, Daksha, Iśana, Dhyau, Prthivi, Bhaga, Brhaspati. To gdzie te Jego bóstwa wedyjskie? Może się schowały? Co do tego, czy Hare Krishna w sensie powtarzanego tekstu jest mantrą, zapytałem: – Podaj na uzasadnienie jakiś oryginalny tekst wedyjski, najlepiej z Vani, z którego by to wynikało w ten sposób, że byłaby ta fraza tak nazwaną lub poleconą do praktyki recytacji czy medytacji. A Gayatri chociaż z Rigveda, czy tylko te krysznaickie wersje do swoich bóstw, niekoniecznie wedyjskich? Jak zobaczyłem, widać braki i nieścisłości całkiem jasno, nie trzeba się doszukiwać.
Czczenie Kryszny nawet najczystszą bhakti, to jeszcze nie realizacja. Zaledwie przeniesienie ziemskiej miłości na bóstwo i jej sublimacja. I nic więcej, a u większości bhaktów jakich widuję, zanieczyszczenie owego bhakti ziemskimi pragnieniami jest tak duże, że to tylko przeniesienie niespełnionych chuci i pragnień na figurkę. Pojęcie bóstwa w sferze jego istnienia zwykle jest poza zasięgiem tak zwanych bhaktów. Powtarzają Hare Krishna, ale nawet nie rozumieją co powtarzają, nie wiedzą co to sformułowanie znaczy i dla kogo zostało ustanowione. Jakoś od dzieciństwa spotykamy samozrealizowane dusze, a jeden z indyjskich mistrzów poczuł potrzebę znalezienia w Polsce depozytariusza jednej z wedyjskich tradycji, bo jakoś mu przyśnił jako godny kandydat do przekazania nauk wedyjskiej tradycji duchowej.
Ukazań Prawdy o wedyjskich tradycjach i wedancie nie brakuje, ale typowy lider bhaktyzmu harekrysznaickiego rodem z USA nie jest w stanie odpowiedzieć na bardzo proste pytania na temat bóstw wedyjskich. Czyli nie wielbi bóstw wedyjskich, nie ma o nich zielonego pojęcia, nie ma związku z wedyjską tradycją. I to jest Prawda, która sama się ukazuje. Zatem w ciemnotę nie wciągnie już taki, próżne jego czy jej wysiłki. A wielu bhaktów wyciągamy rocznie z ich ignorancji i zaciemnienia umysłowego. Może to ich bhakti nie było najczystszego rodzaju, ale trochę rzetelnej wiedzy powinni mieć by przejrzeć na oczy.
Wiedza wedyjska z Wedy samej powiada: Karma, upasana, jńana, z tego jńana jest najważniejsza, a nie bhakti, które jest zaledwie częścią Upasana. Ot i tyle na temat zrównoważonego rozwoju ku realizacji duchowej. Fakty się liczą, a nie tam wypociny osób co nie mają pojęcia o wiedzy duchowej ani o praktyce wedyjskiej. Wedy czytać ze zrozumieniem, nie dyrdymalić o bhakti, bo nam nie jest spieszno do Narakaloki z powodu rażących antyduchowych błędów!
Przestępstwa bhaktystów harekrysznaickich są jak wejście wściekłego słonia do pięknego ogrodu. Jeśli w nich uczestniczymy, sam Śri Kriszna nie może ich znieść i wyrwie bhakti z serc pomylonych bhaktów wrzucając ich do Narakalokas. Ramachandra Puri przeklinał i krytykował Caitanya Mahaprabhu (1486-1534) z powodu jego błędów i uchybień. Z tego powodu Caitanya Prabhu opuścił zgromadzenie wielbicieli i stał się Mayavadi (Pomyleńcem). Caitanya nie słuchał swojego guru, nie poprawiał swoich błędów. Dlatego odszedł od swojego guru, porzucił światłego guru a jego nauczanie jest delikatnie mówiąc odpadem od duchowej drogi, odpadem od guru. Zebrał podobnie jak on pomylonych i głosił pomylone nauki, które pomyleni ludzie ciągle jeszcze szerzą. Sam siebie uważał za inkarnację Kryszny. Cały ten pomylony ruch zwany jest Gaudiya Vaishnavas i ma na Zachodzie wielu zwolenników, tyle, że jeszcze bardziej pomylonych. Stąd bardzo niekorzystny obraz bhakti i bhaktyzmu na Zachodzie. Caitanya należał do lokalnego folkloru stanów Bengal i Orissa w Indii, a ten typ pseudoduchowości pozbawionej związku z Guru jest generalnie w Indii lekceważony, chociaż tolerowany.
Zwolennicy Gaudiya Vaishnavas nie powiedzą swoim uczniom na Zachodzie, że kiedy dostają inicjację i mantrę Hare Krishna, to oznacza to wielbienie Śri Krishna Caitanya, a nie tego Śri Krishna, który podyktował Bhagavad Gitam. Po prostu Caitanya Mahaprabhu uznał się za całkowite wcielenie Sri Krishna oraz Radhy i występuje pod tym samym imieniem co prawdziwy Sri Krishna z czasów Mahabharaty. Inicjujący błogosławią w imieniu Ćaitanya Prabhu, który jako marny uczeń nie mógł znieść wymagań swego mistrza duchowego, zatem go porzucił stając się Ćandalą i Mlećcha, bo tak w Indii kwalifikuje się tych, co Guru porzucają. Nic dziwnego, że wiele rzeczy, w tym tłumaczenia tekstów to zwyczajne przekręty. Żaden indyjski mistrz duchowy z owego czasu nie potwierdził realności inkarnacji Caitanya, tylko on sam się tak ogłosił, a awatarowie są zwykle zapowiadani, a znaki ich obecności pojawiają się już w dzieciństwie. Tutaj nic takiego nie miało miejsca, a Caitanya ledwie uzyskał inicjację, nie dopełnił nauki, obraził się na swego Mistrza Duchowego, co kwalifikuje go bardziej do asurów (demonów) niż do inkarnacji Wisznu. Ale który bhakta nam ujawni te fakty z życia Caitanya Prabhu?
Medycyna Ajurwedy stoi na stanowisku, że jak ktoś się uważa jednocześnie za mężczyznę i kobietę, tak jak Caitanya Prabhu, to ma problemy z tożsamością płciową i zwyczajnie wymaga leczenia, a nie podawania się za Awatara. O tym też nie usłyszymy od bhaktystów z coraz liczniejszych na Zachodzie przekazów Gaudiya Waisznawa pochodzących od Sri Krishna Caitanya Mahaprabhu, ale od innych szkół wisznuizmu już o tym usłyszeć można, a nawet warto.
Bhaga czy Bhagavan jest bóstwem wedyjskim, niebiańskim bratem Śri Ushas, bogini Świtu i Oświecenia. Bhagavan jest dawcą dóbr doczesnych, patronem małżeństwa i miłości małżeńskiej. Bhagavan to łaskawca, miłosierny dawca dobrych darów dla ludzi prawych, żyjących zgodnie z dharmą w jej wedyjskim rozumieniu. Rigveda oraz Atharvaveda wspominają bóstwo Bhaga jako ucieleśnienie dostojeństw, godności osobistej, fortuny, szczęścia, powodzenia, dobrobytu, prosperity, piękna oraz stanu zakochania wiodącego do małżeństwa i spłodzenia szlachetnego potomstwa. Bhaga jest jednym z bóstw słonecznych znanych jako Aditya, potomstwo Wielkiej Matki Aditi. Jakim zaś cudem pojęcie Svayam Bhagavan zostaje powiązane z imieniem Krishna, i do tego przerobione na Najwyższy Pan, skoro tradycja wedyjska nijak nie wspomina o awatarach czy manifestacjach wyższego z bóstw nieba (surów, dewów) jakim jest Bhagavan, ani o tym, jakoby był to Najwyższy Pan czegokolwiek?! Wspomnieliśmy wcześniej werset, gdzie bardzo nieudolnie zakłamano tłumaczenie zwrotu “Bhagavan svayam”, zatem jakiemuś oszustowi musiało zależeć na przefarbowaniu i zakłamaniu zarówno bóstw wedyjskich jak i tego czym w rzeczywistości jest Krishna. Był to Caitanya Mahaprabhu oraz ekipa jego zwolenników w owym czasie mająca bardzo kiepskie notowania wszędzie, gdzie się tylko pojawili.
Słowo Krishna jest w Rygwedzie używane generalnie tylko jako przymiotnik w znaczeniu ciemności, mroku, ciemnej nocy, a także jako demon czy duch ciemności (Rg. 4.16.13). Tyczy to zarówno rodzaju męskiego tego słowa jak i rodzaju żeńskiego z długim “aa” na końcu. Generalnie ciemność, mrok i złe duchy reprezentują Dasyuś czyli ludzi złych i nieprawych, którzy są przeciwieństwem Aryan – ludzi prawych, czczących bogów wedle zasad nauk zawartych w Wedach. Wygląda na to, że w jakiś sposób, uprawiany przez Gaudiya Sampradaya, czyli wyznawców Śri Kryszna Caitanya Mahaprabhu kult Kryszny jako osoby przeobraził się jednak w kult co najmniej ciemny, bo skażony przez liczne fałszywe tłumaczenia i przekłady, a pewnie i przez zafałszowane elementem ciemności reprezentującym złe duchy ciemne osoby rządzące tym krysznaickim kultem. Wisznuizm ma wiele odmian w Indii, ale wygląda na to, że to, co przyszło od Gaudiya Waisznawów jest czymś zepsutym i szalenie ściemniającym umysły ludzi.
Dasyu to wróg bogów, wróg Wedy i kultu bogów wspomnianych w Rygwedzie. Dasyu to człowiek bezbożny (nastika), barbarzyński, brzydki moralnie, pozbawiony moralności oszust czy kłamca. I dokładnie takimi jawią się owi bhaktowie harekryszny na podstawie ich zafałszowanych tłumaczeń i ciemnoty jakiej usiłują wcisnąć w ramach swojej ideologii. Dasyu to także złe demony, rodzaj szatanów wspominanych w kulturze i duchowości wedyjskiej, co dopełnia obrazu pokazując metafizyczną możliwość sterowania całym ruchem harekrysznaickim, pełnym przekłamań i fanatycznego uporu trwania przy ordynarnych błędach, przez złe demony opętujące liderów i członków tego ruchu i jego coraz liczniejszych mniejszych odnóg. Weźmy zresztą odczytajmy imiona “Krishna Caitanya Mahaprabhu” wedle ich znaczenia, a jak wiadomo znaczenia imion bywają bardzo kształcące. Krishna to ciemność, mrok, demon ciemności, duch ciemności, Caitanya to świadomość, inteligencja, dusza, duch. I wychodzi nam razem, że Krishna Caitanya to dokładnie “Świadomość Ciemności”, “Duch Mrocznej Duszy”, “Inteligencja Mroku”, “Dusza Mroku”. Same fajne rzeczy mamy w jednym imieniu rzekomego reformatora Wisznuizmu z początku XVI wieku, zatem wiemy już dlaczego jego Guru ganił go i potępiał. Nawet wielkiemu Mistrzowi czasem trafi się jakiś Dark Vader, który ciągle trwa, a od lat 60-tych XX wieku opanowuje mroczne krainy Zachodu.
Prabhu to “pełen mocy”, “potężny” lub “wzrastający”, “pan”, “mistrz”, co razem jako Krishna Caitanya Mahaprabhu daje nam “Wielce potężny i wzrastający w mocy inteligentny duch ciemności”, a nawet “Wielki Mistrz Ducha Ciemności”. Jeśli usłyszymy głosy krytyczne od autentycznych indyjskich Guru, a nawet od uczonych ludzi na Zachodzie, pod adresem ruchu harekrysznitów czy tam prabhupadystów od Gaudiya Vaishnava, przestańmy się dziwić. Jedno jest pewne: warto uczyć się Sanskrytu! Nieuctwo zawsze do ciemnoty prowadzi.
Lepiej czcić pokornie bóstwo Vishnu, jak najbardziej wedyjskie z pomocą prostej mantry imienia o znaczeniu przenikliwości. Wszak czczenie Wisznu ratuje od piekła, a ciemność (krishna) tam raczej prowadzi. Bóstwa Wisznu ani jego pięciu niebiańskich braci jakoś nie propagują zbytnio czciciele prabhupadowej ciemności i mroku oraz umysłowej ściemy.
Wedle Rigwedy, Bhakta to zwolennik, wielbiciel Prawdy (Satya), człowiek honoru, osoba zaufania społecznego postępująca godnie, uczciwie, przestrzegająca praw dharmy zawartych w Rigwedzie, osoba wielbiąca dewów (suras, devas) czyli wedyjskich bogów i boginie (devi). Wedle reguł wedyjskich osób z ruchów harekrysznaickich jakie spotykamy na Zachodzie nie można nazwać bhaktami. Ale powiedzmy tak: nie są bhaktami w sensie wynikającym z nauk wedyjskich. Wedle własnego mniemania każdy jest ponoć tym za co się uważa, chociaż te przekonania często się rozmijają z rzeczywistością, a bywa, że są karykaturą pierwowzoru.
Om Śri Vishnave Namah! (1008x)
Vishnu Deva – wedyjskie bóstwo przenikliwości, jeden z synów Rudra i Prishni…
Ćpanie Vrinda-Fałszu
Reakcje Mayavadi z forum.vrinda.net na ten artykuł
P.S. Nie byłoby artykułu prostującego błędy i fałszerstwa nauk z Indii bez reakcji osób, które owe błędy i fałszerstwa szerzą oraz bezmyślnie wyznają, chociaż sprostowania nie czytali a i często czytać nie chcą w swej upiorności. Fałszywa wiedza, błędy i przekręty w tłumaczeniach to jest właśnie Mayavadi spolszczone na Majawadi przez pewną widać kaktusiarską czy może nawet sekciarską organizację internetowych pseudo wisznuitów w Polsce znaną jako forum.vrinda.net acz nie ma się co dziwić oszukanym dzieciakom uwikłanym w pomylenie umysłowe wynikłe z kłamstw translacyjnych, jeśli osoby wypisujące brednie na forum owego portalu same przyznają się do tego, że SANSKRYTU nie znają. Prawdziwi Mayavadi czy tam Majawadini są zatem w osobach piszących na ‘forum.vrinda.net’ swoje pomyje wynikłe z kompletnej niemożności przeczytania i przetłumaczenia tekstu oryginalnego ze zrozumieniem.
Filozofia takich biednych, zmanipulowanych kłamstwem (mayavadi) vrinda.net’ystów pochodzi ze złych, pokręconych, kompletnie zafałszowanych tłumaczeń, i chociażby nawet szczerze chcieli poznać Boga Vishnu i Wisznuizm, nie mają na to szans, gdyż zostali uformowani wedle fałszu, a i chęci do poprawienia swoich błędów czy poważnej nauki Sanskrytu owa grupka netowa nie ma. Tacy mayavadi z forum ‘vrinda.net’ za to mają wiele do powiedzenia na temat Himavanti Tirtha, chociaż kompletnie nie wiedzą co to jest, a także na temat jednego z polskich liderów, akurat znawcy Sanskrytu. I mają też na usługach pseudo swami’ego, który nałogowo niczym narkoman zajmuje się tropieniem rzekomych sekt wśród wisznuitów i innych grup hinduistycznych, tyle, że ów pseudo swamin zapomniał napisać, że sam jest liderem sekty uprawiającej szerzenie kłamstw wynikłych z błędów w tłumaczeniach. Dodajmy “głupich i gołym okiem widocznych okropnych błędów” w przekładach tekstów u tych pseudo wisznuitów. Ale trzeba się Sanskrytu nauczyć, żeby móc się wypowiedzieć. I tak to powstaje vrinda.net mała sekta czy tam sekcina osób pomylonych ideologicznie i uprzedzonych do wszystkich, którzy mogliby ich naprowadzić na rzeczywiste znaczenie rzekomo przez nich wyznawanych tekstów.
Owa grupka netowa na forum.vrinda.net to jest najbardziej chorobliwa wersja New Age rodem z amerykańskiego prabhupadyzmu harekrysznickiego. Niestety wiele osób daje posłuch takim grupkom i ich pseudo swamim, zamiast wziąść się do solidnej nauki, zajrzeć do słowników i podręczników Sanskrytu. Ich sługa Kryszna Kirtan Das ma rację w przysłowiu które cytuje: “Gdy mędrzec pokazuje księżyc, idiota widzi palec”, jednak widać, że otumanieni czy odurzeni fałszywymi i zakłamanymi translacjami bezmyślni wyznawcy vrinda.net nie chcą widzieć ani księżyca ani palca, co chyba jest samym dnem głupoty czy ciemnoty, nie tylko stanem istnienia idioty. Mayavadi to wszak ci, co tak utknęli w iluzjach, że nie chcą ani czytać ani słyszeć o błędach jakich się wyuczyli. Mayavadi nie chcą poprawić swoich błędów, chociaż mają w tym artykule kilka typowych błędów dokładnie omówionych. Mayavadi woli słuchać fałszu z błędnego źródła, a prawdy nie chce słuchać ani o prawdzie nie chce słyszeć. A w tym artykule jest prawda łatwa do sprawdzenia, bo jest to prawda wymagająca jedynie znajomości języka w jakim napisano oryginalne teksty zafałszowane przez Prabhupada i jego nawiedzone otoczenie.
Wychodzi na to, że grupka skupiona wokół vrinda.net to prawdziwe ‘kaktusy‘ indyjskiej duchowości, które za wszelką cenę będą promować swój zakłamany towar. A krysznaici pokroju forumowicza Bolito, co za pokazywanie im rażących błędów chcą adwersarzom ‘klepać michę‘ to prawdziwi pacyfiści krysznaiccy, tacy sami jak ci z Młodzieży Wszechpolskiej czy Frondy, od ‘klepania michy’ adwersarzom i głoszenia ahinsy z pacyfizmem. Tyle jest warta ta zakłamana ideologia co pomysły jej wyznawców zwalczających agresywnie zapewne mądrzejszą wisznuicką konkurencję. I jeszcze przypomnijmy tym kaktusom i chwastom w łonie wisznuizmu, że artykuł nasz nie zawiera zasadniczo krytyki krysznaizmu z punktu widzenia śiwaizmu, gdyż byłby zbyt obszerny, a poza tym, wspomniane rażące błędy w przekładach nie mają nic wspólnego z prawdziwym indyjskim wisznuizmem, zatem nie ma nawet jak z punktu śiwaizmu dyskutować o różnicach w duchowych konceptach. Gdyby dyskutanci z forum.vrinda.net czytali ten artykuł, zauważyliby, że ich błędy omawiane są z punktu podstawowych ogólnoindyjskich nauk wedyjskich, na podstawie Wedy, a nie śiwaizmu, chociaż jest dygresja do tekstu Śri Adiśankara. Tego jednak nie chcą słyszeć odurzone swoją chorą bo zafałszowaną ideologią osobniczki pokroju forumowiczki ‘Braja Sundari‘ czy ‘Mat‘, bo oni wolą ćpać fałsz z zakłamanych ust i tekstów. Odurzeni fałszem ciemnej strony Mocy (Śakti) tak mają i dlatego nie są wisznuitami ale mayavadi‘nami z każdego punktu widzenia, tak wisznuickiego jak i śiwaickiego czy wedyjskiego, jak i z punktu zwyczajnej trzeźwości i przytomności umysłu. Do własnych błędów ortograficznych i nieuctwa w sanskrycie nie potrzeba dodatkowej ideologii uwzniaślającej. Wystarczy hare czy chore błędy poprawić.
Dodaj komentarz