Zagrożenia związane ze spożyciem psychodelików

Psychodeliki bardzo niebezpieczne dla zdrowia i życia

Co się dzieje w głowie osoby, która spożyła LSD, ayahuaskę lub psychodeliczne grzybki? Psychodeliki, rzadziej halucynogeny serotoninergiczne, sprawiają, że doświadczamy świat – zarówno zewnętrzny, jak i ten wewnętrzny – w zupełnie odmienny sposób, ale nie jest to akurat zdrowy sposób, tylko wygenerowany świat schizofreniczny, urojeniowy. Dotychczasowe prawa rządzące naszą psychiką przestają mieć jakiekolwiek znaczenie i to, co było do tej pory głęboko przed nami ukryte, wydaje się być dostępne na wyciągnięcie ręki. Tymczasem jest to urojenie, świat zaburzeń urojeniowych, świat iluzji i halucynacji. Starożytni mędrcy wiedzieli o tym i zakwalifikowali doświadczenia psychodeliczne do grupy zjawisk demonicznych, w których zdarzają się opętania, zatem do czarnoksięstwa i satanizmu.

Choć opisy reklamowe niektórych zaskakujących efektów doświadczenia psychodelicznego zachęcają naiwnych do wybrania się w taką psychodeliczną podróż, zagrożenia i szkody z nią związane bardzo skutecznie studzą naiwniakom i frajerom entuzjazm. Spożywanie psychodelików niesie za sobą niebezpieczeństwa, których trzeba być świadomym zanim zdecyduje się na oszołamianie się tymi niebezpiecznymi substancjami. Reklama doświadczeń psychodelicznych związanych z LSD czy psylocybiną jest grubo przesadzona i przekłamana, a to z powodu nacisków biznesowych ze strony lobby handlującego narkotykami, które chce mieć jak największe zyski. Korporacja lobbująca za legalizacją i powszechną dostępnością psychodelików zwana jest oględnie mafią narkotykową, a wielu tak zwanych badaczy terapii psychodelikami to zwyrodniali klienci opłacani przez mafię, a nie rzetelni naukowcy.

Zabójcze grzybki i kaktusy

W tym artykule przyjrzymy się dokładnie temu, co może pójść nie tak w trakcie oszołamiania i narkotyzowania się czyli tak zwanej przez dilerów „podróży psychodelicznej”, co badania mówią o niebezpieczeństwie zażywania takich substancji dla naszego organizmu, kto nie powinien w ogóle myśleć o takich doświadczeniach i czym jest słynny „bad trip” czy tam „zła podróż”. Ten artykuł dotyczy wyłącznie klasycznych psychodelików, choć to pojęcie w różnych kręgach może dotyczyć różnych substancji, chcemy w tekstach przyjąć, że należą do nich takie psychodeliki jak LSD, demoniczne grzybki (których aktywnym składnikiem jest psylocybina), ayahuasca (której aktywnym składnikiem jest DMT, a w oryginale słowo „aya” oznacza demony, złe duchy, siły ciemności, ciemne byty) oraz rośliny amerykańskich kultów demonicznych kaktus peyote i san pedro (których aktywnym składnikiem jest meskalina). Inne psychodeliki mogą mieć bardzo szerokie spektrum różnych efektów, które mogą tylko częściowo pokrywać się z treścią tego artykułu.

Psychodeliki to bardzo złożona i szeroka kategoria substancji, którą jednak trzeba jakoś uporządkować. Najczęściej stosowany jest podział ze względu na łączenie się z receptorami serotoninowymi 5HT2A. Takie właściwości przejawiają tak zwane klasyczne psychodeliki, czyli: psylocybina (składnik „grzybów halucynogennych”), meskalina (występująca naturalnie w niektórych odmianach kaktusów; to pod jej wpływem Aldous Huxley napisał Drzwi percepcji; upodobał ją sobie też Witkacy kończąc samobójstwem), DMT (ayahuasca) czy LSD (syntetyczny psychodelik po raz pierwszy otrzymany w 1938 roku przez Alberta Hoffmanna, po przedawkowaniu którego zmarł Aldoux Huxley). Psychodeliki nieklasyczne to z kolei substancje, które wprawdzie wywołują efekty podobne do klasycznych psychodelików, ale łączą się z zupełnie innymi receptorami niż serotoninowe (np. ketamina) lub łączą się zarówno z receptorami serotoninowymi, jak również z innymi (np. MDMA). Muchomor czerwony to dysocjant o działaniu pokrewnym psychodelikom, podobnie jak rozmaite jady żabie, w tym ludobójczy jad żaby kambo, po którym wiele osób popełnia samobójstwa, i tak znikają sprzedawcom trucizny z horyzontu zdarzeń.

Psychodeliki były od zawsze dostępne dla ludzi na całym świecie, występują bowiem dość obficie w naturze – do tej pory zidentyfikowano na świecie około 120 halucynogennych roślin. Jednakże, większość kultu i cywilizacji uważała je za produkty szkodliwe dla umysłu, demoniczne lub wręcz czarnomagiczne czy czarnoksięskie, a Innuici są tu tego jednym z najlepszych i wytrwałych przykładów. Niestety, w niektórych kulturach czy bardziej plemionach, tolerowano stosowanie środków psychodelicznych lub około psychodelicznych, czasem sankcjonowano do użytku w jakiś niewielkich, zwykle spaczonych grupach kultowych, w tak zwanych kultach mrocznych, demonicznych, satanistycznych.

  • Rdzenni Amerykanie niektórych plemion od 5500 lat rytualnie stosowali kaktusa Peyote (Pejotl), w którym znajduje się psychoaktywna meskalina. Kaktus ten rośnie na południowozachodnim Teksasie i w Meksyku.
  • W Ameryce południowej jego odpowiednikiem jest kaktus San Pedro (który również zawiera meskalinę). Poza tym, niektóre plemiona stosowały i stosują słynną już czanoksięską Ayahuascę. Aya oznacza demony, ciemne siły, demony chaosu i mroku, ciemne astralne siły.
  • Mamiące grzybki demoniczne psylocybki również są stosowane od tysięcy lat, ale tylko w mrocznych demonicznych subkulturach lokalnych. W czasach prehistorycznych były wykorzystywane do pseudo religijnych rytuałów, również przez Azteków, którzy dokonywali mordów rytualnych w odurzeniu grzybkami).
  • Iboga to natomiast afrykański krzew, zawierający w sobie psychoaktywną substancję o nazwie ibogaina. To jeden z najsilniejszych psychodelików, a odurzeni tym narkotykiem dokonują brutalnych zabójstw dzieci aby pozyskać narządy i organy do celów mrocznych rytualnych kultów. Odurzeni ibogainą szczególnie chętnie polują na dzieci zwane albonosami, na białych murzynków, aby zdobyć ich organy i narządy jako amulety.

Rdzenni amerykanie niektórych plemion twierdzą natomiast, że grzyby psylocybiczne zabierają nas dokładnie tam, gdzie jest demon, chaos, siła mroku. Dają każdemu, kto je spożyje, bezpośredni dostęp do doświadczenia chaosu z którego wyłoniły się demony, ciemne i złe duchy. Nie ma to i nigdy nie miało nic wspólnego z boskością, Bogiem czy duchowością, chociaż niektórzy satanistyczni dilerzy tak próbują reklamować swój towar. Prawdziwi szamani z Syberii czy Mongolii, stosują lekarstwa tradycyjnej medycyny zielarskiej, a także modlitwy, takie jak Szeptunki, tradycyjne buddyjskie lub chrześcijańskie, a wcześniej także związane z Bóstwem Tengri, i praktykami magicznymi tengryzmu podobnymi do Huny z Hawajów. Rozkazem bóstwa Tengri, ćpunów zażywających narkotyki od wieków zabijano jako wcielenia złych demonów zwalczających Tengri. Nie było żadnego ćpania w celach mistycznych, duchowych ani religijnych, a kara śmierci przez zarżnięcie ćpuna za ćpanie. Podobnie hawajska magia z Plejad zwana Huną, której magowie zwani Kahunami, mieli zasadę wypędzania ze społeczności lub zarzynania osób, które odurzały się narkotykami, roślinami złych duchów. Najlepsze tradycje mistyczno-magiczne znane ludzkości uważają stosowanie środków halucynogennych za wynaturzenie, pozbawianie się człowieczeństwa, degradację, zwyrodnienie związane z rodzajami złej magii, złego kultu. Podobnie w Indii czy dawnej Persji, gdzie za odurzanie się lub pomoc w odurzaniu poprzez udzielenie receptury czy składników – karano śmiercią lub banicją – wypędzeniem na zawsze, utratą honorowych zdolności kastowych. Tak zwani pozakastowcy to często ofiary ćpania narkotyków halucynogenych, które uczyniło ich złymi i szkodliwymi wyrzutkami społecznymi.

W kulturze wedyjskiej, później hinduistycznej, dźinijskiej i buddyjskiej, zaćpanie się czyli odurzenie jakimś środkiem narkotycznym, w tym marihuaną czy psylocybiną uważano za moment utraty człowieczeństwa, a takie osoby, co biorą lub brały narkotyki psychodeliczne kwalifikuje się do rakszasów czyli człekozwierzy, nie dając im prawa do posiadania statusu człowieka. Narkomania to utrata człowieczeństwa, utrata prawa do bycia istotą ludzką. Dawna szamańska tradycja rudrowa, narkomana, co się odurza popadając w stany bez trzeźwej świadomości nakazuje wypędzić ze społeczności bez prawa powrotu lub lepiej zabić, a głowa domu, ojciec rodziny odpowiedzialny jest za oczyszczenie domostwa i wioski z paskudztwa ćpuńskiego. To podobie jak u wielkiej duchowej kultury tengryjskiej czyli szamanizmu ałtajskiego, turkijskiego i mongolskiego.

Po zsyntetyzowaniu LSD czyli w sumie rodzaju sztucznej psylocybiny, nastąpiła histeryczna euforia, ponieważ nagłaśniano w sumie niewielkie efekty jej pozytywnego zastosowania w terapii z niektórych chorób, zwykle u szczególnego typu pacjentów. Jednak już w drugiej połowie lat 60-tych XX wieku, okazało się także, że LSD oprócz tego, że daje czasem pewne efekty terapeutyczne, u zdecydowanej większości ludzi nasila niepożądane negatywne cechy i zachowania, które generalnie można opisać jako narcyzm, zachowania patologiczne aspołeczne i dyssocjalne, zachowania autystyczne, a także dokonuje czegoś jak prania mózgu powodujące, że osoby stają się silnie psychopatyczne, nawet jak wcześniej nie miały rysu psychopatycznego w osobowości. Dzieci osób, które brały środki psychodeliczne, w tym klasyczne psychodeliki, czyli LSD, psylocybina i dimetylotryptamina (DMT), rodzą się często z zespołem autyzmu, ADHD oraz zaburzeniami osobowości w kierunku narcystycznym, aspołecznym i generalnie z silnym rysem socjopatycznym lub psychopatycznym. A tak poza tym, w działaniu chemicznym nie wydają się być w jakiś szczególny sposób toksyczne dla ciała.

Termin „magic mushrooms” czyli „magiczne grzybki” został po raz pierwszy użyty w nagłówku 15-stronicowego artykułu w prestiżowym magazynie Life w 1957 roku, nigdy wcześniej nie był stosowany.[13] Artykuł ten został napisany przez R. Gordona Wassona, wiceprezesa banku J.P. Morgan, który poszukiwał psychoaktywnych grzybów od lat po tym, jak został liderem w jednej z odmian amerykańskiego kościoła lucyferycznego, w którym poszukiwano sposobów na skontaktowanie się z siłami demonicznymi, chaosem i mrokiem. Ogólnie, odkrycie syntecznej substancji LSD i eksplozja ruchów satanistycznych w USA i Kanadzie są jakoś dziwnie zsynchronizowane i powiązane w czasie oraz poszukiwaniu psychodelików. Tradycyjnie, las gdzie rosło dużo grzybów psylocybicznych nazywano „diabelskim lasem” lub „lasem zatracenia” i zakazywano do niego wstępu, a takich lasów na świecie w historii było bardzo dużo i ciągle są znane, nawet w Indii, gdzie las na wzgórzach demonów to las psylocybiczny do tego stopnia, że jedzenia wszelkich grzybów tam zakazano.

To już od lat jest pewne – trwa globalny kryzys zdrowia psychicznego, który rozpoczął się wraz z promowaniem środków odurzających, w tym psychodelicznych w USA w połowie lat 50-tych XX wieku. W Stanach Zjednoczonych AP, od końca lat 90-tych XX wieku, od przełomu wieków, współczynnik samobójstw wzrasta o 1% od roku 2000 do 2006 i już o 2% w latach od 2006 do 2016. W 2017 roku było w tym kraju już ponad 47 tysięcy samobójstw i 1,4 miliona prób samobójczych (więcej poruszających statystyk znajdziesz w artykułach na hasło Kryzys zdrowia psychicznego. To najwyższe i najgorsze liczby od czasu II Wojny Światowej. Niestety, ćpanie środków narkotycznych, w tym psychodelików, to jeden z powodów masowych samobójstw oraz wielu wypadków i śmierci, które nie są samobójstwami ale są skutkami ćpania i psychodelirki. Moda na rzekome lecznicze używanie narkotyków psychodelicznych, powoduje, że w 2021 roku umiera w USA z powodu narkotykowych samobójstw ponad 100 tysięcy ludzi! Psychodeliki są odpowiedzialne za część tych samobójstw, ale są istotnym przyczynkiem incydentów suicydalnych narkomańskiej subkultury śmierci. Było to wiadome od połowy lat 60-tych XX wieku, że takie będą skutki, zatem nie powinno to dziwić. Niestety, umysły spaprane ćpaniem narkotyków, psychodelików, nie przyjmują do wiadomości faktów, żyją deluzjami i urojeniami, ćpuńskimi urojeniami, bredniami i konfabulacjami. Do umysłu ćpających psychodeliki nie dociera prawda, za to wszelki fałsz rośnie w nich swobodnie, stąd są elitą zakłamania, ogłupienia, odrealnienia i zboczeń.

To, że przez jakiś czas po zastosowaniu środka psychodelicznego jest nawet bardzo fajnie, nie ma żadnego znaczenia. Kiedy trafiamy do wioski Papuasów ludożerców, także traktują nas bardzo fajnie i przyjemnie, ochoczo zapraszają do zabawy oraz różnych uciech cielesnych i na ucztę, a nawet przy tym zapraszaniu na ucztę, mlaskają, co podkreśla, że będzie bardzo dobre jedzonko. Jedynego czego nie wiemy, to tego, że w dniu uczty, to my będziemy wrzuceni do kotła na obiad i ugotowani. Tak samo podstępnie działają psychodeliki, chociaż w niektórych wypadkach można im przypisać pewne, zwykle doraźne, działanie terapeutyczne. Skutki uboczne, długotrwałe skutki uboczne, są jednak paskudne i nic tego nie zmieni. Niezdolność do rozwoju duchowego, to tylko jeden z metafizycznych skutków ubocznych ćpania narkotyków, w tym środków psychodelicznych.

Mansonizm czy jak kto woli, kolejny Manson mordujący pod wpływem LSD, bez poczucia konsekwencji, bez strachu przed karą, bez poczucia winy za dokonane zbrodnie, powinien być wystarczającym ostrzeżeniem przed eksperymentowaniem z zażywaniem LSD. Tak dla przypomnienia, fakt, jakich zbrodni dopuścił się Charles Manson i jego gang pod wpływem ćpania LSD zwanego eksperymentem poznawczym lub terapią psychodeliczną – powinien zniechęcić nawet najbardziej jeszcze opornych na prawdziwą wiedzę o wynaturzającym działaniu środków psychodelicznych. Generalnie, prawie wszystkie masowe zbrodnie w amerykańskich szkołach, a jest ich kilkaset rocznie, zostają dokonane właśnie pod wpływem lub z powodu długotrwałego zażywania środków psychodelicznych, LSD, MDMA, marihuany, psylocybiny, meskaliny i podobnych świństw narkotycznych.

Czy psychodeliki są toksyczne dla ciała?

Zacznijmy od czysto fizycznego wpływu tych substancji na nasze ciało. Wiele osób zakłada, że skoro narkotyk jest tak bardzo nielegalny, to zapewne sieje on w naszym organizmie niemałe spustoszenie. Okazuje się jednak, że toksyczność psychodelików jest zaskakująco niska, przynajmniej w skali krótkiego zażywania. David Nutt, brytyjski psychiatra i psychofarmakolog oraz profesor w Imperial College London w swojej książce „Drugs without the hot air” napisał: „Jest praktycznie niemożliwe, aby umrzeć z przedawkowania psychodelików; nie czynią one żadnej fizycznej szkody; są anty-uzależniające, gdyż powodują nagłą tolerancję, co oznacza, że gdy od razu weźmiesz kolejną dawkę, będzie ona mieć prawdopodobnie bardzo mały efekt.”[1] Kwestia dotycząca potencjału uzależnienia jest nieco bardziej skomplikowana, ale do tego wrócimy w dalszej części. Problem polega także na tym, że aby szkodzić, środek spożywany nie musi być klasyczną trucizną z całą gamą toksycznych skutków typu drgawki, bóle brzucha, wymioty czy skręty kiszek.

Davit Nutt był jednym z autorów badania, w którym zanalizowano szkody wyrządzane ludziom i społeczeństwu przez poszczególne substancje psychoaktywne. Wykazał, że LSD jest jako trucizna bezpieczniejszy od alkoholu i że alkohol jest bardziej toksycznie szkodliwy dla społeczeństwa niż kokaina i heroina. Uznał też, że korzystanie z Ecstasy jest od strony toksycznej bezpieczniejsze niż jazda konno, tyle, że nie pamiętasz potem kto cię zgwałcił, a nawet nic nie pamiętasz, nie wiesz także i nie potrafisz sobie przypomnieć dlaczego twoje odciski są na nożu i ubraniu zakrwawionego trupa – i takie tam historie. Jego badanie zostało opublikowane w uchodzącym za naukowe piśmie The Lancet. Z powodu wywołanych kontrowersji Davit Nutt został zwolniony z posady dyrektora w Advisory Council on the Misuse of Drugs. Po tych wydarzeniach, Davit Nutt został dyrektorem DrugScience, niezależnego komitetu doradczego ds. narkotyków założonego z pomocą organizacji Centre for Crime and Justice Studies. Celem tego komitetu był przegląd i badanie dowodów naukowych dotyczących szkód wywołanych przez narkotyki, szczególnie przez psychodeliki, bez ingerencji polityki, która mogłaby wynikać z powiązań z organizacjami rządowymi. Niestety, brak niezależności badań jest w dwie strony, gdyż niezależność pozarządowa często oznacza dotacje od dilerów handlujących jakimś konkretnym narkotykiem lub ich grupą, coś jak sponsorowanie przez korporację przemysłową, tyle, że to przemysł szarej strefy i podziemia, producenti i handlarze narkotyków czy psychodelików. Znów trzeba patrzeć uważnie na to, kto sponsoruje i skąd się biorą badania i ich wyniki, czy rządowe czy pozarządowe.

Jednym z najgłośniejszych badań było ocenienie przez komitet dwudziestu różnych substancji z pomocą szesnastu kryteriów, takich jak wpływ narkotyku na fizyczne i psychiczne zdrowie użytkownika, szkody społeczne (np. przestępstwa), szkody wyrządzone środowisku czy koszty ekonomiczne. Skłonność do ignorowania prawa, przepisów i porządku – to akurat jest dobrze znany temat, szczególnie wśród rodzin osób oddających się tak zwanym eksperymentom psychodelicznym, pseudoszamańskim.

Najbardziej uzależniające substancje narkotyczne

Zanim rzuci się okiem na wykres, zastanówmy się przez chwilę – jakich pięć narkotyków uznalibyśmy za najbardziej niebezpieczne? Który z nich według nas powinien znaleźć się na pierwszym miejscu? Poniższy wykres jest efektem wspomnianego badania – przedstawia on szkodliwość najpopularniejszych w naszej kulturze substancji psychoaktywnych.[3] Na pierwszym miejscu mamy alkohol, na szóstym tytoń, na ósmym marihuanę, na 18-tym LSD, a na 20-tym demoniczne grzybki, popularne wśród satanistów. Rodzi się pytanie – dlaczego alkohol jest legalny, a LSD i grzybki nie? Zapewne dlatego, że szkodliwość alkoholu na mózg w postaci trwałej widać po dłuższym czasie stosowania, a innych środków po znacznie mniejszej ilości wzięć czy tam po średnio krótszym czasie stosowania. Po części też dlatego, że alkohol zaczęto tolerować jako legalnie sprzedawany środek narkotyzowania się z powodów religijnych – wino mszalne ćpają bowiem księża i pastorzy chrześcijańscy z kielicha na każdej mszy.

Lista najbardziej uzależniających substancji:

  1. GHB, Kwas 4-hydroksybutanowy
  2. Benzodiazepiny
  3. Kofeina
  4. Alkohol
  5. Barbiturany
  6. Metamfetamina, Amfetamina etc
  7. Metadon
  8. Nikotyna
  9. Kokaina
  10. Heroina
  11. THC, marihuana
  12. Ecstasy, MDMA
  13. Skopolamina
  14. Fentanyl

Choć na powyższym wykresie tabletka Ecstasy zajmuje dopiero 17-te miejsce, istnieją doniesienia o neurotoksyczności tego narkotyku, a neurotoksyczność to uszkadzanie mózgu i systemu nerwowego. Związane jest to między innymi z tym, że poza empatogenem MDMA (który jest głównym składnikiem tego słynnego imprezowego narkotyku służącemu w XXI wieku gwałceniu milionów kobiet rocznie) w takiej tabletce mogą być inne substancje, o których kupujący nie ma zielonego pojęcia. Ecstasy jest często używane na przestępczych imprezach lub festiwalach i w tym kontekście pojawia się również ryzyko wystąpienia hipertermii (zbyt wysoka temperatura ciała) i hiponatremii (zaburzenie gospodarki wodnej). To wcale nie są takie bardzo rzadkie przypadki, tyle, że jak ktoś umrze albo sam trafii do lekarza, to się zwykle nie chwali co spożywał na ćpuńskiej delirycznej imprezce. W warunkach klinicznych nie występują one w ogóle, gdyż można je łatwo kontrolować. Tam pacjenci otrzymują też czyste MDMA, bez żadnych podejrzanych niespodzianek czyli dodatków poprodukcyjnych. Dlatego jak będziesz następnym razem w Berlinie rozważając ćpuński odlot na imprezie z muzyką elektroniczną, także psychodeliczną ale bardziej na trzeźwo, zastanów się dwa razy zanim kupisz od ulicznego dilera małą kolorową tabletkę. Pamiętaj, że dobra i głośna muzyka sama w sobie zabierze Cię w odmienne stany świadomości, i to normalnym ludziom absolutnie wystarcza.

Warto zwrócić również uwagę na doniesienia z Holandii, gdzie demoniczne grzybki były przez wiele lat legalne (już nie są, bo odkryto więcej ich szkodliwych skutków, teraz legalne są tylko trufle psylocybinowe… które od innych grzybków wiele się nie różnią). Okazuje się, że „zarówno European Monitoring Center for Drugs and Drug Addiction (EMCDDA), jak i służba zdrowia w Holandii, gdzie setki tysięcy porcji grzybków psylocybinowych jest legalnie sprzedawanych w sklepach co roku, meldują, że poważne szkody związane z psychodelikami są ekstremalnie rzadkie.”[4] Nie jest to jednak prawda, gdyż zwykle nie bada się w większej ilości konsumentów, którzy często trafiają na badania stanu mózgu i systemu nerwowego dopiero w okresie zejściowym, kiedy są już całkowiecie patologią psychiatryczną, a jak wiadomo z powodu brania narkotyków, w tym środków psychodelicznych, mamy zwielokrotnienie zaburzeń psychicznych i nerwowych.

Co ciekawe, nie znamy jeszcze dokładnie śmiertelnej dawki psylocybiny czy LSD (podczas gdy tego typu dawki dla wielu leków dostępnych w aptece są nam doskonale znane), co nie oznacza oczywiście, że środek jest bezpieczny do użytkowania. Najmniejsza aktywna dawka dla LSD to 50 mikrogramów (to dawka, która powoduje jakikolwiek efekt psychodeliczny). Zgodnie z oceną jednego z ekspertów, śmiertelna dawka może wynosić 1000 razy więcej niż ta najmniejsza (w przypadku heroiny jednakże śmiertelna dawka jest tylko 5 razy większa niż najmniejsza, która daje efekt).[5] To czyni różnicę i powoduje, że środek łatwiej trafia na listę produktów niebezpiecznych. Szkodliwość może się jednak nasilać nie tylko z powodu dawki, ale także z powodu częstotliwości spożywania oraz długotrwałości spożywania przez wiele lat oraz z powodu nietypowego rodzaju spustoszeń w organizmie, w tym szczególnie w mózgu.

Uzależnienie od psychodelicznych narkotyków

Klasyczne psychodeliki są substancjami, które mają niski potencjał bycia nadużywanymi, jeśli chodzi o toksyczność dawki jednorazowej. Pod względem biologicznym nie są chemicznie uzależniające, ale człowiek może uzależnić się od wszystkiego psychicznie czy psychosomatycznie, co w jakiś sposób zmienia nasz stan świadomości (włącznie z mediami społecznościowymi, kawą czy hazardem). Niska szansa na uzależnienie drogą chemiczną wynika przede wszystkim z tego, że absurdalne doświadczenie psychodeliczne jest tak głębokie i poruszające, że części osób nie przyjdzie do głowy, aby spróbować tego ponownie przez wiele miesięcy (lub nawet lat). Ilość materiału psychiatrycznego, który wypływa z naszej podświadomości na powierzchnię sprawia, że potrzebujemy czasu, aby to doświadczenie zintegrować – innymi słowy poukładać sobie w głowie lub po prostu „przetrawić”. Niestety, psychodeliki używane były i są w szkołach czarnoksięstwa i czarnej magii, w mrocznych i szkodliwych wielce kultach satanistycznych czy demonicznych, a zawsze miały na celu zdegradować ludzką świadomość, wrzucić człowieka do mrocznej studni chaosu i ciemności, w zniewolenie złych duchów, opętań i zawładnięcia umysłu przez rozmaite demony, siły mroczne i diaboliczne.

Ponadto, te doświadczenia nie zawsze są komfortowe i nie jest to jedna z tych rzeczy, którą robi się dla przyjemności (ci, którzy próbują, często przekonują się, że był to błąd). Kluczowy tutaj jest również fakt, że ponowne spożycie substancji w krótkim czasie po poprzedniej „podróży” ma często znacznie mniejszy efekt. Rosnąca tolerancja ludzkiego organizmu sprawia, że aby doświadczyć tego samego efektu w najbliższych dniach, trzeba wziąć znacznie więcej danej substancji, co pokazuje, że jednak jest znaczny efekt uzależniający. Spożywanie narkotyku nałogowo byłoby więc z czasem wręcz niemożliwe lub toksyczne z powodu dużej ilości środka w porcji. Co ciekawe, gdy zwierzęta mają wybór (dwa dozowniki, jeden z LSD, drugi z wodą), nie spożyją psychodeliku więcej niż raz. Mają mechanizmy unikania trucizny, a szkodliwe grzybki pewnie gatunkowo kojarzą z przyrody.

Oczywiście to nie znaczy, że od demonicznej, łączącej z siłami ciemności i mroku, tak zwanej ceremonii z ayahuascą czy imprezowego spożywania ecstasy nie można się ponoć chemicznie uzależnić (słyszymy czasem o jednostkach, które piły ayahuascę więcej niż 100 razy…). Jak wiadomo, w dzisiejszym świecie uzależniamy się od niemal wszystkiego i jeśli czujemy się źle ze sobą, droga do uzależnienia jest bardzo prosta, a przecież bywa, że jedni się nieuzależniają, a inni jak najbardziej i to mocno. Zjawisko szybko rosnącej tolerancji wydawać by się zdało sprawia, że od psychodelików trudno się uzależnić, na pewno znacznie trudniej niż od alkoholu, papierosów czy słodyczy (cukrożerstwo). Oczywiście dotyczy to czystych psychodelików, a nie niezidentyfikowanych narkotyków, o których uliczny dealer zapewnia, że to prawdziwe LSD.

Warto zwrócić uwagę, że uzależniające może być popularne jak ostatnio mikrodozowanie psychodelików („microdosing”), czyli spożywanie bardzo małych dawek LSD czy psylocybicznych grzybków. Taka praktyka sprawia, że czujemy się w ciągu dnia bardziej skoncentrowani, mamy lepsze samopoczucie, nasza kreatywność wydaje się większa, jednak okazuje się, że to nie jest skoncentrowanie, tylko zafiksowanie czy zawieszenie umysłu, osłabienie działania receptorów bólowych poprzez stłumienie, a kreatywność jest tylko pozorna, w sumie chodzi o pewne nerwicowe zachowania, które nasilone, dają złudzenie lepszej kreatywności. Wiele osób stosujących taką strategię fikcyjnego wspierania swojej kondycji mentalnej mikrodawkuje psychodeliki tak często jak co drugi lub trzeci dzień, co może być związane z ucieczką przed nudą, zmęczeniem czy trudnymi emocjami, które jednak potem uderzają w formie chorób somatycznych i zaburzeń psychotycznych. Choć wiele relacji na temat mikrodozowania jest bardzo optymistycznych (również w radzeniu sobie z depresją), wciąż mamy za mało badań i zalecałbym tutaj dużą ostrożność. Psychodeliki zwiększają poziom autyzmu, zwiększają także poziom psychotyzmu, wzmacniają rys psychotyczny oraz psychosadystyczny w charakterze i osobowości. Stąd dawano różne środki narkotyczne, włącznie z alkoholem i opium bojownikom mającym iść do bitwy lub w celu dokonania aktu samobójczego. Ayahuasca używana jest od wieków do zombizowania i posyłania zaćpanych tym specyfikiem w celu wykonania jakiegoś przestępstwa, kradzieży bądź zabójstwa. Wszystko można wmówić osobom zaćpanym psychodelikami, zależy kto i do czego, i po jakiej dawce namawia, wmawia, sugeruje.

Czy wiesz, co bierzesz?

Ryzyko kupienia na rynku u dilera czegoś, co nie jest tym czego się spodziewamy, jest także poważnym zagrożeniem tak zwanego eksplorowania „doświadczeń psychodelicznych”. Opisana wyżej niska toksyczność chemiczna i brak potencjału uzależnienia chemicznego czy fizycznego dotyczy tylko i wyłącznie psychodelików w czystej formie, niezmieszanej z innymi potencjalnie szkodliwymi substancjami. Dlatego kupowanie tego typu narkotyków w kraju, w którym jest to nielegalne, zawsze będzie wiązać się z pewnym ryzykiem – nigdy nie wiesz, co tak naprawdę kupujesz i czy diler przypadkiem nie dodał tam jakiejś niespodzianki, w tym uzależniającej mocniej w celu zwiększenia sprzedaży.

Problem ten jest elementem prohibicji – tak długo, jak sprzedaż narkotyków jest nielegalna, rząd nie ma możliwości kontrolowania tego, jakie substancje są spożywane przez społeczeństwo. Legalizacja nawet bardziej szkodliwych narkotyków oznaczałaby, że ludzie mieliby dostęp do wyłącznie sprawdzonych i czystych substancji, przy okazji mogąc się przebadać i sprawdzić, czy są w nich pewne predyspozycje wykluczające jednak całkowicie tego typu doświadczenia. W internecie można z łatwością zamówić zestawy do testowania psychodelików do ćpania i są one zwykle w stanie określić, czy substancja, którą masz zamiar spożyć, to właśnie to, czego się spodziewasz. Na pewno nie są one idealne i nie zawsze będą w 100% dokładne, ale wyruszanie w psychodeliczną podróż po świecie absurdalnych iluzji i omamień demonicznych z substancją kupioną nielegalnie, bez pewności o jej składzie jest co najmniej niemądre. Załóżmy, że chcemy spróbować psychodeliku i wiemy, że mamy najwyższej jakości substancję z pewnego i zaufanego źródła, to co może jeszcze pójść nie tak, z czysto psychologicznego lub chemicznego punktu widzenia?

„Bad trip”, czyli zła podróż

Wyobraź sobie, że największe lęki, fobie i obsesje materializują się przed Twoimi oczami, a Ty zapominasz, że to tylko psychodelik i jesteś osobą absolutnie przekonaną, że to, co widzisz, jest prawdziwe i że za moment Twoja istota zostanie przez to całkowicie pochłonięta… Jeśli boisz się doświadczać strachu, fobii czy obsesji, diabelskich wizji sił zła, to psychodeliki nie są dla Ciebie pomysłem na spędzanie czasu nawet jednorazowo. Możesz być bowiem osobą pewną, że uczucie silnego lęku pojawi się prędzej czy później w Twoich przeżyciach z dna ciemnej studni. To naturalne – lęk czy fobia oraz obsesja jest jednym z najbardziej pierwotnych uczuć ludzkich, a w trakcie doświadczenia psychodelicznego nurkujemy w najgłębsze zakamarki nie tyle nawet podświadomości, a zbiorowej nieświadomości czyli tego co jest wspólną przestrzenią psychiczną rodziny, społeczności, miasta czy innej wspólnoty, w tym pamięci historycznej oraz piekieł, tak piekieł, samego dna na jakie spadają ludzkie psyche – dusze, istoty. Za środkami psychodelicznymi stoją też demoniczne siły natury, mroczne siły, byty i duchy świata ciemności, które kształtują rośliny trujące oraz psychodeliczne. To jest niebezpieczeństwo subtelniejsze niż chemiczne, to ryzyko utknięcia i zdemonienia, zwyrodnienia, zdegenerowania wielu aspektów człowieczeństwa.

Co tak właściwie może się wydarzyć w psychodelirium?

Scenariuszy takiej złej podróży może być tak wiele, jak wiele jest rozmaitych lęków, fobii czy obsesji w głowach ludzi na całym świecie. Lęki nasilone i fobie miewa nawet 70 procent społeczeństwa, i taki to jest procent osób dla których psychodeliki będą szkodliwe, bo u fobików psychodeliki zawsze nasilają fobie, a nawet powodują, zwiększenie stanów paniki i lęk psychotyczny, który może skończyć się jakąś zbrodnią, chociaż osoba wcześniej była spokojna i nie chciała skrzywdzić nawet muchy. Osoby, które biorą psychodeliki przez dłuższy czas mają nasiloną skłonność do szkodzenia swoim bliskim, dokonywania zemsty na bliskich, za rzekome, zwykle urojone krzywdy. Nie na darmo już w starożytności o psychodelikach mawiano, że to środki do powodowania stanów obłędu czyli paranoi. Generalnie, paranoik to osoba, która żyje w świecie urojonym, nie przyjmie do wiadomości prawdy, osoba odporna na prawdę, która w każdym temacie może sobie coś uroić i chwyta urojenia biorąc je za rzeczywistość i funkcjonuje jako zbiór przekonań coraz bardziej absurdalnych. Poniżej tylko kilka przykładów tego, czego możemy doświadczyć podczas „złej” podróży:

  • Doświadczając zjawiska rozpadu ego możemy być przekonani, że umieramy. Nie na zasadzie „moje ego się rozpływa, super, czuję się jakbym umierał”. Mam na myśli autentyczne przekonanie, że coś poszło nie tak, i właśnie UMIERAMY (możemy zupełnie nie pamiętać o tym, że wzięliśmy narkotyk). Nie trzeba chyba pisać, że gdy nie ma obok osoby, która by nas zapewniła, że jesteśmy pod wpływem substancji i że ten wpływ niedługo minie, takie doświadczenie może być całkiem przerażające, a także doprowadzić do śmierci.
  • Często podczas tak zwanej „podróży psychodelicznej” tracimy kontakt z ciałem, co może wiązać się z utratą poczucia naszego „Ja”. Możemy tego doświadczać dryfując w bezkresnej czy pustej przestrzeni kosmicznej, w której dodatkowo przestaje istnieć pojęcie czasu. W pewnym momencie możemy dojść do wniosku, że jesteśmy w tej przestrzeni zupełnie sami i że będziemy tej samotności doświadczać w nieskończoność. Może przy tym pojawić się głęboki strach, że z tego powodu zaraz oszalejemy. Często skutkuje takie doświadczenie utrwaleniem się zespołu tak zwanej schizofrenii prostej.
  • Możemy też mieć pełnowymiarowe doświadczenie tego, czego boimy się najbardziej w świecie. Przykładowo, jeśli mamy lęk czy fobię przed małymi pomieszczeniami, możemy zostać przeniesieni do niezwykle ciasnego miejsca, w którym nie ma okien i powietrza. Posiadanie wsparcia na tym etapie mogłoby poprowadzić do uwolnienia się od tej fobii raz na zawsze (ludzka podświadomość może bowiem podsuwać nam takie doświadczenie jako coś, co jest w nas jeszcze „nierozwiązane”), ale bez takiego wsparcia może to być dla nas wręcz traumatyczne doświadczenie koszmarnie nasilające fobię przed małymi pomieszczeniami i zamknięciem w jakimkolwiek pomieszczeniu (klaustrofobia), włącznie ze spektrum objawów fizycznych.

Wizja takich doświadczeń może skutecznie odstraszyć potencjalnych „psychonautów”, i dobrze, bo nawet twardzi dilerzy i ćpuny mawiają, że psychodeliki nie są dla każdego. Chociaż powinni mówić, że ewentualnie czasem być może komuś mogłyby być przydatne ale rzadko, ale do tego też dojdziemy. Co ciekawe, osoby, które mają za sobą doświadczenia z psychodelikami często mówią, że nie ma czegoś takiego jak „zła podróż”, jest tylko „trudna podróż”, ale to zwykle po zachętach ze strony dilerów i pseudopsychologów oraz pseudoszamanów, którzy wykorzystują takie osoby do zdobywania wiedzy o światach piekielnych i demonach. Zjawiska demoniczne oraz duchy demonów i diabłów wywoływano z pomocą zażywania substancji narkotycznych o działaniu psychodelicznym. W wielu sytuacjach taka jest prawda, że to trudne i przykre doświadczenia, ponieważ często to te najtrudniejsze doświadczenia są tymi pseudo terapeutycznymi, rzekomo uwalniającymi. Przekroczenie jednej ze swoich psychologicznych barier, spotkanie się twarzą w twarz z największym lękiem czy odwiedzenie dawno zapomnianej traumy mogą przyczynić się czasem do uzdrowienia tego, co nam ciąży i co wpływa destrukcyjnie na nasze codzienne życie. Problem w tym, że dla terapii, konfrontację z fobicznym lękiem czy obsesją lub traumą trzeba zrobić całkiem świadomie, żeby mogła być terapeutyczna i uwalniająca, a zaćpanie czyli stan oszołomienia po zażyciu narkotyku wyklucza najważniejszy czynnik jakim jest owa świadomość właśnie. Nieświadomość, im większa, tym bardziej utrwala problem, a jak wiadomo ćpuny psychodeliczne, najczęściej są coraz większym zbiorem chodzących problemów, coraz koszmarniejszych, i nigdy nie robią postępów w oczyszczaniu się dla celów rozwoju duchowego.

Dodatkowo, aby taka trudna podróż faktycznie była po prostu trudna, a nie przerażająca czy destabilizująca, muszą być spełnione pewne warunki. Musimy przede wszystkim czuć się bezpiecznie i mieć obok siebie wsparcie kogoś, kto WIE, w jaki sposób nas wesprzeć w trudnych chwilach. Taka osoba będzie wiedzieć, co dokładnie zrobić, aby pomóc nam w przejściu przez trudny moment podróży po piekłach. Gdy natomiast nie jesteśmy odpowiednio przygotowani, bierzemy psychodelik w miejscu, w którym nie czujemy się bezpiecznie i komfortowo, lub nie mamy obok siebie kogoś, kto wie jak nas wspierać, możemy przeżyć coś, co sprawi, że będziemy słono żałować naszej decyzji o wybraniu się w taką podróż, i nie chodzi tutaj tylko o możliwość zgwałcenia „głupiej ćpunki”, czy „przeorania odbytu” jakiemuś ćpunowi przez napalonych homosiów. W stanach zaćpania utrwalają się wzorce do patologicznych zachowań i doznań seksualnych czyli do rozmaitych dewiacji i zboczeń, szczególnie jak osoba zaćpana psychodelikiem jest do czegoś namawiana w sposób perswazyjny i sugestywny, chociaż zwykle łagodny. Trzeba mówić, że psychodeliki są otwartą bramą do najwymyślniejszych i najgłupszych dewiacji seksualnych, które psychodelik utrwala jako rozkoszne, co jest sposobem na uzależnienie, tyle, że od rodzaju przeżycia erotycznego dostarczonego i utrwalonego w zaćpaniu, o czym psycholodzy powinni wiedzieć, bo często też osoba musi trochę ćpać aby sobie doznanie otworzyć.

Grupa badaczy z uniwersytetu Johns Hopkins przeprowadziła internetową ankietę, w której udział wzięły 1993 osoby mające trudne doświadczenia z demonicznymi grzybkami. Dla 39% ankietowanych doświadczenia te były wśród pięciu najtrudniejszych doświadczeń życiowych. Około 11% zrelacjonowało, że ich zachowanie stanowiło zagrożenie dla nich samych lub dla innych, 2,6% zachowało się w sposób agresywny, a 2,7% zdecydowało się sięgnąć po pomoc medyczną w trakcie trudnego doświadczenia. Wedle ankiety 7,6% szukało natomiast wsparcia psychologicznego już po zakończonej podróży psychodelicznej, zatem musiało leczyć tak zwany „zryty dekiel” z przeżycia ćpuńskiego.

Warto tutaj podkreślić, że ankietowani to były wyłącznie osoby, którym taki „bad trip” się przytrafił. Na statystyki na pewno wpływ miał też fakt, że jedynie 2,1% ankietowanych zjadło demoniczne grzybki w otoczeniu przypominającym bezpieczny gabinet psychoterapeutyczny (co w każdym badaniu jest nieodłączną częścią procesu leczenia).[6] Chcemy też zaznaczyć, że przy odpowiednim przygotowaniu do takiego doświadczenia psychicznego, chociaż jest ono z gatunku generowania urojeniowych stanów schizofrenicznych teoretycznie można w pewnym stopniu zminimalizować ryzyko negatywnosci i straszliwości doświadczenia. Gdy dodatkowo jest z nami ktoś, kto wie, co robi – szanse na destabilizujące doświadczenie są trochę mniejsze i udaje się to przeżyć bez poważnych komplikacji. Jednak psychodeliki są oszołamiającymi i pozbawiającymi świadomości substancjami i nie należy ich lekceważyć – nigdy nie możemy przewidzieć, co „wypłynie” na powierzchnię naszej świadomości ani jakiego rodzaju demon, jak bardzo zły duch zacznie nam szaleć.

Nikt nie jest w stanie opowiedzieć nam dokładnie i na pewno o tym, co zrobić, aby naprawdę dobrze przygotować się do takiego doświadczenia i co zrobić, aby rzeczywiście zmniejszyć ryzyko złej podróży (i nie jest po to, aby promować spożywanie psychodelików, ale żeby pomóc osobom, która i tak to zrobią, zminimalizować potencjalne szkody, opętania, fiksacje, deformacje czy autodestrukcję). Trzeba pamiętać, że u znacznej części osób, z pozoru nic się nie dzieje, wydaje się, że podróż w światy demoniczne i piekielne jest spokojna niczym wakacyjne zwiedzanie obcego kraju, a nawet wydaje się relaksacyjna, aż tu nagle osoba, ów narkopodróżnik czy psychodelonauta, popełnia samobójstwo, ot tak, bez jakichkolwiek zwiastunów czy sygnałów ostrzegawczych – wychodzi przez balkon z ósmego piętra na ulicę ginąc przy upadku z wysokości. Im bardziej przyjemnie, tym bardziej koniec może być gwałtowny i autodestrukcyjny, jak u miłej pani, która przyćpała i poszła z dzieckiem na spacer, na tory kolejowe, gdzie pociąg zabił i ją i jej dziecko.

Psychodeliczne urojenia przypominaja opisy piekieł Avići

Lawina emocji z przeszłości

Fakt, że nasze najgłębsze zranienia są dobrze ukryte przez ciężko pracujące mechanizmy obronne, ma swój głęboki sens. Nie powinniśmy bowiem uzyskiwać dostępu do czegoś, czego nie jesteśmy gotowi unieść na własnych barkach. Stąd normalne techniki oczyszczania podświadomości czy niższego Ja, takie z pomocą szamana, kahuny czy jogina, a także dobrych i światłych aniołków czy bóstw nieba są o wiele bezpieczniejsze, i zwykle nie mają doświadczeń dziejących się poza naszą kontrolą, gdyż dla rozwoju wnętrza, przebudzenia duszy/jaźni, konieczne jest zachowanie ostrej, jasnej i przejrzystej świadomości w czasie uzmysławiania sobie podświadomego materiału i tkwiących w nas emocjonalnych wrażeń. Nie ma świadomości, w jodze: ćittam, nie ma rozwoju duchowego, nie ma pracy dla przebudzenia. Pijany czy zaćpany, wszystko jedno, jest nieświadomy czy ma ograniczoną świadomość, i nie rozwija się duchowo, chociaż czegoś tam doświadcza, chociażby przysłowiowych białych myszek w psychodelirium.

Dla części osób doświadczenie psychodeliczne bywało okazją do tego, aby zanurkować w traumy z dzieciństwa, od razu je przy tym uwalniając, i szukając dla siebie uzdrawienia, jednak najczęściej trauma zostaje obudzona, a nawet utrwalona i okazuje się, że jednak w życiu tych osób działa dalej, a nawet ma wzmożoną skłonność do powtarzania się w podobny, a często także silniejszy sposób. Niewyobrażalny ładunek miłości i poczucia bezpieczeństwa jakiego możemy doświadczyć w trakcie takiej podróży czasem zdaje się leczyć rany i traumy z przeszłości dla tych, którzy stosują psychodeliki mając profesjonalne wsparcie terapeuty. Niestety brak odpowiedniego wsparcia w trakcie, jak również po doświadczeniu psychodelicznym, zwykle sprawia, że otwieramy prawdziwą puszkę pandory lub budzimy skutecznie drzemiący wulkan różnych furii. Z głęboko schowanej skrzyni podświadomości i zbiorowej nieświadomości, niczym z dna chaosu i piekieł, wydostaną się emocje i wspomnienia, których nie uda nam się ani opanować ani tym bardziej z nich uzdrowić, a które będą przytłaczać nas swoją bliską obecnością i siłą działania. Psychodeliczni podróżnicy często doznają opętania, ale nie tak, że czują, jakby zmieniali swój charakter, tylko tak, że asystujące osoby, rodzina, środowisko, czują i widzą, że to jest jakaś inna już osoba, o odmiennym charakterze, staje się inną osobą, ale nie koniecznie lepszą czy bardziej uduchowioną.

Takie sytuacje opisuje komentarz ćpunki Marleny, który znaleziony został wśród wspomnień anonimowych psychodelicznych narkomanek:

„Czekam niecierpliwie na informacje o tym, jak radzić sobie z trudnym doświadczeniem po zażyciu psychodelików. Sama interesuję się psychodelikami od około 8 lat. Namiętnie czytałam Grofa czy Ricka Strassmana, do pierwszego doświadczenia z LSD przygotowywałam się dwa lata. W końcu przyszedł moment, w którym wydawało mi się, że byłam gotowa i wraz z przyjacielem wzięłam LSD. I było wspaniale. Rozpuściłam się, swoje ja, wymieniłam energię z wszechświatem, poczułam moc kobiecej i męskiej energii, harmonię wszystkiego. Ciężko to opisać. Po wielu latach postanowiłam spróbować znów. I choć byłam po trudnym rozstaniu, czułam się już lepiej, głównie dzięki metodzie IFS. Niestety, to doświadczenie z LSD było inne. Moje ego było silne. Poczucie odrzucenia, którego ostatnio doświadczyłam trzymało mnie w umyśle. Po tym wszystkim, mimo doświadczenia wielu wizji, zostałam z niezwykle przytłaczającym poczuciem smutku, winy i wyrzutów sumienia, które jakby się wzmocniły. LSD pozwoliło mi doświadczyć moich traum, niedojrzałości, lęków i braku samoakceptacji z taką siłą, że do tej chwili nie mogę się z tego podnieść. Jestem w kanale, w ciemnym dole, na dnie chaosu, ciężaru i bólu. I być może, gdybym podczas metody IFS dochodziła do tego wszystkiego powoli, nie przygniotłoby mnie pewnie to tak wielkim ciężarem psychicznym, który czuję wręcz fizycznie. I co teraz? Jak radzić sobie z takim doświadczeniem? Jak podnieść się po jednym schizo tripie, który zwalił na kogoś lata traum w jednej chwili? Najgorsze jest to, że nie bardzo jest z kim o tym rozmawiać. To wciąż temat tabu dla psychoterapeutów. Może istnieją jakieś koła dyskusyjne na ten temat?”

Wielokrotnie na powierzchnię wypływają traumy, o których osoby w tripach nie miały zielonego pojęcia, także traumy i emocje tematycznie skumulowane, a do tego wpływy demonów, które najpierw dają coś fajnego, żeby pójść na całość, a potem zwyczajnie niszczą pacjenta. Ładunek bólu wynikający z traumatycznego doświadczenia bywa na tyle silny, że abyśmy byli w stanie funkcjonować w codziennym życiu, nasza psychika musi się w pełni odciąć od tamtych wspomnień, co sprzyja tłumieniu i wypieraniu treści wspomnień. Jak pokazuje przykład Marleny, takie doświadczenia mogą osobę spotkać dopiero za którymś razem, czasem po wielu latach i próbach. Podczas pierwszego doświadczenia z psychodelikami nic może nie wskazywać na to, że przy następnej okazji wyłowimy takie koszmarne strasznosci z przeszłości, a jeśli chodzi o zmysł dotyku i czucia, może być z czasów przedludzkich, od zbiorowej nieświadomości czasów najbardziej prymitywnych form zwierzęcych, które miały tylko jeden zmysł, odczuwając ból rozgniatania, miażdżenia, cierpienia i śmierci. Jeśli nie jesteśmy gotowi na te emocje i są one dla nas zbyt przytłaczające, możemy doświadczyć najróżniejszych mechanizmów obronnych naszej psychiki – dysocjacji, derealizacji, odrętwienia. To te części nas, które dla naszego dobra odcinają nas od trudnych emocji, które wypłynęły na powierzchnię. Bez odpowiedniego wsparcia te symptomy mogą pozostać z nami dłużej niż tylko kilka dni po psychodelicznej podróży w czeluści ciemności.

Choć nie zdarzają się każdemu, a i nie każdy pamięta wszystko, co przeżywał, takie sytuacje mogą się zdarzać. Właśnie dlatego po każdym doświadczeniu powinno się przejść przez długi i solidny proces tzw. „psychodelicznej integracji”. Zawsze z psychologiem lub psychoterapeutą, który specjalizuje się w tego typu doświadczeniach. Integracja to wsparcie psychologiczne nakierowane na przepracowanie i poukładanie sobie w głowie wszystkiego, co wypłynęło na powierzchnię naszej świadomości podczas doświadczenia psychodeliczno-traumatycznego. Warto tu zaznaczyć, że takie sytuacje (otwieranie skrzyni z głęboko zakopanymi emocjami) nie są pożądane gdy nie jesteśmy w psychoterapii lub procesie rozwoju duchowego i nie mamy kogoś, kto prowadzi nas przez raczej trudny proces, trudny, nawet jak nie jest naznaczony straszliwościami. Generalnie nie bierze się psychodelików po to, aby wesprzeć terapię psyche, w której już jesteśmy, ani aby dotrzeć do traumatycznych doświadczeń, o których zapomnieliśmy, gdyż zasadniczo nie jest to potrzebne i to naturalne, że takie demoniczne wspomnienia mogą nas czasem „przygnieść”. Problem leży w tym, że psychodeliczne doznania o całkiem przyjemnym i ekstatycznym obrazie są najczęściej podróżą urojeniową, tripem w stany maniakalne czy deluzyjne, także urojeniowo schizofreniczne, a zarówno owi podróżnicy jak i pomagający w tych odjazdach terapeuci, nie zdają sobie sprawy w jaki kanał się pakują.

Tak się jednak wydaje, że mając u boku specjalistę, który w następnych dniach i tygodniach będzie towarzyszyć nam w przetwarzaniu wspomnień i emocjonalnych ran, będziemy mieć poczucie bezpieczeństwa i pewność, że te rany się zagoją, a my zrobimy jakiś może mały krok w pracy nad sobą. Nie dla wszystkich takie wsparcie będzie konieczne, ale większość osób bez niego może nie poradzić sobie z ciężarem emocji i przeżyć, które wydostały się z piwnicy własnej podświadomości czy zbiorowej nieświadomości. Poczucie jedności ze wszystkim w odjeździe psychodelicznym to wyłączenie filtrów do zbiorowej nieświadomości, i wzmożony napływ wszelkiego gówna z otoczenia, z miejsca, ze społeczeństwa, od przodków, a nawet od duchów z zaświatów, od astralnych bytów. A potem to jest płacz i skowyt, że jakiś ciemny byt z mackami się przyczepił albo że jakiś wampir zjada nam energię życiową – i mamy zaburzenia schizofreniczne, w tym kanał schizofrenii prostej. W duchowości mówimy o przerwaniu czy zerwaniu zasłony pomiędzy światami, i nazywa się to narkotyczne doświadczenie, doznaniem fałszywej jedności. Dla jednych integracja polegająca na rozmowach z bliskimi, prowadzeniu dziennika emocji czy pobyciu na łonie natury wystarczy, dla innych konieczny może być trwający miesiącami lub nawet latami proces prowadzony przez profesjonalistę terapeutę, który wyciągnie nas z owego mrocznego lub zgubnego, zatracającego nas dołka psychodelicznego, który może się wydawać szczytem osiągnięć.

To ważne, aby takiego wsparcia udzielała osoba, która rozumie istotę tego typu doświadczeń (ale zwykle lepiej, jeśli sama nie miała doświadczenia z psychodelikami, gdyż może tkwić w zgubnych deluzjach i omamieniach lub mieć deficyty czy zaburzenia poznawcze). Na zachodzie liczba osób oferujących takie usługi asysty w tripach psychodelicznych niestety dynamicznie rośnie, chociaż wszyscy wiedzą, że część osób oddających się delirycznym eksperymentom źle kończy, szybko gdzieś znika, umiera w dziwnych okolicznościach, ginie w wypadkach, pada nagle i umiera na ulicy. Dla osób posługujących się językiem angielskim jest nawet strona organizacji MAPS (Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies), na której można znaleźć listę owych terapeutów zajmujących się psychodeliczną integracją (również takich, którzy pracują online, chociaż oni nas nie obezwładnią i nie powstrzymają, gdy zaczniemy wychodzić z ósmego piętra przez balkon polatać, mniemając, że jesteśmy samolotem albo ptakiem): Psychedelic Integration List – MAPS. Więcej o psychodelicznej integracji można poczytać i postudiować, gdyż jest to tematyka na psychoterapię wsparcia po traumach z psychodelikami. Idealnie pasuje tutaj cytat Sama Harrisa, neurobiologa i filozofa, który napisał wiele ciekawych, chociaż momentami naiwnych książek na temat działania ludzkiej świadomości:

„Zwiedziłem oba krańce psychodelicznego kontinuum. Pozytywne doświadczenia okazały się o wiele bardziej niezwykłe niż kiedykolwiek mógłbym sobie wyobrazić i których nie potrafię teraz wiernie odtworzyć. To chemicznie wydobyte pokłady piękna, których sztuka nie jest w stanie uchwycić i wobec których piękno natury jest zwykłym symulakrum. Jedno to bycie zafascynowanym widokiem gigantycznej sekwoi oraz zdumionym szczegółami jej historii i aspektami biologicznymi. Zupełnie czymś innym jest spędzenie z nią odczuwalnej wieczności w pozbawionej ego duchowej bliskości. Pozytywne doświadczenie psychodeliczne często ujawnia, jak z niezwykłą lekkością człowiek potrafi istnieć we wszechświecie – dla większości z nas, zwykła świadomość nie oferuje więcej niż przebłysku tych głębokich możliwości. Jednak tak jak wysokie są szczyty, tak niskie mogą być doliny. Moje złe doświadczenia były bez wątpienia najbardziej okropnymi godzinami, jakich kiedykolwiek doświadczyłem. Absolutnie trafnie tworzyły pojęcie piekła jako metafory, jeśli nie miejsca docelowego. Jak nic innego, te potworne doznania mogą jednak stać się źródłem współczucia. Sądzę, że niemożliwym jest zrozumienie, jak to jest cierpieć z powodu choroby psychicznej – bez choćby przelotnego dotknięcia jej granic.” Niestety, owo psychodeliczne piękno, jest dokładnie tym samym, co opisywane czasem piękno umysłu schizofrenicznego, a ćpanie substancji psychodelicznych generuje stany zaburzeń schizofrenicznych oraz wzmaga się z czasem powodując totalny rozpad struktur ego, który niestety, najczęściej kończy się samobójstwem. To taki wydający się ekscesywnie pięknym stan autodestrukcji, który powoduje, że w końcu siły autodestrukcji niszczą wszystko, gdyż demon nihilizmu chce owładnąć duszę i ją zniszczyć. Tak działa demon Aya, ten od ayahuaski, a także demon LSD, demon marihuany, demon psylocybiny czy demon meskaliny i wiele podobnych demonów schizofrenogennych i suicydogennych.

Historia zaburzeń psychicznych

Istotne zagrożenie ze strony substancji psychodelicznych leży w możliwości „przebudzenia” zaburzenia psychicznego, do którego dana osoba miała już wcześniej skłonności, do którego ma psychiczne podłoże czy dziedziczne skłonności. Są silne doniesienia, że doświadczenie psychodeliczne często „włącza” uśpioną w nas chorobę, włącza tak zwaną psychozę utajoną. Dotyczy to licznego grona osób, które mają predyspozycje do takich zaburzeń, w tym do narcyzmu i zachowań maniakalnych, nie tylko do depresji czy schizofrenii. Zakłada się, że takie zaburzenie i tak prędzej czy później wypłynęłoby na powierzchnię psychiki, jednak w wielu wypadkach udaje się uniknąć psychozy, jeśli nie stosuje się psychodelicznych odurzaczy/wyzwalaczy. W tej sytuacji psychodelik może po prostu przyspieszyć proces psychotyzacji czy schizofrenizacji. Nie mamy jednak stuprocentowej pewności, czy w każdym przypadku wydarzyłoby się to niezależnie od doświadczenia psychodelicznego. Istnieje także poważna możliwość generowania psychoz przez psychodeliki u osób całkiem zdrowych nie posiadających podłoża ani przesłanek genetycznych do stanów psychotycznych. O tym zwykle nie mówią dilerzy narkotyków psychodelicznych, zarabiających miliony na ich sprzedaży i wmawianiu innym rzekomych korzyści, ani nie mówią osoby uzależnione, które zwykle zachowują sie jak fascynaci środka psychodelicznego, gdyż w swym uzależnieniu łapią się na tańsze działki narkotyku w zamian za zdobycie nowego klienta na środek psychodeliczny, stąd takie reklamowanie psychodelików przez ćpunów silnie uzależnionych od psychodelika psychicznie (nie w sposób chemiczny), a psychiczne, emocjonalne uzależnienie od substancji psychoaktywnej jest trudniejsze do usunięcia niźli fizyczne i nie ma środka detoksykującego.

W dzisiejszych czasach, w trakcie tak zwanych badań nad psychodelikami (w rzeczywistości zwykle polegających na ćpaniu przez osoby uzależnione psychicznie) takie sytuacje bywają ograniczane, mówi się, że nie mają miejsca, a osoby, które spełniają kryteria zaburzeń psychotycznych (schizofrenia, zaburzenia schizotypowe, choroba afektywna dwubiegunowa czy zaburzenia schizoafektywne) są wykluczane z programu ćpalnego, gdyż stanowią zagrożenie dla rzekomych badaczy, w swej istocie dilerów i ćpunów, którzy jeszcze są na tyle mocni, żeby bronić swojego źródła dochodu. Wyklucza się również tych, których krewni mają w swojej historii tego typu choroby psychiczne, od tak, żeby mniej było osób, którym narkotyk jawnie i widocznie na pewno zaszkodzi. Odsiew takich osób jest dość rygorystyczny, co zapewnia pacjentom minimalne bezpieczeństwo w trakcie eksperymentów. Doskonale wiemy jednak, jak wiele jest także zgonów, trupy z których są potem znajdowane jako podrzucone przy śmietniku, do studni albo zostawione w lesie, żeby ofiary takiej ayahuaski czy kambo zjadły dzikie zwierzęta w puszczy amazońskiej.

W czasach, gdy tak zwane badania nad psychodelikami nie miały jeszcze tak surowych standardów, takie przypadki się zdarzały całkiem często, i dlatego aby udawać, że owe badania są bezpieczne, eliminuje się tych, u których na pewno wystąpią poważniejsze problemy, a potem kłamie ordynarnie, że psychodelik jest całkiem bezpieczny i zwykle nic strasznego się nie dzieje. Przykładowo, Sidney Cohen, psychiatra z Los Angeles badający w latach 60-tych XX wieku LSD w kontekście rzekomo terapeutycznym opisał tylko jeden przypadek reakcji psychotycznej trwającej dłużej niż 48 godzin wśród 1200 badanych osób.[7] Była to osoba, której bliźniak miał schizofrenię, ale jakoś przeoczono ten fakt. Pojawiały się też próby samobójcze, ale ich częstotliwość była podobna (około 1 osoba na 1000 badanych), aczkolwiek dodajmy, że próby samobójcze, to coś o czym się dowiemy, ale o samobójstwie czy przedwczesnej śmierci z powodu powikłań narkotykowych już się nie dowiadujemy od pacjenta, gdyż zwykle pacjent, który zmarł nas o tym nie powiadomi. Z tych, co przeżyli wychodzi, że narkotyk jest nawet dość bezpieczny, jednak nie liczymy tych co całkiem oszaleli, popełnili skuteczne samobójstwa, zmarli z powodu rozmaitych powikłań, w tym zaburzeń poznawczych. I potem mamy rzekomy poziom bezpieczeństwa wciąż nieporównywalnie lepszy w stosunku do alkoholu, który przyczynia się do śmierci 2,8 miliona ludzi rocznie na świecie.[8] Tyle, że ofiar wypadków standardowo nie bada się już na wszystkie narkotyki psychodeliczne, które mogli brać kilka miesięcy temu, ale mają zwolniony o kilka sekund czas reakcji naciskania na hamulec w samochodzie, albo mają jakieś deluzje zamiast widoku drogi, czy też źle oceniają prędkość jazdy.

Wspomniany już w poprzednich artykułach Ben Sessa, doktor psychiatrii z Bristolu i autor książki „Renesans psychodeliczny” ujmuje sprawy tak:

„Ogólnie rzecz biorąc psychodelików – wliczając w to MDMA – powinny unikać wszystkie osoby, które w przeszłości doświadczyły zaburzeń psychicznych albo miały tego rodzaju przypadki w swojej rodzinie. Przykładem może być schizofrenia albo choroba afektywna dwubiegunowa. Z badań należy wykluczyć również wszystkich ludzi cierpiących na dolegliwości fizyczne, które mogłyby zwiększyć fizjologiczne niebezpieczeństwa związane z przyjmowaniem MDMA. Mam tu na myśli chociażby poważne choroby serca, wątroby i nerek. Psychodelików powinny unikać również kobiety w ciąży i osoby ze skłonnościami samobójczymi. Niektórzy ludzie zainteresowani udziałem w terapii z użyciem MDMA przyjmują leki SSRI. Przed dopuszczeniem ich do badań należy pomóc im w odstawieniu tych środków, ponieważ osłabiają one skuteczność efektów wywoływanych przez MDMA.”[9] Jeśli rozważasz wybranie się w psychodeliczną podróż ćpuńską, potraktuj to zagrożenie całkiem serio i sprawdź, czy nie ma żadnych przesłanek ku temu, że lepiej aby zrezygnować z takiego doświadczenia. Oprócz tego, zwykle nie wiemy czy nie czai się wewnątrz jakaś psychoza utajona albo o tym, że nasza trochę bardziej skłonna do rojeń i fantasmagorii oraz konfabulacji osobowość, popadnie w urojenia, ani o tym, że możemy skończyć po kilku tripach jako wieczny pacjent z przewlekłą schizofrenią prostą, który wegetuje z objawami negatywnymi schizofrenii, gdzieś tam na uboczu cywilizacji jako odpadek, i do tego jako odpadek niezdiagnozowany, który głupio myśli, że ta pustka i anhedonia to stan Buddy. A to nie stan Buddy, tylko stan głupa ćpalnego, który uszkodził sobie mózg psychodelikami, bo psychodeliki silnie zaburzają pracę mózgu, pracę neuronów, w tym przetwarzanie informacji jakie do mózgu docierają przez zmysły.

Flashbacki – wspomnienia przeżyć psychodelicznych

Flashbacki (niestety nie mamy idealnego prostego odpowiednika tego słowa w języku polskim) czyli wspomnienia stanów psychodelirycznych, nawroty tripu narkotycznego, to spontaniczne, zwykle krótkotrwałe nawroty zmian percepcji, które mogą pojawiać się tygodniami lub nawet miesiącami po doświadczeniu psychodelicznym, aczkolwiek bywa, że pojawiają się nawet wiele lat po ćpaniu psychodelików, i to akurat w czasie pracy na budowie, a stąd wypadki kończące się kalectwem lub śmiercią. To czysto wizualne zjawiska – drobne lub silne zmiany w tym, jak postrzegamy światło, czy pewne zniekształcenia w naszym polu widzenia, które przypominają efekt halucynogenu. Trudno określić jak wiele osób doświadcza flashbacków czyli rozmaitych powidoków i przebijania się jakby innych scen i zjawisk niż rzeczywistość jaka jest. Większość relacji spotykanych na forach dilerskich reklamujących ćpanie „psychodelicjów” mówi o doświadczeniach, które są bardzo krótkie, rzadkie i trwają maksymalnie jeden lub dwa dni po spożyciu psychodeliku. Dla niektórych mogą one trwać nieco dłużej – w jednym z badań przeprowadzonych w 2011 roku zapytano o to 2.500 osób, które używały psychodelików. Okazało się, że 4,2% tej grupy zdecydowało się sięgnąć po pomoc w związku z powracającymi flashbackami, a to sporo zaburzonych widzeniem inaczej.[10] Wspomnienia scen i treści obrazowych z czasu przeżycia psychodelicznego, to doznanie intruzywne, które wdziera się nam do świadomości, przebija i dominuje świadomość, bez naszego udziału i bez możliwości kontrolowania tego z naszej strony. Ma to naturę natręctwa myślowego, zwykle obrazowego ale także z odczuciem zapachu czy smaku, dotyku, z omamami wzrokowymi i dźwiękowymi oraz czuciowymi. Ćpunek, który jadąc samochodem, nagle zjechał na lewy pas ruchu, twierdził, że chciał ominąć kota, ale inni kierowcy nie widzieli żadnego kota – za to ćpunek zabił cztery osoby jadące samochodem naprzeciwko. Taki ćpunek nagle widzący i omijający astralne powiedzmy sobie koty, jest niebezpiecznym mordercą drogowym…

Osoby doświadczające takich regularnych nawrotów z tripów mogą w USA i Kanadzie otrzymać diagnozę HPPD („Hallucinogen Persisting Perception Disorder”), ale stan jest podobny do PTSD, chociaż część tych przypomnień intruzywnych czy natręctw jest przyjemnego rodzaju, jednak zaburza percepcję rzeczywistości, co jest niebezpieczne w czasie pływania, nurkowania, wspinaczki górskiej czy prowadzenia samochodu oraz w czasie obsługi niebezpiecznych maszyn i urządzeń. Stąd ćpuny często nie mogą wykonywać wielu prac i nie powinny ich wykonywać. John Halpern, psychiatra i psychoterapeuta który pracował na Harvardzie, poświęcił sporo czasu na zgłębienie tego zjawiska. Przyjrzał się on ludziom, którzy doświadczają zaburzeń pasujących do tej diagnozy i wyróżnił dwa główne rodzaje tego typu doświadczeń. Pierwszy (HPPD Type-1) to krótkotrwałe zmiany w percepcji, które nie są zbyt niepokojące, i najprawdopodobniej nie wpływają one na życie codzienne, a po pewnym czasie ich intensywność spada, a w końcu znikają zupełnie, chociaż nie ma pewności czy i ile osób mogło w ich trakcie zginąć, jak miały miejsce w niebezpiecznych okolicznościach.

Drugi (HPPD Type-2) to rzadsza forma flashbacków, które mogą być znacznie bardziej stresujące i szkodliwe. To ciągle nawracające, nie dające się kontrolować zmiany w widzeniu, które mogą być niebezpieczne, chociażby, gdy prowadzimy pojazdy albo myjemy okna i stoimy na parapecie w wieżowcu. Pacjenci jednak niechętnie o nich mówią, stąd wydaje się wedle relacji, że zdarzają się rzadko, raz na 500 przypadków wśród osób, które biorą psychodeliki (0,002% osób spożywających te substancje na pewno doświadcza takich zaburzeń).[11] Co ciekawe, HPPD jest również obecne u ludzi, którzy rzekomo nigdy nie mieli kontaktu z psychodelikami, ale wiadomo, że nie wszyscy się przyznają, a mogli jako dzieci dostawać psychodeliki od mamusi ćpunki z dymem lub pokarmem, ale o tym nie wiedzą. Wygląda na to, że pojawiające się od czasu do czasu wizualne zmiany percepcji są znane u ludzi (zwłaszcza u osób z nerwicą). Wywiady ze 120 osobami, które narzekały na nawracające wizualne symptomy (Stany Zjednoczone) pokazały, że tylko 5% z nich miały (przyznały się do) doświadczenia z psychodelikami, chociaż nie badano czy mogli być eksponowani przez rodziców.[12] Wciąż nie jest więc do końca jasne jakie jest powiązanie pomiędzy psychodelikami, a potencjalnymi flashbackami ani w jakim stopniu są one efektem ubocznym wywołanym przez doświadczenie psychodeliczne, chociaż pojawia się wiele badań i analiz, z których można wywnioskować, że jest to problem znacznej części ćpunów, większej niż się dotąd społeczności psychodelirium wydawało.

Podsumowanie wiedzy o szkodliwości psychodelików

Po raz kolejny powtórzmy – psychodeliki nie są substancjami rekreacyjnymi i nie powinny być używane do uzyskania „odlotu”, „fazy”, czy ekstatycznej przyjemności. Choć to bez wątpienia bardzo atrakcyjne cechy takiej podróży, są one tylko miłym dodatkiem do doświadczenia, które może przybrać bardzo niespodziewany i tragiczny w skutkach obrót. Choć psychodeliki wydają się być względnie bezpieczne dla naszego organizmu od strony chemicznej, przy nieodpowiednim przygotowaniu i złym stosowaniu mogą wywołać niepożądane skutki psychologiczne – trudne i koszmarne doświadczenia, które mogą wywołać uczucie potężnego lęku czy wręcz paniki, a także stanów obłąkania bądź wywołania psychozy. Mogą też wyłowić z naszej podświadomości traumatyczne wspomnienia, którym jeszcze nie jesteśmy gotowi stawić czoła. Jednocześnie większość tych trudnych doświadczeń może czasem być nieodłącznym elementem procesu wracania do pełni emocjonalnego zdrowia i przy odpowiednim wsparciu psychoterapeuty mogą stać się one dla nas pewnym krokiem na drodze naszego wychodzenia z niektórych prolemów psychicznych. Mogą jednak pozostawiać kiepskie skutki uboczne.

Decyzję o pracy z psychodelikiem, wedle zwolenników takich praktyk, trzeba dobrze przemyśleć i warto dać sobie na to nie kilka dni, nawet nie kilka tygodni, ale chociaż kilka miesięcy. Konieczne jest zgłębienie wiedzy na temat tych substancji, rozważenie potencjalnych zagrożeń i skonsultowanie tego z osobami, które wiedzą na ten temat więcej. Kluczowe jest przygotowanie się do takiego doświadczenia w postaci sesji psychoterapii przed podjęciem, jak i konieczne jest integrowanie psychiki po zażyciu substancji. Integracja psychodeliczna powinna trwać dłużej niż kilka dni po takiej podróży w nieznane rejony i czeluści zbiorowej nieświadomości lub częściej także w strefy wytworów iluzorycznych, urojeń i schiz. Dla niektórych to może oznaczać kilka tygodni pracy nad integracją doświadczenia lub nad oczyszczeniem się z tych przeżyć, a dla innych nawet kilka miesięcy (lub lat), tak silna może być dezintegracja psyche.

Warto też pozwolić sobie na to, aby stwierdzić: „To nie dla mnie”. Bez poczucia straty i bez surowej samokrytyki, że się „stchórzyło” czy czegoś podobnego, często wmawianego przez dilerów narkotyku oraz osoby, które są fanami, bo werbując kogoś do satanistycznej sekty dostają zniżkę lub darmowy towar. Często powiedzenie „nie” jakiemuś werbunkowemu ćpunowi świadczy o wielkiej odwadze i potężnej świadomości siebie, a także o zdolności do zadbania o siebie i swoją psychikę, żeby nie uległa degradacji. Psychodeliki naprawdę nie są dobre dla wszystkich i jest wiele innych dróg do tego, aby zgłębić meandry swojej podświadomości, w tym metody najlepsze, które znamy jako ścieżka rozwoju duchowego, w tym rozwój duchowy na wschodni sposób, z pomocą jogicznych pratyaharas i głębokich medytacji z bóstwami (devas).

Dla wielu młodych osób przyzwolenie sobie na odpuszczenie takiego doświadczenia jest paradoksalnie trudniejsze, gdy substancja jest nielegalna, a do tego mają wielką presję dilera i środowiska ćpunów. Efekt niedostępności i „zakazanego owocu” czyni ją bardziej atrakcyjną, a naciski i dilerskie perswazje robią swoje, zwiększając ilość trupów i psychicznych wraków wśród bezmyślnej i słabej z charakteru młodzieży. Nielegalność przyczynia się więc do bezmyślnego spożywania psychodelików, również przez osoby, które na pewno nie powinny ich spożywać. Tabu i dezinformacja na temat narkotyków sprawia, że dla osób ciekawych demonicznych odmiennych stanów świadomości ze sfery chaosu i mroku, trudne jest dotarcie do rzetelnych informacji, dzięki którym mogłyby one uniknąć zrobienia sobie krzywdy demonicznymi grzybkami, ajahuaską czy marihuaną. Redukcja potencjalnych szkód jest jednym z celów pisania artykułów uświadamiających, takich z gatunku jakich właśnie czytasz. Uważamy, że gdybyśmy byli uczeni o tym w szkołach, młodzież nie miałaby tak silnej potrzeby próbowania wszystkiego, co się da (ta chęć często wynika z efektu niedostępności i szpanu w głupkowatym niestety towarzystwie ćpuńskim). Natomiast Ci, którzy by się na to decydowali, wiedzieliby jak odpowiednio się do tego przygotować i w jakich sytuacjach lepiej odpuścić, a także do kogo zwrócić się po pomoc czy asystę psychologiczną. Związki miłosne osób, które próbowały świństewek psychodelicznych częściej się rozpadają i trudniej im stworzyć dobrą więź opartą na miłości, wierności i lojalności – częściej bowiem wpadają w bagno zdrady i porzucenia, w rozkład, częściej trafiają na odmóżdżoną patologię.

Gdyby psychodeliki były legalne i dostępne tylko „na receptę” dla osób naprawdę potrzebujących tego typu metod jako rodzaju terapii (jak również dla osób zdrowych, które nie mają żadnych przeciwwskazań do tego typu doświadczeń), potencjalne szkody wyrządzone ignorancją i brakiem przygotowania mogłyby być znacząco ograniczone, chociaż na pewno nie całkowicie wyeliminowane. Rygorystyczny odsiew gwarantowałby większe bezpieczeństwo osób, dla których psychodeliki mogą być najbardziej nieodpowiednie. Zagrożenia związane z tymi substancjami bez wątpienia wymagają uwagi i kolejnych badań, tak aby badacze mogli zapewnić wszystkim zainteresowanym jak najbezpieczniejsze i owocne doświadczenia, dzięki którym powrót do pełni zdrowia byłby jak najszybszy. Jeśli jednak chcesz więcej poczytać o zagrożeniach ze strony psychodelików, bardzo polecany jest artykuł, z którego można zaczerpnąć sporo inspiracji rozmyślając w temacie: What do we know about the risks of psychedelics? („Co wiemy na temat zagrożeń psychodelików?”)

Zapoznajmy się z jeszcze jednym cytatem wspomnianego już wcześniej Sama Harrisa:

„Mam nadzieję, że moje córki będą tak samo jak ja rozkoszowały się poranną filiżanką kawy albo herbaty. Jeśli jako osoby dorosłe zechcą pić alkohol, będę im doradzał ostrożność. (…) Od tytoniu powinny stronić, jako rodzic zrobię co będę mógł, żeby zniechęcić do tej używki. Nie muszę chyba dodawać, że gdyby któraś z moich córek zasmakowała w metaamfetaminie albo heroinie, już chyba nigdy nie zasnąłbym spokojnie”.

Pseudowizje ćpuńskiego delirium

Często doświadczenie psychodeliczne jest opisywane jako bardzo wizualna podróż, podczas której widzi się niesamowite, szczegółowe i kolorowe kształty geometryczne (tzw. fraktale). Możemy też spotkać się z różnymi postaciami, archetypami, z demonicznymi „bytami”, z którymi możemy wejść w dialog. Starożytni Grecy opisują, że środki odurzające powodujące wizje służą do kontaktu z demonami, z siłami ciemności. Niejednokrotnie słyszy się jednak od nich rozwiązania dla naszych najważniejszych problemów i wskazówki, które pozostają z nami na długo po tym, jak substancja opuści nasz organizm, a wraz z substancją odchodzi demon jaki został z nią przywołany. Podczas doświadczeń z ayahuascą często są to spotkania z wyglądu kobietą, pełną mrocznych sił pseudo matką, żeńską energią, która przez wielu jest postrzegana jako matka natura, jednak bardziej kojarzona jako nierządnica Lilith, a to po skutkach ćpania. W trakcie takiego doświadczenia jest ona demonicznym przewodnikiem, często przekazuje jakieś wskazówki zostające z nami na długo po powrocie do rzeczywistości, wskazówki pojmowane jako ważne, chociaż mogą być absurdalne.

Ciekawym efektem jest też synestezja – zdolność do zauważania dźwięków, słyszenia kolorów, czucia smaku muzyki, itp. Nasze zmysły potrafią rzeczy, które do tej pory nie były możliwe, jednak nie są to prawdziwe zdolnosci percepcji aury czy zjawisk duchowych – i w tym jest problem, że zjawiska są urzekające, ale to świat iluzyjny, świat doznań urojeniowych, warstwa schizofreniczna ludzkiego umysłu. Tu też sprawy mogą przyjąć nieco mniej przyjemny obrót. Pseudo wizje czy halucynacje mogą być przerażające – niektórzy wpost widzą demony, piekło, odwiedzają straszne momenty w historii ludzkiej. Takie doświadczenie nie zawsze będzie piękne i cudowne, może być bardzo przygnębiające i dołujące, czasem są istoty nakazujące popełnienie samobójstwa. Musimy być przygotowani na to, że w niektórych momentach zobaczymy coś, co wywoła w nas głębokie odczucie lęku lub spowoduje katastrofę w życiu.

Jednym z powszechnych doświadczeń psychodelicznych są też wizje, w których wchodzi się w ciało innych ludzi – możemy mieć doświadczenie bycia kobietą (gdy jesteśmy mężczyzną) lub odwrotnie. Możemy wrócić do przeszłości i wcielić się w naszych przodków (np. stając się królem, rycerzem, albo więźniem w średniowiecznym więzieniu). Możemy wcielić się w jedno ze zwierząt (i czuć, jak to jest być tym zwierzęciem) lub stać się na kilka chwil drzewem. Towarzyszy temu silne uczucie, że jest to naprawdę realne i trafne doświadczenie bycia istotą, z którą się identyfikujemy w trakcie takiej wizji. Zdaję sobie sprawę z tego, że dla osoby, która nigdy tego nie doświadczyła, brzmi to co najmniej dziwnie. Niemniej są to doświadczenia stale opisywane przez ludzi na całym świecie. Niestety, z takich jazd psychodelicznych pojawiają się potem osoby zaburzone umysłowo, które twierdzą, że są jakąś postacią historyczną, co jest rodzajem obłąkania, tak zwanym syndromem podawania się za Napoleona lub Kleopatrę, albo udawanie, że się jest odmiennej płci niż biologiczna, co jest obłędem transpłciowości, niestety bardzo szkodliwym społecznie, prowadzącym do kastracji, jako że zmiana płci nie istnieje.

Nie bez powodu Albert Hoffman wspominał: „Zawsze rób to w naturze” odnosząc się do spożywania LSD. Uczucie jedności z roślinami, drzewami i zwierzętami bywa u części osób tak głębokie i znaczące, że niejednokrotnie na zawsze zmienia podejście osoby do środowiska naturalnego, często powoduje chorobliwą nadwrażliwość na rzekome cierpienie wszystkich stworzeń. Niektórzy twierdzą, że upowszechnienie psychodelicznego doświadczenia mogłoby uratować naszą planetę z trwającego kryzysu, jednak raczej wyprodukuje zbyt wielką ilość osób silnie zaburzonych psychicznie i niezdolnych do egzystencji, gdyż narkomanii psychodeliczni często popadają w zadłużenia, nie są w stanie założyć ani utrzymać rodziny, nie leczą się prawidłowo z poważnych chorób, unikają pobierania krwi do badań lekarski oraz szczepionek i zastrzyków, szkodzą ludzkości absurdalnymi pomysłami poczuwania się kimś innym niż są, dokonując wielkich oszustw i nadużyć. Ćpuny psychodeliczne są zwykle bardzo zakłamane, i nie widzą oszukiwaniu nic złego.

W tradycyjnych szkołach duchowości i mistyki, doświadczenia psychodeliczne od zawsze określane są jako pseudomistycznymi, gdyż nie zostały osiągnięte z pomocą siły woli i głębokiej koncentracji, a zostały indukowane przez środek chemiczny. Stąd są to przeżycia klasyfikowane jako błędna ścieżka i pseudo duchowe, pseudo mistyczne, udające mistycyzm w oszukańczy sposób. Niewątpliwie są to generatory stanów umysłu zaburzonego, schizofrenicznego, często utrwalające stany schizofreniczne lub także paranoiczne, narcystyczne, maniakalne. Narkomanom psychodelicznym często wydaje się, że są mistykami, joginami, guru, nauczycielami ludzkości, łącznikami pomiędzy światem widzialnym lub niewidzialnym, ale w rzeczywistości są zaćpanymi narkomanami z uszkodzonymi mózgami, którzy oszukańczo podają się za tych, którymi nie są, a co gorsza przez ćpanie nigdy już nie zostaną. Jak ktoś po zaćpaniu psychodelikiem podaje się za Mistrza Galaktycznego, to uchodzi za dziwaka, a jak za Prezydenta państwa albo profesora uniwersytetu, to łatwo sprawdzić, że nic nie umie i nie ma żadnych kwalifikacji ani poparcia. Im bardziej urojone funkcje czy stanowiska, tym bardziej schorzała, spaczona i wynaturzona świadomość, a poczucie jedności urojone. Naturą sił demonicznych stojących za psychodelikami jest omamienie, oszukiwanie, wprowadzanie w pobłądzenie. Ludzie spożywający psychodeliczne substancje, zwykle nie są zdolni do kultywowania autentycznej ścieżki rozwoju duchowego, zajmując się w dziedzinach mistyki i duchowości jedynie bredzeniem i konfabulując na tematy o jakich nie mają pojęcia.

Cechą charakterystyczną doświadczeń z MDMA, który jest tak zwanym „empatogenem” czyli substancją psychoaktywną, która wywołuje złudne doświadczenia emocjonalnej otwartości, jedności i współczucia jest takie zdeformowanie odczuwania innych ludzi, że osoby stają się otwarte seksualnie na wszystkich jak leci, i poddają się demagogii alfonsów i burdelmamek dilerskich, poddają się formowaniu do uprawiania kurestwa i kurwiarstwa w ramach agencji towarzyskich czyli burdeli oraz na potrzeby kurewskich imprezek. Nie są potem w stanie funkcjonować w żadnym uczciwym związków emocjonalnym. Rzekome poczucie bliskości polega na tym, że zniesiona zostaje faktyczna zdolność do głębokich uczuć miłosnych, osoba jest zatem niezdolna do miłości, bo nie ma prawidłowej zdolności do odczuwania kto jest przyjacielem, a kto wrogiem, kto kocha, a kto jedynie wykorzystuje seksualnie i oszukańczo cię dyma.

Wyższe stany świadomości czy samodegradacja

Odmienny czy wyższy stan świadomości to stan, który jest wznioślejszy od normalnego stanu czuwania człowieka, ale nie jest stanem halucynacji ani urojeń. Synonimem tego pojęcia jest “ekstaza”, która w naszym kraju jest często rozumiana jako ogromna, intensywna przyjemność (zwykle związana z seksem), gdy tymczasem oryginalne pojęcie nie ma nic wspólnego z orgazmem ani przyjemnością seksualną. Znaczenie tego słowa jest znacznie szersze i bardziej wzniosłe. Słowo “ekstaza” (ἔκστασις, ekstasis) pochodzi ze starożytnej Grecji i oznacza dosłownie “bycie na zewnątrz siebie”, „wzniesienie się”. Mistrz Platon opisał ekstazę jako odmienny stan, w którym nasza normalna “czuwająca” świadomość zupełnie znika lub sublimuje i jest zastąpiona przez intensywną euforię i silne połączenie do większej inteligencji, do wyższej jaźni. Doświadczanie takich stanów to okazja do doświadczenia transcendencji (przekroczenia swojego Ja), do wyjścia z kajdan schematycznego myślenia, do porzucenia swojego ego, czy do odczucia większej jedności z naturą i z Bogiem. Ekstaza z grecka, a w jodze i tantrze samadhi, nie jest jednak osiągane z pomocą środków spożywczych, tylko z pomocą świadomego oddania Bogu i dążenia do połączenia z Bogiem, w sposób całkowicie świadomy, bez utraty świadomości, zatem bez zaćpania. Ekstaza nie jest podróżą astralną do bytów pośrednich, a tym bardziej mrocznych ani nie jest chemiczną stymulacją mózgu.

W świecie ludzi odurzanie się również jest zwykle sposobem na ucieczkę od domyślnego, standardowego trybu działania i myślenia. Niestety ze względu na obecną kiepską kondycję ludzkości w większości przypadków jest to metoda samooszukiwania siebie i udawania ratowania się przed trudnymi, zalewającymi nas emocjami i przed światem wewnętrznym, do którego wcale nie chcemy zaglądać. Ludzie zepsuci korzystają z używek, aby się zrelaksować, zresetować, zwiększyć swoją koncentrację w pracy, lub dobrze się zabawić, w tym zwykle sensie, żeby zdradzać, kopulować dla rozrywki, co samo w sobie jest wynaturzające i blokujące dla uczuć wyższych, powoduje psychopatyzację osobowości. Nie da się ukryć, że coraz więcej ludzi stara się korzystać z “technologii ekstazy” w sposób bardziej wyrafinowany i zakamuflowany, używając ich nie tylko do ucieczki przed sobą, ale także do chwilowego podtrzymania kondycji w pracy czy seksie.

Pisze psychodeliczny terapeuta: „Przez wiele lat towarzyszyłem osobom podczas ich podróży i z “przykrością” stwierdzam, że nie u każdego dochodziło do przełomowych zmian. Faktycznie, wiele osób uznało to za jedno z najważniejszych doświadczeń w ich życiu. Jednak rozmawiając i widząc się z nimi po latach, nie potrafią stwierdzić czy im to coś w dłuższej perspektywie dało. Gdzieś to “przełomowe” doświadczenie rozmyło się podczas szarej codzienności. Była grupa ludzi, dla których doświadczenie to sprowadziło się do “fajnych rozkmin i kolorków” i kompletnie nic poza tym. Przez długi czas byłem przekonany, że sobie ze mnie żartują. Byli również tacy, którzy przeżyli ciężką “podróż” i to nie taką, o jakich zazwyczaj mówi się w raportach. Nie był to “oczyszczający badtrip” tylko najzwyczajniej przeżyli kilka bardzo nieprzyjemnych godzin i nie chcą już do tego wracać. Tak straszne to było. Warto mieć na uwadze, że psychodeliki same z siebie niczego człowiekowi nie “dadzą”. Nawet tysiąc sesji z psychodelikiem, nie sprawi, że osoba w jakimś sensie “ograniczona” stanie się nowym wcieleniem Buddy. Jakby tego było mało, istnieją osoby, u których nawet jednorazowy trip może w dłuższym terminie doprowadzić do nieodwracalnych, negatywnych zmian w ich w życiu. Dla napompowanych propagandą jakoby psychodeliki były lekarstwem na całe zło tego świata, lub myślących, że samym mikro dawkowaniem naprawią swoje życie, może to być zimny prysznic na chorą głowę.”

Z terapią psychodelikami i „magicznymi” grzybkami jest tak jak z „magicznym” prawem przyciągania, w teorii przyciągającym wszystko i zawsze przyciągającym, ale trzeba było napisać długaśną książkę pod tytułem: „Dlaczego nie działa prawo przyciągania” i wytłumaczyć, dlaczego prosta metoda przyciągania do siebie wszystkiego co się chce, nie chce działać u prawie wszystkich, którzy to prawo stosują. Tak jest z psychodelikami i ich rzekomo leczniczymi właściwościami. Trzeba napisać długą książkę, dlaczego psychodeliki nie leczą prawie nikogo ze wszystkich tych, którzy ulegli ułudzie stosowania ćpania do leczenia, kiedy ćpanie deliryków samo w sobie jest jedną z najcięższych chorób ludzkości. Z prawem przyciągania, jakiś niedouk, który czytał coś tam o metafizyce wschodniej, nie doczytał, że aby prawo przyciągania działało, potrzebny jest magnes serca, który uruchamiany jest przez Boga i wyższą Jaźń, przez Atmana w sercu człowieka. Założył sobie, że na jego życzenie taki siddhi magnes przyciągający wszystko, spełniający szybko wszelkie życzenia zacznie działać u każdego, a tymczasem bardzo rzadko taki magnes jest włączany u niektórych świętych osób, zwykle zaawansowanych joginów, gdyż jest to jedna z końcowych ośmiu siddhi. Nie ma zatem wielkiego magnesu przyciągania dla każdego komu się zachce.

Jak pisał w swojej książce James Fadiman, należy mieć się na baczności, aby nie stać się “head-tripperem” czyli osobą, która myśli, że samym myśleniem w swojej głowie rozwiąże swoje życiowe problemy (jest to coś jak główkowanie półgłówka). Fakt, psychodeliki pozwalają uzyskać niesamowicie świeżą perspektywę na siebie i swoje problemy (dlatego zawsze staramy się wtedy mieć przy sobie kartkę i długopis), ale po powrocie na “ziemię” trzeba działać. Nie da się nie zauważyć, że często czy nawet najczęściej, osoby z tego psychodelicznego środowiska, mimo górnolotnych stwierdzeń o rozwoju, latami stoją, a często wyraźnie wręcz cofają się jeśli chodzi o “ogarnianie” życia, pracy i rozwoju osobistego. Wiele słyszymy o ludziach, którzy, pojechali na ceremonię i “odebrali połączenie”. Po czasie jednak poza nawracaniem wszystkich wokół i opowiadaniu, jacy teraz są szczęśliwi nic się w ich życiu realnie nie zmienia, a najczęściej jest jeszcze gorzej. Z jednego wyjazdu robią się regularne tripy po to, aby uciec od problemów i ponownie na chwilę, na kilka dni zapomnieć o przyziemnych sprawach (bo tak właśnie działają psychodeliki kolorowym szumem zagłuszając prawdę o rzeczywistym stanie pacjenta). Kiedy widzimy kolejnego osła czy oślicę, którym już czwarty czy siódmy związek miłosny się rozpada, i to szybciej niźli poprzednie, to widzimy pacjenta z rozbitym życiem osobistym i miłosnym, pacjenta na psychoterapię, w pierwszej kolejności na odwykówkę długoterminową, żeby z pomylonej główki wybić samą skłonność do ćpania psychodelików. Jeśli można jakoś je scharakteryzować to są to osoby bardzo zagubione, prawdopodobnie jeszcze bardziej niż przed samym tripem, bardziej niż przed rozpoczęciem psychodelicznej pseudoterapii. Pierwszym krokiem dla nich powinna być integracja wszystkich dotychczasowych doświadczeń, integracja siebie i skierowanie w stronę duszy na gruncie religijnym, gdyż ich chorobą jest schizofreniczna destrukcja jaźni i wypaczenie osobowości.

Zależnie od dawki nawet dwie trzecie osób ćpających psychodeliki może doświadczyć tego na własnej skórze. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że prędzej czy później doświadczysz bad tripa, także takiego o długotrwałych przykrych skutkach. Większość ludzi interesujących się tematem zna powiedzenie, że nie ma “złych”, a jedynie trudne tripy, ale to zakłamywanie rzeczywistości, zakłamywanie zwykle za sugestią dilera u jakiego kupujesz demoniczne podróże ćpuńskie. Oczywiście jeśli pójdzie coś nie tak, to wszyscy “polecający” i dilerzy nagle znikają tak szybko jak się pojawili. Wpływ psychodelików na psychikę jest jeszcze niezbadany, a długofalowe skutki są nieprzewidywalne i polecanie ich każdemu w ciemno, bagatelizując jednocześnie zagrożenie bad tripem czy samobójstwem jest szalenie nieodpowiedzialne. Badania na szczurach pokazały, że długotrwałe (tylko przez trzy miesiące) stosowanie niskich dawek środków psychodelicznych wpływa niekorzystnie na serce i jego pracę, stąd potem masowe zjawisko nagłej śmierci sercowej ćpunów, w Unii Europejskiej pod koniec drugiego dziesięciolecia XXI wieku, to około miliona zgonów rocznie.

Napompowane ego czy nadymanie ego jest bardzo powszechne, szczególnie na początku ćpalnej przygody. U części osób mija z czasem, jednak są osoby, które zdecydowanie są na to bardziej podatne. Po tripie, kiedy ma się wrażenie, że zrozumiało się naturę wszechświata, wraca się na ziemię i następnego dnia, kiedy ciągle jest się pod wrażeniem swoich iluzorycznych narkomańskich wizji, a także irracjonalnych zwykle przemyśleń, znajomy zaczyna ekscytować się nowym serialem na Netflixie lub tym, że wasz wspólny znajomy nie wie jak podrasować swój profil na Tinderze, albo tym, że od dwóch lat nie dostał awansu. Patrzysz na niego i nie dowierzasz, jak można zajmować się tak błahymi sprawami, ignorujesz sprawy ważne swojego otoczenia, co w szczególności niszczy związki miłosne i intymne. Po tripie łatwo wpaść w przeświadczenie, że “wiemy więcej” niż inni, nawet więcej niż profesorowie i uczeni czy mędrcy, a tymczasem jest to oznaka głupoty i nieuctwa, bezzasadnego mniemania oraz bezczelności i arogancji. Niestety, dużo ludzi po odjeździe narkotycznym przechodzi w takie ekstremum, że po pewnym czasie bije od nich niesamowita arogancja i poczucie wyższości w stosunku do innych ludzi, a rzeczywista wiedza i umięjętności ćpuna są w rzeczywistości znikome. Gnerealnie, przy dłuższym, regularnym stosowaniu psychodelików, narażony jest na to praktycznie każdy. Najłatwiej poznać ich po tym, że pomimo tego, iż kreują się na osoby “ponad” to jednocześnie bije od nich dużo toksycznej energii i plugawej ironi, szczególnie toksycznej do osób o większej wiedzy i mądrości (to taka pycha demoniczne, pyszałkowatość ćpuńska). Rzeczywistość szybko zweryfikuje rzekomą “zajebistość” i nauczy pokory tylko tych psychodelicznych, którym zostało coś tam z rozsądku, a takich jest w sumie niewiele.

Kiedy słyszymy, że dzieciak w wieku piętnastu lat wyskoczył przez balkon z ósmego piętra i się zabił, kiedy słyszymy, że dziewczyna lat dziewiętnaście nagle z akademika wypadła przez okno, kiedy słyszymy, że chłopak lat dwadzieścia dwa zabił swoją dziewczynę, następnie obciął sobie penisa i wyskoczył przez okno albo znów, że para on lat dziewiętnaście, a ona lat siedemnaście, zamordowali okrutnie swoich rodziców – to widzimy skutki zażywania narkotyków halucynogennych, i wiemy, że wszyscy byli na bad tripie, mieli okres złej fazy w podróży życiowej z powodu zażycia środków psychodelicznych. Kiedy pytamy młodą narkomankę co od dziesięciu lat bierze narkotyki, jara marihuanę czasem ćpa psylocybki, co ją skłoniło do szukania pomocy na terapii odwykowej z narkomanii – powiedziała, że nie tak dawno po kolejnym pogrzebie uzmysłowiła sobie, że eksperymentować zaczęła w osiedlowej grupie trzydziestu osób, a kolejny pogrzeb przyjaciela uzmysłowił jej, że już dwadzieścia siedem osób zmarło przez te dziesięć lat, i to jest jakieś chyba nienormalne, żeby aż 27 osób z grupy trzydziestoosobowej zmarło przed ukończeniem trzydziestego roku życia, bo przecież tyle młodych ludzi nie powinno tak kończyć. Większość skończyła zwyczajnie, nagle umierając na jakiś zawał, wylew, w wypadku samochodowym, na budowie spadło z dachu, kilka samobójstwa popełniło, ktoś utonął, kogoś muchomor czerwony zabił. Wszystkich łączyły sobotnie imprezki na ćpanie we własnym gronie. Z czasem dochodziły nowe osoby, ale tych starych znajomych, co zaczynali zostało jeszcze tylko dwóch i ona, i ona też by chciała ich uratować, chociaż nie wie czy to jest jeszcze możliwe. To są takie zwyczajne historie jak wykańczają się młodzi ludzi z powodu głupoty i presji do jarania i ćpania narkotycznych świństw psychodelicznych. Tyle, że o tym się nie mówi w gronie świrniętych „polecających” ani wśród dobrze opłacanych dilerów psylocybków czy rzekomo leczniczej marihuany.

Inny typowy obrazek ćpuńskiego syndromu nieudacznictwa, na polu duchowego rozwoju, to ćpun, co jarał marihuanę, zarzucał psylocybki, próbował LSD, a także sporadyczne inne odurzacze. Zajął się w końcu rozwojem duchowym, gdyż miał jakieś zajawki z poczuciem jedności i połączeniem wszystkich ludzi. Niestety, ćpun jak to ćpun, nie był w stanie siedzieć w skupieniu w grupie medytacyjnej dla rozwoju duchowego, w czasie omawiania odzyskiwania łączności z bóstwami nieba dostawał torsji i telepiących drgawek, nie mógł słuchać nauk o zasadach moralnych w duchowości, zamiast wizualizacji jaką miał wytwarzać siłą umysłu robiły mu się same jakieś natrętne koszmarne scenki, nie był zdolny do poważnych praktyk duchowych, nawet nie mógł się skupić na modlitwach. Drażniła ćpuna obecność innych ludzi, a szczególnie ich doświadczenia mistyczne w medytacjach, on nie miał nic, tylko pustka i bezdenna ciemność przed oczyma. Nie dawał rady utrzymać w Polsce rodzinę, stał się wredny i kłótliwy, obrażalski, w końcu wyjechał za pracą do Norwegii, potem do Szwecji, stracił poczucie więzi z rodziną, ledwie zarabiał w Szwecji, bo trzeba go było poganiać do roboty, miał tendencje do zawieszania i nicnierobienia. Stracił kontakt z grupą rozwoju duchowego, nie podjął żadnej pracy, w końcu zginął w niejasnych okolicznościach, spadł z fiordu lub popełnił samobójstwo. Oczywiście psychodilerzy się nie przyznają ile towaru takiemu ćpunowi sprzedali, ale są świadkowie ćpania, którzy pamiętają, jak żądni zysku dilerzy psychodelików napędzają i reklamują swój biznes, a my wiemy, jak kończy wielu takich ćpunów, wiemy od ich dawnych znajomych i rodziny, a także z opisów przypadków czynionych przez liderów grup rozwoju duchowego. Zamiast rozwoju degradacja i śmierć przedwczesna. To są owoce ćpania psychodelików dla marnego zysku dilerskich świniaków miliarderskich z Doliny Krzemowej w Kalifornii, którzy ten biznes pędzą i reklamują wbrew wiedzy naukowej czy wręcz masowo fałszując badania naukowe na temat psychodelików.

Niektóre badania nad psychodelikami z użyciem technik neuroobrazowania pokazały, że przeżyciom ćpalnym towarzyszy kilkugodzinna dezaktywacja tzw. sieci standardowej aktywności w mózgu, która odpowiada za nasze poczucie „ja”, a która pozwala na poukładanie się doświadczeń w mózgu. Jest to zgodne z opisami przeżyć pacjentów, którzy często mają poczucie, że ich codzienną jaźń się rozpuściła czy znikła. Mogą więc niejako wyjść czy wejść w stan jakby bez-siebie i zobaczyć swoje problemy w innym kontekście, a wielu z nich twierdzi, że po sesji psychodelicznej poczuli się jakoś „zresetowani”. Niestety, już w dawnych czasach w Indii, badania ajurwedyjskie wykazały, że stany psychodeliczne należą do tak zwanej fałszywej jaźni, są puste i nie przydatne dla rozwoju duchowego człowieka, często ich skutkiem są demoniczne opętania, stąd pozorne zmiany świadomości czy mentalności. Świadomość po psychodelikach jest uszkodzona, mamy defekt jaźni, który można opisać podobnie jak defekt schizofreniczny w przypadku psychozy. Obecnie najgłośniejsze i najbardziej rzekomo obiecujące badania nad psychodelikami dotyczą zastosowania psylocybiny w leczeniu pacjentów z depresji, której rozpowszechnienie było ogromne jeszcze przed pandemią COVID-19, a obecnie wzrasta jeszcze bardziej. Zdaniem psychiatrów psychodeliki mogą czasem pomagać w leczeniu niektórych zaburzeń wynikających z czegoś, co opisują jako „sztywność mentalną” – czyli z utrwalonych negatywnych pętli myślowych na temat siebie lub otaczającego świata, o ile nie jest to zastępowanie jednej pętli inną, znacznie gorszą, albo subtelniejszą i paskudniejszą.

„Wie pan, chyba nie zawsze tak jest… „Trip” po LSD może być niefajny, baaaardzo niefajny… Pan zaś zachęca do „wyjazdów”, na okładce pana książki jest taka adnotacja: „Dzięki tej książce poszerzysz swoją perspektywę prawie jak po zażyciu LSD.” Perspektywę? Dzieciaki jarają się podróżami, wyjeżdżają, a potem nie wracają. Zostają już na zawsze w tej jamie z Alicją, Królikiem i Szalonym Kapelusznikiem… Tak stało się z moim przyjacielem… Wiem, że pan nie sprzedaje „kwasa” na ulicy, tylko zajmuje się tematyką wykorzystywania psychodelików w medycynie, ale to jednak trochę promocja ciągle bardzo nieznanych krain po „drugiej stronie lustra”, krain zamieszkiwanych czasami przez bardzo niemiłe byty…”

Warto pamiętać, że przeżycia psychodeliczne bardzo różnią się od codziennego stanu świadomości i są dla ludzi tak niezwykłe, że za ich sprawą niektórzy ludzie nabierają przekonania, że dotknęli czegoś więcej niż inni, przez co pojawia się u nich poczucie wyższości i megalomania, czyli coś, co w psychologii nazywa się „inflacją psychiczną”, napędza postawy narcystyczne oraz maniakalne. Psychodeliki zwiększają często otwartość, co z pozoru bywa bardzo przydatne w terapii, ale może także prowadzić do większej podatności na manipulacje i psychomanipulacje oraz sterowanie poprzez zombizację. Słyszymy zbyt wiele opowieści o ludziach, którzy prowadzą w podziemiu narkotycznym grupowe ceremonie z ayahuaską, LSD, psylocybiną lub innymi psychodelikami i wykorzystują otwartość oraz zaufanie ze strony uczestników do mało wzniosłych celów finansowych lub seksualnych albo po prostu robią to nieodpowiedzialnie i wydają się nie mieć świadomości, że mogą komuś zaszkodzić zachęcając do grupowych orgii seksualnych, niszcząc rodziny.

Kilka dekad temu z psychodelikami eksperymentowało wojsko i agencje wywiadu kilku krajów w tym USA, aby sprawdzić, czy można użyć je jako serum prawdy albo jako broń chemiczną. Okazuje się, że środki psychodeliczne mogą służyć do wszczynania zamieszek antypaństwowych i antyrządowych, mogą służyć do nasilenia propagandy, gdyż osoby naćpane odpowiednimi dawkami psychodelików, którym w ramach otwartości i zaufania wmawia się pewne zachowania czy konieczność poparcia czegoś, potem zachowują się jak rasowe czuby z zaindukowaną psychozą paranoidalną, pieniaczo-paranoidalną. Będą walczyć aż do unicestwiania o prawo do aborcji albo o wybicie jakiejś narodowości, a nade wszystko mogą chętnie walczyć o urojoną wolność od czegoś, od najlepszego nawet przywódcy własnej Ojczyzny, będą siać ferment i robić dywersję, wbrew rozumowi i potrzebom społecznym. Niestety, demagogiczna siła takich psychodelikami zzombizowanych osób jest stosunkowo duża, a ich odporność na prawdę i solidne argumenty generalnie jest wielka. Wywiad wojskowy innego kraju może zatem z pomocą dilerów psychodelików sporo i szkodliwie namieszać.

Wojna ONZ z psychodelikami

W 1971 roku prezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon wypowiedział narkotykom wojnę absolutną – na wojnie z ćpaniem, kanałowaniem i jaraniem nie oszczędził również psychodelików. Ostra kryminalizacja psychodelików na Zachodzie jest stosunkowo nowym zjawiskiem, ale też wcześniej nie miały propagandowych zwolenników, i nie wciągano dzieci w ich zażywanie. Propagandowy przekaz rządowy przedstawiał psychodeliki jako wroga publicznego numer jeden, wroga niszczącego kulturę i moralność. Pojawiły się złowieszcze informacje o uzależnieniach psychicznych od substancji psychodelicznych i drastycznych konsekwencjach ich używania (do dziś często powtarzanym faktem na temat LSD jest twierdzenie, jakoby ludzie pod jego wpływem wyskakują przez okna, i z tego powodu, nie robi się eksperymentów inaczej niż na parterze, aby wyniki eksperymentów mogły być bezpieczne). Kres erze swobodnego dostępu do psychodelików położyła Konwencja o substancjach psychotropowych z 1971 roku, która weszła w życie w 1976 roku, a podpisały ją 184 państwa, w tym Polska. Choć jej pierwotnym celem było ograniczenie dostępu do substancji psychoaktywnych wykorzystywanych poza kontekstem medycznym, przełożyła się ona także na utrudnienie możliwości prowadzenia badań nad przydatnością medyczną, co akurat może nie jest dobre. W Polsce LSD oraz inne psychodeliki w wykazie substancji psychotropowych zajmują miejsce w grupie I-P. Zostały więc sklasyfikowane jako substancje nieprzydatne w medycynie i niebezpieczne dla zdrowia.

W wynikach badań przeprowadzonych przez prof. Davida Nutta w 2010 roku (wcześniej także w 2007) pod względem całkowitej szkodliwości LSD znalazło się na 18-tym miejscu spośród 20 najczęściej używanych substancji psychoaktywnych. Grzyby psylocybinowe zajęły miejsce ostatnie. W ścisłej czołówce – alkohol, heroina, crack. Szkodliwość tytoniu okazała się niemal równa szkodliwości kokainy. Trzeba powiedzieć, że to jest wysokie miejsce, jak na ponad 120 substancji psychoaktywnych o działaniu psychodelicznym i jakoś nie widać powodu dla zakazywania ich użycia czy wprowadzania do obrotu, chociaż nic także nie stoi na przeszkodzie w prowadzeniu badań rzeczywiście naukowych nad ewentualnymi zastosowaniami dla celów medycznych. Psychodeliki zaczęły stopniowo zyskiwać popularność na Zachodzie od połowy XX wieku, niestety wraz z satanizmem i wieloma szkodliwymi zboczeniami seksualnymi, w tym pedofilią i zoofilią, których nasilenie wielu znawców tematu wiąże ze spożywaniem środków odurzających, psychodelicznych, gdzie dla odczuwania miłości zatraca się poczucie płci, gatunku oraz wieku. Już odkrywca LSD, Albert Hofmann, po pewnym okresie eksperymentów z zażywaniem LSD twierdził, że doświadcza przez to znacznego zmęczenia połączonego z lekkimi zawrotami głowy, co jest ceną za pobudzenie wyobraźni. Niestety, owo pobudzenie wyobraźni nie wniosło nic twórczego do jego życia, nie przyczyniło się do odkryć naukowych, a zmęczenie stopniowo zamieniało się w koszmarne poczucie wyczerpania czyli w typowy zespół ponarkotykowy, w tak zwane zmęczenie czy wyczerpanie ćpalne o chronicznym charakterze (albo zmęczenie przez wycieńczenie sysysaniem energii przez jakieś wampiry czy upiory, jak chce metafizyka). I kiedy człowiek jest już taki zmęczony i wyczepany, znów musi zaćpać świństewko, żeby poczuć się na kilka dni trochę lepiej. To taki faktyczny mechanizm trwałego uzależnienia od ćpania psychodelików, dobrze znany, lecz w reklamie rekreacyjnej i medycznej starannie pomijany i ukrywany.

Psilocybina, psychoaktywny składnik magicznych grzybów, jak widać z wielu badań może fundamentalnie zmieniać strukturę przedniej części korowej mózgu, przodomózgowie, płaty czołowe, i zmieniać sposób wymiany informacji w tym obszarze, co niestety pozbawia człowieka zwykle zdolności do uczuć wyższych oraz zdolności do myślenia abstrakcyjnego. Badania wskazują, że wielu ludziom psylocyby mogą bardzo zaszkodzić w niczym nie pomagając, jak w przypadku lobotomii. Wiele osób po psychodelikach funkcjonuje z ograniczeniami, jak pacjenci po zabiegu lobotomii. W latach 50-tych XX wieku uważano podawanie psychodelików, w tym psylocybiny za zabieg alternatywny do lobotomii, która została zakazana. Istnieje wiele badań potwierdzających związek między zażyciem narkotyku znanego jako ekstazy, a różnymi fizycznymi zmianami w niektórych strukturach mózgu, w tym między innymi kurczenie się lub rozrost pewnych części mózgu, a takż dysfunckje niektórych części mózgu. Dokładny mechanizm jest jednak nieznany, a potocznie mówi się o tym, że zażywanie nawet małych dawek ekstazy powoduje 'dziury w mózgu’.

LSD to bardzo silna substancja halucynogenna, a jego działanie wywołuje już dawka rzędu 20 mikrogramów. Najczęściej stosowane dawki do ćpania to 100-500 mikrogramów. Skutkami ubocznymi stosowania LSD jest m.in. występowanie iluzji i złudzeń, zniekształcone postrzeganie rzeczywistości, zmiany nastroju, a nawet myśli samobójcze. Dietyloamid kwasu lizergowego (LSD) jest jedną z najsilniejszych substancji halucynogennych. Został odkryty w 1943 roku przez szwajcarskiego chemika Alberta Hoffmana przy okazji badań nad sporyszem, gdyż jest to składnik sporyszu. Jego stosowanie zostało zakazane w latach siedemdziesiątych XX wieku, gdy okazało się, że w miarę podawania nasila psychozy, a reakcje i stany psychotyczne trwają coraz dłużej, a osoby bliskie nie są w stanie wytrzymać ze szkaradnym pacjentem psychodelicznym i jego dziwactwami. Często wywołuje ciężkie stany depresyjne, zarówno krótkotrwałe jak i długotrwałe, a depersonalizacja sprzyja wygenerowaniu ciężkiej schizofrenii. Zażywanie LSD powoduje zaostrzenie chorób psychicznych, wywołuje silne myśli samobójcze. Wiele osób straciło życie, gdyż po zażyciu LSD może wystąpić śmierć pacjenta, głównie poprzez rozregulowania funkcji fizjologicznych ciała, w tym znaczne podniesienie ciśnienia, drgawki, zaburzenia pracy serca, wstrząs anafilaktyczny. Częsta jest także palinopsja – przetrwały lub powracający obraz, utrzymujący się nawet po wieloletnim zaprzestaniu stosowania LSD; jest skutkiem uszkodzonych pól wzrokowych w mózgu.

Stosowanie psychodelików, w tym LSD, psylocybiny czy ajahuaski stosunkowo często przynosi w tych przypadkach odwrotne efekty niźli poprawa zdrowia czy funkcjonowania i prowadzi do dyskomfortu fizjologicznego (w tym zaburzeń wzroku, drętwienia i mrowienia kończyn, bezdechu, bezsenności, zaburzeń żołądkowo-jelitowych, zmniejszonego apetytu i bólów głowy, migren), obniżenia nastroju, myśli depresyjnych, samobójczych i wzmożonego lęku (lęk psychodeliczny, fobie ćpuńskie). Paraliż senny, nawet długo po eksperymentach psychodelicznych, i to taki paraliż, że oprócz niemożności poruszenia nawet powieką, nie można też oddychać – to jedno z ciekawych zjawisk, które bywa zapowiedzią przedwczesnej śmierci osoby oddającej się ćpaniu psychodelików, czasem także jak dawno temu przestała. Ćpuny i ćpunki cierpią także często na specyficzny zespół hiperwentylacyjny z niedoborem dwutlenku węgla, gdzie nawet głębokie oddychanie nie pozwala im na dotlenienie ciała, stąd mają nieustające koszmarne duszności, nie mogą zaczerpnąć tchu, czasem nawet nie można tego skorygować ani lekami ani ćwiczeniami oddechowymi.

I tak to twierdzi się głupkowato w hałasliwych reklamach dilerskich, że LSD nie powoduje śmierci jako bezpośredni efekt działania, to fakt, tyle, że zgonów jest całkiem dużo i są to „tylko” zgony jako następstwo innych fizjologicznych zjawisk związanych ze stosowaniem tej zbójeckiej substancji. Dziękujemy za taką głupkowatą reklamę dla upośledzonych umysłowo. W medycynie standardowo nie stosuje się stwierdzenia „psychodeliczny”, stąd fachowo powinno być używane określenie środek „halucynogenny” jako powodujący halucynacje – wrażenia polegające na widzeniu, czuciu lub słyszeniu czegoś, co faktycznie nie istnieje i w rzeczywistości nie ma miejsca. Psychodeliki, halucynogeny, wracają do mody, są propagowane przez różne dewianckie środowiska, opłacane przez szarą strefę dilerów narkotykowych przy jednoczesnym ignorowaniu działań destruktywnych tych substancji na mózg i psychikę oraz na społeczeństwo.

Sporządzony około 2015 roku Światowy Raport o Narkotykach wykazał, że w ciągu jednego roku 230 milionów ludzi na całym świecie zażyło nielegalną substancję odurzającą (ćpanie uprawia zatem mała część ludzkości). Co więcej, narkotyki, na rok 2015, zabijają rocznie przynajmniej 200 tysięcy osób, przyczyniając się tym samym do destrukcji rodzin, ale także do rozprzestrzeniania się AIDS i traumatyzacji społeczeństwa. W roku 2011, alarmowano, że w Europie roku odnotowuje się 7-8 tysięcy zgonów spowodowanych zażywaniem narkotyków – alarmował European Action on Drugs. W roku 2020, szacuje się, że około 0,5 miliona zgonów rocznie jest związanych z używaniem narkotyków, a przecież pięć lat wcześniej było tylko około 200 tysięcy. Według amerykańskiego Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (CDC) liczba zgonów spowodowanych przedawkowaniem narkotyków w USA osiągnęła w 2021 roku rekordowy poziom, gdzie ponad 107600 Amerykanów zmarło w 2021 roku z powodu przedawkowania narkotyków, co stanowi najwyższy roczny wskaźnik zgonów z tego powodu, poinformowało 11 maja 2022 roku Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób (CDC). W 2021 roku liczba zgonów spowodowanych przedawkowaniem wzrosła o 15 procent, w porównaniu z szacunkowymi 93655 zgonami rok wcześniej. Joseph Friedman, badacz uzależnień z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles opublikował w kwietniu 2022 roku badania, które wykazały, że liczba zgonów wśród nastolatków spowodowanych przedawkowaniem narkotyków gwałtownie wzrosła w ciągu ostatnich dwóch lat, od kwietnia 2020 do kwietnia 2022 roku. Pokazuje to, że zgodnie z wiedzą numerologii pitagorejskiej i chaldejskiej, pokolenia z pooczątku XXI wieku nie są mądrzejsze, tylko głupsze i bardziej popadły w nieuctwo, słabą wolę oraz skłonności do ogłupiania się narkotykami.

Badania przeprowadzone przez Krajowe Biuro ds. Przeciwdziałania Narkomanii wskazują, że używanie narkotyków, w tym psychodelików, jest mniej rozpowszechnione niż spożywanie alkoholu, dotyczy ono 4,7 % populacji Polaków w wieku 15-64 lat. To taka zdegenerowana część społeczeństwa mniejsza niż 5 procent, ale to oznacza, że co dwudziesta osoba, tak, jedna osoba (jeden ćpuński podludź) na dwadzieścia ćpa jakieś świństwa i ma rojenia w głowie, jest ogłupiony, żyje wiluzji i pomyleniu umysłowym. Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) najnowszego Światowego Raportu o Narkotykach z 2020 roku podaje, że około 269 mln ludzi używało narkotyków w 2018 roku, co stanowi wzrost o 30% w porównaniu z rokiem 2009, natomiast ponad 35 mln ludzi cierpi na liczne zaburzenia wywołane używaniem narkotyków.

Kara śmierci za narkotyki

W 33 krajach za handel i przemyt narkotyków karzą śmiercią i uważa się, że jest to rozsądna kara wymierzana w interesie społecznym czyli dla dobra całego społeczeństwa. Zabójcom dusz ludzkich wymierzana jest słuszna kara śmierci za zabójstwo duszy, za zabijanie dusz ludzkich. Dlaczego w wielu kulturach azjatyckich sprzedaż i przemyt narkotyków są karane śmiercią? Ano dlatego, mówi dr Rahul Sagar*: – Są dwa powody: kulturowy, czyli odpowiedzialność i zobowiązania wobec społeczeństwa, i praktyczny – chęć powstrzymania rozwoju narkobiznesu. – Gdy w Europie ktoś bierze narkotyki, to swoją postawą mówi: „To jest mój wybór, ja zdecydowałem o podjęciu tego ryzyka”. Z azjatyckiego punktu widzenia jednak, to nie jest twój wybór, ponieważ twoje zażywanie narkotyków będzie miało skutki dla innych ludzi – możesz im zrujnować życie. Charakterystyczna dla społeczeństw w tym regionie jest kultura porządku społecznego: przekonanie, że ludzie mają wobec swoich dzieci, partnerów, rodziców, sąsiadów i w szerokim rozumieniu społeczeństwa pewne zobowiązania, w tym na przykład rodzinne. W rozumieniu wielu kultur tego regionu rodzina jest chyba najważniejszym zobowiązaniem, jakie może mieć człowiek, a zatem twoje osobiste pragnienia powinny zostać podporządkowane i poddane porządkowi społecznemu. Ludzie, którzy uzależniają się od narkotyków albo po prostu ich używają, często robią to kosztem swojej rodziny i swoich sąsiadów, czyli przedkładają swoje pragnienia nad obowiązki wobec społeczeństwa. W naszym rozumieniu społeczeństwo nie jest zobowiązane do zapewnienia jednostce konkretnego traktowania czy troski, skoro ta jednostka pokazała, że nie troszczy się o społeczeństwo. Jeśli ludzie angażują się w tego rodzaju antyspołeczne działania jak ćpanie narkotyków, to społeczeństwo nie jest im nic winne, a wręcz może ich wyeliminować jako szkodliwych aspołecznych socjopatów. Nie musi się nimi opiekować, opłacać chociażby pobytu w więzieniu przez całe życie czy leczenia odwykowego z narkomanii.

Wschód rozumuje tak: jeśli popełniasz drobne przestępstwo, jesteś traktowany z godnością, zgodnie z literą prawa, ale jeśli handlujesz narkotykami, stanowisz dla społeczeństwa zagrożenie, złamałeś swoje zobowiązania, a zażywanie narkotyków jest destruktywne, ma negatywne skutki dla innych ludzi, w tym dla potomstwa, i chcemy, by było jasne, że nasz kod społeczny nie może być łamany. To wydaje się brutalne – skazać kogoś na śmierć, ale jeżeli społeczeństwo ma karmić, ubierać i monitorować kogoś, kto jest zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale też dla społeczeństwa, to jest to oceniane jako jeden krok za daleko w zachowaniach aspołecznych, socjopatycznych czy wręcz psychopatycznych. W sumie jest kilka kwestii, w których dezaprobata dla chaosu, społecznego nieuporządkowania jest duża, w tym są narkotyki, seks wykluczający rozmnażanie, zdrada Ojczyzny, szpiegostwo, niszczenie kultury i wartości religijnych. Spożycie narkotyków w Hongkongu czy Singapurze jest prawie zerowe, a wyższe chociaż w sumie niewielkie w takich krajach jak Wietnam, Laos czy Kambodża. Zastosowanie kary śmierci daje rządom prawa możliwość wysłania sygnału: „Będziemy powstrzymywać handel, a dla tych, którzy w nim uczestniczą, wzrosną koszty”. Społeczeństwa azjatyckie, w tym Singapur, Birma, Iran, Malezja, Indonezja, Bangladesz, Pakistan, Filipiny czy Arabia Saudyjska, próbują poprzez używanie orzekania kary śmierci powstrzymać rozwój dewianckiego narkobiznesu. Narkotyki niszczą tkankę społeczną, co wiadomo od wieków, historycznie, i są po prostu totalnie nie akceptowane, chociaż mogą służyć jako broń do wysyłania na Zachód w celu siania spustoszenia, jak robi to czy robił przed rewolucją chociażby Afganistan.

Przypisy

  1. Nutt 2012 pg. 254
  2. David Nutt (2010-01-15), The best scientific advice on drugs,The Guardian. London. Retrieved April 2, 2010.
  3. Nutt, D. J. ; King, L. A.; Phillips, L. D. (2010), Drug harms in the UK: a multicriteria decision analysis”,The Lancet, 376(9752): 1558–1565.
  4. EMCDDA, 2011; CAM, 2007
  5. Gable 2004 and 2006
  6. Michael Pollan, What do we know about the risks of psychedelics?
  7. Michael Pollan, What do we know about the risks of psychedelics?
  8. Robert Preidt, Alcohol Helps Kill 2.8 Million People Globally Each Year
  9. Maciej Lorenc, Psychiatra tłumaczy, czym jest psychodeliczny renesans
  10. Abnormal visual experiences in individuals with histories of hallucinogen use: A web-based questionnaire – ScienceDirect
  11. We’re Starting to Understand How Psychedelic Flashbacks Work
  12. Michael Pollan, What do we know about the risks of psychedelics?
  13. Wasson RG. Seeking the magic mushroom. LIFE. May 1957.
Marihuana – THC – Trucizna Zabijająca Duszę i Człowieczeństwo

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *