Maharyszi Dayananda Saraswati (1824-1883)

Wprowadzenie i pochodzenie

Działo się to około 150 lat temu. Region Saurashtra obecnego Stanu Gudżarat składał się z wielu małych stanów. Wśród nich był Morvi. Tankara było miastem znajdującym się w tym stanie. Mieszkał tam bogaty Bramin, Karshanji Lalji Tiwari; był on także tahsildarem Tankary. Władca Morvi podarował mu niewielki oddział konnicy, zarówno dla ochrony jak i na znak honoru. Karshanji był dobrym i sprawiedliwym człowiekiem. Był szczodry w swym postępowaniu. Wierzył w religijne i duchowe praktyki, które pochodziły z niepamiętnych czasów wedyjskich. Jego żona, Amritabai była piękną i szlachetną kobietą. Była ona jak matka dla wszystkich mieszkańców wsi. W 1824 roku parze urodził się syn. Nazwali go Moolashankar. Zgodnie z miejscowym zwyczajem został także nazwany Dayaram. To dziecko stało się sławne jako Maharyszi Dayananada.

Moolashankar rozpoczął edukację gdy osiągnął wiek pięciu lat. Gdy miał osiem lat, wykonana została jego Upanadźana Samskara (przepasanie świętą nicią). Chłopiec z pobożnością wykonywał rytuały religijne takie jak 'Sandhjawandana’. Miał on bardzo dobrą pamięć. W wieku czternastu lat z zapałem nauczył się Jadźurwedy, pism świętych czyli Wed i Upaniszad.

Karshanji chciał, aby jego syn podążał jego śladami i został wielbicielem Śiwa. Dlatego, co jakiś czas, opisywał wspaniałość Śiwa. Doradzał chłopcu, aby w czasie świąt najpierw wielbił Boga Śiwa, a dopiero później coś jadł. Moolashankar miał wujka, którego bardzo kochał. Jego sam wujek był prostym człowiekiem o dużej wiedzy o religijnym nastawieniu. Głęboko wpłynął na chłopca. Moolashankar miał bystry intelekt i nadzwyczajną pamięć, co skłoniło jego wujka do myślenia, że jego bratanek pewnego dnia stanie się wielkim człowiekiem.

Nie Dla mnie to Życie

Było Śiwaratri. Wszyscy wielbiciele zgromadzili się w świątyni, aby czuwać całą noc i wielbić Boga Śiwa. Chłopiec Moola także poszedł ze swym ojcem. Przed północą, jeden po drugim wielbiciele zasnęli. Ale Moola był zdeterminowany by nie złamać zasady wielbienia Śiwaratri, siedział więc wpatrując się w Śiwalińga. Była północ. Koło Śiwalinga paliła się przyćmiona święta lampka. Właśnie wtedy znikąd pojawiły się myszy. Zjadły one przygotowane dania, które były umieszczone przed Śiwalingą jako ofiara i bez strachu tańczyły na Śiwalinga.

Moola wpatrywał się w zdumieniu. Koło przemyśleń zaczęło się toczyć. Co to jest? Ojciec mówił mu, że Śiwa jest Wszechmocny i jest samym Źródłem Mocy; jak to mogło się dziać, że Śiwalinga była nieruchoma podczas gdy myszy po niej dreptały? Umysł chłopca był skołowany. Nie wiedząc co robić delikatnie dotknął i obudził swojego ojca i powiedział: „Ojcze, czy to jest ten wielki Bóg, o którym mi mówiłeś? Czy ta linga jest jakąś inną substancją?”

Jego ojciec poirytowany zawołał: „Co? Mówisz jak ateista, utracisz swą moc mowy. Bez wątpienia ta Śiwalinga jest wspaniałym Śiwa.” Chłopiec znów delikatnie powiedział: „Bez wątpienia tak nie jest, ojcze. Śiwa o którym mówisz, jest samą Mocą Życiową. Ale ta Śiwalinga jest nieruchomą materią.” Ta odpowiedź wzmogła gniew ojca. Jednak to co powiedział jego syn było logiczne. Konwersacja toczyła się dalej.

Ojciec: Synu, to co mówisz jest prawdą. To jest posąg, a nie Śiwa.

Moolashankar: Więc dlaczego mamy wielbić ten posąg zamiast Śiwa?

Ojciec: Mój synu, w tej epoce ludzkiej historii, w Kalijudze, Bóg Śiwa nie może być ujrzany przez ludzi w Swej prawdziwej formie. Więc jeśli wielbimy Go z wiarą, że Śiwa przebywa w posągu, wtedy On z radością udzieli nam Mokszę (zbawienie).

Moolashankar: W takim przypadku możemy tylko założyć, że Go wielbiliśmy. Po co wielbić posąg?

Karshanji nie znalazł odpowiedzi na to pytanie. Ale umysł chłopca był skonsternowany.

Pewnego razu cholera wybuchła w Tankara. Czternastoletnia siostra Moola padła ofiarą cholery. Rodzicie, bracia i krewni płakali w wielkiej żałobie. Ale sam Moolashankar nie płakał. Usiadł tylko przy martwym ciele swej siostry i się w nie wpatrywał. Jednak ta niespodziewana śmierć sprawiła, że zaczął rozmyślać. Wielu odwiedzających powiedziało: „Cóż to za pozbawiony serca gość!”

Z biegiem czasu wszyscy z nich zapomnieli o śmierci dziewczynki. Ale Moola, określony przez wszystkich jako pozbawiony serca, nie mógł o tym zapomnieć. Śmierć pozostała dla niego zagadką. Trzy lata po tym zdarzeniu ukochany wujek Moolashankara umarł na cholerę. Był to straszny cios dla Moolashankara. Było to tak, jakby stracił w życiu wszystko. Tym razem Moola gorzko płakał. Jego płacz roztopiłby kamień. Śmierć jego siostry sprawiła, że odsunął się od światowego życia. Awersja stała się silniejsza po śmierci wujka. Pragnienie by nie zostać ofiarą światowych przyjemności, lecz by osiągnąć to, co trwałe zakorzeniło się głęboko w jego umyśle.

Opuszczając Dom

W Moolashankarze wzrosło pragnienie, aby porzucić rodzinę. Czym jest życie? Czym jest śmierć? Chciał znaleźć odpowiedzi na te pytania u doskonałego mędrca. Obierając taki cel Moolashankar zdecydował się porzucić dom w poszukiwaniu dobrego guru (nauczyciela). Jego rodzice zauważyli jego rosnące nieprzywiązanie i obawiali się, że może uciec z domu, aby zostać mnichem. Zdecydowali, że powinien się szybko ożenić. Wybrano nawet pannę młodą. Przygotowania do małżeństwa rzetelnie rozpoczęto. Moolashankar nie okazywał żadnego sprzeciwu. To dało jego rodzicom wrażenie, że ich syn chciał się ożenić i byli szczęśliwi. Ale umysł Moolashankara był umocniony w postanowieniu wyrzeczenia życia rodzinnego.

Pewnego dnia gdy już zmierzchało, Moolashankar wyszedł ze swego pokoju. Stanął przez chwilę na dziedzińcu i patrzył na swój pełen dostatku dom. Z miejsca w którym stał pokłonił się w swym umyśle po raz ostatni rodzicom i innym starszym krewnym. Jego serce zrobiło się ciężkie. Oczy były pełne łez. „Nigdy więcej nie postawię stopy w tym domu” – powiedział do siebie i odszedł.

W tym czasie Moolashankar miał dopiero dwadzieścia jeden lat. Wszystkie wysiłki Karshanji by sprowadzić syna z powrotem do domu nie przyniosły rezultatu.

Wędrując W Poszukiwaniu Guru

Po porzuceniu domu Moolashankar podróżował w poszukiwaniu Guru do miejsc takich jak Ahmedabad, Baroda, Hardwar, Kanpur i Kashi. Wędrował wśród gór i lasów, lecz nigdzie nie mógł znaleźć odpowiedniego guru. Człowiek, który nie odnalazł jeszcze Guru od którego przyjmuje instrukcje i pouczenia w zakresie duchowego rozwoju, nie jest w stanie rozwikłać zagadek życia i śmierci, ani skutecznie podążać ścieżką duchową ku boskiemu Światłu ani ku Oświeceniu.

W tym punkcie Moolashankar zetknął się ze Swami Poornananda, wnikliwym uczonym i sannjasinem. Swamidźi inicjował go do świętego zakonu. Moolashankar stał się Swami Dayananda Saraswati. W czasie, gdy Dayananda wędrował od miejsca do miejsca w poszukiwaniu joginów na wyżynach rejonów himalajskich, jego życie było w nieustannym niebezpieczeństwie. Musiał wędrować dzień i noc po lasach, gdzie błąkały się dzikie zwierzęta. I pośrodku jego wędrówek jego oddanie celowi było także testowane.

W czasie pobytu w Okhi Mutt, Mahant, który był władcą tego mutt był pod wrażeniem jego blasku i powiedział: „Zostań tutaj jako przyszły mistrz tego mutt. Wszystkie bogactwa tego mutt będą twoje.” Ale Dayananda, który odrzucił wszelkie pragnienia, bardzo uprzejmie odmówił propozycji i powiedział: „Panie, jeśli pragnąłbym bogactw, nigdy nie opuściłby bogatego domu mego ojca. To czego pragnę nie jest ziemskim bogactwem, ale skarbem duchowej wiedzy.” Mówiąc tak odszedł z tego miejsca.

Pomimo tego, że Dayananda wędrował przez dziesięć lat, nie mógł odnaleźć odpowiedniego guru. To wypełniło go desperacją. Wspiął się na szczyt góry aby się zabić. Gdy miał skakać w dół, część jego umysłu powiedziała: „Czy opuściłeś swój dom aby umrzeć jak tchórz? Odszedłeś, aby pokonać śmierć i zyskać oświecenie. To dodało Dayanandzie świeżych sił. Zszedł z góry z umysłem mocno zdecydowanym by odnaleźć uzdolnionego guru.

Wtedy dowiedział się, że doskonali Jogini żyją w gęstym lesie blisko źródła rzeki Narmada. Dayananda wędrował setki mil na południe, nie zważając na odległość. Gdy zbliżał się do rzeki Narmada, Dayananda miał w ogrodzie darśan mnicha o imieniu Poornashrama Swami. Z radością wysłuchał on opowieści o wędrówkach Dayanandy. Po wysłuchaniu opowiadania powiedział: „Dayanandaji, jest tylko jeden człowiek na tej ziemi, który może spełnić twoje pragnienie i tym człowiekiem jest Virajananda Dandeesha. Mieszka on w Mathura.” Był to promyk nadziei dla Dayananda. Niezwłocznie udał się do Mathury. Doszedł tam 14 listopada 1860 roku.

Spotkanie Mistrza i Ucznia

Dayananda, błyskotliwy sannjasin w wieku 36 lat, zapukał do drzwi szkoły Swami Virajananda, która znajdowała się po drodze do Vishrant Ghat w Mathura. Poważny głos przemówił do niego ze środka.

Virajananda: Jak masz na imię?

Dayananda: Gurudewa, ja, twój sługa, nazywam się Dayananda Saraswathi.

Virajananda: Czego chcesz?

Dayananda: Przyszedłem szukając cię, aby błagać o duchowe oświecenie.

Virajananda: Czy znasz gramatykę.

Dayananda: Studiowałem 'Kaumudi’ i 'Saraswatha’ (dwa sławne teksty gramatyki sanskryckiej).

Virajananda: Co? Kaumudi, Saraswatha? Odejdź stąd. To bezużyteczne książki! Wrzuć je do rzeki Jamuna i wróć. Dopiero wtedy otworzę drzwi.

Zgodnie z poleceniem guru Dajananda udał się do rzeki Jamuna. Podróżował setki mil niosąc te książki na swej głowie. Lecz teraz, bez żadnego do nich przywiązania, wrzucił je do rzeki i wrócił z powrotem mówiąc: „Gurudewa, wykonałem twe polecenia.” Drzwi zostały otwarte. Dayananda wszedł do środka. Przed nim siedział Virajananda na skórze jelenia ze skrzyżowanymi nogami. Chociaż był bardzo wychudzony, jego twarz świeciła niezrównanym blaskiem. Dayananda upadł do stóp tego ucieleśnienia wyrzeczenia. Virajananda dotknął jego głowy, aby z uczuciem go pobłogosławić.

Dayananda patrzył na swego guru w zdumieniu. Mistrz nie miał oczu i nie mógł przeczytać ani jednej litery. Ale był on żywą formą oświecenia i mógł wyjaśnić wszystkie wątpliwości swych uczniów, cytując fragmenty ze wszystkich świętych pism. Dayananda poczuł, że spotkanie z tym wielkim geniuszem w pełni wynagrodziło wszystkie jego piętnastoletnie trudy. Ochoczo oddał się do stóp wielkiego mistrza.

Oddanie Dayanandy dla swego Guru

Przez swe niezwykłe oddanie i poczucie służby, Dayananda szybko stał się najukochańszym uczniem. Każdego poranka, bez względu na to, czy było ciepło, zimno, czy padał deszcz, Dayananda przynosił wodę z Jamuny dla swego mistrza, aby mógł się on wykąpać i dla innych celów. Jego obowiązkiem było także zamiatanie podłogi i utrzymywanie budynku w czystości i porządku. Dayananda wykonywał swą pracę bez najmniejszych oporów. Kilka zdarzeń ukazuje jego niezwykłe oddanie dla swego mistrza.

Przy jednej okazji, gdy Virajananda nauczał, rozgniewał się na Dayanandę. Wtedy swą wychudzoną dłonią uderzył Dayanandę tak mocno, że jego ręka zaczęła boleć. Po pewnym czasie Dayananda powoli zbliżył się do swego guru i powiedział z całą pokorą: „Gurudewa, moje ciało jest twarde jak skała i takie uderzenie nie może go skrzywdzić. Jedynie twa ręka będzie boleć. Odtąd, gdy chcesz mnie ukarać, pokornie proszę, abyś używał bambusa zamiast swej ręki.”

Dayananda nie prosił na próżno. Przy innej okazji, gdy Virajananda z jakiegoś powodu był niezadowolony z Dayanandy, uderzył go kijem. Widząc to, Nayansukha, jego kolega z klasy powiedział: „Gurudewa, nie jest właściwym traktować w taki sposób tak wielkiego sannjasina. Powinien być traktowany z szacunkiem.” Gdy lekcja się skończyła, Dayananda poszedł do przyjaciela ze sprzeciwem wobec jego niegrzecznego zachowania i powiedział: „Czy myślisz, że nasz Gurudewa bije mnie z nienawiści? Tak jak garncarz rzeźbi kawał gliny przez walenie i bicie w nią, tak guru kształtuje osobowość swego ucznia przez bicie go i poprawianie. Nie powinieneś przemawiać w taki sposób”. Później, gdy Dayananda osiągnął status „maharyszi” i stał się nauczycielem ludzi, zwykł pokazywać ślady na swych ramionach zostawione przez Virajananda i mówić: „Te ślady zawsze przypominają mi o wszystkim, co zawdzięczam memu mistrzowi.”

Tryumf w Kashi

Po nauce, zgodnie z poleceniem swego mistrza, Swami Dayananda udał się w podróż, by nauczać Wiedzę Wedyjską wśród ludzi. Poszedł do miejsc takich jak Agra, Jaipur, Gwalior Meerut, Hardwar i Kanpur. Tam dyskutował o pismach świętych i znaczeniu z panditami i odniósł wielkie zwycięstwo nad nimi. Gdziekolwiek szedł, mówił ludziom: „Wielbienie posągów nie jest wymienione w Wedach. Racjonalny umysł nie może zaakceptować wielbienia idoli. Bóg jest wszędzie, nie ma kształtu ani formy.” Bez wspierania lub sprzeciwu wobec którejkolwiek z religii wskazywał wady każdej z nich. Zawzięcie krytykował szkodliwe i niegodziwe zwyczaje, które pojawiły się przez stulecia. Wyjaśniał wspaniałość religii nauczanej w Wedach i wzywał wszystkich ludzi, aby zjednoczyli się pod jej sztandarem.

Tak oto Dayananda pragnął przebudzić ludzi do ich dziedzictwa. W czasie jego podróży 22 października 1869 roku przybył do Kashi (Benares). Wziął udział w debatach z największymi uczonymi w Kashi. W spotkaniu uczestniczyło pięćdziesiąt tysięcy ludzi. O wyznaczonej godzinie, prezydent zgromadzenia, Maharaja Eshwari Prasad Narayan Singh z Kashi, zajął miejsce. Z jednej strony był samotnie Swami Dayananda; z drugiej strony siedziało dwudziestu siedmiu dystyngowanych uczonych z Kashi.

Rozpoczęła się debata nad pismami świętymi. Pytanie brzmiało, czy Wedy zezwalają na wielbienie podobizn. Uczeni musieli uznać swoją porażkę wobec argumentów Swami Dayananda. Właśnie wtedy przyszedł uczony o imieniu Madhawacharya z dwiema kartkami papieru i zadał pytanie. Dayananda podniósł kartki i zaczął czytać. Musiało upłynąć kilka minut. Niespodziewanie Maharadźa z Kashi ogłosił: „Swami Dayananda nie był w stanie odpowiedzieć na pytania zadane przez panditów.” Mówiąc to zaklaskał w dłonie. Uczeni wykrzyknęli: „Swami Dayananda nie ma odpowiedzi. Wielkie zwycięstwo panditów z Kashi! Porażka Dayanandy!” Chuligani zaczęli rzucać w Dayanandę kamienie, pantofle, krowie łajno i podobne przedmioty. Niektórzy z nich trafili Dayanandę i został ranny. Krew kapała z niektórych ran. Dayanandaji, który osiągnął stan doskonałego spokoju, przetrzymał wszystko i pozostał na miejscu jakby się nic nie stało. Ale główni pandici z Kashi, Taracharan Tarkaratna, Bala Shastri i inni powiedzieli: W istocie to co mówi Swami Dayananda jest doskonałą prawdą. Ale nie mamy moralnej odwagi aby zaprzeczyć panującym zwyczajom i tradycjom. Wybraliśmy więc opór wobec niego.” Tak publicznie szczerze wyznali.

Maharadźa z Kashi głęboko żałował zajęcia strony w debacie nad pismami. Z wielkim szacunkiem zaprosił Swami Dayanandę do swego pałacu i błagał go o wybaczenie za swe niewłaściwe zachowanie. Tak więc z naukowego i moralnego punktu widzenia to Swami Dayananda odniósł w istocie wielkie zwycięstwo w debatach nad właściwym wyjaśnieniem tekstów świętych pism. Gorącym pragnieniem Swami Dayananda było zjednoczenie wszystkich ludzi pod sztandarem jednej religii. I zawsze ciężko pracował dla tego celu.

Pionier Sprawy Jednego Narodowego Języka

Swami Dayananda był przekonany, że wspólny język jest dobrym środkiem jednoczenia społeczeństwa. Dlatego był zdania, że język Hindi powinien uzyskać status języka narodowego. Swami Dayananda urodził się w stanie Gujarat i doskonale władał językiem Gujarati. Jednak pomimo tego nawet w stanie Gujarat wygłaszał przemówienia w Hindi zamiast w Gujarati. Wszystkie swoje książki napisał w Hindi.

Patriota

Pomimo tego, że Maharyszi Dayananda pragnął dobra całej ludzkości, miał on wielką miłość do swej ziemi matczynej, Indii. Pewnego razu angielski oficer był pod wielkim wrażeniem przemowy Dayanandy i powiedział do niego: „Swamidźi, proszę, pojedź do Anglii i nauczaj drogi dharmy (prawości). Poniosę wszelkie koszty.” Na to Swamidźi odparł: „Przez parę lat życia, które mi zostały postaram się rozpowszechnić wiedzę Wed pośród moich rodaków. Gdy lampa mądrości zapali się tutaj, jej światło musi się także rozprzestrzenić na zachód.” Nie przywiązywał wagi do sławy jaką mógł uzyskać za granicą. Wybrał pozostanie w swym własnym kraju i dążenie do udoskonalenia losu swych rodaków. Pokazuje to jego bezgraniczną miłość do własnego kraju.

Kiedyś, zwracając się do dużego zgromadzenia ludzi, Dayananda zagrzmiał: „Wasi przodkowie nie byli nieucywilizowanymi ludźmi żyjącymi w lesie. Byli oni wielkimi ludźmi, którzy oświecili ten świat. Wasza historia nie jest zlepkiem przegranych. To pean zwycięzców świata. Wasze Pisma Wedyjskie nie są pieśniami pasterzy. Są one nieśmiertelnymi prawdami, które kształtowały takie potężne dusze jak Śri Rama i Śri Kryszna. Przebudźcie się! Powstańcie! Bądźcie dumni z waszej chwalebnej historii. Inspirujcie się nią, aby kształtować teraźniejszość. Wstyd nowoczesnej edukacji, która wypełnia was pogardą dla waszych przodków!”

Posłaniec Zbrojnej Rewolucji

Patriotyzm Swami Dayanandy nie był jedynie czczą gadaniną, gdyż był on także człowiekiem bohaterskich czynów. Wojna o Niepodległość w 1857 roku była porażką. Narodowy Kongres Indyjski narodził się w 1885 roku. Swami Dayananda był jednym z bohaterów, którzy po porażce z 1857 roku utrzymywali w sercach Hindusów żywą miłość dla wolności aż do powstania Kongresu. W tym celu podróżował on po Indiach. Próbował zjednoczyć książęta z różnych stanów i dlatego założył wiele oddziałów Arja Samadź w miejscach takich jak Jodhpur, Udaipur i Shahpur i wiele książąt zostało jego uczniami. Swami Dayananda był w pełni przekonany, że tylko zbrojna rewolucja może przepędzić Brytyjczyków z Indii. Dlatego wysłał znanego rewolucjonistę Shyamji Krishna Varma do Francji, aby mógł on otrzymać inspirację i trening dla swej misji.

Arja Samadź i gurukule (siedziby guru, gdzie przebywali uczniowie i otrzymywali nauki) kształciły patriotów i dawały im trening i inspirację do zbrojnego powstania. Swami Shraddhananda, Bhai Paramananda, Lala Lajapat Ray i Lala Hardayal byli Arja Samadźistami, którzy otwarcie walczyli o to, by wypędzić Brytyjczyków z Indii. Sławni młodzi rewolucjoniści tacy jak Gendalal Dixit, Roshanial i Ramprasad Bismil byli dumni mogąc się nazywać członkami Arja Samadź. Od samego początku Brytyjczycy byli podejrzliwi w stosunku do Swami Dayanandy. Dlatego wszędzie podążała za Swamidźim ekipa szpiegów. Odkryto, że Brytyjczycy przyłożyli rękę do otrucia Swamidźi w Jodhpur.

Człowiek Ze Stali

Swami Dayananda miał cudowną budowę ciała. Gdy był w Kasaganj zdarzył się incydent, który ukazał jego wyjątkową siłę. Zdarzyło się tak, że dwa silne byki walczyły na ulicy. Setki ludzi oglądało walkę z dystansu, drżąc ze strachu. Walka ciągnęła się przez długi czas, ale nie było widać oznak końca. Swami Dayananda przepchał się przez tłum i podszedł do byków. Ludzie oglądali go ze zgrozą i krzyczeli: „Swamidźi, jeśli podejdziesz do nich, to nie wyjdziesz z tego żywy. Wracaj!” Ale Swamidźi nie zwracał na nich uwagi. Podszedł do byków. Niespodziewanie chwycił oba wielkie byki za rogi i odepchnął je od siebie z ogromną siłą. Bez oglądania się za siebie byki rozeszły się w dwie różne strony. Ludzi byli zdumieni widząc nadludzką siłę wytrwałego sannjasina. To przez nadludzką fizyczną moc Dayananda mógł żyć przez miesiąc nawet po wypiciu śmiertelnej trucizny.

Reformator Społeczny

Chociaż był sannjasinem, Dayananda miał czułe i współczujące serce, które topiło się na widok cierpień ubogich. „Kochać stworzenie Boga znaczy kochać Samego Boga” – tak nauczał ludzi.

By przebudzić ludzi z letargu, Swamidźi podróżował po całych Indiach. Dokądkolwiek się udał, stanowczo potępiał system kastowy, kult bożków, małżeństwa dzieci i inne szkodliwe zwyczaje i tradycje. Nauczał, że kobiety powinny posiadać równe mężczyznom prawa i kładł nacisk na czyste postępowanie w życiu. To tworzyło poruszenie wśród ludzi. Przez stulecia, wraz z upływem czasu, niektóre niegodziwe zwyczaje zakradły się do Hinduizmu. Te zwyczaje zajmowały główne miejsce i dlatego prawdziwa moc i wspaniałość Hinduizmu były przyćmione. Wraz z naukami Swami Dayanandy prawdziwy Hinduizm wysunął się naprzód jaśniejąc. Tysiące młodych ludzi, którzy byli pod wpływem Zachodniej Kultury i chcieli przyjąć Chrześcijaństwo odwróciło się od tego i zostało wiernymi wyznawcami religii wedyjskiej. Niektórzy byli Hinduiści, którzy zmienili religię, zapragnęli z powrotem wrócić do Hinduizmu. Ale Hinduiści nie chcieli na to pozwolić. Swami Dajananda przyjął nawróconych Chrześcijan i Muzułmanów do Hinduistycznej owczarni wykonując dla nich rytuały oczyszczenia. Można więc też powiedzieć, że Dayananda wprowadził rewolucję w życiu społecznym Hindusów.

Kładł szczególny nacisk na równość kobiet. Zwykł mówić, że Indie popadły w taki nieszczęsny stan dokładnie dlatego, że kobietom nie dano wykształcenia ale były trzymane w ignorancji. Tak długo jak kobiety były więźniami idiotycznych zwyczajów takich jak purdah (zasłona), postęp znajdował się poza zasięgiem, jak odbicie garści klejnotów w lustrze. Kobiety powinny odrzucić swe purdah. Sita i Sawitri są zapamiętane nie z powodu tego, że były zasłonięte purdah, ale z powodu swej czystości i cnoty. Tak chodził nauczając.

Dayananda był zagorzale przeciwny nietykalności. „Nietykalność jest strasznym przekleństwem naszego społeczeństwa. Każda żywa istota ma duszę, która zasługuje na sympatię; w każdym człowieku jest dusza warta szacunku. Nikt, kto nie rozumie tej podstawowej zasady, nie może zrozumieć prawdziwego znaczenia religii wedyjskiej.” Tak właśnie nauczał.

Dayananda był całkowicie przekonany, że naród nie może prosperować, dopóki nie rozprzestrzeni się edukacja. Ale nasz system szkolny nie powinien być kropka w kropkę kopią zachodniego typu edukacji. Powinno być prawo zmuszające rodziców do wysyłania każdego chłopca lub dziewczynki w wieku ośmiu lat do szkoły. Każdy chłopiec i każda dziewczynka powinni być wysyłani do Gurukul, gdzie mogą przebywać ze swymi guru. Powinny być osobne Gurukule dla chłopców i dziewczynek. Syn króla i syn rolnika w Gurukuli powinni być równi. Powinni na równi pracować. Gurukula powinna znajdować się z dala od miasta i powinna korzystać ze spokoju i ciszy. Uczniowie powinni być nauczani naszej kultury i naszych wspaniałych ksiąg jak Wedy. Równolegle powinny być także nauczane inne nauki, które są istotne w dzisiejszym życiu, takie jak matematyka, geologia, astronomia i inne. Swami Dayananda założył gurukule w różnych miejscach, aby spełnić te cele. Wśród nich Kangadi jest sławna nawet do dziś

Założyciel Arja Samadź

Dayanana pragnął, aby jego praca nad reformą społeczną trwała nawet po jego śmierci. 10 kwietnia 1875 roku w Bombaju założył instytucję zwaną ‘Arya Samaj’ (Arja Samadź). Stopniowo urosła ona w wielką instytucję i rozpowszechniła się nawet poza granicami Indii. Miliony Hindusów było inspirowanych przez Arja Samadź. Arja Samadź przyniosła bezgraniczną i niezrównaną służbę społeczeństwu poprzez jej religijne centra, jej gurukule, szkoły i uczelnie wyższe, instytucje edukacyjne dla kobiet, sierot i schroniska dla wdów.

’Satyartha Prakash’ Wielka Praca

Kolejnym bardzo ważnym wkładem Swami Dayananda jest jego praca ‘Satyartha Prakash’ (Światło Prawdy). Zawiera ona czternaście rozdziałów. Jest to wspaniała książka. Wyjaśnia ona prawdziwe znaczenie Wed i dlatego jest 'Satyartha Prakash’. Jest także w całości oparta na Wedach.

Wszystkie nauki Swami Dayananda są jasno wyjaśnione w tej pracy. Pokazał on, że jego nauki mają wsparcie w Wedach. Jasno wskazał szkodliwe zwyczaje i praktyki nie tylko Hinduistów, ale i wyznawców innych religii. Dał bohaterskie wezwanie dla ludzi Indii, aby otrząsnęli się ze swego niewolnictwa. Oznajmił, że dla żadnej religii nie jest wystarczającym nauczać człowieka tylko tego jak osiągnąć zbawienie po śmierci; musi ona także wskazywać człowiekowi jak użytecznie żyć na tym świecie. Wedyjska religia wskazała każdemu człowiekowi właściwą ścieżkę, umieszczając przed nim czteroraki ideał prawości, dobrobytu, radości i zbawienia.

W tamtych czasach w znajomości Wed ludzie byli ignorantami. Swami Dayananda dążył mocno do rozproszenia tej ignorancji wśród mas. Jego nauką było to: człowieka głównym celem jest zbawienie, ale jeśli nie żyjemy wartościowo na ziemi, nie możemy osiągnąć zbawienia. Tą naukę wspierał fragmentami z Wed. Nawoływał też ludzi do zwrócenia się ku Wedom.

Sannjasin który nie znał Strachu

Dayananda był nieustraszonym sannjasinem. W cokolwiek wierzył, że jest prawdą, mówił bez strachu. Pewnego razu ksiądz o imieniu Shulbred straszył go mówiąc: „Jeśli krytykujesz Chrześcijaństwo, to będziesz musiał iść do więzienia.” Dayananda opowiedział natychmiast: „Mój przyjacielu, czy Jezus Chrystus nie został ukrzyżowany za mówienie prawdy? Ale ja, kiedy mówię prawdę, nie boję się nikogo.”

Dayananda wskazywał błędy w innych religiach tak samo, jak wskazywał błędy w Hinduizmie. Ze względu na to musiał wielokrotnie wywołać gniew w wyznawcach innych religii. W czasie udzielania wykładu w czasie zgromadzenia w Jodhpur, krewny Diwana [ministra stanu] położył dłoń na mieczu i powiedział:

„Bądź ostrożny, nie krytykuj naszej religii.” Diwan powiedział nawet: „Zostaniesz pocięty na kawałki”.

Swami Dayananda powiedział: „Wskażę błędy kiedykolwiek je znajdę. Nie jestem królikiem wystraszonym przez wycie szakali takich jak wy” i wymienił błędy także w ich religii.

Miłosierdzie wobec Człowieka który Go otruł

Mistrz Dayananda twierdził, że Bóg nie ma kształtu i dlatego bożki nie powinny być wielbione, a prawdziwe bóstwa w niebiosach. Nie było to akceptowane przez większość Hinduistów, ale nikt nie mógł odeprzeć jego argumentów. Niektórzy więc zaczęli potajemnie planować jego zabójstwo, chcieli zamordować Swami Dayanandę, chociaż wiedzą, że zamordowanie Swamina to bardzo zły karman. Tysiące nawróconych Hindusów zostało z powrotem sprowadzone na łono Hinduizmu przez rytuały oczyszczające prowadzone przez Dayanandę Saraswati. To sprawiło, że wyznawcy innych religii byli wściekli. Tak więc Dayananda był zagrożony zarówno przez wyznawców swej własnej religii jak i wyznawców innych religii, w tym chrześcijan i kolonistów czyli brytyjskich okupantów. I musiał iść po tej ścieżce pełnej niebezpieczeństw.

Anupashahar, pewien Hindus, oszukał Swamidźi i podał mu pan-supari (liść i orzechy betel) zawierające truciznę. Po tym Dayananda zrozumiał, że został otruty. Poszedł nad rzekę i z pomocą Jogi usunął truciznę z ciała wymiotując całe jedzenie, które połknął i tak się ocalił. Nawet wtedy nie wypowiedział jednego słowa do człowieka, który go otruł, ale poczuł smutek, że Hinduiści nie mogą zrozumieć swego prawdziwego przyjaciela. Syed Saheb był tahsildarem miejsca i wielbicielem Dayanandy, dowiedział się co się stało i aresztował truciciela. Gdy Swami Dayananda o tym usłyszał, wpadł w gniew i powiedział: „Panie, przyszedłem tu aby uwalniać ludzi z niewoli, a nie do niewoli ich wsadzać.” Słysząc to Syed Saheb był poruszony do łez. Poczuł, że Swamidźi Dayananda był pod każdym względem godzien swego imienia „Dayananda” (ten który rozkoszuje się miłosierdziem).

W końcu zabójcy byli górą. Pewnego razu Swami Dayananda udał się do Jodhpur. Maharadźa Jaswant Singh, książę stanu był człowiekiem o złym charakterze. Był zakochany w dziewczynie o imieniu Nanhi Jan. Wiele razy Maharadźa okrył się hańbą z powodu swego postępowania. Dayananda powiedział mu jasno, że jego działanie było moralnie niewłaściwe i haniebne. Tak więc Nanhi Jan zaczęła zagorzale nienawidzić Swamidźi.

Była noc 20 września 1883 roku. Jak zwykle Swamidźi Dayananda wypił trochę mleka i poszedł do łóżka. Około północy poczuł potężny ból w żołądku. Gdy się obudził, zrozumiał, że trucizna dostała się do żołądka. Natychmiast zwymiotował kilka razy, ale nie przyniosło to efektu. Trucizna dostała się już do krwi i rozprzestrzeniała po ciele. Spowodowała palące odczucia w żołądku i klatce piersiowej. Następnego dnia wezwano doktora Alimardan Khan, ale jego lekarstwa tylko pogarszały stan Dayanandy. Jego ciało było przepełnione bólem, a krew wyciekała. Ta piekielna tortura trwała przez wiele dni powolnego konania zadanego przez podstępnych szkodników i trucicieli. Maharadźa także był bardzo smutny, ale nie mógł nic uczynić. Zaaranżował jednak odesłanie Swami Dayananda do innego miejsca na leczenie, i on sam przez krótki odcinek drogi niósł palankin.

Pewnego dnia, gdy nikogo nie było w pobliżu, Swami Dayananda wezwał swego kucharza Dhaul Mishra. Widząc cieknącą krew z ciała Dayanandy, kucharz nie mógł kontrolować swego żalu. Powiedział: „Posłuchałem zdrajców i zmieszałem sproszkowane szkło z twym mlekiem. Mój Boże, popełniłem ohydny czyn! Proszę, przebacz mi.” Mówiąc tak, załamał się. Dayananda pocieszył go słowami: „To było moje przeznaczenie. Jak można winić ciebie?” Umieścił wtedy dwieście rupii w jego dłoniach i powiedział: „Jeśli Maharadźa dowie się o tym, będziesz w kłopotach. Udaj się więc do odległego Nepalu i ukryj. Niech te pieniądze pomogą ci w podróży.” Mówiąc to odesłał kucharza w bezpieczne miejsce. Następnie Swami Dayananda został przeniesiony do Mount Abu na dalsze leczenie, a stamtąd do Ajmir. Ale żaden wysiłek nie mógł go ocalić.

W dniu 30 października 1883 roku był dzień Deepavali. Ogolił się i wziął kąpiel i położył na swoim łóżku w białej przepasce na biodrach. Następnie wezwał swych uczniów do swego boku i obdarzył ich ostatnim spojrzeniem z życzliwym uśmiechem. Następnie ostatnim wysiłkiem wyrecytował wedyjską Maha Mantrę Gayatri i zamknął swe oczy w Samadhi. Była szósta godzina wieczorem. Z jego ust wyszło słowo ‘Om’; i wtedy jego oddech się ostatecznie zatrzymał. Mordecy bramińskiego Guru zwyciężyli staczając się na dno piekieł, gdyż karman takich czynów jest bardzo surową odpłatą.

Dayananda był wielkim filozofem, potężnym logikiem, wspaniałym mówcą, człowiekiem bardzo oczytanym, społecznym reformatorem, patriotą, filantropem i mędrcem, prekursorem zbrojnej rewolucji; był ucieleśnieniem czystego i szlachetnego postępowania. Nauczał ludzi samodzielnego i nieustraszonego myślenia. Dayananda był wielkim Ryszim (mędrcem). Poświęcił wielką radość, która byłaby jego udziałem przez przestrzeganie praktyk Jogi. Wybrał bardzo trudne życie dla dobra ludzkości. Ale co w zamian za to dostał? Pobicia, obrazy, przekleństwa i truciznę. Przyjął to wszystko z uśmiechem. I zawsze życzył wszystkiego co najlepsze całej ludzkości.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *