Z oryginału bengalskiego tłomaczył oraz wstępem i objaśnieniami opatrzył dr. Stanisław Schayer [oryginalna pisowania zachowana]
OD TŁOMACZA
Kabir, jeden z wielu mistyków, jakich wydały Indje, urodził się w roku 1440 po Chr. w Benares, w epoce kiedy metafizyka i soterologja wielkich systemów filozoficznych: Samkhyi, Wedanty i Buddhaizmu ostatecznie ustąpiła miejsca tęsknocie za religją uczucia i ufności, za religją, której hasłem jest nie „Wyzwolenie przez Wiedzę”, ale „Wyzwolenie przez Miłość”, przez wiarę w dobroć i litość potężnego Boga.
O życiu Kabira nie posiadamy prawie żadnych autentycznych wiadomości. Wiemy tylko, że był on z pochodzenia prostym tkaczem i że potrafił podobnie jak Bochnu połączyć mistyczną kontemplację z prozą rzemiosła. Według wiarogodnej tradycji był on uczniem Ramanandy, słynnego reformatora teizmu Wisznuickiego i czwartego z kolei mistrza założonej przez Ramanudżę szkoły filozoficznej, która w ostrem przeciwieństwie do illuzjonizmu Sankary podkreślała rzeczywistość materji, empirycznej wielości i psychicznej osobowości. Zarówno materia jak i poszczególne „dusze“ są emanacją Boga (Iśwara) wyzwolenie (Mukti) polega na odwróceniu tego procesu i złączeniu duszy z Bogiem. Środkiem wyzwolenia jest nie nadludzka wiedza i poznanie prawdy, ale adoracja (bhakti) i wiara w łaskę boską (prasada).
W reformatorskiej działalności Ramanandy metafizyczne rozważania odgrywają wszelako podrzędną rolę. Ostrze jego krytyki zwraca się nie tyle przeciwko fałszywym „teorjom“, jak raczej przeciwko moralnemu upadkowi hinduizmu i mechanizacji życia religijnego. Ramananda potępiał wszelki rytuał, sakralne kąpiele i pielgrzymki, nie uznawał różnic kastowych i zamiast martwego sanskrytu posługiwał się ogólnie zrozumiałem narzeczem ludowem. Zapytany pewnego razu, dlaczego nie chodzi do świątyni składać ofiar, odpowiedział co następuje:
„Czcigodny. Dokądże pójdę?
Moje serce i takby za mną nie poszło,
Moje serce kaleką się stało.
Kiedyś, kiedyś chciałem iść do świątyni,
Drzewo sandału, wonności złożyć Bogu w ofierze —
Ale mój Mistrz prawdziwy w sercu pokazał mi Boga,
I odtąd w świątyni tylko martwe kamienie dostrzegam.
Ty, o Boże, całe stworzenie przenikasz.
W każdej rzeczy jesteś, w każdym przedmiocie.
Wedy, Purany czytałem, badałem dokładnie,
Napróżno, ach napróżno szukać będziecie w nich Boga.
O Ty Najwyższy, jam jest Twoją ofiarą.
Tyś mnie wyzwolił od lęku i zwątpienia —
Pan Ramanandy jest wszędzie obecny,
Jego słowo duszę od grzechu oczyszcza, obmywa.“
Kabir przejął dosłownie nauki swego Mistrza i razem z dwunastoma innymi uczniami, z których na wyróżnienie zasługuje garbarz Rai-Das, kmieć Dhauna i golarz Sain, głosił gorliwie prawdziwą wiarę i prawdziwą cnotę. I to co w ustach Ramanandy było mniej lub więcej suchem kazaniem, stało się w jego ustach poezją, dytyrambem i pieśnią. Dlatego też o jakimkolwiek „systemacie” w pieśniach Kabira nie może być mowy: obrazy i metafory zacierają kontury, logicznej dedukcji, mieszają przesłanki — i z sylogizmu Ramandży, z tendencji moralizatora Ramanandy urabiają wizję poety-mistyka.
A jednak ta wizja nie jest li tylko nastrojem i li tylko konglomeratem wrażeń o pewnej mistycznej perspektywie. Albowiem poprzez chaos ekstatycznych obrazów, rytmu pełnego podniety, to znów łagodnej śpiewności, niby punkt na wirującym kręgu ciągle powraca jedna zasadnicza myśl, Alfa i Omega ewangelji Kabira, przekonanie, że Bóg jest tuż, tuż przy nas, koło nas i w nas, że prawda jest taka prosta i taka bliska, że dość po nią ręce wyciągnąć i że tylko mgła złudy i obłudy zasłania jej widok. Kto rozerwał zasłonę pychy i uczoności, ten ogląda tajemnicę: wieczną igraszkę potężnego Boga. I słucha niebiańskiej muzyki „strun niedotkniętych.”
Na uwagę zasługuje ponadto rola, jaką w nauce Kabira odgrywa „Słowo”. Metafizyka indyjska uznaje naogół dwa źródła poznania: spostrzeżenie i wniosek, teizm Wisznuicki dodaje wszelako jako trzecie źródło wiedzy „Słowo Natchnione”, przez które Bóg przemawia do ludzi. Kto znalazł prawdziwe „Słowo”, ten znalazł „Wyzwolenie”. Dlatego też powiada Kabir: „Jestem Miłośnikiem Słowa, które mi pokazał Bóg Niewidzialny.”
Dla dopełnienia tej krótkiej charakterystyki wypada podkreślić, że Kabir nietylko negował różnice kastowe, ale także i narodowościowe. Mahometanie i Hindusi są dziećmi jednego Boga. — Alllah mieszka na Zachodzie, Rama na Wschodzie, ale kto w serce patrzy, znajdzie w niem i Allaha i Ramę. Albo raczej nie znajdzie w niem ani Allaha ani Ramy, gdyż Bóg prawdziwy nie ma imienia. Imiona i poszczególne kulty są wymysłem fałszywej uczoności.
Nabha-Dasa, autor hinduskiej „Legenda aurea”, dzieła, które nosi tytuł „Bhakta-Mala“, w ten sposób streszcza poglądy Kabira:
„Uszy Kabira były głuche na różnice kastowe,
Głuche na wołanie sześciu filozofji.
……………
Jego strofy natchnione przemawiały jednako
Do serca Hindusów i do serca Muzułmanów.
Jego słowa były całemi słowami,
Zwracały się do wszystkich.
Ponad sprawami świata stał Kabir,
Zdala od wszystkiego co błahe.
Uszy Kabira były głuche na różnice kastowe,
Głuche na wołanie sześciu filozofji.“
Kabir umarł mniejwięcej w 1518 roku, w mieście Maghar. Legenda opowiada, że po jego zgonie Muzułmanie i Hindusi kłócili się zażarcie, według jakiego obrządku należy pochować zwłoki Mistrza. Wir Sengh Baghela, król Benaresu, był za spaleniem według praindyjskiego zwyczaju, Bidżli Khan, Nabob Gorakhpuru, domagał się przestrzegania przepisów Proroka. Ale kiedy po długiej sprzeczce podniesiono zasłonę, stał się cud: na posłaniu zamiast ciała Kabira leżała gromada świeżych pachnących kwiatów. Kwiaty te podzielono po równemu i obydwa wrogie wyznania wzniosły oddzielne kaplice dla ubóstwianego poety.
Jak większość poetów i minstreli indyjskich, Kabir nigdy nie uwiecznił swoich utworów na piśmie. Najstarszy zbiór, tak zw. „Kabir-Bidżak“, jest późniejszą kompilacją jego ucznia Dharmadury. Część pieśni została także wcielona do Adi-Granthu, świętej księgi Sikhów, ale większa ich część po dziś dzień żyje tylko w pamięci Hindusów i wędruje śród ludu z ust do ust.1
Monachjum 1923.S. S.
I
O niewolniku! Gdzie ty mnie szukasz?
Patrzaj! Wszak jestem przy tobie. Nie jestem w świątyni, ani w meczecie, nie jestem w Kaabie2 ani w Kailasie3, ani w obrządkach, ani w ceremonjach, ani w Yodze4, ani w wyrzeczeniu.
Jeżeli mnie szukasz naprawdę, zaraz mnie ujrzysz, w tej chwili mnie spotkasz.
Kabir powiada: „O Sadhu!5 Bóg jest oddechem wszystkiego, co oddycha“.
II
Napróżno pytać świętego, do jakiej kasty należy.
Albowiem kapłan, rycerz i kupiec i wszystkie trzydzieści sześć kast jednakowo szukają Boga.
Pytać o kastę świętego, głupotą jest tylko.
Boga szukali balwierz, praczka i cieśla.
Poszukiwaczem Boga był także Raj-Dasa6.
A zaś Riszi7 Swapacza był z pochodzenia garbarzem.
Hindus i Muzułmanin pospołu osiągają Kres, kędy już niema rozróżnień.
III
O przyjacielu! W Nim pokładaj nadzieję, dopóki żyjesz; Jego poznawaj, dopóki żyjesz; Jego staraj się pojąć, dopóki żyjesz: albowiem w życiu mieszka wyzwolenie.
Jeśli za życia więzów nie stargałeś, skądże nadzieja na wyzwolenie po śmierci?
Czcze to marzenie, że się dusza znowu z Nim połączy, dlatego tylko, że z ciała już wyszła.
Kto teraz Go znalazł, znajdzie Go i później.
Inaczej czeka nas tylko wędrówka do Grodu Śmierci.
A kto się z Nim teraz zespolił, zespoli się z Nim i w przyszłości. Kąp się w prawdzie, poznaj prawdziwego Mistrza, zaufaj prawdziwemu Imieniu.
Kabir powiada: „Duch Szukania pomoc przynosi. Jam jest niewolnikiem Ducha Szukania“.
IV
Nie chodź, o nie chodź, przyjacielu, do kwietnych ogrodów.
W twem własnem ciele jest ogród kwietny.
Spocznij na tysiącu płatków lotosu i oddychaj Nieskończoną Pięknością.
V
Powiedz, o bracie, jakże mam wyzwolić się od Maji?8
Kiedy przestałem wstęgi wiązać, szatę wiązałem.
Kiedy szatę wiązać przestałem, fałdami pokrywałem ciało.
Tak samo: kiedym się wyzbył namiętności, gniew pozostał.
Kiedy się gniewu odrzekłem, żądza została.
Kiedy żądza pierzchła, duma i pycha pozostały.
Duch więzy potargał, Maję precz odrzucił, a jednak wciąż jeszcze litery się trzyma.
Kabir powiada:„Słuchaj, o Sadhu! Rzadko udaje się znaleść prawdziwą ścieżkę“.
VI
We wnętrzu mojego ciała księżyc świeci, ale moje ślepe oczy dojrzeć go nie mogą.
Księżyc jest we mnie, a także i słońce.
Nietknięta harfa Wieczności rozbrzmiewa we mnie, ale moje głuche uszy usłyszyć jej nie mogą.
Póki wołacie „To Ja!“ — „To Moje!“, wasze czyny są niczem.
Kiedy umrze miłość samego siebie i wszystkiego co moje, dzieło Pana dokonane zostanie. Albowiem każde dzieło jedno ma tylko zadanie: zdobycie wiedzy. Kiedy wiedza nadchodzi, dokonane jest dzieło.
Kwiaty kwitną, zanim owoc się tworzy; kiedy owoc przychodzi, więdną kwiaty.
Piżmo w zwierzęciu się kryje, ale ono nie szuka go w sobie, tylko naprzód wędruje, żeru spragnione.
VII
Kiedy On się objawia, Brahman9 odsłania rzeczy, których nikt oglądać nie może.
Jako nasienie z rośliny, a z drzewa cienistość, jako z niebios przestworza, a kształty nieskończone z przestworzy: tak Nieskończoność z poza Nieskończoności wypływa, a z niej skończona rozciągłość.
W Brahmanie jest stworzenie, a Brahman w stworzeniu: wiecznie różni, a jednak wiecznie zespoleni.
On jest drzewem, nasieniem i kiełkiem.
On jest kwiatem, owocem i cieniem.
On jest słońcem, światłem i tem, co we świetle się kąpie.
On jest Brahmanem, stworzeniem i Mają.
On jest kształtem wielorakim, nieskończoną przestrzenią.
On jest oddechem, słowem i myślą.
On jest kresem i bezkresem; i poza kresem i bezkresem jest On, Czysty Byt.
On jest świadomością w Brahmanie i w stworzeniu.
Duch najwyższy jest w duszy.
W Duchu najwyższym jest jeden Punkt.
A w tym jednym Punkcie odzwierciedla się wszystko.
Błogosławiony jest Kabir, ponieważ posiadł tę najwyższą wizję.
VIII
W tem glinianem naczyniu są altany i gaje, a w nich jest Stwórca.
W tem naczyniu jest siedem oceanów i niezliczone gwiazdy; Kamień probierczy i Klejnotów Znawca.
W tem naczyniu Wieczność rozbrzmiewa i strumień z niego wytryska.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, o przyjacielu! W tem naczyniu jest mój Pan najdroższy“.
IX
O jakże mam wymówić to słowo tajemne?
O jakże mogę powiedzieć, że On jest inny niż to, a taki jak tamto?
Jeżeli powiem, że On jest we mnie, wszechświat się zawstydzi.
Jeżeli powiem, że On jest pozamną, nieprawdę powiem.
Świat zewnętrzny i świat wewnętrzny tworzą niepodzielną całość.
Świadomość i Nieświadomość są Jego podnóżkiem.
On nie jest widoczny, ani ukryty, ani objawiony, ani też nieobjawiony.
Nie masz słów, aby powiedzieć, czem On jest.
X
O Fakirze! Zmusiłeś mnie, abym pokochał ciebie.
Spałem w mojej komnacie, a Tyś mnie zbudził, muskając głosem — o Fakirze!
Tonąłem w otchłaniach oceanu doczesności, a Tyś mnie uratował, wyciągając ramiona — o Fakirze!
Słowo jedno wyrzekłeś, nie więcej — i rozerwałeś wszystkie moje więzy, — o Fakirze!
Kabir powiada: „Serce Twoje z mojem sercem zespoliłeś, — o Fakirze!“
XI
Cały dzień i całą noc zabawiałem się z towarzyszami, a teraz ogarnia mnie strach.
Tak wysokim jest pałac mojego Pana i serce moje obawia się wstępować po schodach. Ale muszę wyzbyć się lęku, jeśli miłością Jego rozkoszować się pragnę.
Moje serce musi lgnąć do mego Najdroższego, odsłonić muszę welon i całem ciałem iść na Jego spotkanie.
Moje oczy święcić muszą święto świeczników miłości.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, o przyjacielu! Kto kocha, ten pojmuje. Jeśli nie odczuwasz tęsknoty miłosnej za Twym Najdroższym, napróżno stroisz twe ciało, napróżno powieki maścisz wonnemi maściami“.
XII
Opowiedz mi, o Łabędziu, twoją baśń starą.
Z jakiej krainy przybywasz, do jakich wybrzeży lecisz — o Łabędziu!
Gdzie znajdziesz wytchnienie i czego szukasz — o Łabędziu!
O świtaniu zbudź się, wzleć do góry, podążaj za mną, — o Łabędziu!
Jest kraina, kędy ani smutek ani zwątpienie władzy nie mają i gdzie niema Strachu przed Śmiercią.
Tam w kwiatach stoją drzewa wiosenne i wiatr ze sobą przynosi wonny zapach poznania: „On to Ja jestem“.
Tam pszczoła serca nurza się w głębinie i nie pożąda żadnej innej rozkoszy.
XIII
O Panie, który nie jesteś Stworzony!
Któż Tobie usługiwać będzie? Każdy pobożny cześć składa Bogu, którego sam stworzył; i co dnia mu służy.
Ale nikt nie szuka Jego Doskonałego: Brahmana, Niewidzialnego Pana.
Są, którzy wierzą we wcielenia10, ale żadne Wcielenie nie jest nieskończonym Duchem; albowiem zażywa skutków swych czynów.
On, Najwyższy — czemś innem być musi.
Yogowie, umartwiciele i pustelnicy spory prowadzą.
Kabir powiada: „O bracie! Kto ujrzał promienistość miłości — ten jest wyzwolon“.
XIV
Rzeka i fale mają wspólny prąd: jakaż jest więc różnica między rzeką a falami?
Kiedy fala się wznosi, woda się wznosi; a kiedy opadnie, także woda zostaje. Powiedz, o Panie, skąd rozróżnienie?
Czy dlatego, że nazywamy ją falą, woda przestaje być wodą? Mówią, że w Brahmanie Najwyższym światy leżą jak perły. Patrzaj na ten różaniec wzrokiem mądrości.
XV
Gdzie ty panujesz, o Wiosno, Królowo pór roku, tam struny nietknięte rozbrzmiewają muzyką;
I światła promienie rozlewają się powszędy.
Ale do tego wybrzeża nie wielu tylko ludzi potrafi się przeprawić. Tam, kędy miljony Krysznów11 stoją ze złożonemi dłońmi;
Kędy miljony Brahmanów recytują Wedy;
Kędy miljony Sziwów12 trwają w ekstazie;
Kędy miljony Indrów13 w niebiosach mieszkają;
Kędy zastępy pół-bogów i świętych mędrców policzyć się nie dadzą;
Kędy miljony Saraswati14, bogiń Muzyki na harfach grają — Tam jest mój Pan, który sam siebie objawia: wonność Sandału i wonność kwiecia mieszka w tej głębi.
XVI
Między dwoma krańcami świadomości i nieświadomości kołysze się duch:
A na nim wiszą wszystkie istoty i wszystkie światy. I niemasz kresu temu kołysaniu.
Tam są miljony istot; tam jest słońce i księżyc, i bieg słońca i bieg księżyca.
Miljony stuleci mijają, a kołysanie nie ustaje ani na chwilę.
Wszystko się kołysze: niebo i ziemia i powietrze i woda i nawet On, Pan Najwyższy, który kształty przybiera.
Kabir to ujrzał i stał się niewolnikiem.
XVII
Słońce, księżyc i gwiazdy świecą się jasno.
Melodja miłości rozlega się powszędy i takt wybija wyzwolenia. Chóry muzyką napełniają niebiosa i w dzień i w nocy.
Kabir powiada: „Jak promienna błyskawica na firmamencie jaśnieje mój najdroższy“.
Czy wiesz, jak nabożeństwo odprawiają chwile?
Wszechświat miarowo kołysze swojemi lampami i bez przerwy śpiewa pieśń uwielbienia.
Tam jest ukryta chorągiew i baldachim tajemny:
Tam dźwięki słychać niewidzialnych dzwonów.
Kabir powiada: „Tam ni na chwilę nie ustaje nabożeństwo, tam Pan Wszechświata na tronie zasiada“. Każdy dzieła swe czyni i błędy swoje popełnia, ale niewielu jest Miłujących, którzy znają Najdroższego.
Poszukiwaczem oddanym jest ten, który w sercu swojem złączył strumień podwójny: wyzwolenia i miłości; tak jak się łączy strumień Gangesu i strumień Yamuny.
I wtedy święte fale płyną nieustannie w jego sercu i kresu dobiega narodzin koło i śmierci.
Patrz, jaka cisza przedziwna jest w Duchu Najwyższym. Kto się do Niego podobnym staje, radością Go napełnia.
Podtrzymywany więzami miłości kołysze się Ocean Wesela:
W górę się wznosi i w dół opada i szum potężny pieśnią wybucha.
Patrzaj: tam bez wody lotus zakwita.
Kabir powiada: „Jego nektar spija pszczoła mojego serca“.
W środku wirującego kręgu wszechświata kwitnie lotus cudowny. Dusze czyste wiedzą tylko o jego prawdziwej rozkoszy. Dokoła niego muzyka jest wszędzie i w radości Nieskończonego Morza raduje się serce.
Kabir powiada: „Nurzaj się w Oceanie Słodyczy, ale śmierci się wyzbądź i wszystkich błędów żywota“.
Patrz, jako żądza tam gaśnie i wszystkie pięć zmysłów, i jako giną trzy rodzaje cierpienia. Kabir powiada: „To On tak igra, On Niedosięgalny;
Do wnętrza patrzaj!
Przyglądaj się, jak blaskiem księżyca świeci w tobie On, Głęboko Ukryty“.
Tam spadają miarowo perły życia i śmierci.
Tam się zachwyt rozlewa i przestworza promienieją światłością.
Tam struny nietknięte grają i we wszystkich trzech światach rozlega się muzyka miłości.
Tam płonie miljon świeczników, miljon słońc i miljon księżyców.
Tam bębny huczą i Miłujący w tańcu się kołysze.
Tam pieśni kochania dźwięczą i jasność się leje niby rzęsista ulewa.
I w ekstazie tonie wielbiciel, kosztując nektaru.
Spoglądaj na życie i śmierć: życie i śmierć to jedno.
Prawa dłoń i lewa dłoń — czemże się różnią?
Kabir powiada: „Tam mędrzec mowy zapomina, albowiem ani w Wedach ani w Księgach uczonych nie znaleść tej prawdy.
Moją siedzibą był Ten, który sam siebie trzyma w równowadze.
Piłem z Czary Niewysłowionego.
Znalazłem Klucz Tajemnicy.
Dotarłem do Źródła Jedności.
Nie chodząc po żadnych ścieżkach, przybyłem do Kraju bez Smutku: lekko zstąpiła na mnie łaska wielkiego Pana.
Inni go opiewali jako Nieskończonego, Niedosięgalnego,
Ale ja nie patrząc, ujrzałem go w mojej zadumie.
Zaiste, to jest Kraina bez Smutku, a jednak nikt nie zna drogi, która do niej prowadzi.
Ale kto drogę odnajdzie, ten wyzbędzie się smutku.
Cudowną jest ta Kraina Spokoju, której żadnemi zasługi pozyskać nie można.
Mędrzec ją tylko widział i mędrzec tylko w pieśni o niej śpiewał.
Tam jest Świat Najwyższy — lecz któż wysłowi jego słodycz przedziwną?
Tylko ten, który sam ongiś słodyczą go napoił, zna jego rozkosz prawdziwą.
Kabir powiada: „Wiedząc to, prostak mądrcem się staje, a mędrzec mowy zapomina i milczy.
A zaś Uwielbiciela szał pijaństwa ogarnia.
Jego mądrość i jego wyzwolenie doskonałemi się stają.
I oto pije z czary dechu i oddechu miłości“.
Tam cały firmament jest pełen tonów i muzyka się rozlega, chociaż palce strun nie dotykają.
Tam nie ustaje gra wesela i bólu.
Kabir powiada: „Jeśli życie swoje w Oceanie Życia zanurzysz, życie odnajdziesz w Najwyższej Krainie Błogości“.
O jakiż szał ekstazy wypełnia tam każdą godzinę!
Uwielbiciel sok z godzin wyciska i sok godzin wypija: i żyje w Życiu Brahmana.
Ja Prawdą głoszę, bowiem znalazłem prawdę w życiu: związany jestem prawdą i precz odrzuciłem ułudę.
Kabir powiada: „Tam Wielbiciel rozsiadł się, wolny od niebezpieczeństw; i opuściły go wszystkie błędy życia i śmierci.
Tam firmamenty napełnia muzyka.
Tam pada deszcz nektaru.
Tam harfy dźwięczą i bębny huczą.
Jakiż tajemny blask jest tam w siedzibach niebieskich!
Tam słońce nie wschodzi i nie zachodzi.
W oceanie objawienia, w świetle miłości niema różnicy między dniem i nocą.
Tam Wieczna radość panuje, tam niema smutku, tam niema walki.
Tam wszystko aż po brzegi radość napełnia, doskonałość radości.
Tam niema miejsca dla błędu.
Kabir powiada: „Tam ja byłem świadkiem, jak igra On, Błogości pełen“.
W mojem ciele poznałem, jak igra wszechświat; wyzwoliłem się od błędów ziemskości.
Co jest wewnątrz i co jest zewnątrz, jednem się stało jako niebo;
Nieskończoność i Skończoność jednością się stały.
Szał pijaństwa ogarnął mnie, kiedym zobaczył tę „Wszystkość“.
Twój blask Wszechświat napełnia, lampa miłości płonie na tacy poznania.
Kabir powiada: „Tam błąd nie ma dostępu, tam życie ze śmiercią walczyć przestają“.
XVIII
Tam, gdzie zamieszkał Duch, pośrodku niebios, wszystko promienieje świetlaną muzyką.
Czysta, niepokalana zakwita melodja.
Mój Pan się raduje, każdy włos na Jego ciele błyszczy światłością słońc i księżyców miljona.
Na wybrzeżu jest miasto; ulewa nektaru spływa nań bez przerwy.
Kabir powiada: „Chodź, o Dharmadasie!
Przyjrzyj się sali tronowej, w której zasiada mój Władca“.
XIX
O moje serce!
Duch Najwyższy, Wielki Mistrz jest niedaleko!
Zbudź się, ach zbudź się!
Padnij do stóp Najdroższemu, Władca niechaj stopy postawi na tętnie twej skroni.
Od niezliczonych spałoś już stuleci, czyż się nie zbudzisz dzisiaj o świtaniu? — O serce moje!
XX
Do jakich wybrzeży chcesz się przeprawić, o serce,
Do których przed tobą nikt nie wędrował jeszcze
I do których żadna nie prowadzi droga?
Tam niema prądu, ani też cichej zatoki,
Ani czółna, ani sternika, ani powroza ani też ręki silnej,
Aby ciągnęła czółno.
Tam ziemi niema, tam czasu niema,
Tam niczego niema: brodu ani wybrzeża,
Tam się cielesność kończy i świadomość.
O serce! W tej pustce niczego nie znajdziesz.
Dokąd więc wylatujesz na skrzydłach tęsknoty?
Bądź mężne, serce! We własnej głębi szukaj oparcia!
Pamiętaj o tem i nie wędruj gdzieindziej.
Kabir powiada: „Precz odrzuć próżne marzenia,
Stój mocno na tem, co jest twoją własnością“.
XXI
Jasno palą się lampy w każdem domostwie, ale ty, o ślepy, zobaczyć ich nie możesz.
Kiedyś i dla ciebie dzień nadejdzie, otworzą się powieki, oczy przewidzą i opadną śmierci kajdany.
Wtedy mówić i słuchać i czynić — zbytecznem będzie.
Bo ten kto żyje, choć umarł, nie umrze już nigdy.
Umartwiciele dnie pędzą w samotności, dlatego twierdzą, że ich dom jest daleko;
Ale twój Pan jest blisko; poco więc wchodzisz na wysokie palmy, aby Go szukać w bezkresach?
Bramińscy kapłani chodzą z domu do domu, wiarę krzewią śród ludu.
Wszystko napróżno!
Życia źródło prawdziwe jest tuż obok ciebie.
Ale ty ubóstwiasz tylko martwe kamienie.
Kabir powiada:
„Nigdy żadnemi słowy nie potrafię wyrazić, jaką słodyczą jest mój Pan i Władca.
Umartwienia i święte litanje, cnota i występek — są niczem dla Niego“.
XXII
O Bracie! Moje serce tęskni za Mistrzem prawdziwym.
Za Mistrzem, który napełnia czarę prawdziwej miłości,
Sam z niej pije i wargom moim podaje nektar gaszący pragnienie;
Który zasłonę zrywa z moich oczu,
Oglądać daje wspaniałość prawdziwą Brahmana,
Światy w Brahmanie objawia,
Muzyką strun niedotkniętych duszą raduje
I uczy, że ból i wesele to jedno.
Tęsknię do Mistrza, którego każde słowo jest pełne Miłości.
Kabir powiada: „Od wszelkiego lęku na zawsze wyzwolon ten będzie, którego poprowadzi taki Mistrz za rękę
Aż do schronienia bezpiecznej pewności“.
XXIII
Gęsto, głęboko padają cienie wieczorne, ciało i duszę w płaszcz otulają miłości.
Rozewrzyj okna od zachodniej strony, rozpłyń się, rozpłyń w firmamencie bez kresu.
I słodycz spijaj, która się perli na płatkach lotusu kwitnącego w sercu.
We wnętrzu twego ciała falują fale, blaskiem jaśnieją tego morza odmęty.
Słuchaj, jak szumią w jego głębi konchy i dzwonią dzwony.
Kabir powiada: „Patrzaj o bracie — oto w ciała mojego naczyniu mój Pan zamieszkał“.
XXIV
W sercu mojem nadewszystko miłość hoduję, aby życiu na ziemi dała głębię bezkresu.
Tak żyjący na wodzie lotus zakwita nad wodą:
Płatki rozwija swoje tam, gdzie już woda nie sięga.
I tak niewiasta posłuszna wołaniu serca
Smutek innym zostawia, sama w płomienie się rzuca, lecz nigdy, nigdy nie pokala miłości.
Trudna jest przeprawa przez ocean ziemskości,
Niezmierzona jest głębia odmętu. —
Kabir powiada: „O Sadhu, słuchaj, co mówię:
Ten kres osiągnąć zdołało niewielu tylko, niewielu“.
XXV
Sam siebie ukrywa i sam siebie w cudzie objawia mój Pan.
I otacza mnie udręką i wyzwala z udręki i przemawia naraz bólu i radości słowami, godząc cierpienie z weselem.
Ciało i duszę złożę w ofierze mojemu Panu.
Życie swe oddam, ale nigdy, przenigdy nie przestanę myśleć o moim Panu.
XXVI
Jedności szukaj z Nim, który stworzył te światy, którego ciałem jest miłość i który nie ma kształtu:
Jedności szukaj ze świętym dźwiękiem Om.
Ale ten Bóg bez kształtu objawia się stworzeniu w postaciach tysiącu.
Przeczysty, niezniszczalny,
Nieskończony, bezdenny,
Kiedy tańczy upojnie,
Niby fale roznieca postacie.
Ciało i dusza ustać nie mogą, kiedy ich muśnie Jego wielka radość.
On przedwieczny Bóg nurza się wszędzie: we łzach, we śmiechu i w każdej myśli.
Wszystko, wszystko uściskiem obejmuje Błogości.
XXVII
Mój Mistrz prawdziwy zlitował się nademną;
Poznawać niepoznawalne nauczył, stąpać bez stóp, widzieć bez oczu, słyszeć bez uszu, latać bez skrzydeł.
I pić bez warg.
Miłość i rozmyślania moje zaniosłem do kraju, kędy niema nocy ani dnia, do kraju, gdzie nie świeci księżyc ani słońce.
Tam odpowiedzią jedyną jest echo rozkoszy,
Tam jest pełnia radości.
Ale u czyich stóp mam wypowiedzieć tę radość?
Kabir powiada:
„Nie w słowach, lecz poza słowami kryje się Wielkość Mistrza.
Szczęśliwy ten, który jest jego uczniem“.
XXVIII
Przed Bezwzględnem tańczy Przypadek;
„Ty i Ja jedno jesteśmy“ — chełpi się głośno.
Mistrz przychodzi, głowę schyla przed uczniem.
I to jest cud największy.
XXIX
Gorakh-Nath pyta Kabira:
„Powiedz Kabirze, kiedy poczułeś powołanie,
Kiedy się zrodziła twoja wielka miłość?“
Kabir tako odrzeknie:
„Wtedy kiedy On, którego przejawień zliczyć niepodobna,
Igrać jeszcze nie zaczął —
I kiedy nie było Mistrzów ani Uczni —
Kiedy światy nie były stworzone
I sam jeden był On, Najwyższy —
Wtedy zostałem głosicielem.
Bowiem, o Gorakh, o Gorakh! — moja miłość sięga Brahmana
I dalej jeszcze:
Brahman na swojem czole nie nosił jeszcze korony,
I Wisznu nie był jeszcze namaszczon na króla,
I potęga Siwy nie zrodziła się jeszcze,
Kiedy ja ćwiczyłem się w Jodze.
W Benares niespodzianie duch na mnie zestąpił,
Oświecił mnie Ramananda,
Nosiłem w mojej piersi Nieskończoności Tęsknotę,
I wszędzie szukałem Jego Nieskończonego Boga.
W prostocie zjednoczyć się pragnę z Nim, który sam jest Prostotą.
Moja Miłość wysoko wylata.
Gorakh, o bracie! — stąpaj naprzód w takt Jego boskiej muzyki“.
XXX
Tam na drzewie ptak tańczy taniec życia radosny.
Nikt nie wie skąd przyfrunął, nikt nie wie co znaczy
Jego dziwne śpiewanie.
Tam gdzie głębokie cienie rzucają gałęzie,
Tam on gniazdo swe uwił.
Przylatuje wieczorem, odlatuje nad ranem
I tajemnicy nie zdradza ni słowem.
Bo któż się domyśli, bo któż się domyśli
Że ten ptak śpiewa w mojem własnem sercu?
Ani barwny, ani bezbarwny,
Bez kształtu, bez wyglądu,
Gnieździ się w cieniu Miłości.
W Niedosięgalnym mieszka, w Nieskończonym, w Przedwiecznym.
I nikt nie może spostrzedz, jak znika i przychodzi.
Kabir powiada: „Bracie, o Sadhu! głęboka jest tajemnica.
Niechaj mędrzec dochodzi, kędy się skrywa ten ptak“.
XXXI
Smutek napełnia moje dnie i noce i sen odpędza.
Tęsknię za moim Najdroższym i dom rodzicielski nie cieszy mnie więcej.
Otwarte są bramy niebios i odsłonięta świątynia.
Idę do mego Małżonka i u stóp Jego składam w ofierze duszę i ciało.
XXXII
Pląsaj, o serce!
Pląsaj dniami, całemi taniec radości.
Miłość noce i dnie śpiewaniem napełnia
I cały świat słucha cudownej melodji.
Radością pijane życie i śmierć za ręce się wzięły
I w takt się kołyszą.
Tańczą jeziora i wzgórza,
Ziemia tańczy i ludzkość cała,
Śmiejąc się i płacząc pospołu.
O jakże można szaty mnisze nałożyć
I żyć daleko od świata w samotnej pysze?
Patrzaj, o bracie! Serce moje tańczy w stokrotnej rozkoszy
I raduje się Stwórca.
XXXIII
I nacóż zdadzą się słowa, kiedy serce jest pijane Miłością.
Nacóż odsłaniać djament ukryty pod płaszczem?
Kiedy brzemię jest lekkie, wznosi się szala na wadze,
Ale pocóż ważyć, kiedy brzemie ciężkiem się stało?
Za góry, za morza łabędź pofrunął,
Bagnisk ani sadzawek szukać już nie będzie.
Twój Pan zamieszkał w Tobie, pocóż więc oczy ciągle zwracasz na zewnątrz.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, o bracie!
Mój Pan mój wzrok zaczarował i połączył się ze mną“.
XXXIV
Między Twoją miłością i moją jakaż być może różnica?
Jako liść lotosu pływa po tafli jeziora — tako Ty jesteś mój Pan a ja Twój niewolnik.
I jako ptak ezakora całemi nocami do księżyca się modli, tako Ty jesteś mój Pan, a ja Twój niewolnik.
Od prapoczątku aż do czasu spełnienia była i będzie Miłość między nami.
Jakżeby miała kiedykolwiek zgasnąć?
Kabir powiada: „Jak rzeki w oceanie, tak serce moje w Tobie się rozpływa“.
XXXV
Ciało i dusza moja są pełne żałości, albowiem Ty, o Panie, przy mnie nie jesteś.
O mój Najdroższy! Wejdź do mojego domostwa.
Kiedy mnie ludzie Oblubienicą Twoją nazywają, rumienią się ze wstydu.
Albowiem serce moje nie dotknęło jeszcze Twojego serca.
I cóż jest miłość ta moja!
Oto głodu nie czuję, w nocy spać nie mogę
I niespokojnie kołacze serce w mej piersi
Kabir jest pełen niepokoju,
Jego serce tęsknota ogarnia za Najwyższego widokiem.
XXXVI
O luba, zbudź się i nie śpij już więcej!
Minęła już noc, azali chcesz i dzień cały zmarnować?
Inne, które czuwały, klejnoty dostały w upominku.
Ale ty spałaś, o płocha niewiasto, i wszystko straciłaś.
Twój Najdroższy jest pełen mądrości, ale ty nierozsądna jesteś, o niewiasto!
Małżonkowi nigdy łoża nie słałaś,
O nieoględna, czas przepędzając na błahej zabawie.
Młodość twoja napróżno przekwitła i nie poznałaś Twojego Pana.
Zbudź się, ach zbudź się! Patrz, Twoje łoże jest puste!
Nocą ciebie opuścił twój Pan i Władca.
Kabir powiada: „Tylko ta czuwać potrafi,
Której serce, jak strzała, przeszyła Jego nadziemska melodja“.
XXXVII
Gdzie się podziewa ciemność, kiedy słońce zabłyśnie?
— Słońce promienie chowa, kiedy noc zalegnie
Tam gdzie jest Mądrość, jakże być może Niewiedza?
— Gdzie jest Niewiedza, tam umiera Mądrość.
Tam gdzie żądza mieszka, czyż może być Miłość?
Gdzie jest Miłość prawdziwa, tam gaśnie żądza.
Chwyć za rękojeść miecza i rzuć się w wir walki!
Walcz, o mój bracie, póki życia w twej piersi,
Głowy wrogom ucinaj — jednym zamachem!
A potem stań przed obliczem Króla i pokłoń się nisko.
Rycerz odważny nie lęka się bitwy,
Przed wrogiem ucieka tchórzliwy wojownik.
W tem ciele ludzkiem wieczna walka szaleje
Z namiętnością i z żądzą, z pychą i złością.
Walka szaleje z wrogiem, który się wdziera
Do Królestwa Prawdy, Radości i Cnoty.
I najgłośniej w tej walce rozlega się szczękanie
Miecza Boskiego Imienia.
Kabir powiada: „Każdy rycerz odważny do walki się rzuca,
Pierzcha w popłochu tchórzliwa zgraja.
Twardym, nieugiętym rycerzem jest Poszukiwacz Prawdy.
Albowiem Prawdę szukać zaiste jest trudniej,
Niż z mieczem w ręku śmierci do oczu zaglądać;
Lub jako wdowa wślad za małżonkiem do ognia się rzucić.
Rycerz nie zawsze walczy — a zaś wdowy udręka ze śmiercią się kończy.
Ale walka, którą prowadzi ten, co Prawdy szuka,
Trwa bezustannie i w dzień i w nocy,
I póki życia w piersi, ani na chwilę nie milknie“.
XXXVIII
Rygiel błędu Bramę zamyka, klucz Miłości otwiera ją naściężaj.
Jeśli Bramę otworzysz, Najdroższego przebudzisz.
Kabir powiada: „O bracie! Nie omieszkaj zakosztować tego wielkiego szczęścia“.
XXXIX
O przyjacielu! Twoje ciało jest lirą Najwyższego Boga.
On jej struny nastraja, On na niej wygrywa melodje niebiańskie.
A kiedy struny pękną i palce osłabną,
Z powrotem we mgle się rozpływa ta lira ze mgieł.
Kabir powiada: „Z niej nikt nie potrafi
Melodji wyczarować oprócz jednego Brahmana“.
XL
Ten zaiste jest drogi sercu mojemu, kto Odbieżeńca z powrotem sprowadza do domu.
W domu jest prawdziwe Zespolenie z Najwyższym, w domu jest radość życia.
Jakżebym miał domu mojego zapomnieć i śród puszczy wędrować?
Jeśli Brahman pomoże, abym Prawdę odnalazł,
Jedno i drugie: Związanie i Wyzwolenie w domu moim odnajdę.
Ten jest zaiste drogi sercu mojemu, kto spoglądać potrafi w głębię serca Brahmana,
Którego myśli toną w myślach Boga,
Który Brahmana poznał Istotę,
Który potrafi trwać w rozmyślaniu nad Jego Prawdą
I grać melodję Nieskończoności
I z wyrzeczeniem w życiu swem zgodnie połączyć Miłość.
Kabir powiada: „Dom jest poto, aby w nim mieszkano.
W domu jest Prawda, w domu jest On, który jest Prawdą.
Stój tam gdzie jesteś, a wszystkie rzeczy same do Ciebie przybiegną, kiedy ich czas nadejdzie“.
XLI
O Sadhu! Najprostsze Zespolenie z Bogiem jest najlepsze.
Od chwili, kiedym odnalazł mojego Pana, niemasz końca naszej miłosnej zabawie.
Nie zamykam oczu, nie zatykam uszu i nie umartwiam ciała.
Otwartemi oczyma spoglądam na świat, śmieję się głośno i piękność Jego powszędy oglądam.
Jego imię powtarzam i gdziekolwiek spojrzę, wszystko o Nim pamiętać każe.
I cokolwiek czynię, jest nabożeństwem dla Niego.
Między Wschodem i Zachodem nie znam już żadnej różnicy.
Rozwiązane zostały sprzeczności.
Gdziekolwiek idę, koło Niego krążę.
Gdzie się położę wyciągnięty, leżę u Jego stóp.
Jego tylko uwielbiam, nikogo innego.
Mój język słów nieczystych zapomniał.
I w dzień i w nocy sławi Jego wspaniałość.
Czy wstanę, czy zasiądę, zapomnieć o Nim nie mogę.
Albowiem melodja Jego muzyki wciąż, bezustannie dzwoni w mych uszach.
Kabir powiada: „Szał serce moje ogarnął.
W duszy mojej znalazłem, co było ukryte.
Nurzam się w dziwnej błogości,
Która przewyższa radość wszelaką
I wszelkie cierpienie“.
XLII
W świętych miejscach kąpielowych jest tylko woda.
Wiem że na nic się nie zda nikomu,
Albowiem sam się w niej kąpałem napróżno.
Bez życia są wszystkie obrazy i posągi.
Wiem, że mówić nie mogą,
Albowiem sam do nich napróżno wołałem.
Purany i Koran są tylko słowa.
Poznałem to, kiedym rozerwał zasłonę.
Kabir głosi to tylko, czego sam doświadczył.
I wie dobrze, że kłamstwem jedynie jest wszystko inne.
XLIII
Kiedy słyszę, że ryba w wodzie pragnienie odczuwa, śmieję się głośno.
Nie widzicie, że Prawda w domu waszym mieszka i uparcie wędrujecie z puszczy do puszczy.
Tutaj jest prawda! Idźcie gdzie chcecie do Benaves lub do Mathury.
Jeśli duszy własnej znaleść nie możecie, cały świat dla was jest tylko złudzeniem.
XLIV
Ukryta chorągiew powiewa na nieba świątyni.
Miesiącem przyozdobiony,
Klejnotami obsiany,
Szeroko się rozpostarł baldachim niebieski.
Tam świeci jasność księżyca i słońca,
Przed tym przepychem myśli niechaj milkną.
Kabir powiada: „Kto się napił nektaru,
Po świecie chodzi niby pijany“.
XLV
Kto ty jesteś i skąd przybywasz?
Gdzie mieszka Duch Najwyższy, który igra stworzoną Wszechrzeczą.
Ogień skrywa się w drzewie, ale któż potrafi obudzić go nagle?
A gdy drzewo popiołem się stało, gdzie się podziała potęga ognia?
Mistrz prawdziwy naucza, że On niema Kresu ani Bezkresu.
Kabir powiada: „Tylko słowy takiemi przemawia Brahman,
Które pojąć potrafią ci, co słuchają“.
XLVI
O Sadhu! Oczyszczaj ciało Swoje jak możesz najprościej.
Jako w drzewie bananu jest nasienie, a w nasieniu kwiat i owoc i cienistość —
Tako i w twojem ciele ukrywa się zarodek nowego ciała.
I wszystko razem wzięte: ogień i powietrze i wodę i ziemię i przestworza —
I ciebie także obejmuje w sobie — On, Najwyższy.
O Kazi, o Uczony, rozważ to dobrze:
Czy jest co na świecie, co by nie było w duszy?
W wodzie dzban stoi napełniony wodą,
Woda jest w nim, woda po za nim.
Nie będę dawać imienia Prawdzie,
By nie popełnić błędu Dwoistości.
Kabir powiada: „Słuchaj Słowu i Prawdzie!
To On przemawia do siebie,
On Stwórca Wszechrzeczy“.
XLVII
Tam rośnie drzewo przedziwne, co niema korzeni.
Owoc wydaje, nie kwitnąc.
Niema liści, ani gałęzi, jednym lotosem jest tylko.
Dwa ptaki śpiewają na drzewie,
Mistrzem jest jeden, Uczniem jest drugi.
Uczeń gromadzi słodkie życia owoce,
A Mistrz przygląda się zdala.
Trudno jest pojąć, co Kabir powiada:
„Ptaka nie sposób dosięgnąć, ale go widać wyraźnie,
Bezkształtność jest pośrodku wszelkiego kształtu,
Kształtom śpiewam ten hymn pochwalny“.
XLVIII
Uspokoiłem myśl niespokojną i serce moje promienieć poczyna
W doczesności wieczność ujrzałem.
Jego ujrzałem, jedynego Towarzysza.
Żyjąc w więzach, oswobodziłem sam siebie.
Wyrwałem się ze szponów podłości i grzechu.
Kabir powiada: „Osiągnąłem Niedosięgalne.
I serce moje skrzy się Miłości barwami.
XLIX
To, co ty widzisz, nie istnieje wcale,
A tego co jest, ja znowu nazwać nie umiem.
Czego sam nie ujrzałeś, temu nie zechciej uwierzyć.
Napróżno będę mówił, nie zgodzisz się na nie.
Roztropny poznaje przy słów pomocy,
Głupiec stoi bezradnie i oczy wytrzeszcza.
Jedni nad Bezkształtem dumają,
Inni znowu Kształty rozważają.
Ale Mędrzec wie dobrze:
Po za kształtem i po za Bezkształtem jest Brahman.
Jego piękności oko ujrzeć nie może,
Ani ucho usłyszeć Jego śpiewania.
Kabir powiada: „Kto jedno i drugie,
Wyrzeczenie i Miłość odnalazł —
Nie zestąpi już nigdy do Śmierci Krainy“.
L
Odmęt Nieskończoności bez przerwy igra, śpiewa Miłością.
Kiedy się Miłość wyrzeknie Kresu wszelkiego, dojrzewa Prawda.
O jak daleko przenika Wonność cudowna, Wonność bez końca.
Na jej szlaku nic przeszkodą nie staje.
Melodja tej muzyki świeci jak słońc miljony,
Nieporównanie gitara dźwięczy,
Gitara dźwięczy dźwiękami Prawdy.
LI
O bracie! Wielka jest moja tęsknota za spotkaniem z Najdroższym.
Przekwitła już moja młodość i ból rozłąki gnębi pierś moją.
Chociaż bez celu błądziłem po Alejach Mądrości,
W tych Alejach Mądrości Nowinę dostałem od Niego,
List od Niego dostałem, niewysłowione poselstwo.
I już nie lękam się śmierci.
Kabir powiada: „Przyjacielu kochany!
Oto posiadłem na własność Jego — Nieśmiertelnego!“
LII
Kiedym odszedł od Najdroższego, moje serce było pełne boleści.
Za dnia pociechy znaleść nie mogę i nie śpię w nocy.
Komu opowiem o moim smutku?
Ciemna noc jest wszędzie i chyżo biegną naprzód godziny
Niemasz przy mnie mojego Pana, więc zrywam się nagle i drżę ze strachu.
Kabir powiada: „Słuchaj, przyjacielu!
Spotkanie z Najdroższym to radość jedyna.“
LIII
Jakiegoż fletu granie radością mnie napełnia?
Bez lamp ognie się palą,
Lotosy kwitną bez łodyg
I kwiaty się płonią pękami.
Ptak Czakora do księżyca się modli,
I całem sercem Czataka tęskni za deszczem…
Ale na czyją Miłość Miłujący wyleje
Treść swego życia?
LIV
Nie słyszałeś melodji, którą dźwięczy muzyka strun niedotkniętych?
W środku komnaty harfa zawodzi,
Harfa radości zawodzi cicho i słodko.
Jakże odejdziesz, pókiś jej grania nie słyszał?
Jeśli nie piłeś Nektaru Miłości,
Napróżno będziesz ciało swoje oczyszczać od grzechu.
Kazi docieka, co znaczą słowa koranu, potem innych naucza.
Ale naprożno upominać bliźnich, jeżeli serce nie kąpie się w Miłości.
Szaty swoje czerwienią Odbieżeniec krasi.
Ale na co się zdadzą szaty kraszone
Temu, kto nie ma czerwieni Miłości?
Kabir powiada: „Gdziekolwiek jestem,
W świątyni czy w domu,
W ogrodzie kwitnącym, albo też w polu,
Zaprawdę mówię, zawsze i wszędzie:
Mój Pan mnie obdarza swoją błogością“.
LV
Niedostępna jest ścieżka Miłości.
Tam się pytać nie trzeba, ani nie pytać.
Tam się człowiek rozpływa u stóp Najwyższego,
Tam się człowiek nurza w radości szukania,
W odmętach Miłości jak ryba w wodzie.
Zawsze służyć będzie swojemu Władcy, ten co miłuje.
Tako Kabir oznajmia Tajemnicę Miłości.
LVI
Ten jest prawdziwy Sadhu który oczyma ogląda Kształty Bezkształtu.
I słowy prostemi drogę wskazuje, prowadzącą do Niego,
Drogę nie przez obrządek i nie przez ceremonjał;
Który nie każe, abyś drzwi zamykał, oddech ujarzmiał i świata się wyrzekał;
I który Ducha Najwyższego wszędzie spostrzega, gdziekolwiek myśl się zatrzyma:
Ten jest prawdziwy Sadhu, który naucza stać nieruchomo pośród codziennej czynności.
Pogrążon we szczęście i wolny od lęku, nie przestaje nigdy myśleć o Zjednoczeniu.
Nieskończona siedziba Nieskończonej Istoty rozpościera się wszędzie:
Na ziemi, w wodzie, na niebie i w powietrzu.
Nieugięcie, mocno, niewzruszalnie wznosi się ponad próżnią tron Szukającego.
Kabir powiada: Zaprawdę, On jest wszędzie
I zewnątrz i wewnątrz —
Jego tylko spostrzegam — nikogo innego“.
LVII
O Sadhu! Przyjmij to słowo, które porusza Wszechświat,
Tem słowem jest Mistrz — jam je słyszał i stałem się uczniem,
Ale iluż na ziemi żyje, którzy pojęli jego głębokie znaczenie?
O Sadhu! Nad tem słowem rozmyślaj,
Albowiem Wedy i purany głoszą to słowo!
Albowiem na nim cały świat, spoczywa
Jego dźwięk powtarzają Wieszczowie i Pobożni,
Ale tajemnicy nikt pogłębić nie zdołał.
Ojcowie rodzin porzucają domostwo, słysząc to słowo.
Odbieżeńcy na nowo poczynają miłować,
Sześć filozofji tłomaczy je bez przerwy,
Duch Wyrzeczenia wskazuje nań palcem —
Z tego słowa świat rozwinął kształty,
To słowo wszystko objawia.
Kabir powiada: „Ale któż może wiedzieć,
Kiedy to słowo nadejdzie“.
LVIII
Czarę wychylaj do dna, do dna!
I upij się, upij
Nektarem boskiego imienia.
Kabir powiada:
„Słuchaj mnie, o Sadhu!
Od stóp do głów moje wszystkie myśli
Są pełne trucizny“.
LIX
Czemże się chełpisz, człowieku, jeśli nie masz nawet własnego Pana?
Odłóż rozsądek na stronę. Słowami tylko nie dosięgniesz Boga.
I napróżno okłamywać będziesz samego siebie świadectwem Pisma.
Miłość jest zgoła czemś innem.
Kto jej szuka wytrwale, napewno ją znajdzie.
LX
Odkąd wędrować począłem po przez życia ocean,
Po przez życia ocean wolnego od śmierci —
Już się o nic, o nic nie pytam.
Jak się w nasieniu drzewo ukrywa, Tak się ukrywa lęk i Niepokój
W każdem pytaniu.
LXI
Oto dotarłeś do Oceanu Błogości, azali odejdziesz, nie ugasiwszy pragnienia?
Zbudź się, o zbudź się, o nierozsądny! Śmierć się skrada za tobą zdradziecka.
Ale u twoich nóg strumień szemrze przeczysty.
O zaniechaj pogoni za złudą pustyni — pij, pij słodycz nektaru.
Pili już tutaj Dhruwa i Prahlada, pił Sukadewa i pił też Raj-Dasa —
I święci pili, gasząc pragnienie miłości.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, bracie!
Kryjówka lęku została zniszczona.
Nigdy już, nigdy nie powrócisz do świata.
Dotąd, o bracie, sam wiązałeś sobie postronki fałszu —
I słowa twoje były pełne obłudy.
Nigdy, przenigdy nie będziesz promienieć jasnością,
Dopóki żądza gniecie twoje skronie.
Prawdę, Wyrzeczenie i Miłość,
Bracie, noś zawsze ze sobą“.
LXII
Któż nauczył wdowę w płomienie się rzucać po śmierci małżonka?
I któż nauczył Miłość radości szukać — w Wyrzeczeniu?
LXIII
Cierpliwe bądź, serce!
Ten który czuwa nad ptakami, zwierzęciem i owadem,
Ten który czuwał nad tobą już w łonie matki,
Azali czuwać nie będzie nad tobą w godzinie odejścia?
O serce! Twój śmieje się do ciebie!
Czemuż uciekasz od Niego w dal nieznajomą?
Miłującego porzucasz, nie myślisz o Nim —
Dlatego wszystko co czynisz — o serce — czynisz na próżno.
LXIV
O jakże jest trudno spotkać Pana mojego!
Ptak czataka, spragniony deszczu, kwili żałośnie
I raczej umrze z tęsknoty za deszczem,
Lecz pić nie będzie wody z ruczaju.
Zwierzę oczarowane muzyką miłości
Naprzód biegnie, przed siebie,
Kona, słuchając niebiańskiego śpiewania,
Lecz nie zna strachu.
Wdowa siada obok zmarłego małżonka
I nie lęka się ognia.
Zaniechaj troski o to marne ciało.
LXV
O bracie!
Kiedy myśli moje błądzić poczęły —
Mistrz prawdziwy pokazał mi drogę.
Porzuciłem wtedy uroczyste obrządki,
We świętych falach przestałem się kąpać
Poznałem, że pijaństwo moje oczy mroczyło
I że świat cały pozamną — ma słuszność!
Budziłem ze snu tych, którzy mędrcami się zowią.
I od tej pory nie tarzam się już więcej w pyle korności,
W dzwony nie biję świątyni,
Bożyszcz nie sadzam na tronie
I martwym obrazom kwietnej nie składam ofiary.
Dręczeniem ciała nie pozyskać Władcy —
Nie podoba się Bogu nagi Ujarzmiciel —
Ale kto żyje w szczerości,
Pośród zajęć codziennych nieczynnym zostaje,
Kto w każdym człowieku siebie samego dostrzega,
Ten się zjednoczy z Nieśmiertelną Istotą,
Z tym Bóg Prawdziwy jest i będzie zawsze.
Kabir powiada: „Imię Prawdziwe tylko ten osiągnie,
Którego mowa jest zawsze czysta
I który nie zna pychy ani dumy.
LXVI
Umorzyciele szaty swoje kraszą farbami, lecz nie umieją serca zabarwić Miłością.
I chociaż mieszkają we wnętrzu świątyni Pana, nie Brahmanowi ale martwym kamieniom ofiarę składają.
Kaleczą uszy, niby kozły noszą długie brody i włosy kudłate.
Do puszczy idą, ujarzmiają żądze i sami z siebie kastratów czynią.
Inni znowu głowy swe golą,
Gitę czytają i stają się biegłymi mówcami.
Kabir powiada: „Ze związanemi rękoma i stopami
Zdążacie wszyscy do podwoi Śmierci“.
LXVII
Jakiemi słowy mam się modlić do Boga?
Mułła głośno woła do Niego.
Lecz poco? Azali Bóg jest głuchy?
Wszak Jego uszom nie ujdzie nawet ciche brzęczenie owadu.
Mówcie wasze różańce, smarujcie na czole symbol waszego Boga.
I noście na głowie długie i bujne kędziory.
Na próżno, wszystko na próżno.
W waszym sercu się kryje broń śmiercionośna
Jakże to chcecie, aby Bóg był z wami?
LXVIII
Słucham melodji boskiego fletu
I sam siebie utrzymać nie mogę.
Kwiaty już kwitną, chociaż wiosna daleko,
Pszczoły zaglądają do wnętrza kielicha.
Niebiosa huczą.
Piorunowe wstęgi błyskają dokoła,
Fale, płynące fale porywają serce.
Deszcz pada, deszcz pada,
I moje serce tęskni, tęskni za Władcą.
Gdzie rytm Wszechświata stuka miarowo
I gdzie łopoczą ukryte proporce
Tam serce moje dotarło, dotarło.
Kabir powiada: „Moje serce skonało,
A jednak żyje“.
LXIX
A jeśli Bóg mieszka w Meczecie tylko,
Do kogo należy cały świat szeroki?
A jeśli Rama w obrazie jest martwym,
Jak można pojąć co się dzieje wokoło?
Na Wschodzie jest Hari, Allah na Zachodzie.
O Piracie! Do głębi patrz serca!
Karim i Ramę razem odnajdziesz
We wnętrzu serca.
We wszystkiem, co żyje, przejawia się Najwyższy.
Kabir powiada: „Synem jestem Allaha i Ramy.
Moim Mistrzem i Ojcem jest Władca przedwieczny“.
LXX
Kto jest łagodny, zadowolony,
Którego serce jest pełne ciszy
I pogodności,
Kto Jego widział, Jego dotykał,
Ten jest zaprawdę od lęku wolny,
Od niepokoju.
Czem jest dla ciała wonna maść sandału,
Tam jest dla niego modlitwa do Boga.
A pracę jego i wypoczynek
Cudnej muzyki napełnia melodją
I serce Jego wciąż promienieje
Miłości blaskiem.
Kabir powiada: „Dotykaj stóp Jego,
Niepodzielnego i Niezmiennego,
Pełnego Ciszy,
Który napełnia wszystkie naczynia wielką radością.
Jego kształtem widomym jest Miłość.
LXXI
Przyjaciółmi twoimi niechaj będą cnotliwi,
Albowiem w nich tylko zamieszkał Najdroższy.
Od nich bierz myśli, miłość i nauki.
I niech na popiół spłonie zgromadzenie,
Gdzie nikt nie powtarza Najwyższego Imienia.
Jakże wesele odprawiać będziesz bez Oblubieńca?
Nie wahaj się dłużej, myśl tylko o Nim.
I niechaj serce twoje nie zna innych bogów,
Ani nie ufa żadnym innym mistrzom.
Kabir rozważa i mówi: „Bowiem inaczej
Nigdy nie znajdziesz twego Najdroższego“.
LXXII
W błocie zgubiono klejnot,
Szukają go wszyscy;
Na wschodzie niektórzy,
Inni na zachodzie,
W odmętach męki,
Pod ciężkiemi głazami.
Kabir niewolnik odnalazł klejnot
I poznał jego wartość bezcenną
I okrył trwożliwie pod fałdami płaszcza swojego serca.
LXXIII
Kiedy przynieśli palankin, aby mnie zanieść do mego małżonka —
Dreszcz radości wstrząsnął mojem sercem.
Ale do puszczy samotnej zanieśli mnie tragarze,
Do puszczy samotnej, gdzie nie posiadam niczego.
O wy tragarze! U stóp waszych błagam,
Zechciejcie poczekać, zechciejcie przystanąć,
Pozwólcie mi powrócić do moich rodziców,
Pozwólcie mi powrócić do moich przyjaciół!
Do domu tęsknię, do domu!
Kabir powiada: „O Sadhu!
Kupczyć zaprzestań, sprzedawać,
Złego zaniechaj, dobrego,
W krainie, do której wędrujesz,
Bazarów ani targowisk,
O Sadhu, nigdzie nie spotkasz!“
LXXIV
Serce, o serce! któreś poznać nie chciało
Tajemnic grodu Miłości!
Nieoświecone przybyłeś, nieoświecone odejdziesz.
O przyjacielu! I cóż ci po życiu!
Twe skronie przytłacza ciężkie brzemię z kamieni, —
Gdzie jest Zbawiciel, aby ulżył udręce?
Na drugiem wybrzeżu stoi Przyjaciel —
Lecz myśli Twoje nie biegną ku Niemu;
Twą łódź rozbiły fale wzburzone,
Bez celu miotają kruchą łupiną.
Kabir powiada: „Rozważ, rozpamiętaj,
Gdzie przyjaciela, gdzie, ach gdzie odnajdziesz?
Samotny jesteś, wędrujesz samotnie —
I własnych czynów zażywasz owoce.“
LXXV
Uczą nas Wedy, że Bezwzględność mieszka
Tam, gdzie się kończy wszelka Zależność.
Lecz mów, niewiasto, i nacóż się przyda
Rozprawiać o tem, czy On jest we świecie,
Czy po za światem?
Niech wszystko, co widzisz, będzie twojem domostwem
I mgła radości ani mgła cierpienia
Niechaj się nigdy wedrzeć nie zdoła
Do jego wnętrza.
Tam niechaj Brahman dniami i nocą
Istoty swojej głębię odsłania,
W blask przyodziany, w blasku siedzący,
Blask zlewający na twoje czoło.
Kabir powiada: „Mój Mistrz prawdziwy
Błyszczy jasnością.“
LXXVI
Otwórz oczy Miłości, spoglądaj, spoglądaj na Tego,
Który przenika ten świat —
Spoglądaj i dociekaj, kędy jest Jego siedziba.
A kiedy Mistrz prawdziwy stanie na twej drodze,
Ze snu się przebudzi twoje śpiące serce,
Ze snu się przebudzi, pozna tajemnicę,
Podwójną tajemnicę pozna i pogłębi:
Wyzwolenia i wielkiej Miłości.
Pozna, że Jego potęga
Wszystko co ziemskie przewyższa.
Ten świat jest niby Miasto, w którym ukrywa się Prawda,
Krętych ulic labirynt zachwytem napawa serce,
Tam celu wędrowiec dochodzi, nie krocząc po ścieżce,
I stokrotne wesele tam pląsa radośnie
Korowodem wieczystej błogości.
On jest Ciszą bez kresu, bez końca —
On miłością przysłania cały stworzony świat —
On promieniami prawdy kształty roznieca
I sam napełnia sobą, przenika stworzony kształt.
Wszystkie ogrody i gąszcza
I gaje cieniste kwitną;
Falami radości falują
Przestworza.
Tam łabędź śpiewa pieśni przecudne,
Tam boska muzyka wiruje wkrąg Nieskończonego.
Tam tron po środku błyszczy, jaśnieje,
Na nim zasiada On, Najwyższy Bóg,
I słońc miljony zawstydzone gasną
W promieniach włosa jednego
Na jego ciele.
Tam harfy dźwięczą i dźwięki swojemi
Wstrząsają serce,
I wieczna fontanna wytryska, igra bez przerwy,
W górę wyrzuca, w górę
Strumienie
Nowych narodzin i wciąż nowej śmierci.
(Niektórzy twierdzą, że On jest
Próżnią —
On Prawda prawdy — w którym wszystkie prawdy
Ukryte leżą!)
Tam w Jego wnętrzu światy powstają,
Tego nie ujrzeć ludzkiej mądrości,
Bracie, mój bracie, tam jest
Otchłań Bezkresu,
W Bezkresie zamieszkał On, Bezimienny,
Niczego ci o Nim powiedzieć nie mogę.
Kto był w tej krainie, ten zna tajemnicę,
Napróżno jest mówić i słuchać napróżno.
On nie ma kształtu, On nie ma ciała,
Ani jest ciężki, ani też lekki,
Ani szeroki, ani też wąski —
Jakże ci powiem, jak On wygląda?
Ten, który stąpa Szlakiem Bezkresu —
Na tego spływa łaska Wiecznego,
Ten jest wyzwolon po wszelkie czasy
Od Narodzenia i od nowej śmierci.
Kabir powiada:
„Tego słowami wyrazić,
Literami napisać nie sposób;
Niemy kosztuje słodyczy —
Jakże, o jakże —
Słodycz opisze?“
LXXVII
O moje serce! Pójdziemy do kraju, kędy mieszka Najdroższy, Najukochańszy, Zachwycający. —
Tam bez sznura dzban do studni rzucony napełnia się Miłością.
Tam chmury nie przysłaniają nieba,
A jednak deszcz ulewny spływa na ziemię.
O duszo moja! Nie siedź u proga, ale kąp się w powodzi jej ulewy przedziwnej.
Tam księżyc nie świeci, a jednak jest widno,
Albowiem słońc miljona promienność
Istnieje w tym kraju.
LXXVIII
Kabir powiada:
„O Sadhu! Słuchaj tych słów nieśmiertelnych,
Jeżeli pragniesz dobra, zważ je dokładnie, dokładnie!
Obcy się stałeś Jemu, twojemu Stwórcy,
Rozum straciłeś, o Sadhu,
Śmierć przekupiłeś, o Sadhu.
Wszystkie myśli, wszystkie nauki
Pochodzą od Niego;
A więc wyzbądź się lęku.
Słuchaj odemnie poselstwa tej wielkiej prawdy!
Czyjeż imię będziesz powtarzać, nad kim rozmyślać?
Uciekaj, uciekaj od tego zamętu —
W sercu każdego stworzenia mieszka Przedwieczny —
Po co ucieczki szukać w samotnej pustelni?
Kto się obawia podejść do Niego,
Nie Jego, ale odległość ubóstwia.
Ale jeśli On jest daleko, któż więc dokoła
Stworzył te światy?
„Tutaj Go niema“ — tako mówiąc, idziemy przed siebie —
Coraz dalej, coraz dalej —
We łzach tonąc, szukamy napróżno.
Niedosięgalny jest On, gdy jest daleki,
Błogości pełnią — kiedy jest blisko.
Tako powiada Kabir:
„Aby cierpiał Niewolnik, ciało jego przenika Najwyższy.
Siebie samego poznaj:
Od stóp aż do głowy On ciebie napełnia.
Śpiewaj radośnie i oparcia szukaj
We własnem sercu.“
LXXIX
Ani nie jestem pobożny ani bezbożny,
Nie żyją według prawa ani bezprawia,
Nie jestem głosicielem ani słuchaczem,
Nie jestem niewolnikiem ani też władcą,
Nie jestem skrępowany ani swobodny,
Nie jest blisko ani daleko,
Nie tęsknię za piekłem ani za rajem,
Wszystko czynię, lecz stoję po za czynami,
Prosta jest moja nauka, nieruchomo stać będzie
Kto ją zrozumiał.
Kabir nie pragnie ani budować, ani też niszczyć.
LXXX
Inne niż wszelkie imię jest Imię prawdziwe!
Pomiędzy Bezwzględnością a tem co jest Względne —
Różnica słowem jest tylko.
Nasieniem jest Bezwzględność,
Płodem i kwiatem jest Względność,
Gałęźmi jest poznanie,
A imię zaś korzeniem.
Patrzaj, dociekaj kędy się korzeń ukrywa,
W szczęściu nurzać się będziesz, jeżeli korzeń odszukasz.
Albowiem kto odnalazł korzeń głęboko ukryty,
Odnajdzie i gałęzie, liście i kwiaty i płody,
Władcę swojego odnajdzie, błogość najwyższą osiągnie
I z tem, co jest Względne, w zgodzie zespoli Bezwzględność.
LXXXI
Na początku był On, sam sobie Wystarczający,
Istność bez kształtu, bez barwy, bez zależności.
Wtedy nie było początku, ani środka, ani końca,
Oczu nie było, ani ciemności ani jasności,
Ziemi nie było, powietrza i nieba,
Ani ognia, ani wody, ani jezior, ani mórz i rzek:
Nie było Gangesu i nie było Yamuny.
Cnoty nie było ani występku, świętych ksiąg nie było:
Ani Wed, ani Puran, ani Koranu.
Kabir rozważa i mówi:
„Najwyższy Byt nurzał się wtedy w nieznanych głębiach swojej własnej Istoty.“
Mistrz Wcielony ani je, ani pije, ani żyje, ani umiera.
Nie należy do żadnej kasty i do żadnego szczepu
Któż opisze Jego chwałę?
Jest ani w kształcie, ani bez kształtu,
Jest bezimienny,
Nie jest barwny, ani bezbarwny
I nigdzie niema swojego domu.“
LXXXII
Kabir rozważa i mówi:
„Ten, który nie należy do żadnej kasty,
Który nie ma ojczyzny —
Który jest bez kształtu i bez jakości —
Przestrzeń sobą wypełnia.“
We wszystko, co jest, włożył Stwórca przedwieczny
Melodję wesela —
Z dźwięku świętego Om
Wykwitły światy.
Ziemia jest Jego radością
Jego radością jest niebo
I błyskawica i słońce
I nocą miesiąc srebrzysty.
Jego radością jest koniec I środek i początek,
Oczy, co patrzą i ciemność
I blask, promienny blask.
Oceany i fale są jego radością,
Saraswati, Yamuna i Ganges
Są Jego radością.
Jeden jest tylko prawdziwy Mistrz,
Śmierć i życie, zespolenie i rozdział —
Wszystko jest igraszką Jego wesela.
On igra polem, on igra wodą, igra Wszechświatem.
On igra ziemią i niebiosami.
Igrając, stwarza co jest,
Igrając, utwierdza i utrwala.
Kabir powiada: „Cały ten świat
Jest tylko Jego igraszką —
Igrającego Boga nikt pojąć, pogłębić nie może.“
LXXXIII
Cichą muzyką szepczą struny harfiane,
Bez nóg, bez stóp coś tańczy bezustannie,
I gra bez palcy i słucha bez uszu.
Albowiem On jest uchem i słuchaczem.
Zamknięte są bramy do wonności ogrodu,
Nikogo tam niema, nikogo nie widać:
Mędrzec się domyśli, o co chodzi w tej pieśni.
LXXXIV
Jałmużnik żebrząc, chodzi po świecie.
Nie będą go prosić, aby mnie oświecił,
Bo jakżebym jałmużnę brał od jałmużnika —
I tak mnie obdarzy, chociaż prosić nie będę.
Kabir powiada: „Jestem Jego własnością,
Niech więc się stanie, to co stać się musi.“
LXXXV
Tęskni moje serce za domem małżonka.
Ale pod nieba sklepieniem szukać musi ucieczki,
Kto na zawsze, na zawsze Miasto porzucił Miłości.
Nic mnie nie cieszy ani raduje,
Moje ciało i duszę ogarnęło szaleństwo.
Miljony bram prowadzą do Jego pałacu,
Ale ocean burzliwy od siebie nas oddziela.
O jakże się przeprawię na drugie wybrzeże!
W nieskończoności tonie droga mozolna i znojna.
O jakże jest dziwna tej harfy natura. —
Dopóki struny są mocno napięte,
Jej granie serce upaja;
Gdy struny pękną, nikt nie chce słuchać
Melodji.
Śmiejąc się, mówiłam do moich rodziców,
Że jutro już wyruszę do mego małżonka.
Gniewali się, ganili moją niecierpliwość.
O przyjacielu najdroższy, odsłoń leciutko, leciutko
Zasłonę na mojej twarzy —
Albowiem teraz noc Miłości nastała.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, słuchaj,
Moje serce tęskni za moim Najdroższym,
Bezsenne spędzam noce na mojem posłaniu,
Pamiętaj o mnie jutro, nad ranem, o zmierzchu.“
LXXXVI
Bogu służ, który zestąpił do tej Życia Świątyni,
Zerwij z oblicza twego maską Szaleństwa,
Noc, ciemna noc, wszystko pokryła całunem.
Stulecia całe On czekał cierpliwie,
Jego serce było pełne gorącej Miłości.
Nie poznałem wtedy prawdziwego Szczęścia,
Nie zbudziła się jeszcze moja wielka Miłość.
Dzisiaj, dzisiaj Najdroższy mnie oświecił —
Pojąłem, co znaczą słowa Jego pieśni
Słowa, które dźwięczą w moich uszach bez przerwy.
Dzisiaj, ach dzisiaj przyszło moje Szczęście.
Kabir powiada: „Szczęśliwy jestem, szczęśliwy,
Dziś mnie obdarzył pieszczotą mój Władca Najdroższy.
LXXXVII
Kłębią się chmury na horyzoncie,
Grzmot się rozlega łoskotem głuchym —
Słuchajcie:
Od strony zachodniej nadchodzi ulewa,
Na ziemię spłynie monotonnym szelestem, —
Wzmocnijcie wasze płoty i wasze zagrody,
Niech deszcz je zaleje bezpiecznie.
Podłoże przygotujcie Wyzwolenia, co przyjdzie.
Niech wilgoć piją pnącze i ljany spragnione.
Przezorny gospodarz plony zbiera zawczasu —
Miłością, Wyrzeczeniem śpichlerze napełnia —
Będzie karmić przez zimę mężów mądrych i świętych,
Kiedy deszcze nastaną i słota.
LXXXVIII
Święto jest dzisiaj niezwykłe, święto niesłychane,
Mój Pan w gościnę przybył do moich podwoi.
Cała moja chudoba jaśnieje pięknością,
Jaśnieje odblaskiem Jego niebiańskiej urody.
Obmyłem Jego stopy, do oczu spoglądam,
I składam w ofierze i duszę i ciało
I wszystko, co tylko posiadam.
Wszelka nieczystość pierzcha z mojego serca,
Kiedy spoglądam na Niego.
Kabir, z niewolników najniższych najniższy,
Tak oto śpiewa: „Moja Miłość Jego dotknęła
I moje serce tęskni za Prawdą najwyższą
Jego Imienia.“
LXXXIX
Gdzie jest mędrzec, ach gdzie —
Który słuchać zapragnie
Uroczystej niebios melodji?
On, Praźródło Muzyki,
Wszystkie naczynia napełnia
I sam spoczywa w pełności
W Bezruchu.
Ale, kto w ciało zamknięty,
Nigdy nie zgasi pragnienia,
Wiecznie, wiecznie
Uganiać się będzie za częścią
Całości.
I coraz głębiej, coraz głębiej rozbrzmiewa,
Wyrzeczenie i Miłość jednocząc ze sobą,
Tej pieśni dźwięk:
Wszędzie jest On, Wszędzie jest On…
Kabir powiada: „O Bracie!
To jest Pra-Słowo Początku!“
XC
Do kogóż pójdę, aby mnie nauczył, kto jest Najdroższy?
Kabir powiada: „Kto nie wie jak drzewo wygląda,
Ten lasu szuka napróżno.
Nie znajdzie Najdroższego, kto go szuka w bezbarwnem pojęciu.“
XCI
Odkąd umiem czytać księgi Sanskryckie,
Wszyscy myślą, że jestem uczony, uczony —
Ale cóż mi potem, kiedy błądzę bez celu,
Pragnieniem dręczony, namiętnością palony?
Darmo noszę na czole brzemię próżności i pychy.
Kabir powiada: „Zrzuć wszystko na ziemię
W kurz — w pył!
Idź przed siebie, przed siebie, szukać Najdroższego —
Twoim Władcą jedynym niech On tylko będzie.
XCII
Od kochanka wróciła do domu dziewczyna,
Siadła przy kołowrotku, złote nici przędzie —
Jej ciało niby miasto pięknością jaśnieje,
W środku tego miasta Pałac duszy się wznosi.
Kręci się wkoło koło kołowrotka,
Na klejnotach Poznania usiadła dziewczyna,
Z cienkich nici uprzędzie cienką, miękką szatę,
Wybieli ją na słońcu gorącej Miłości.
Kabir powiada: „Powiążę w girlandę kwiecistą
Dni i nocy godziny, co kwitną i więdną.
A kiedy przyjdzie On, Kochany, Najdroższy,
I dotknie swoją stopą mojej kornej skroni,
Łzy gorące w ofierze mu złożę.“
XCIII
Słońca, księżyce i gwiazdy
Sieją dokoła promienność
Pod wielkim parasolem
mojego Króla i Władcy.
On jest myślą w mojej myśli,
On jest okiem w mojem oku.
O, gdyby myśl i oko jednem się stały,
O, gdyby Miłość moja Ukochanego dosięgła,
O, gdyby zgasła gorączka w mem sercu żarem płonąca.
Kabir powiada: „Gdy Miłość
Z Najdroższym w jedno się złączy,
Wtedy osiągnie tęskniący
Pełnię Prawdziwej Miłości.“
XCIV
O Sadhu!
Ojczyzną moją jest kraina bez smutku.
Głośno wołam do wszystkich — do króla, do żebraka,
Do cesarza możnego, do biednego fakira.
Każdy, kto szuka ucieczki w Najwyższym, w Najświętszym,
Niech przyjdzie, niech osiądzie w mojej niebiańskiej ojczyźnie,
Znużony niech przybędzie i ciężar z ramion niech zrzuci,
Niech zrzuci —
O Bracie!
— I tako żyj tutaj, lecz o każdej godzinie
Bądź gotów do przeprawy na drugie wybrzeże.
Tam jest kraina bez ziemi, bez nieba,
Tam księżyc nie świeci, ani gwiazdy migocą,
Albowiem tylko Prawdy promienność
Jasnością błyszczy w mego Pana pałacu.
Kabir powiada: „Bracie najdroższy,
Złudą jest wszystko, oprócz jednej Prawdy.“
XCV
Za Panem moim weszłam do Jego domostwa,
Ale nie żyłam z Nim, nie kosztowałam Jego —
I moja młodość minęła jak sen.
W noc przedślubną pieśni przyjaciółki śpiewały,
Olejkami wonnemi moje ciało maściły,
Maściły mnie rozkoszą i bólem.
A gdy śluby zawarłam, powróciłam do domu
Moich krewnych pożegnać na zawsze.
Kabir powiada:
„Za Władcą moim w ślad pójdę,
A za mną Miłość pospieszy —
I wtedy zagrają trąby
Radości, wesela, triumfu.“
XCVI
O serce moje! Rozważ to dobrze!
Jakże spać możesz ciągle, jeżeli kochasz naprawdę?
Ukochanego znalazłeś, więc Jemu się oddaj
I niech On będzie w tobie,
Dlaczego, o serce, tracisz Go ciągle na nowo?
Gdy senność wielka na twych źrenicach zaciąży,
Czemu czas marnujesz, łoże ścieląc i układając wezgłowie?
Kabir powiada: „Uczą was wielu melodji miłości.
Iże głowę swoją złożyć musicie w ofierze, —
Azali płakać będziecie — o bracia?“
XCVII
Pan jest we mnie, Pan jest w tobie,
Pan jest życiem w każdem ziarnie —
Pychę odłóż, niewolniku,
W sercu własnem szukaj Pana.
Miljony słońc jasnością płoną,
Ocean błękitu rozlał się na niebie,
Życia gorączka milknie,
Obmyte są wszystkie piętna,
Słuchaj, jak dzwony biją —
Miłością raduj się, raduj!
Bez wody na ziemię spływa ulewa,
Rzekami są światła promienie.
Miłość przenika wszechświaty —
Niewielu jest, niewielu,
Którzy jej głębię zgłębili.
Ślepy jest ten, który miłość chce ujrzeć
Okiem rozumu —
Albowiem rozum rozdziela tylko, nie łączy.
Daleko po za rozumem leży
Jego prawdziwa siedziba.
O jakże jest Kabir szczęśliwy!
W jego sercu dźwięczy muzyka. —
Muzyka spotkania duszy tęskniącej z duszą,
Muzyka zapomnienia wszelkiej żałości,
Muzyka, która przewyższa wszystko, co przychodzi,
I znowu odchodzi, przemija.
XCVIII
Już niedaleko jest miesiąc wiosny,
Kiedy się połączę z moim Najdroższym.
Jakiemi słowy jego piękność opiszę,
Piękność tego, który się nurza w piękności?
On błyszczy wszystkiemi barwami tęczy —
Ciało i duszę jednakowo czaruje —
Kto Jego poznał, ten zaiste poznał
Niewysłowione igranie wiosny.
Kabir powiada: „Niewielu jest, niewielu,
Którzy znaleźli to, czego szukali“.
XCIX
O Narado! Blisko, już blisko jest mój Najdroższy!
Kiedy On czuwa, ja także czuwam —
Kiedy On drzemie, ja także drzemię —
Biada temu, kto Jego obraża,
Chwała temu, kto Jego wysławia!
Kiedy On stąpa, ja przed Nim biegnę,
Moje serce napełnia wieczna tęsknota.
Długa pielgrzymka kresu dobiega
Tam gdzie On stoi —
Rzesze pobożnych rozsiadły się wokoło
U Jego stóp —
Kabir powiada: „Miłujący głosi Własnemi usty chwałę prawdziwej Miłości“.
C
Skrzydła Miłości opuść łagodnie,
Ciałem zawiśnij, duszą zawiśnij
U piersi twego Ukochanego —
I nurzaj się, nurzaj w radości —
I niechaj z twych oczu strumień łez popłynie
I serce twoje niech półmrok przysłoni.
Do Jego ucha przyłóż usta gorące
I opowiadaj o najgłębszej tęsknocie,
O najgłębszej tęsknocie twojego serca.
Kabir powiada: „Słuchaj mnie, o bracie!
Staraj się ujrzeć Najdroższego w sercu.“
KONIEC
Dodaj komentarz