CBŚ Poznań znów pomyliło drzwi – torturowało upośledzonego mężczyznę
Podczas zatrzymań rzekomych handlarzy narkotyków w Poznaniu 8 maja 2013 roku terrorystyczni funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego pomylili mieszkania i poturbowali niepełnosprawnego mężczyznę – skarży się dziennikarzom zszokowana Jolanta Pilarska, matka Przemka. Leżeł skuty na ziemi przez kilkadziesiąt minut, a policjanci go kopali i po nim skakali. Tymczasem kłamliwa jak zwykle policja przedstawia całkiem inną wersję wydarzeń. Z doświadczenia wiemy, że policja jak zwykle brutalnie kłamie ukrywając swoje prawdziwe oblicze reżiowych katów i oprawców.

Upośledzonego 24-latka napadnięto na poznańskiej Wildzie, podczas akcji CBŚ, wymierzonej przeciwko rzekomym handlarzom narkotyków. Według jego matki, funkcjonariusze nad ranem wtargnęli do mieszkania. Policja jak zwykle kłamliwie przyznaje, że doszło do ujęcia niewłaściwej osoby, ale zaprzecza, że doszło do wtargnięcia i pobicia. – Ja tylko usłyszałam, jak on krzyczał, jak krzyczy wtedy, kiedy coś się dzieje złego. Wparowało trzech czarnych, nie mogłam się ruszyć, byłam w koszuli nocnej. Zastawili mi drzwi – opowiada Jolanta Pilarska, matka 24-latka w rozmowie z reporterem gazet i telewizji. Jak dodaje, uprzedzała, iż syn jest niepełnosprawny i nie mówi. Twierdzi, że pytała, co się dzieje i czemu syn krzyczy, ale nie usłyszała odpowiedzi policjantów zajętych torturowaniem jej syna. Kobieta pokazuje też uszkodzone drzwi. Mówi, że wyłamała je policja.
Środa, 8 maja 2013 roku godzina szósta rano. W ramach akcji wymierzonej w rzekomą grupę przestępczą handlującą narkotykami, funkcjonariusze CBŚ wpadają brutalnie równocześnie do kilku mieszkań w Poznaniu, w tym m.in. przy ulicy Sportowej na Wildzie. W Bractwie Himawanti znamy te bandyckie napady policyjnych debilów na naszych liderów i terapeutów ofiar księży pedofilów, znamy trzymanie po kilka godzin w pozycji leżąc na twarzy, z rękami, a nawet nogami skutymi katolickimi łańcuchami tej policyjnej mafii faszystowskiego reżimu III RP. Wiemy z autopsji, że matka Przemka nie kłamie, a raczej mówi o napadzie policyjnym w bardzo delikatny i oględny sposób.
Kłamią policyjni bandyci zdolni do najbardziej plugawej terrorystycznej zbrodni na narodzie polskim. Nie wiedzieć dlaczego policjanci w stosunku do obywateli zachowują się jak zuchwały, zwyrodniały okupant tego kraju, nie jak policjanci mający strzec obywateli przed złem i przestępczością. Najpierw napadają i torturują, a dopiero potem pytają o nazwisko i sprawdzają czy złapali kogo trzeba. Debile? Nie, proszę państwa, to gansterzy na rządowo-okupacyjnym watykańskim żołdzie, papieskie żołdactwo, zawsze zbrodnicze wobec słabych, chorych i pokrzywdzonych obywateli.
Syn właśnie wychodził z psem. Usłyszałam potworny huk wyłamywanych drzwi. Gdy wybiegłam, Przemek leżał już skuty na ziemi, posiniaczony. Ze strachu się szarpał, więc usiadło na nim kilku funkcjonariuszy i go tłukli. Krzyczałam, że przecież na pierwszy rzut oka widać, że syn jest ciężko chory – opowiada Jolanta Pilarska. Funkcjonariusze zapytali o nazwisko. Nie zgadzało się. Kobieta wskazała drzwi obok. Przemek ma dwadzieścia pięć lat. Ze względu na wadę przysadki mózgowej wymaga całodobowej opieki, a kontakt z nim jest utrudniony. Nie może być straszony ani napadany przez bandytów, także tych policyjnych, co są debilami, którzy nie wiedzą do czego służy dzwonek u drzwi, chamami bez kultury, którzy nie umieją zapukać do cudzego i się przedstawić.
Polska to coraz bardziej dziki kraj z hordami papieskich okupantów w policyjnych mundurach. Dzięki wieloletniej nauce w szkole specjalnej, upośledzony umysłowo Przemek zdobył kilka sprawności – sam wyprowadzał psa, nauczył się podpisywać. Od środy 8 maja 2013 roku nie chce wychodzić z mieszkania, wpada w paniczny lęk, nie jest w stanie mówić w sposób składny. Boi się osób ubranych w gestapowskie czy gansterskie mundurki, tak jak funkcjonariusze CBŚ, na czarno (po hilerowsku jak eSSmani). Na słowo „policja” reaguje krzykiem i usiłuje się schować przed brutalnymi bandytami katolickimi.
- Nasze nazwiska są na domofonie. Wystarczyło spojrzeć. Wyraźnie jest tam napisane, kto mieszka pod jedynką, a kto pod dwójką – irytuje się Dariusz Korzec, ojczym Przemka.
Sąsiedzi rodziny też są wstrząśnięci. Zapewniają, że Pilarscy są spokojną rodziną, a ich syn nigdy nie sprawiał żadnych problemów. Bandycki napad policji, gangsterów policyjnych, jest niczym nie uzasadniony i nie powinien być policji przebaczony. Policyjnych bandytów należy bezwzględnie za taką zbrdnie usuwać ze służby. Najpierw niech się policjanty upewnią z kim mają do czynienia. A nie napady na ludzi chorych i kaleków czy innowierców urządzać na sposób zawsze pedofislkiej i zbójecko-gestapowskiej inkwizycji katolickiej. Nie dziwimy się już tysiącom napisów „jebać policję”, które właśnie z powodu takich bandytyzmów policyjnych na murach w Polsce powstają.
- Słyszałam przez okno jak jeden z policjantów mówi do drugiego: „A jesteś pewien, że to ta klatka?” Wyglądało to tak, jak gdyby działali na oślep – mówi jedna z sąsiadek Pilarskich.
Świadkowie twierdzą, że podejrzewany o handel narkotykami mężczyzna, Patryk K. pseudonim „Kwiatek”, w końcu sam wyszedł z mieszkania obok i grzecznie oddał się w ręce CBŚ. Policjanci rozmawiali z nim jak z dobrym kolegą, nie napadli, nie bili, nie skuli rzucając na betonowe schody. – Policja CBŚ i gangsterzy to chyba jedna kumplowska mafia w Polsce – mówi mieszkająca w pobliżu Irena. Tymczasem policja, niczym banda półgłówków, jak z kawałów o jednej czapce na dwóch funkcjonariuszy, zaprzecza, jakoby doszło do pomyłki. Tłumaczy, że stojący pod mieszkaniem Przemek był z wieku i wyglądu podobny do podejrzanego. Zapomnieli, że bezprawnie wyłamali drzwi i bandycko napadli niewinnego i do tego chorego człowieka. W aresztach polskich pod katolicką okupacją kilka tysięcy ciężko chorych osób pozbawionych jest podstawowej opieki medycznej, szczególnie po pibiciu przez policję i torturowaniu w prokuraturach, gdzie kopanie, leżenie na zimnej posadzce w kajdankach i podduszanie na różne sposoby jest w Polsce normą niczym w amerykańskim obozie śmierci dla innowierców niechrześcijańskich, w Guantanamo…
- Mężczyzna na widok umundurowanych policjantów zaczął krzyczeć, nie reagował na wezwanie „Stój policja”, usiłował ukryć się w mieszkaniu. Policjanci uniemożliwili mu zamknięcie drzwi, ujęli go i przystąpili do legitymowania – wyjaśnia rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak. I dodaje, że funkcjonariusze nie stosowali siłowego wejścia do mieszkania, a wobec zastanych osób nie używali środków przymusu bezpośredniego.
Drzwi zostały jednak poważnie uszkodzone. Matka chłopca pokazuje też zrobione w środę zdjęcia. Widnieje na nich posiniaczony i opuchnięty na twarzy Przemek.
- W czwartek, 9 maja 2013 roku, pojawiła się panienka inspektor z CBŚ pytając, ile pieniędzy będziemy potrzebować na nowe drzwi. A przecież nie o drzwi tu chodzi. Przez to zdarzenie Przemek cofnął się o kilka lat edukacji. Zamknął się w sobie, musi wrócić do psychologa. Będziemy musieli uczyć go wielu rzeczy od początku.
Jak potwierdziła zastępca prokuratora rejonowego Poznań-Wilda, Dobrosława Wodzisławska, wpłynęło już zawiadomienie matki niepełnosprawnego o przekroczeniu uprawnień przez CBŚ. Trwa postępowanie sprawdzające. Jolanta Pilarska zapowiada też walkę o odszkodowanie na leczenie brutalnie napadniętego przez policjantów z CBŚ mężczyzny.
Takie sytuacje nie należą w Polsce do rzadkości, podobne wpadki czy raczej zbrodnie watykańskiej policji zdarzały się już wcześniej. W 2011 roku do „pomyłki” gestapowskiego CBŚ doszło na wielkopolsce dwukrotnie. W sierpniu 2011 kryminalni wtargnęli do mieszkania niewinnego człowieka w Koziegłowach. Rzucono go na ziemię i wycelowano w niego broń. Gdy ostatecznie okazało się, że nie jest osobą poszukiwaną, nikt go nawet nie przeprosił. W tym samym miesiącu sierpniu 2011 grupa uderzeniowa policji chciała zatrzymać handlarza narkotyków. W mieszkaniu, do którego weszła, zastała jednak tylko dwie wystraszone siostry, którymi miotała po podłodze. Ta rodzina również nie doczekała się przeprosin ani wstawienia drzwi na koszt policyjnych bandytów. Sam sens ścigania ludzi za hodowanie krzaczków z indyjskimi konopiami jest zresztą niewielki, gdyż w wielu krajach handel produktami z konopi jest legalny ze względów zdrowotnych, zatem jeśli powinien być ścigany, to tylko jako drobny handel, i to nie przez uzbrojone po zęby hordy czarnych opancerzonych bandytów, tylko co najwyżej z Kodeksu Wykroczeń przez dzielnicowego.
- Na zwrot kosztów wymiany drzwi oraz remontu mieszkania czekam już od sierpnia 2002 roku – mówi poszkodowana przez zwyrodniałych bandytów z gdańskiego CBŚ – doktor Hanna Szpilewska z Gdyni. Przypomnijmy, że policyjni bandyci kompletnie zdemolowali wówczas lokal Antypedofilskiego Bractwa Himawanti w Gdyni, gdzie jedną osobę zamordowali bo była w dzieciństwie zgwałcona przez ówczesnego tamtejszego biskupa, a drugą brutalnie pobili usiłując zamordować za to, że dla ofiar księży pedofilów prowadzi terapie. Pobita osoba do dzisiaj od członków pedofilskiej mafii zwanej Centralnym Biurem Śledczym także nie odtrzymała odszkodowania. To jest Polska pod watykańską okupacją kolejnych pedofilskich papieży i policyjnych obszczymurków z mózgami wypranymi na katolickiej katechezie i pedofilskich oazach III RP.
Zbrodnie polskiej policji to wstyd i hańba – pisemne przeprosiny w gazecie i osobiście od jakiegoś wyższego rangą funkcjonariusza, a i wysokie odszkodowanie kosztem pensji tych zwyrodniałych policyjnych bandytów i ich przełożonych. W innych krajach do drzwi najpierw dzwoni fikcyjny kurier z paczką lub listonosz z przekazem pieniężnym dla podejrzanego, który sam otwiera drzwi i się legitymuje dokumentem tożsamości, bo przesyłka jest do rąk własnych. A policjanci są o krok za podstawionym kurierem czy fikcyjnymlistonoszem lub ekstra kontrolą gazu i prądu…
Czy polska policja to banda bezmózgowców, skoro CBŚ rozpracowuje grupę w tym wypadku rzekomo narkotykową przez minimum rok, a i tak nie wiedzą gdzie obserwowana osoba mieszka? To kogo policjanci obserwowali, jak nie znają adresu kogoś, kogo rzekomo obserwowali?
Policjanci CBŚ z wielkopolski jakoś zapomnieli zlikwidować mafię dominikańską, która w ramach działalności biznesowej od przynajmniej 30 lat hoduje konopie indyjskie na terenach swojego klasztoru. Mnisi muszą z czegoś żyć, a ten przecież karalny proceder jakoś nie skończył się kuciem przeorów i dominikańskich mniszków tak, żeby sobie leżeli skuci i skopani kilka godzin na zimnej betonowej posadzce klasztorku. Sprawę mafii narkotykowej o nazwie klasztor dominikański jakoś zamieciono pod dywan, a łapie się tych, którzy widać nie płacą haraczu wysoko postawionym policjantom. – mówi Aldona, żona pewnego mężczyzny skatowanego i uwięzionego przez CBŚ za niepłacenie haraczu. Tłumaczenie, że inteersy idą źle, bo konkurencja z rynku wykopała nic nie dały. Nie płaci policjantom, znaczy siedzi. Szkoda, że ABW pozbawiona będzie możliwości łapania gangsterów narkotykowych z CBŚ. Parę wpadek CBŚ było już przecież w mediach opisanych. Agencje takie jak CBŚ stają się bardzo niebezpieczne, jeśli nie są kontrolowane operacyjnie przez inne Agencje, takie jak ABW.
Gdańskie CBŚ jakoś także zapomniało aresztować szefostwo przekrętu o nazwie Amber Gold czyli przeora dominikanów i kilkunastu mnichów dominikańskich, którzy są głównymi autorami owego przekrętu na miliard złotych. – mówi znający sprawę Ryszard Szpilewski z Gdańska. Przeor dominikanów sam się zwolnił z urzędu i zniknął, czyli dostał czas aby się z Polski ewakuować razem z kochanką, a reszta zamieszanych w przestępczy proceder Amber Gold mniszków jakoś przeczeka nawałnicę. Świecki przyjaciel dominikanów posiedzi jako główny podejrzany. Jak wyjdzie może zrobi następny interes z dominikanami, oczywiście kosztem tysięcy naiwnych rodaków wierzących w świętość kościoła katolickiego i jego morderczych sekt pokroju dominikańskiej mafii.
- O tym, że w Warszawie głównymi dostawcami konopii indyjskiej na rynek są dominikanie wie każdy szanujący się diller – mówi znawca tematu, Artur Zdrojewski z Warszawy. – Sam przez kilka lat wynosiłem świeży towar z klasztoru dominikanów prosto do dillerów hurtowników – mówi Artur. I to wszystko na temat. Policja chyba ma z czego płacić odszkodowania swoim rzekomo pomyłkowym ofiarom represji i terroru oraz policyjno-kościelnych interesików. A Wielkopolska policja jakoś zapomniała zapuszkować na dożywocie swoich funkcjonariuszy, którzy kilka lat wcześniej zamordowali dwie przypadkowe osoby za rzekomy handel narkotymi, z którymi nie mieli oni nic wspólnego… A przecież za oczywiste ludobójstwo dokonywane z premedytacją powinni ci policjanci siedzieć w łańcuchach i czerwonych kubraczkach odsiadując dożywocie.
Anna Gierej – Bydgoszcz
Dodaj komentarz