W Norwegii kradzione przez państwo dzieci trzeba wykradać
Ostrzegamy polskich rodziców: Norwegia porywa polskie dzieci!
Norwegia w majestacie swojego chorego prawa bezkarnie kradnie dzieci obcokrajowcom! Rocznie norweskie urzędy rabują ponad 3 tysiące dzieci w tym małym kraju. Świat z jego różnymi odmianami kidnapingu jest coraz bardziej chory. Norweżkom nie chce się rodzić dzieci. Wolą wziąć kradzione, cudze i jeszcze brać kasę jako zawodowa rodzina zastępcza. Hiszpania rozlicza się z tego poparanego biznesu. W Norwegii rabowanie dzieci przez lokalnych urzędasów to norma. Odzyskanie dziecka graniczy z cudem i wymaga pomocy detektywów oraz zawodowych komandosów. Zapewne najlepszy byłby grom – z jasnego nieba, żeby roztrzaskał popaprańców z ich głupawymi przepisami prawa. Lepiej nie jechać z dziećmi do Norwegii, nawet na wakacje, nie tylko do pracy!
Norwegia jest krajem bardzo ateistycznym i areligijnym. Jak widać na przykładzie podejścia do dzieci w różnych krajach, w tym w katolickiej Hiszpanii, ani monopol jedynie słusznej religii ani ateizacja nie wróżą ludziom nic dobrego.
Jest jeszcze jeden fakt, o którym warto pamiętać w całej opisanej poniżej historii. Norwegia słynie z masowego homoseksualizmu, a tamtejsze związki lesbijskie jak i gejowskie nie bardzo mają jak zrobić sobie dzieci. Najłatwiej zatem ukraść innym, najlepiej obcokrajowcom, co odwiedzili Norwegię na kilka miesięcy lub chcą się osiedlić czy pracować. Znajome lesbijki lub geje z tamtejszego Gminnego Ośrodka Pomocy Rodzinie (Barnevernstjeneste) zawsze mogą łatwo pod byle pretekstem dla znajomej pary lesbijek czy gejów ukraść komuś dziecko. To są nowe zjawiska, jeszcze mało opracowane w badaniach naukowych, nowa przestępczość wynikła z homoseksualizacji i bezdusznej ateizacji życia społecznego. No bo jak zdobyć dziecko, jak “małżeństwem” są dwie panie albo dwóch panów!? Jednak politycy i dziennikarze jakoś boją się o tych przykrych problemach pisać głośniej. A może już czas?
Może tak polskie władze pomyślą trochę i dla odzyskiwania polskich dzieci z Norwegii, zaczną odbierać dzieci norweskim turystom odwiedzającym Polskę. A potem można pójść na grzecznościową wymianę, jak przy wymianie szpiegów. To sposób w zasadzie dobry, bo sprawdzony i stary jak świat: okraść złodzieja i zaproponować wymianę. Można zerwać kontakty dyplomatyczne i zamknąć granice z bandyckim państewkiem rządzonym przez ateuszy i dewiantów pospołu. Ale wybór środków należy do rządu RP, który jakoś nie zrobił dotąd NIC!
Jak zdarzenie pięknie komentują internauci: “Imbecylizm lewactwa sięga zenitu. Zabierać dziecko, bo było smutne.” … nic dodać nic ująć…
A rząd Polski, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, za brak ostrych protestów dyplomatycznych ma kolejną czerwoną kartkę.
Dedektyw odbił skradzioną dziewczynkę
W nocy z 28/29 zerwa 2011 detektyw Rutkowski uwolnił dziś w nocy i przewiózł do Polski 9-letnią Nikolę. Norweska organizacja “broniąca praw dzieci” odebrała ją rodzicom, bo “była smutna”. – Dziecko przeżyło traumę – uważa polski konsulat w Oslo.
Krzysztof Rutkowski przeprowadził brawurową akcję razem ze swoja grupą uderzeniową i z rodzicami dziewczynki z 28/29 czerwca 2011 po północy. Całość we współpracy z polskim konsulatem w Oslo.
Uprowadzona dziewczynka zjechała po lince z okna
Nieoznakowanymi samochodami podjechali pod posesję rodziny zastępczej, gdzie umieszczono Nikolę. Sypialnia dziecka była na pierwszym piętrze. – Nikola miała telefon i była w stałym kontakcie z rodzicami. Była uprzedzona, że tej nocy dojdzie do uwolnienia jej z tego norweskiego więzienia. Czekała na podjazd rodziców i moich ludzi. Zsunęła się na lince z okna. Została przejęta i bezpiecznie dostarczona do Polski – relacjonuje portalowi Emito.net Krzysztof Rutkowski.
Rodzina zastępcza dopiero rano zorientowała się, że dziecka nie ma w pokoju. Norweska policja zaalarmowała wszystkie swoje służby, które poszukują Nikoli w całym kraju. Rodzice dziecka są szczęśliwi. – Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy uwolnili nasze dziecko. Inaczej byśmy je stracili na zawsze – płacze ze wzruszenia matka dziecka.
Krzysztof Rutkowski przygotowywał się do tej akcji przez ostatnie 2 tygodnie. – To dziecko po prostu zostało uwięzione przez norweskie władze – mówił przed akcją. – Byłem w Oslo, w jej pustym pokoju w połowie czerwca. Jestem twardym facetem ale kiedy zobaczyłem jej zabawki i zdjęcia, po prostu mnie ruszyło. Powiedziałem sobie: “Dziecko, ja cię z tego koszmaru wyciągnę”.
Ludzie Rutkowskiego liczyli się ogromnym ryzykiem. To była jedna z najtrudniejszych akcji. – Nie było żartów. Każdego z nas, kto uczestniczył w tej akcji mogli aresztować. Ale uznałem, że za dziecko do więzienia iść mogę. Za bandziorów siedzieć nie chcę, ale za to dziecko byłem gotowy – oświadczył Rutkowski.
Mogą zabrać dziecko i jego tożsamość
Nikola nie wróciła do domu ze szkoły 30 maja 2011 roku. Zrozpaczeni rodzice dowiedzieli się, że zabrali ją Gminni Rzecznicy Ochrony Praw Dziecka (Barnevernstjeneste). Uznali, że dziecko “było smutne i osowiałe” więc pewnie coś złego dzieje się w domu. – Jej babcia w Polsce leżała chora w szpitalu w Szczecinie. Dziecko naturalnie myślało więc wtedy o niej i się smuciło – alarmowała zrozpaczona matka dziewczynki.
Dziecko trafiło do norweskiej rodziny zastępczej. Jej rodzice nie mieli z nim kontaktu. Natomiast zgodnie z obowiązującymi w Norwegii przepisami za pobyt w tej przejściowej rodzinie muszą zapłacić po 1000 euro miesięcznie. – Barnevernstjeneste ma możliwość, by zmienić tożsamość Nikoli. Nigdy jej możemy już nie zobaczyć – płakała matka.
Konsulat i MSZ bezradne
Zrozpaczeni rodzice poprosili o pomoc konsulat. – 9 czerwca 2011. Wydział Konsularny Ambasady RP w Oslo został poinformowany o odebraniu dziecka rodzinie bez wiedzy rodziców. Według relacji rodziców, 9-letnia Nikola została zabrana ze szkoły – czytamy w oświadczeniu polskiego konsulatu w Oslo.
Po otrzymaniu zgłoszenia konsul Adrianna Warchoł podjęła próbę kontaktu z Barnevernstjeneste. – Niestety, urzędniczka prowadząca sprawę rodziny, nie życzyła sobie kontaktu z Wydziałem Konsularnym. Wg. relacji rodziców, stawiane im zarzuty nie są zgodne z prawdą. Rodzina jest w dramatycznej sytuacji, a dziecko poddane jest traumatycznym przeżyciom – napisał konsul.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wiedziało o dramacie dziewczynki. Oficjalnie przyznało jednak, że nie może pomóc ani dziecku, ani rodzinie. – W Norwegii ma zastosowanie prawo norweskie, niezależnie od obywatelstwa rodziców i dzieci. Wszyscy obywatele norwescy i cudzoziemcy przebywający na terytorium Norwegii podlegają w tym zakresie prawu norweskiemu na jednakowych zasadach – tłumaczy MSZ.
Działania konsula ograniczyły się do pomocy formalnej: przekazania rodzinie listy tłumaczy oraz kancelarii adwokackich, obsługujących obywateli polskich w Norwegii. Bo Barnevernstjeneste to instytucja wykonawcza, podejmująca działania doraźne “dla ochrony zagrożonego dobra dziecka”. A ostateczne decyzje o odebraniu dziecka podejmują Sądy Rodzinne.
Wydział konsularny Ambasady RP w Oslo otrzymał w ciągu ostatniego roku kilkanaście sygnałów i zgłoszeń od mieszkających w Norwegii Polaków o ich problemach wynikłych z działań Barnevernstjeneste.
Krzykniesz – stracisz dziecko
Marek Pędzich, Kierownik Wydziału Konsularnego w Oslo tłumaczy, że w Norwegii definicja i zakres domniemanej “przemocy” wobec dziecka interpretowana jest bardzo szeroko. – Np. podniesienie głosu na dziecko może być tu zinterpretowane jako “przemoc psychiczna”. To może być podstawą do odebrania dziecka rodzicom – tłumaczy.
Potwierdza to MSZ. – Należy mieć świadomość, że w Norwegii istnieją wzorce postępowania i zachowania w stosunkach pomiędzy rodzicami i dziećmi, często odmienne od panujących w innych krajach, innych kręgach kulturowych, religijnych, itd. – czytamy w oświadczeniu MSZ. – Istnieją przykłady zachowań tolerowanych, dopuszczalnych lub usprawiedliwianych gdzie indziej, które w Norwegii zwalczane są z całą stanowczością.
Specjaliści znający norweskie realia twierdzą, że w podobny sposób Barnevernstjeneste odbiera rocznie nawet 3 tysiące dzieci emigrantom z różnych krajów. – W tym kraju jest bardzo niski przyrost naturalny. Oni w ten sposób chcą uszczęśliwiać bezdzietne, norweskie rodziny – mówią.
(Wykorzystano materiały z portalu Emito.net)
Dodaj komentarz