Iśwara – Bóg w nas i Zwierciadło Dharmy

Iśwara, Zen, Joga, Tantra, Guru, Zwierciadło Umysłu, adwaita, karman, jasnowidzenie, narkotyki, fałszywa jasność demonów i inne uwagi o rozwoju duchowym… 

Iśvara – Bóg w Odzwierciedlony Sercu Człowieka 

To, co się tłumaczy jako „Bóg we mnie”, Bóg w Nas, to oryginalnie Iśwara (Iśvara, Ishvara). Nie mylić ani z Dewą, ani Śiwą czy Brahmanem, które też się jako Bóg tłumaczy. Najlepiej poczytać dobre słowniki sanskrytu, żeby wiedzieć o czym się mówi.

Swami Paramahansa Śri Lalitamohan Babadźi

Iśa + Vara to taki pierwiastek wewnątrz, który jest potencjałem doskonałości indywidualnej duszy. Vara ma znaczenie strażnika, wzorca, regulaminu. Iśa to coś co ma władzę i dysponuje potęgą. Przyjmuje się, że gdy Iśvara zaczyna się jako potencjał przejawiać, człowiek zaczyna pracować, uczyć i praktykować intensywnie pchany dążeniem do doskonałości. Kiedy potencjał Iśvara jest w pełni aktywny, objawia się to takimi oznakami jak np. spontaniczna lewitacja unoszenia się ciała. Zwykle trwa to trochę. Sporo można by napisać o tym mistycznym czy magicznym zjawisku duchowym.  

Iśvara oznacza unikalne talenty, moce i zdolności jakie osoba przejawia na ziemi. Zatem w łatwy sposób poznać, kiedy Iśvara na pewno nie jest aktywna. Człowiek nie ma unikalnych talentów, zdolności ani mocy. Iśvara to zdolność działania w unikatowy sposób, drogami nieprzewidywalnymi dla innych. Iśvara znajduje możliwości, których nikt inny może nie dostrzec, ale potwierdza możliwość poprzez działanie, nie same teorie. Iśvara raczej działa niż mówi, potwierdza czynem dostrzeżone możliwości czy uświadomione talenty. Iśvara talent realizuje z mocą. Nie jest zatem niespełnioną artystką czy osobą, która ciągle nie może się przejawić, bo ją ktoś tłumi. Rodzaj żeński to Iśvari, oczywiście. Znaczenie to samo. Znaczenia Iśvara takie jak książę, księżniczka czy mistrz, pan odnoszą się do stanu który można nazwać Suwerenem. Iśvara jest suwerenny, zatem zwykle nie znajduje się w układach wasalnego czy lennego podporządkowania. W sensie pracy czy działalności zwykle będzie to jakaś aktywność nad którą inni nie mają władzy. Systemy społeczne zwykle nie mogą zapanować nad osobami, które przejawiają Iśvarattvam (Iśvara Tattva – działanie na zasadzie Iśvara). To w skrócie.  

Wzorzec czy regulamin wspomniany w kontekście Iśvara jest ogólnie kojarzony z zasadami Dharmy, takimi jak np. 10 Yama i 10 Niyama.  

Na Wschodzie guru jakoś bardziej wszechstronnie uczą ludzi i nie tryskają słodyczą tylko wymagają sporo wiedzy i umiejętności od adeptów. A trening duchowego rozwoju bywa ciężki, a nie miłosny i otumaniający.  

Proroctwa o końcu świata w kolejnym wyznaczonym roku, ostatnio 2012 nie są ze Światła tylko z Mroku Ciemności. Kto koniec świata i zagładę powszechną prorokuje ma objawy psychozy paranoicznej, a to trzeba leczyć się z tego, a nie tłumom przewodzić i głupoty gadać!  

Atrybutami łatwo osiągalnymi z jakości Iśvara są Padmasana jako zdolność długotrwałego przebywania w pozycji Lotosu i emanowanie jasnego, ciepłego białego światła (Śukla-Jyoti). Tyle, że to takie emanowanie promieniami białymi, słonecznymi przez cały czas, a nie raz na tydzień jak się na medytację pójdzie! Można powiedzieć o dużej stałej aurze słoneczno-białej i nawykowym siadywaniu w Padmasanie, z przyjemnością. Osoby o jasnej aurze ze słonecznym białym światłem są wyczulone na wszelkie zło o ściemnienia, łatwo wykrywają, rozpoznają demony, osoby opętane, byty piekielne, zły karman wiodący do piekielnych stanów ciemności, wykrywają także osoby zdeprawowane, zepsute moralnie. Białe światło w aurze sprzyja zdecydowanemu osądowi i surowej ocenie złych osób i ich złych postępków, a nawet błędnych, nieprawidłowych myśli wypaczających Rzeczywistość.  

Do opisu zdolności Iśwary jeszcze parę mudr, które trudno się robi, nawet osobom sprawnym fizycznie, bo są proste, tylko Iśvara robi je dłużej i często spontanicznie. A i jeszcze o świetle. To biało-słoneczne oznacza praktycznie białe i ciepłe ale z domieszką żółto-złotego. Ach, jak ktoś m a silną aurę złotawego koloru albo „widzi” tylko złoty kolor i na innym nie może się skupić, to jest zasadzka. Wedle nauk wedyjskich tak mają wcielone tzw. Brahmarakszasy – demoniczne dusze podające się za bóstwa, udające istoty z tzw. Złotej Ery. Najczęściej złocista otoczka jest wokół ośrodka serca maskując prawdziwą zawartość, kryjąc opętującego demona, który wyłączył lub wyrzucił prawdziwą boską duszę daną przez Boga. Ale to już insza część indyjskich nauk wedyjskich o tym jak upadłe demony udają bóstwa świetliste (anioły) z niebios. A jasna biel, ale chłodna czy zimna w odczuciu, bez żółtawo-złocistego poblasku, nie jest zbyt duchowym osiągnięciem. Jak człowiek zbliża się do śmierci, to nawet na kilka lat przed pojawia się chłodna biel jako aura. Silna biała aura nawet w Puranach opisana jest jako kolor śmierci. I przy okazji żałoby w hinduizmie oraz w taoizmie.  

Często trafiają do nas osoby z piękną białą aurą, nawet zadowolone, jakie to są uduchowione w białym świetle. Nawet czasem mówią do nas „komplement” typu: „ty nie masz takiej czystej białej aury jak ja!” A po 2-5 latach, czasem szybciej przychodzą z przerażeniem w oczach i mówią, że ciężka choroba dotknęła, proszą o ratunek. Wcześniej nie przyjęłyby do wiadomości, że może im coś dolegać. Dopiero jak rak albo insza straszliwa przypadłość już zabija, przychodzą i pytają dlaczego. Trudno takim osobom, póki zdrowe wytłumaczyć, że pewien gatunek czystej bieli to oznaka, że posłańcy Yamadewa (Anioła Śmierci) osobę już oznaczyły do skoszenia. I to wszystko nie jest niestety Iśvara ani Oświecenie. Wschód rozróżnia kilkanaście rodzajów metafizycznej bieli. Ale u na Zachodzie jak z Bogiem, wszystko tłumaczą najprościej jak się uda, infantylnie.  

Siedem albo 21 dni w ciemności i samotności w jaskini to bardzo dobre odosobnienia, żeby nauczyć się być głębiej samemu ze sobą. W buddyzmie podobnie jak w hinduizmie poleca się takie medytacyjne odosobnienia dla głębszej refleksji nad sobą.  

Masaży i biomasaży w AJURWEDZIE nie robi się w oderwaniu od mantr uzdrawiających i ogólnie inicjacyjnego wprowadzenia w praktyki ajurwedyjskie! 

Prześladowany przez tamilski stanowy reżim południowych Indii Swami Premananda Maharadźa z Tamil Nadu powtarzał bhaktystycznemu towarzystwu niby wielbicieli, że już, już, wkrótce wyjdzie z uwięzienia, opuści to ziemskie więzienie. Tyle, że po tamilsku wyjść i odejść to to samo słowo, cha cha cha. To się powalili na interpretacji. W 1997 roku powiedzieliśmy temu towarzystwu, że w indyjskim więzieniu Swami Premananda ma szanse przeżyć 10-15 lat. To się na nas głupio patrzyli. Ciekawe jak by się dzisiaj ślepili musząc patrzeć nam w oczy? Ale cóż zrobić z kretynami co tylko pitolą bezmyślnie o miłości z nawiedzeniem w oczach, a wszystkie rady prawdziwie duchowe puszczają mimo uszu i olewają wszystko co ważne i duchowe. Swami Premananda opuścił więzienie, tyle, że dusza opuściła ciało, po prostu umarł, bo wielbiciele za mało stanowczo walczyli o jego bezwzględne uwolnienia.  

O Miłości bezwarunkowej od Mistrza: Te typy chcą miłości bez warunków ze strony mistrza, cha, cha, cha. Czyli bez konieczności robienia czegokolwiek, bez konieczności praktykowania, bez wymagań ze strony Mistrza. Mroki na tej planecie są, mroki ciemnoty. 

Śmierć duchowego mistrza jest łaską, kiedy Mistrz dożywa swoich dni i odchodzi z własnej woli. Kiedy Mistrz duchowy umiera zamęczony w jakiejś głupawej katordze, to przypominamy, że jest to początek niełaski dla wszystkich co się do tego przyczynili. Za uwięzienie takiego Swami Premananda już Tamil Nadu raz zapłaciło sporą cenę w jednym Tsunami. Ciekawe co się tam teraz szykuje. Susza ponoć jest już od pięciu lat. Zatem w ramach niełaski spadnie pewnie coś mocniejszego w ciągu paru lat. Susze, powodzie, huragany – dla tych, co Guru zadali rany!  

Nawiedzone cieszenie się, że ktoś Światły (Oświecony) umarł generuje subtelne acz trudno usuwalne blokady uniemożliwiające dopływ światła do rozumków takich osób. Tak ego się zamyka i fiksuje, a osoba myśli, że jest ucieleśnieniem dobroci. Tymczasem mistrzowie Wschodu polecają odfiksować się od wszystkich idei. Korzystamy z idei w praktykach, ale nie zamykamy się w ich obrębie niczym w czarnej dziurze o jasnym kolorze! To jest proces deideologizacji, tyle, że nawiedzeni bardzo zwykle się bronią przed nabraniem dystansu do ideałów duchowych. Wtedy rodzą się zafiksowani fanatycy, ślepi na wszystko co nie jest ich ideologią. Nawet jak to jest miłość bezinteresowna czy bezsensowne radykalne wybaczanie. A Gautama Buddha uczył zerwać 10 tysięcy takich subtelnych zasłon. Ale i praktykować z ideałami, jako z energią czy postawą życiową.  

Demony, istoty upadłe w mroczne czeluści piekielne często wampiryzują energię z otoczenia. Wtedy na ich powierzchni pojawia się rodzaj tylko białej aury o specyficznym matowym odcieniu, podobnie jak wokół czarnych dziur pochłaniających energię pobliskich gwiazd pojawia się świetlista otoczka jaskrawego światła. Często ów wąpierski blask jest tak olśniewający, że nie widzimy co jest wewnątrz, jakbyśmy patrzyli w światło samochodowego reflektora i nie widzieli jaki samochód jest za reflektorem. Oślepiać i błyszczeć wszędzie chcą demoniczne potworki zajmujące się wampiryzowaniem energii, pasożytnictwem energetycznym.  

Prawo kreacji myślą (a zdolność ta to cecha Iśvara) jest nie tyle przereklamowane tylko często źle stosowane przez osoby, które go niezrozumiały, a już szczególnie przez osoby, które nie chcą przyjąć do wiadomości jego ograniczeń. Samolot służy do latania, ale nie do koszenia drzew w lesie jak chciał Lech Kaczyński z Błasikiem pod Smoleńskiem! Wszystko ma swoje miejsce, czas i warunki stosowania, oraz zakres osiągów! Rower zwykle nie służy do latania zamiast samolotu. Oczekiwania od zjawiska kreowania myślą stworzenia czegoś czego stworzyć się nie da jest absurdem. I to wszystko w temacie.  

Iśwara – Śiwa Rudra Mahadewa – Parvati Kali Uma

O Wyzwoleniu, Advaita i Kaivalyam  

Prawa karmiczne powiadają nawet o zwrotach równych, podwójnych, potrójnych czy siedmiokrotnych. Zależnie od pozycji czy rangi duchowej. Ale, komu się chce o tym czytać. 

Nawet jak od dziś wejdziesz w ten stan Niedwoistości na stałe, to dawna karma będzie się realizować. Karma to także uwarunkowanie do spania, jedzenia, picia, twoje zainteresowania, hobby, praca. Przebywanie w stanie Ananda czy Advaita powoduje że nie wytwarzasz określonego rodzaju karmana. Ananda nie pozwala tworzyć więcej karmy nieszczęścia czy niezadowolenia. Advaita nie pozwala tworzyć karmana dwoistości, podziału, rozróżniania. A karman potrzeby jedzenia i picia aby żyć czy różnych zainteresowań pozostaje. Nie tworzenie nowej zbędnej karmy to jedna rzecz, a dokonanie się karmana zgromadzonego uprzednio to inna bajka. Stąd częste rozdźwięki pomiędzy medytacją a codziennością u ludzi nawet zaawansowanych w pracy samodoskonalenia. 

Kaivalyam to brak karmana. Można wtedy wejść do bardzo czystej krainy. Tyle, że ludzie nawet bardzo oczyszczeni miewają trochę karmana, chociażby długu zwrotnego wobec innych. Spalenie dobrej karmy bywa nawet uciążliwe. Jest to karma społeczna, karma narodu czy klanów. Ktoś np. kiedyś uratował cię z opresji. Teraz czekasz na sposobność aby uratować jego. Takie tam relacje karmiczne powodujące, że już się wydaje, że możemy wejść do tych Czystych Krain, ale kurna pozostajemy tu przez dziesiątki lat. 

Też tak może być. Ślubowania, obietnice, marzenia o budowaniu lepszego świata tutaj. wszystkie dobre rzeczy także zatrzymują aż się wyczerpią. Dobra karma może trzymać.  

Póki osoba ma ciało tutejsze, żyje w tym świecie. Oświecenie to uwolnienie trochę ponad połowy zbiornika karmicznego. Do Oświecenia potrzeba redukcji karmy osobistej, egotycznej, karmy z poczucia ja i moje. Karman związków z narodem czy planetą pozostaje. Wielu nie osiąga wyzwolenia kompletnie z powodu przywiązania do tej planety w kosmosie. Brak zależności, brak związku z miejscem utrudnia działalność duchową i manifestacje oświeconej aktywności. Utrudnia też osiąganie Kaivalyam, Wyzwolenia (Zbawienia). Niektóre przywiązania trzeba sobie zostawić na sam koniec i nie zaczynać od ich likwidacji, bo się dobrze na tym nie wyjdzie. Oświecenie to manifestacja mądrości. Oświeceni kompletnie nie koniecznie są Wyzwoleni całkowicie ze złoża karmicznego. 

Ludzie wiele sobie obiecują po widzeniu niedualnym, a Advaita wyraźnie opisuje, że jest to widzenie Całościowe, widzenie pozbawione części, która byłaby ukryta czy niewidoczna. Ściślej, wedle Yogasutr jest to widzenie perfekcyjnie rozróżniające aż do najgłębszych drobiazgów, dokonywane w jednej chwili, tak jakbyśmy widzieli rzeczy ze wszystkich możliwych punktów widzenia na raz. Siedmiorakie rozróżnianie to tak jak oglądanie np. drzewa z przodu, z tyłu, z lewa, z prawa, z dołu, z góry i od środka. To jest tych siedem wspominanych w Yogasutrach.  

O życiu chwilą. Ludzie Wschodu nie żyją dniem dzisiejszym jak zachodni narkomani. Teraźniejszość to aktualne życie, bieżące wcielenie. Całe swoje życie od poczęcia aż do śmierci trzeba scalić, zjednoczyć w sobie, w teraz. To jest Joga, Jednia. Narkomani i pomyleńcy, odurzeni i oszołomieni życiem lub chemicznymi toksynami, zatruci – wedle filozofii Wschodu żyją chwilą, tzw. Kshaną, a kszana to 1/5 sekundy. Żyją dzisiejszym dniem, zaspokajaniem doraźnych potrzeb. Takie życie niczym nie różni się od życia zwierząt. Jest to także zwierzęcy poziom rozwoju świadomości, który obejmuje mały okres czasu, mały fragment życia. A ludzie Oświeceni, Mistrzowie i Święci żyją Całością Życia, bo dla nich chwila to jedna inkarnacja, całe wcielenie, dobrze zintegrowane od poczęcia aż do śmierci. Im bardziej człowiek jest zaawansowany na duchowej drodze rozwoju, tym bardziej integruje całość życia, a TERAZ oznacza nie sekundy czy dzień na zegarku, ale CAŁE ŻYCIE, a nawet więcej.  

Kalari czyli o wschodnich sztukach walki  

Wiele rzekomo buddyjskich nauk to nie tyle nauki buddyjskie ile współcześnie powstałe filozofie imieniem Buddy podparte. Buddyści ci od Buddy, to wojownikami byli wszyscy, bo wspólnota bikszu praktykowała intensywnie sztuki walki i kultywowała tradycje rycerskie. Taki np. sławny Ole Nydhal za czasów Buddy nie zostałby nawet przyjęty do grona bikszu ani za świeckiego wyznawcę nawet. Dostałby 50 kijów na drogę do domu. Dlaczego, to chyba wszyscy wiedzą, ale przypomnę, że za to, że brał narkotyki, bo takich co ćpali Buddha nie przyjmował, a ostro precz pędził. Takich co nadużycia seksualne robili Siddhartha Gautama Buddha Śkayamuni też nie przyjmował. I nie byłoby wielu pseudobuddyjskich współczesnych sławnych nauczycieli nibybuddyzmu newagowego.  

Jeśli chodzi o facjaty tych siddhów tamilskich, co ich wstawiam do albumu, to ich mistycyzm przekonuje mnie materialnie chociażby dlatego, że byli także praktykami sztuk walki, a i dowódcami armii, tyle, że w owych czasach dowódca szedł pierwszy na pole walki, a jego żołnierze za nim. Skoro jako wojownicy długo żyli, to na planie materialnym raczej przywidzeń nie mogli mieć. Bo fantaści (mitomani) w sztukach walki po prostu szybko giną i historia ich nie wspomina. Cenię sobie wielce realistyczną metodologię sztuk walki. Bo w tym wypadku mistyka musi działać. Albo poznaje się krainę śmierci z autopsji w przyspieszonym tempie. 

Aby ćwiczyć indyjskie sztuki walki z takimi mistrzami jak w tym albumie (z indyjskimi siddhami), trzeba mieć bardzo silny charakter, trzeba mieć silną wolę i wykazać się wielkim hartem ducha. I żadne ogłupienie nie wchodzi w grę, gdy leci w twoją stronę ostrze prawdziwego stalowego miecza. Widzę, że nie wiesz zupełnie o czym piszesz, bo albumu nie przyjrzałeś nawet. I to Twój błąd. Pewnie na widok wojownika z mieczem czy włócznią jednak byś narobił w portki ze strachu. 

Mnie sztuki walki przydały się już w II-iej klasie szkoły podstawowej, gdy musiałem się bronić przed księdzem pedofilem, który próbował mnie zgwałcić. Dzięki temu, że brat nożownik dał mi porządny nóż i nauczył się nim bronić obciąłem dewiantowi kutasa razem z jajami. Uratowałem tym siebie i setki innych dzieci, których ksiądz dewiant już nie zgwałcił. Dlatego za kompletnie głupich uważam tych, co gardzą sztukami walki. Każde dziecko powinno się nauczyć sztuk walki zanim pójdzie do szkoły z katecheza katolicką. To dla dobra dzieci jest jak najlepsze! 

A propo sztuk walki i Doskonałych mistrzów: Też znam mnóstwo tchórzy udających mistrzów sztuk walki. Witold (Kung Fu) i Maciej (Karate) z Częstochowy. Udawali wysokie czarne pasy, ale jak doszło do zwyczajnej potyczki to pierwsi uciekali gdzie pieprz rośnie. Przeciętna starsza pani lepiej się potrafi bronić torebką przed napastnikiem niźli ci częstochowscy „mistrzowie z czarnymi pasami”! Jest to problem współczesności, że wielu dostaje czarne pasy, a nigdy realnie nie walczyli z prawdziwym przeciwnikiem. I nic tu nie pomoże ani drewniany manekin ani znajomość wielu form bojowego Tai Chi, Chi Kung i Wu Shu. Tchórza trzeba ćwiczyć tradycyjnie. Musi sprawdzić się jego przydatność w realnych walkach. Inaczej czarne pasy są tchórzami obwiązanymi paskami z czarnej szmaty. Sporo takich w życiu widziałem.  

A propo uzdrawiania: Widziałem ludzi cudownie uzdrowionych przez bioterapię po tym, jak szpital i lekarze zapowiedzieli, że nic się już nie da zrobić i oferowali jedynie czekanie na rychłą śmierć. Widziałem też, jak chirurdzy ratowali życie osób, co chciały uleczyć się cudowną bioenergią, ale jakoś cudu nie było. W dwie strony takie liczne przypadki uczą pokory wobec wiedzy, metod, a także zdolności do pokonywania niemożliwego. I uczą, że najważniejsze jest dobrać skuteczną, odpowiednią terapię i ratunek dla danego pacjenta. Bo nigdy nie wiadomo do końca co kogo zabije ani co kogo uratuje. Jest to jak zjawisko nieoznaczoności w fizyce kwantowej. 

A propos podawania się za Boginię Kali na Facebooku czyli do pomylonej osoby z Facebooka o ksywie ‎@Maha Kali: – No właśnie nie wstyd ci? Nie promuj się pod imieniem Bogini Maha Kali, co? Nie wstyd ci, nazwiska nie masz? Obrażasz 300 milionów wyznawców śaktyzmu i śiwaizmu! Nadużywasz Imienia, które jest Święte dla milionów, plugawisz cudzą religię i kulturę. Taka polska bezkulturnaja swołocz, parszywe warchoły katolickości. Weź tam sobie za ksywkę np. Wielka Cipka albo Wielki Papież i sobie profanuj wypisując głupoty. Przy okazji, Bogini Maha Kali (Mahaa Kaalii) umie się posługiwać tymi dziesięcioma broniami jakie trzyma w dłoniach. Jest to w Indii Ideał Mistrzyni Sztuk Walki, Kalaripayat. I dla słodzenia głodnych kawałków, ta najwyższa z personifikacji Śakti Devi się akurat zupełnie nie nadaje. Małżonkiem Bogini Mahaa Kali (Mahaa Kaalii) jest oczywiście, bardziej znany w buddyzmie Mahaa Kala (Kaala) czyli Śiwa Wielkiego Cyklu Czasu. Także Wojownik! Postacie te należą do najważniejszych w całej tradycji Śaiva i Śakta. Generalnie nie daje się ich jako imion ludziom, nawet Awatarom.  

Geny. Ludziom normalnie obcięty palec nie odrasta. Ale historia medycyny współczesnej odnotowała takie fenomeny w liczbie około 5 tysięcy przypadków jak odrastanie obciętych palców, nóg, rak, uszu oraz całkowicie usuniętych wcześniej zębów. I co? Ano tylko wychodzi, że to jakieś geny działają trochę inaczej niż u większości. Zatem warto, aby nauka popracowała może nad małą modyfikacją ludzkiego genomu, żeby odrastanie, gdy potrzebne było możliwe dla wszystkich. Niby niemożliwe, a jednak okazuje się, że geny też pokonać można. 

O Zen, buddyzmie i karmie  

Zen – co myślicie o Zen (czytaj Dzen). Po chińsku Chan (Czan) a w sanskrycie Dhyana. U nas Dhyana to medytowanie na różne sposoby. A Zen to droga do Oświecenia. Czekanie na Iluminację. Tak. Tyle, że Zen = Dhyana. A japoński Roshi to w sanskrycie Rishi. Ale kto tam zagląda do słowników. Wiecie jak zacząć praktykować Zen czyli Dhyanam? Czy nie wiecie? Kojarzycie coś? Dobre! Jak się czeka na Oświecenie, a ono nie nadchodzi, to zawód. A tu trzeba umysł czystym robić. Jak w koreańskim Zen Kuan Um – czyli Kwan Yin – Czysty Umysł, czysty umysł, Czysty umysł – Nie wiem! Ale w oryginale jest Śukla Ćittam! A to oznacza Czystą, Przejrzystą Świadomość. O umyśle ani słowa nie ma. I tak sobie mogą latami powtarzać biedne ludziki. A „Nie Wiem” to w oryginale było AJŃAM! Ajńam to raczej rozkaz albo Trzecie Oko niż „Nie wiem”, choć można się dopatrzeć i takiego znaczenia. Umysł Czysty, a Świadomości BRAK! Egotyczna, izolująca forma szczęścia zwie się NARCYZM. Droga duchowa preferuje raczej Anandam – stan bycia szczęśliwym w codziennej aktywności, nawet w spełnianiu obowiązków. 

Roshi czy tam Rosi to w japońskim buddyzmie najniższy, podstawowy stopień uprawniający do nauczania Dharmy Buddy. Rōshi (老師?) po Chińsku w pinyin: Lǎoshī; w Sanskrycie: ṛṣi czyli Rishi. Ryszi to Mędrzec, osoba ucieleśniająca Mądrość Oświeconą. W indyjskiej radża jodze Ryszi to Uczeń-Mistrz coś jak czarny pas w sztukach walki. Pierwsze z pięciu wielkich wtajemniczeń duchowych. W Japonii czy Chinach to otwarcie pierwszego płatka kwiatu śliwy/wiśni z pięciu. W Indii zwykle za mistrzów uważa się MahaRishi czyli Wielkich Roshi. A przy okazji tytuł zaczerpnięty z Sanskrytu, w japońskiej wymowie pokazuje skąd pochodzi ZEN! Naga Prawda o Zen i jego pochodzeniu z Indii, z Jogi. 

Na zachodzie mówi się o zrozumieniu samego siebie, a w oryginale buddyjskim czy hinduskim, gdzie mowa o Svadharma wcale nie chodzi tak bardzo o samego siebie, jak o miejsce w życiu, role społeczne, role płci, kasty, pozycji społecznej, umiejętności, zdolności. Svadharma tłumaczone najczęściej jako zrozumienie samego siebie jest zwyczajnie kiepskim przekładem. Na wschodzie Sva (Jaźń) w Svadharma to nie to samo co Anava (Ja, ego). To dwa dość istotnie różne pojęcia.  

W zasadzie zainteresowani duchowością, mistyką i takimi tam, dobrze jak zaliczą parę japońskich Sessin buddyjskiego zen, chińskiego chan albo jakieś koreańskie YMJJ, gdzie kijem leją porządnie, jak się patrzy, nie tyle za grzeszki, ile za to, że jesteś na medytacji. Po prawdzie, metoda ta jest wzięta ze starej szkoły Radża Jogi linii siddhartha. Natura wojownika postępuje jak wojownik. Jak widzi, że ktoś z kijem wyskakuje i próbuje lać na oślep, zabiera napastnikowi kija i leje go, aż napastnik ucieknie, albo polegnie na polu chwały. Norma. Taką metodę zastosowałem do ksywki JaKasi Janeczko i jej towarzycha od mafii Jadźki KULawej aka Jadwigi Gierczyńskiej na rozumek handlarzy pornografią z dziećmi i zwierzętami, bo taka to szajka zboczona jest. I zastosuję w każdym agresywnym wypadku. Norma. Buddyści w grach z Dharmą nazywają taki typ działania nawet Walką Dharmy, tyle, że tutaj nie o Dharmę chodzi, a o zwyczajne szkodniczki netowe, co to trollują, jadźkowym jadem plują.  

Karman. Kiedy człowiek jest świadomy, karman (uwarunkowania) też się manifestuje. Tyle, że się wie co się dzieje i dlaczego. Dopiero poważna i odpowiednia praktyka duchowa o działaniu oczyszczającym likwiduje te sprzeczności i manifestacje. Jest to wszystko jedna strona medalu. Jest jeszcze druga. Inni mogą podejmować plany wobec ciebie, nawet jak jesteś osobą świadomą wnętrza i realizować je. Np. gestapo zaplanowało wymordować żydów i wymordowało. Ku Klux Klan zaplanuje kogoś upiec żywcem pod swym katolickim płonącym krzyżem i upiecze. Nic ci czystość ani świadomość nie pomoże. Możesz się bronić przed KKK z pomocą siekiery, katany albo lepiej sztucera wielostrzałowego. 

Inni czasem są wykonawcami, a czasem TWÓRCAMI, bez przyczyny karmicznej w tobie. Jakoś ta część nauk wedyjskich o karmie jest dziwnie i irracjonalnie pomijana w polskich rozważaniach i dywagacjach na temat. Ale w Polsce tylko jednostronność i ślepota mają powodzenie.  

I jest to, że na wszystko sami zapracowujemy, typowa półprawda, a właściwie ćwierćprawda z powodu której wedyjska tradycja uznawała buddyzm nawet za herezję! Karma może powstać bowiem za twoją przyczyną, za przyczyną innych, za przyczyną istot niewidzialnych (duchów, pretów, ausrów, piśaćów), a także z powodu interwencji istot wyższych (dewów). Trzymanie się ćwierć prawdy wcale nie oznacza, że idziemy i rozumiemy dobrze. Lekko licząc pierwsze dwie przyczyny są najczęstsze, a to co sami wytworzyliśmy najłatwiej wyeliminować przez praktykę i poczuć ulgę. Tyle, że jak cię porwą np. w Kaszmirze muzułmańscy bojówkarze, to nie koniecznie jest skutek twojego wytworu, tylko wyłącznie ich karma, jaką na tobie realizują.  

Absurdy ludzie wypisują na temat karmana. Nie ma związku uprzedniego, z kimś, kto wyjdzie na ulicę, żeby kogoś zamordować. Taka durna osoba po prostu sobie i tobie robi nową karmę. Piszą niektórzy, jakbyś nic nie wiedzieli o powstawaniu nowej karmy. Chyba jakieś poważne braki w wiedzy na temat powstawania karmy. Jak idziesz przez ogródek i depcesz kwiaty, to dlatego, że robisz karmę z podeptanymi, a nie koniecznie dlatego, że kwiaty miały być zdeptane. Z niektórymi których spotykasz masz związek uprzedni, a z niektórymi tworzysz całkiem nowy. Ręce opadają jak słyszę osoby, które tworzą sobie teorie, ale nie mają podstawowej wiedzy o karmie. To wszystko jest chociażby w Yogasutrach. Wystarczy poczytać. 

To kwestia zapoznania z naukami o karmanie, a nie kwestii ścieżek. Często tłumaczenia wschodnich tekstów są nie za dobrej jakości, to jest prawda, rzeczywiście. I nie przejmuj się tak złą karmą z powodu różnicy w poglądach czy z powodu dyskusji. Bo jest to karma, ale nie wielka.  

Buddha mówił do konkretnych ludzi, którzy do niego przyszli. Wiele rzeczy miały tylko do nich zastosowanie, a do miliardów innych już nie. Teraz są dusze dołączające do nas z innych światów, których nie było w tamtych czasach na ziemi i nie miały z nami karmana. Każda epoka, Śilakala ma jakieś swoje niuanse.  

Przychodzą często do mnie buddyści, rzeczywiście źle wyuczeni, na temat karmy i przyczyn cierpień. Dawni buddyści, jako normalni ludzie używali metafor, przenośni i podobnych zabiegów literackich. W tekstach trzeba wiedzieć coś o języku literackim. Jak ów Rinpoche powtarza przenośnie czy metafory o tych matkach i ojcach bez refleksji, to do niczego nie dojdziecie. Pewnie Buddha czując przyszłość ostrzegał was, dzisiejszych uczniów, żeby sprawdzać tam swoich lamów czy nie bajdurzą, albo czy źle nie pojęli nauk. Czym innym jest traktowanie wszystkich ludzi jakby byli kiedyś naszymi matkami i ojcami, profilaktycznie, z tego powodu, że nie wiemy kto był, jak jasno nie widzimy, a czym innym jest uważanie, że każdy był kiedyś naszym ojcem lub matką. Pierwsze jest rezolutnym postępowaniem, a drugie kompletnym zidioceniem mózgu! Nauka buddyjska w pierwszym kontekście używa takich metafor, a w drugim to jakaś paranoja!  

O współczesnych jogach i guru na Zachodzie  

Na Wschodzie ścieżkę duchową, jogę często porównują do podróży przez wysokie góry. A tam często jest tak, że dłuższy odcinek marszruty jest Drogą Jedynie Słuszną. Bardzo ciężko wytyczyć nowy szlak wspinaczkowy samemu, jeśli jest to w ogóle możliwe. Ale jak ktoś tyłka nie rusza z domu za bardzo, nie był w wysokich górach, to nie rozumie tych metafor o duchowej ścieżce.  

Przychodzi coraz więcej ludzi, ćwiczą po 5, 8 a nawet 10 lat i oni nie znają nawet podstaw jogi. Chodzili na jakąś gimnastykę, co z jogą nie ma nic wspólnego. Z wyjątkiem nazwy. Takie są amerykańskie instruktaże, nie tylko filmowe. Takie są pseudojogiczne fitneess kluby w Polsce! 

Na początek ćwiczenia jogi radzę wyrzucić na śmietnik wszystkie plastikowe maty, które jedynie szkodzą osobom próbującym ćwiczyć jogę, bo niszczą resztki prany, której w salach do ćwiczeń i tak bywa mało.  

Na Wschodzie mawiają, że droga na szczyt góry jest tylko jedna: w zwyż. W sensie kierunku, TA DROGA zawsze będzie tylko jedna.  

Yogaś ćitta-vrtti-nirodhah – Jogą nierodzenie vritti! A vritti to ideologia demona Vritra. A nie tam jakieś aktywności umysłu, bo co gorsza Ćitta w żaden sposób nie da się przetłumaczyć jako Umysł. O jaźni w wersecie nie ma NIC. A te wolne fantazje nieuków co sanskrytu nie znają na Zachodzie to aż mdłe są, heheh. Nie popadanie w satanistyczne ideologie pochodzące od demonów (asurów) takich jak VRITRA (Wrytra), to jest Joga. Zatem trzeba się zapoznać na czym polega ćittavritti, aby wiedzieć co jest jogą.  

Bardziej zorientowani uprzejmie informują, że Wolna Wola nie istnieje. Zresztą, tylko ci, co osiągnęli Wyzwolenie mogliby coś na ten temat powiedzieć. A jakoś na Wschodzie nie ma nawet takiego pojęcia, nawet w filozofii. 

Niektórzy może myślą, że błądzenie po omacku w ciemnościach jest drogą duchową, ale to jest tylko ich wierzenie nie mające nic wspólnego z Drogą Duchową.  

Te 15 lat na dojście do Oświecenia jest z chińskiej opowieści buddyjskiej i taoistycznej o Oświeceniu. Otóż pewien ojciec przyprowadził swojego syna do Mistrza Medytacji i poprosił, żeby doprowadził jego syna do Oświecenia. Jak najszybciej Mistrzu, ponaglał. Mistrz na to, że najszybciej to będzie w 15 lat. Ojciec na to, że może jak tak by trochę odpuścić co nieco, to jednak dało by się szybciej? Mistrz na to, że nie ma mowy. 15 lat i już. No to ojciec na kolana i błaga, żeby jednak szybciej. Mistrz się dał ubłagać i w końcu mówi: no dobrze, spróbujemy, trochę odpuścimy, to i owo. To będzie w 14 i pół roku. Opowieść streszczam, jest ładna i często spotykana w chińskiej literaturze na temat Oświecenia. Cykl 15 lat znany jest w astrologii jak cykl wielkiego zbliżenia z Marsem.  

Guru – jakby z czym porównać na tej ziemi – nie jest nauczycielem takim jak przedszkolanka czy pani od plastyki w gimnazjum. Guru – to w aspekcie nauczyciela osoba wybitna jak autentyczny profesor uniwersytetu, uczony i praktyk, ale też nauczyciel. Uczeń Guru to nie jest przypadkowy czytelnik jakiejś wybranej pracy na któryś z tematów o których profesor napisał. Uczeń Duchowy to członek zespołu z którym profesor pracuje, i który pracuje z profesorem. Tworzy się więź łącząca dusze i serca, gdzie nie ma miejsca na oddzielność, bo dusze te przynależą do świata Światłości, w którym nie ma nawet konceptu oddzielania się. Praca Guru zaczyna się tam, gdzie dusza-jaźń powraca do Jedności i Światła. Jest to dziedzina Światła i Oświecenia, dziedzina Zjednoczenia, Kaivalyam. Jak ktoś nie ma pojęcia o tym kim są Guru ani co to jest Ścieżka, to dyrdymali o błądzeniu po omacku i porzucaniu Guru. Tymczasem wszyscy, którzy Guru porzucają, de facto odpadają od Ścieżki, a skutkiem tego jest im nawet trudniej wrócić do Ścieżki. Są też mroczne złe duchy co całkiem pobłądziły i tam z mrocznego astralu nadają głupoty naiwnym i niedojrzałym, żeby Guru porzucali i byli samodzielni. W ten sposób dusze stają się okrutnymi demonami mroku i tracą zwykle na wiele wcieleń możliwość Oświecenia i Wyzwolenia – Kaivalyam.  

Jest taki rodzaj „duchowości”, że się tylko coś chce, wymaga, żąda, same roszczenia. To się nazywa faza roszczeniowa w rozwoju osobowości u dziecka. Zaspokajaj wszystkie moje kaprysy! Wiek emocjonalny 2-5 lat. Nie uczyli rodzice, że się trzeba dzielić, że inni też są ważni i się trzeba z nimi liczyć. A potem w fantazjach o mistyce i duchowości czy jak tam temat zwał, ta sama roszczeniowa postawa projektuje się na bóstwa, mistrzów, oświeconych etc. I wychodzi ten egotyzm, z którym ciężko potem jest iść przez życie. A Jezus jakby dzisiaj przeleciał przez te 10 tysięcy parafii w Polsce, oj pewnie by tym pejczem się napracował łomot sprawiając solidny.  

Ze środka ego (Anava) masz wrażenie, że wszyscy mają ego, wydaje ci się, że ego nauczyciela jest wielkie. Rzeczywiście, ego powiększone do nieskończoności ginie w nicości. To jedna z metod. Najgorsze jednak, że ze środka ego swego bardzo trudno rozpoznać czy czyjeś ego się już rozpłynęło i zanikło, czy też jest jedynie wielkie. Osobną sprawą jest to, jak osoby z mocno zakorzenionym ego nerwowo reagują na samą możliwość zrobienia w ich ego strukturach porządku, zmian czy wyprostowania tego, co jest pokręcone. Jedno jest pewne, że bez zmian nie ruszy się z miejsca. Doświadczyłem tego przechodząc przez bagna, takie najzwyczajniejsze bagna. Stałem na kępce, fajnie, gdzie się ruszam jest gorzej. Ale po co zostać w środku bagna jak można z tego wyjść? To fajny trening, szukać nocą ścieżki wyjścia ze środka wielkiego bagiennego rozlewiska. Po prawdzie, nie wielu wychodzi.  

Ludzie, co nie chcą poznać świętych dzieł przeważnie się mylą. Niezdolni do przyjęcia prostych faktów, kombinujący gorzej niż koń po górkę. Spodziewają się, że powinno być inaczej. Ale prawda jest inna i kamienne serca nie są w stanie zaakceptować tego co jest. Ani nauk pism świętych Wschodu. I taka to potem ich joga czy tantra.  

Ludzie w Polsce wybierają się w Drogę do Oświecenia jak Krzysztof Kolumb do Indii. Kierunek w zasadzie mają dobry, tak jak Kolumb. Jednak do Oświecenia nie docierają, tak jak Kolumb do Indii nie dotarł. Co gorsza, tam, gdzie ci wszyscy podróżnicy duchowi docierają jest może i fajnie, ciekawie, ale do Oświecenia jeszcze trudniej podróżować. Jak Kolumbowi z Ameryki do Indii. Takie wybory robią podróżnicy swoimi pomysłami i kalkulacjami.  

Krytykowanie wedle jogi wcale nie musi być oznaką pyszałkowatości ani podobnych złych cech. Raczej ludzie praktykujący coś z jogi, jak np. Bodhićittam, powinni zauważyć, że oprócz Maitri i Karuny oraz Mudity jest tam także Upeksza. Jest to czwarty, ostatni, dopełniający element Bodhićittam. I nie jest to tylko bezstronność, bezosobistość, ale także osądzenie, ostracyzm, wykluczenie, a nawet wykonanie kary śmierci. Jogini do sądzenia i karania ZŁYCH, powoływali tzw. Radę Mędrców, sąd złożony z osób o najwyższych, najlepszych i sprawdzonych kwalifikacjach duchowych. Zauważyłem, że większość praktykujących jogę czy inne orientalne medytacje nie chce o tym nawet słuchać! Zatem z gruntu są niedorozwinięci duchowo. W dojrzałej wspólnocie cała Bodhićitta – opisana w rozdziałe I Jogasutr (Yogasutra) – funkcjonuje normalnie. Nie tylko jej kawałki jak Maitri (kojarzona z miłością do wszystkich, czyli źle) i Karuna – w buddyzmie współczucie i współodczuwanie.   

Guru (Mistrza) się rozpoznaje, ale robią to już żyjący guru z dobrymi tradycjami. Istnieją dokładne opisy cech nawet dla różnych stopni guruttwy, czyli dla guru ośmiu różnych rang. Rzeczywiście, buddyści też mają oznaki pomagające rozpoznać bodhisattwów i tulku.  

O Guru i pytaniach. Ludzie różne pytania sobie zadają, ale odpowiedzi nie uzyskują. Bez Guru, osoby, co już zna odpowiedzi i ma do nich doprowadzić ucznia zwykle się to nie udaje. Chociaż czasem ktoś Atlantyk kajakiem przepływa, ale są to bardzo nieliczni.  

Rama to dosłownie wspaniały, radosny. Hare Rama to Chwała radości, wspaniałości. Krishna jako słowo ma kilka znaczeń, także osobę o ciemnej lub niebieskiej karnacji skóry, zatem dosłownie byłoby: Chwała Murzynowi! Krishna jako koloru nie da się skojarzyć ze złem w językach Indii, więc pan Górka kłamie. Kolor Krishna odnosi się w mitologii do mitycznej rasy ludzi niebieskoskórych, a jego synonimem jest kolor śyama intensywnej niebieskości. Potoczne zrozumienie Hare Krishna Hare Rama to Chwała niebiańskiej radości, bo niebieski z niebem się kojarzy. Uczyć się Sanskrytu zatem, a nie dyrdymały KUL-owskich politologów rozpowszechniać! 

Darpana czyli Zwierciadło Umysłu  

Zwierciadło Dharmy, Lustro – jest takie pojęcie. I jest to poważne pojęcie, kilku wymiarowe. W reakcjach psychologicznie rozpatrywanych to często jest zjawisko tzw. piłeczki. A piłeczka jest zawsze uciążliwą przepychanką racje etc.  

W relacjach z Guru, Awadhutami, Awatarami, Sadhu etc. – Lustro działa tylko w jedną stronę. Mistrz odzwierciedla w stronę uczniów. Nie ma relacji, że niby uczeń coś widzi w mistrzu. Co uczniowie przypisują autentycznym Guru, tym sami są. Bywa, że taka reakcja zwierciadła następuje czasem u osób, co są w stanie ataraksji – kompletnego wyciszenia procesów myślowych i emocjonalnych.. Wtedy Lustro Dharmy czasowo działa jednostronnie.  

U Awatarów i Awadhutów, to najwyższe stopnie Guruttwy, Zwierciadło Dharmy (Darpana) zawsze działa w jedną stronę. Niezależnie od ich stanu fizycznego czy psychicznego. Dlatego zabronione jest ich ocenianie. Bo to co ludzie tam widzą, nawet jak uczniami nie są, to tylko tego, kto patrzy i widzi tyczy. Negatywności widziane przez domorosłych kuglarzy, co chcą robić za liderów duchowych i pogórować tam trochę, na temat rzeczywistych Guru, pokazują tylko nędzę charakteru tych kuglarzy. I kompletną ignorancję w zakresie działania Darpana Dharmam.  

Jest gorszy aspekt sprawy, bo Darpana Awatarów i Awadhutów wzmacnia jeszcze wszystko to, co uczeń projektuje, myśli o Guru. No i potem jest na Zachodzie mnóstwo zagubionych na falach Sansary. 

Astrologia, Marks i Wojtyła  

Jak to jest? Karol Marks urodził się w dniu zaćmienia słońca. Astrolodzy później przypisywali temu zdarzeniu wcielenie się zła w ludzką postać, zstąpienie demona, a nawet wcielenie Antychrysta. 102 lata później Karol Wojtyła urodził się także w dniu zaćmienia słońca. I już polscy astrolodzy zapomnieli, że w takie dni wcielają się demony. Zgodnym chórem opiewają charyzmatyczne urodzenie słowiańskiego papieża. I co wy na te demoniczne inkarnacje?  

Jeśli od dawien dawna astrologia uczy, że inkarnacje schodzące w czas zaćmienia to demony wojny i siewcy zła, to jak na to nie patrzeć, poprawnie jest przyznać, że Karol Marks i Karol Wojtyła mają wiele ze sobą wspólnego! Duchowo oczywiście, jako rodzaj duchów, tyle, że złych duchów. Im wybitniejsza postać jaka zejdzie, urodzi się w czasie zaćmienia słońca, tym bardziej należy do Smoka, Bestii, do sił mroku jakie „pożerają słońce”, czyli symbol boskiej duszy. Zatem obie jednostki byłyby „pożeraczami dusz”, tylko z gatunku tych należących do ciemnej strony Mocy.  

I jak to będzie, Karol Marks też jest charyzmatycznie natchniony z powodu urodzenia w zaćmienie, jak to np. ośmieszający się totalnie astrolog Piotrowski o Karolu Wojtyle wypisuje?  

O ćpaniu narkotyków i duchowym rozwoju  

Po ceremoniach zaćpania się ayahuaską to ludzie trafiają ale na oddziały odwykowe dla narkomanów ze zrytymi mózgami. Do nas ofiar ćpania ayahuaski to tak ze sto sztuk rocznie trafia i szuka pomocy jak wyjść z tego okrutnego nałogu. Wiązanie ćpania z Oświeceniem, to żenująca propaganda narkomańska mająca na celu dać lepszy image biznesowi ćpalnemu. Aby dojść do Oświecenia trzeba wykluczyć najpierw wszelkie nałogi, oszołomienia, intoksykacje. Trzeźwy, czysty umysł jest potrzebny, a nie tam mózg zatruty jakimś świńskim narkotykiem.  

W historii buddyzmu jest słownie jeden przypadek mnicha pijącego alkohol opisany, jakiemu udało się dojść do Oświecenia. Z milionów jeden, jako wyjątek jest wspomniany. I to wszystko. W Indii powszechną jest opinia, że osoby co zażywały opium czy marihuanę, w tym wcieleniu na pewno już nie osiągną ani Przebudzenia ani Oświecenia, bo proces oczyszczenia z tych zatruć mózgu i umysłu jest zbyt długi, a życie na to zbyt krótkie.  

Jasnowidz Krzysztof Jackowski z Człuchowa  

Krzysztof Jackowski jest na co dzień chłodnym racjonalistą. Tyle, że czasem zdarzają mu się wizje. Taki tam drobiazg. Znam sporo ludzi, co korzystało z jego usług i generalnie są pozytywnie zadowoleni. Ludzie często pytają o rzeczy, na które nie daje się odpowiedzieć jednoznacznie lub odpowiedź wymagałaby wiedzy specjalistycznej której jasnowidze nie mają, np. wiedza z astrofizyki czy fizyki kwantowej albo nowoczesnej technologii.  

Jasnowidze dobrze wyczuwają nastroje społeczne, emocje grup społecznych. Tyle, że obawy i emocje milionów ludzi na temat np. Unii Europejskiej nie koniecznie się staną rzeczywistością. Joga wymienia kilkanaście specjalności u jasnowidzów. Jasnowidze nie powinni próbować widzieć tego, w czym nie są wyspecjalizowani. Np. wgląd w naturę wszechświata albo wgląd w poprzednie wcielenia to osobne specjalności.  

Ktoś widzący dawne wcielenia ludzi, może nie mieć zdolności wglądania w przyszłość. Jackowski jest dobry w poszukiwaniu zaginionych i zabitych. Poszukiwanie zwłok i ludzi to też pewna specjalność. Jeśli rzeczywiście tylko to dobrze umie, jako tzw. dar naturalny, to w innych specjalnościach będzie się mylił. Dary naturalne trzeba dobrze rozeznać i używać zgodnie z przeznaczeniem. A resztę traktować jako opinię. Widać, że nie zna zasad otwierania linii kredytowych w bankach i tworzenia wirtualnego pieniądza, ale przeczuwa jakiś wirtualny pieniądz. Bankowcy się wytrzęsą ze śmiechu.  

Egzorcystą pewnie nie jest, bo ze złymi duchami jak słychać nie miał kontaktu. Gdyby policjanci go do badania trudnych przypadków lepiej wykorzystywali, to byłby duży pożytek z jego wizji. Bo policjant interpretujący wizje takich jasnowidzów, musi być świetnym fachowcem śledczym i musi jeszcze rozumieć, zatrybiać w sposób metaforyczny oraz obrazowo-konkretny.  

Opracowane na podstawie wykładów Swami Paramahansa Lalitamohan Babadźi G.K.: 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *