Sierżant Jacek Żebryk agresywnie atakuje pacyfistów i przeciwników wojny

Jacek Żebryk – ekstremistyczny wojak atakuje internautów 

Białogard: Prokuratura Rejonowa w Białogardzie na początku grudnia roku 2012 wszczęła śledztwo ws. rzekomych gróźb kierowanych pod adresem sierż. Jacka Żebryka, który agresywnie walczy z rzekomo obrażającymi polskich żołnierzy wpisami internautów – dowiedział się portal tvn24.pl. Po interwencji ministra obrony i Prokuratora Generalnego śledztwo zostało dodatkowo objęte zwierzchnim nadzorem służbowym wyższej instancji. Polega on na wyznaczeniu jednego z prokuratorów wyższej instancji do sprawy i czuwania nad jej prawidłowym przebiegiem – tłumaczy prok. Aneta Skupień, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. – Pierwsze istotne czynności śledcze zostały już wykonane, zakreślono plan kolejnych. Przesłuchaliśmy także samego pokrzywdzonego – wylicza w rozmowie z tvn24.pl szef Prokuratury Rejonowej w Białogardzie prok. Ziemowit Książek, prywatnie kolega wielu oficerów z jednostki w Świdwinie. Problem prawny polega na tym, że obrażalstwo, obrażenie się, poczucie obraźliwości – to płynna i emocjonalna materia w której nigdy nie wiadomo o co chodzi uraźliwej osobie. Jedno jest pewne, że najbardziej obraźliwi są paranoicy. 

Sierżant Jacek Żebryk chce skończyć z rzekomymi anonimowymi internetowymi trollami, którzy na forach i w komentarzach pod tekstami rzekomo obrażają żołnierzy, czy nawet wzywają do ich zabijania lub pochwalają ich śmierć. Kolejne sprawy od 2011 roku trafiają do sądu z powództwa sierżanta Jacka Żebryka. Tymczasem polskie prawo karne w Art. 117 paragraf 3 wyraźnie stwierdza, że za pochwalanie wojny napastniczej grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności, zatem z obawy o tak wysoką karę nie będziemy tutaj publicznie pochwalać prowadzenia przez Polskę najeźdźczej wojny przeciwko Narodowi Afgańskiemu. 

Foto: Sierżant Jacek Żebryk śledzi pacyfistów na Facebooku i donosi! 

Prawicowo-faszystowska gazeta „Rzeczpospolita” wzywa do zmian w prawie, które umożliwiłyby łatwiejsze ściganie i skazywanie osób, które w internecie dopuszczają się rzekomego obrażania żołnierzy, czy wzywają nawet do ich mordowania. Przytacza też, że już teraz niektórzy, jak sierżant Jacek Żebryk, starają się walczyć z jego zdaniem trollami czy hejterami. Tylko czy osoby wyrażające prostest przeciwko wojnie i okupacji obcego kraju są akurat trollami czy hejterami czy może działają w interesie prawa i zgodnie z prawem zapisanym w Kodeksie Karnym (Art. 117 i następne)? Może są pacyfistami, którzą chcą położyć kres zbrodniczej cywilizacji śmierci i zaprowadzić pokój na świecie!? W USA przeciwnicy wojny potrafią nie tylko wyklinać wojskowych łobuzów w internecie, ale robić pikiety przed domami żołnierzy i wdów po tych, którzy mordowali Wietnamczyków, Irakijczyków, Libijczyków czy Afgańczyków. Amerykański weteran widząc milionowe demonstarcje przeciwko wojnie i za pozbawieniem weteranów owych wojen napastniczych emerytury i świadczeń zdrowotnych na pewno czuje się o wiele gorzej niż Jacek Żebryk. 

Wystarczy przypomnieć głośną sprawę Michała Nowickiego, syna obecnej wicemarszałek Sejmu Wandy Nowickiej, który na swojej stronie internetowej pisał: „Niech te parszywe mendy wrócą bez nóg, bez rąk – z pokiereszowaną gębą i wydłubanymi oczami (…) zdychajcie w afgańskich piaskach – może, jako nawóz – będzie z was jakiś pożytek. Od dzisiaj będziemy na LBC (Lewica bez Cenzury – przyp. red.) świętować śmierć każdej polskiej k…y”. Warszawska prokuratura nie dopatrzyła się w tym znamion przestępstwa. Jak ustaliła „Rz”, przed tygodniem Krzysztof Pawlak, komendant policji w Starym Sączu odmówił skierowania do sądu wniosku przeciwko internaucie Ryszardowi W., który w sieci chwalił zabijanie polskich żołnierzy. „Czyn nie zawiera znamion wykroczenia” – uznał komendant policji w postanowieniu, do którego dotarła skrajnie prawicowa „Rzepa”. A 13 sierpnia 2012 roku podobną decyzję w sprawie przeciwko Piotrowi R., który na portalu Wirtualna Polska umieścił wpis pochwalający zastrzelenie polskiego żołnierza w Afganistanie wydał Sąd Rejonowy Warszawa-Żoliborz. 

Jacek Żebryk atakował internautów i doświadcza kontrataku 

Prokuratura Rejonowa w Białogardzie ostatecznie, po długich jak w takich wypadkach bywa przepychankach, w grudniu 2012 roku wszczęła śledztwo ws. rzekomych gróźb kierowanych pod adresem polskiego sierż. Jacka Żebryka, który od 2011 roku rzekomo walczy z „obrażającymi” polskich żołnierzy wpisami internautów – dowiedział się portal tvn24.pl. Po interwencji ministra obrony i Prokuratora Generalnego śledztwo zostało dodatkowo objęte zwierzchnim nadzorem wyższej instancji. 

Sierżant Żebryk w ostatnich kilku miesiącach roku 2012 odebrał kilkadziesiąt listów, w których autor bądź raczej autorzy rzekomo atakowali, obrażali i grozili podoficerowi. Śledztwo w tej sprawie wszczęto formalnie na początku grudnia 2012 roku. Minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak zwrócił się na piśmie do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta z prośbą o zainteresowanie się sprawą, inaczej zapewne prokuratorzy umorzyliby postępowanie. Wojskowy i jego rodzina zostali objęci dodatkową opieką policji, a prokuratorów prowadzących postępowanie objęto „zwierzchnim nadzorem służbowym”. Przeprowadzono już pierwsze czynności śledcze oraz zakreślono plan kolejnych. Przesłuchano również samego czującego się pokrzywdzonym. Dla kompletu dokumentacji zapomniano jednak przebadać Jacka Żebryka, czy aby owa agresja wobec wszystkich, którzy krytykują wojnę napastniczą i militaryzm zimnowojenny nie jest skutkiem jakiegoś psychiatrycznego syndromu weterana, którego być może nękają w nocy koszmary, które chce odreagować na przeciwnikach udziału Polski w krzyżowej, chrześcijańskiej krucjacie na państwo islamskie. 

W końcu listopada 2012 roku portal tvn24.pl informował, że przez niemal dwa miesiące prokuratorzy z Białogardu, Koszalina i Torunia przerzucali się odpowiedzialności i argumentowali, dlaczego to nie oni powinni zająć się sprawą rzekomych gróźb wobec Żebryka. Spór rozstrzygnięto dopiero w końcu listopada 2012 temu, wskazując na Prokuraturę Rejonową w Białogardzie, gdzie podobnież trafił jakiś pierwszy list protestacyjny przeciwko agresywnym zachowaniom sierżanta Jacka Żebryka wobec krytykujących udział polskiego żołnierza w okupacji Afganistanu internautów. 

Wszystko zaczęło się od pism, sygnowanych przez podobnież polski odłam Bractwa Muzułmańskiego, w których sierżant Żebryk jest określany jako morderca, gwałciciel i zbrodniarz. Wpłynęły one do prokuratur w Białogardzie i Koszalinie na początku października 2012 roku. Nadawcy pism żądali od prokuratury, by Żebryk został aresztowany i skazany na dożywotnie więzienie. Piszą, że jeśli tak się nie stanie, to „zginie w imię Allaha” – pisała „Rzeczpospolita”. Polski żołnierz początkowo nie traktował pogróżek poważnie. Ale w rozmowie z prawicowo-faszystowską gazetą „Rzeczpospolitą” w połowie października 2012 roku przyznał, że koledzy z misji uczulili go, że „w Afganistanie też w podobny sposób testowano naszą czujność”. Jednocześnie zastrzegł, że boi się nie tyle o siebie, ale o bezpieczeństwo swoich bliskich. 

Niepokój sierżanta ze Świdwina się zwiększył po tym, jak w październiku i listopadzie 2012 roku ze swojej jednostki odebrał rzekomo 27 kolejnych listów z tymi samymi czy podobnymi groźbami. Sierżant, rzekomo groźny wojak, ale zgłosił sprawę do prokuratury pisząc, że napisał, że „czuje się nękany i obawia o bezpieczeństwo i życie swoje oraz rodziny”. Nic jednak nie wiadomo, aby grożono jego rodzinie. Akcja wygląda na spontaniczną akcję kilku czy kilkunastu internautów przeciwko agresywnemu nękaniu pacyfistów występujących przeciwko wojnie i okupowaniu cudzej Ojczyzny przez polskie żołdactwo, które chyba zapomniało, że Polska sama przez półtora stulecia była pod rozbiorową okupacją… 
Walka o rzekomy honor kolegów 

Jacek Żebryk służy w Sektorze Zabezpieczenia Teleinformatycznego w 2 Rejonie Wsparcia Teleinformatycznego Sił Powietrznych w Świdwinie. Przed ponad rokiem od otrzymania gróźb, w 2011 roku, rozpoczął akcję prawnego ścigania (a może raczej nękania) internautów rzekomo obrażających polskich żołnierzy na misjach. Portal polska-zbrojna ustalił, że przez ten czas, do jesieni 2012 roku, sierżant jacek Żebryk zgłosił do prokuratury 137 wpisów internetowych, w których znalazły się zniewagi, pomówienia i nawoływanie do zabijania polskich żołnierzy, którzy służyli lub nadal służą na misji w Afganistanie 

Prokuratura uznała, że rzekomo 56 osób popełniło wykroczenie. Zapadły też pierwsze wyroki z Kodeksu Wykroczeń. Wydały je skrajnie prawicowe  sądy w Środzie Wielkopolskiej, Tarnowskich Górach i Będzinie. Jak pisała polska-zbrojna.pl, Jacek Żebryk zapewnia, że nie chodzi mu o cenzurę, lecz o odpowiedzialność za słowa. Jest przekonany, że swoboda wypowiedzi nie może oznaczać bezkarności za pomawianie, zniesławianie i pochwalanie zbrodni. Wydaje się jednak, że sierżant Jacek Żebryk dbając o rzekomy honor polskiego żołnierza, zapomniał o prawach pacyfistów i przeciwników wojny napastniczej, a udział żołnierza polskiego w amerykańskiej i zarazem chrześcijańskiej inwazji na muzułmański Afganistan w sposób oczywisty jest aktem agresji i okupacją, której ocena wśród internautów, całkiem możliwe słusznie jest surowa i drastyczna. 

Prawa do krytykowania udziału żołnierzy w misjach o wątpliwym moralnie czy jawnie okupacyjnym charakterze nie powinno się zabraniać, chyba, że Polska jest już państwem faszystowskim o nazistowskim modelu władzy, która jest drapieżna i nie tylko pragnie okupować cudze Ojczyzny, jak Irak czy Afganistan, Mali czy Libia, ale także drapieżnie likwidować wszelką krytykę takiej jawnie napastniczej i wobec Narodu Afgańskiego, rozbójniczej wojny. Najazd wojsk chrześcijańskich USA i Polski na muzułmański Afganistan jest niczym innym niż kolejną łupieżczą wyprawą chrześcijańskich krzyżowców celem wyniszczenia tego kraju. Honor polskiego żołnierza jest zbrukany, ale głównie przez krwawy najazd służący jedynie mordowaniu Afgańczyków i eksploatowaniu ich surowców naturalnych oraz zasobów ludzkich.

Nie popieramy wojny napastniczej, a agresywny napad sierżanta ze Świdwina, wedle stanu na marzec 2013 roku, na ponad 150 interneutów o krytycznym nastawieniu wobec polskiej okupacji Afganistanu, Libii, Mali czy Iraku, to nic innego niż jawne objawy chadeckiego, chrześcijańskiego faszyzmu o nazistowskim obliczu. 

Czy polskie wojsko gwałci Afganki? 

Polski prokurator wojskowy został w sierpniu 2012 roku skazany za molestowanie kobiet w Afganistanie. Poznański sąd garnizonowy skazał byłego prokuratora wojskowego na 2,5 roku więzienia i degradację do stopnia szeregowego za molestowanie kobiet podczas misji w Afganistanie – donosi TOK FM.  Ofiarami kapitana Kazimierza N. padły dwie młode kobiety, które wspólnie z nim służyły w bazie Ghazni w Dowództwie Polskiego Kontyngentu. Według zeznań, mężczyzna nie krępował się molestować swoich koleżanek nawet publicznie. Do incydentów doszło na przełomie 2009 i 2010 roku.  Sprawa toczyła się przez kilka lat, ponieważ wielu świadków przebywało na misji w Afganistanie i trzeba było czekać na ich zeznania – pisze TOK FM. 

Oskarżony broni się, że został pomówiony, a czyny, których miał się dopuścić, w rzeczywistości nie miały miejsca. Jednak sąd orzekający w pierwszej instancji nie miał wątpliwości co do jego winy. Kapitan rezerwy Kazimierz N. został skazany na 2,5 roku więzienia, a także zdegradowany do stopnia szeregowca. Poza tym musi pokryć koszty procesu wysokości 3 tys. złotych. Wyrok nie jest prawomocny, mężczyzna już zapowiedział, że będzie się odwoływać. To jeden z pierwszych tego typu wyroków w polskiej armii – pisze TOK FM. Sprawy o molestowanie w sądach wojskowych zdarzają się bardzo rzadko. Szczególnie rzadko jeśli polski żołnierz zgwałci kobiety Afgańskie, bo te nie mają nawet gdzie się zgłosić, aby jakiś żołdak był ścigany. Wszystkie sprawy odnotowywane przez Afgański lud nie trafiają do wiadomości opinii publicznej. Taką co się zgłosi ze skargą na polskie czy amerykańskie wojsko, że została zgwałcona, zgwałcą dodatkowo funkcjonarziusze rządowej Afgańskiej Policji Lokalnej. Zbrodnie te wyjdą na jaw dopiero po odzyskaniu przez Afganistan niepodległości. 

Wiele ataków odwetowych na okupacyjne siły stabilizacyjne to odwety za zgwałcenie jakiejś Afgańskiej kobiety, matki, żony czy siostry czyjejś rodziny. Afgańscy niezależni obserwatorzy i działacze obrony praw człowieka szacują, że na każdego obcego żołnierza średnio wypada kilka zgwałconych afgańskich kobiet. O interesach wojskowych takich jak masowy handel alkoholem czy narkotykami trzeba zrobić osobny bardzo długi raport. Polskiemu prokuratorowi wojskowemu widać Afganek nie stało, zaczął dobierać się do swojskich koleżanek z bazy i tylko dlatego stanął przed sądem. Afganki ani ich prawnicy nie mogą przyjechać do Polski i skarżyć misjonarzy (żołnierzy z misji wojskowej), których codziennym zadaniem jest także wciskanie Afgańczykom Biblii i nawracanie ich z islamu na chrześcijaństwo. Ten cel owych misjonarzy, tak amerykańskich jak i polskich jest dobrze opisany w anglojęzycznych publikacjach. 

W raporcie z września 2011 roku Human Rights Watch szczegółowo opisuje nadużycia Afgańskiej Policji Lokalnej ustanowionej przez kolaborujący z amerykańskimi okupantami rząd w Kabulu. Np. chłopi z dystryktu Pol-e Chomri w prowincji Baghlan opowiedzieli, że ludzie z APL organizowali nocne najazdy, zabili chłopca, zgwałcili innego i używają swojej władzy do rozsądzania sporów o ziemię. Nie ma przepisów, które nakazywałyby APL w określonym czasie przekazać zatrzymanych organom władzy państwowej i w rezultacie więźniowie bywają długo przetrzymywani bez sądu i torturowani. Raport afgańskiej misji ONZ mówi, że w co najmniej dziesięciu więzieniach w kraju tortury i gwałty są na porządku dziennym. Przez cały zeszły rok powtarzały się zdradzieckie zamachy na żołnierzy koalicji i ich afgańskich towarzyszy dokonywane przez ludzi oficjalnie uzbrojonych i umundurowanych przez okupacyjny rząd z Kabulu. Przeciw co najmniej 77 funkcjonariuszom APL toczą się dochodzenia o morderstwa, gwałty, wymuszenia i korupcję. Hakim Szudżaji, dowódca APL z prowincji Uruzgan, został minionego lata roku 2012 aresztowany za udział w dziesiątkach zabójstw i gwałtów, wielu dokonanych wspolnie z żołdactwem misjonarskiej koalicji NATO. Mimo to zwolniono go, a teraz jest formalnie poszukiwany. Pewnie za dużo ma do powiedzenia o tym z kim i z czyjego upoważnienia gwałcił, mordowal i rabował. 

Afgańska Policja Lokalna (APL)to zbiorowa nazwa dla wioskowych milicji. Każdy oddział składa się z około 30 osób wybranych przez starszyznę. Kandydaci przechodzą trzytygodniowe szkolenie, dostają mundury i samochody, broń muszą sobie załatwić sami czyli kupić albo ukraść wojsku  napadzie rabunkowym. W amerykańskiej armii służy blisko 300 tysięcy kobiet. Statystycznie, co trzecia z nich do końca swojej dwuletniej służby zostanie co najmniej raz zgwałcona. Nie przez wrogich partyzantów, lecz kolegów z wojska. LaVena Johnson miała 19 lat, gdy w lipcu 2005 roku zginęła w bazie Balad w Iraku. Jej ciało było w tragicznym stanie: połamany nos, wybite zęby, ślady brutalnego gwałtu, nadpalone kwasem narządy płciowe, poparzenia ogniem, przestrzelona głowa. Do zapuszczonego namiotu, w którym znaleziono jej zwłoki, prowadziła krwawa smuga rozciągnięta na piasku. Wojskowi prokuratorzy rozpoczęli śledztwo, zadali kilka pytań. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Sprawa zamknięta, konkluzja: samobójstwo. Johnson najpierw się pobiła, potem zgwałciła, podpaliła, a na końcu przyłożyła sobie karabin do potylicy i pociągnęła za spust. Po wszystkim dociągnęła się po ziemi do namiotu. Podobnych „samobójstw” przytrafiło się w amerykańskiej armii w ostatnich latach co najmniej kilkaset, a o reszcie nie wiemy i pewnie nigdy się nie dowiemy z uwagi na tajemnicę wojskową, którą powinno się zlikwidować. Jeśli ktoś myśli, że w armiach innych sojusznikow z NATO jest lepiej, to się grubo myli. Najwyżej mniej kobiet służy w wojsku, a zatem pełni chuci wojacy szukają uciech w gwałceniu tubylczych kobiet swoich wojennych misji stabilizacyjnych, jak dziś nazywa się najazd i okupacja cudzego kraju. 

Cuchnaca woń moralnego zepsucia już dawno temu powinna wykrzywić dowódcom i politykom twarze w bolesnym grymasie. Statystyki opracowane Wydziału ds. Weteranów są zatrważające: oficjalnie co trzecia Amerykanka w armii pada ofiarą gwałtu, a 90% doświadcza jakiejś formy molestowania. Siedem na dziesięć żołnierek cierpiących na syndrom stresu pourazowego (PTSD) nosi w sobie wspomnienia o pohańbieniu lub napastowaniu przez towarzysza broni. Ale to dopiero początek koszmaru. – Statystyki wskazują, że jeśli zostałaś zgwałcona w wojsku raz, spotka cię to tu znowu i znowu – powiedziała reporterom BBC kongresmenka Loretta Sanchez zajmująca się sprawami amerykańskiej armii.

Temat seksualnego wykorzystywania kobiet w amerykańskich siłach zbrojnych był przez lata zupełnie nieobecny w debacie publicznej. Poważne głosy w tej kwestii pojawiły się dopiero po rozpoczęciu konfliktów w Afganistanie i Iraku. O 50 tysiącach zgwałconych Wietnamek, które urodziły amerykańsko-wietnamskie dzieci milczy się do dzisiaj, a nie wszystkie gwałcone przecież rodzą. Ciężar prowadzenia dwóch wojen na raz zmusił Pentagon do zdecydowanego otworzenia się, mimo wielu oporów, również na rekrutów płci pięknej. Tych nie brakuje; zachęcone patriotycznymi uczuciami, zewem przygody, sensownym wynagrodzeniem dla najemników i najemniczek oraz perspektywą opłaconych studiów po dwuletniej służbie panie masowo zaciągają się w szeregi armii. W rezultacie dziś co siódmy amerykański żołnierz to kobieta. Nigdy wcześniej tak wiele z nich nie stacjonowało w koszarach na terenie USA i za granicą. Nigdy wcześniej tak wiele z nich nie było bestialsko gwałconych przez niewyżytych, a zwyrodniałych wojną kolegów. Zdarza się to podczas patroli, ćwiczeń, kąpieli czy w drodze do latryny przy „akompaniamencie” generatorów prądu zagłuszającym wezwania o pomoc. 

Temat musiał w końcu wypłynąć na powierzchnię. Niektóre z pokrzywdzonych kobiet odważyły się publicznie opowiedzieć o swoich przeżyciach. Inne historie zostały wyśledzone przez dziennikarzy śledczych i pacyfistów. Światło dzienne ujrzały artykuły opisujące walkę żołnierek z prymitywnym samczym popędem wojskowych i żołnierzy, niekiedy przemieniającą się w prawdziwą walkę o życie, jak pokazuje przykład LaVeny. Powstało wiele stowarzyszeń pomagających ofiarom i domagających się zmian w armii. W rezultacie w 2005 roku wprowadzone drobne reformy, które miały zagwarantować Amerykankom więcej prywatności: chcąc skorzystać z medycznej i psychologicznej pomocy, nie muszą już zawiadamiać o gwałcie swoich męskich dowódców, którzy nakazywali milczenie, jak biskupi w sprawie księży gwałcąccyh dzieci w kościele katolickim. 

Wprowadzono także szkolenia w zapobieganiu i samoobronie podczas ataków na tle seksualnym. Efekty niestety na razie są mierne. W 2012 roku Amerykanki zgłosiły prawie 4 tysiące gwałtów dokonanych na terenie baz wojskowych – najwięcej w historii. Szacuje się jednak, że to tylko dziesiąta część prawdziwej liczby takich przestępstw. Mamy zatem optymalnie jakieś 40 tysięcy zgwałceń na kobietach w armii USA. Polskie wojsko ma ponoć znacznie mniej kobiet na służbie, zatem molestowanie nawet przez prokuratora wojskowego nie dziwi, ale dziwi milczenie polskich mediów wobec realnie istniejącego tematu tabu. Kogo zatem gwałcą polscy żołnierze jak nie mają własnych żołnierek na misjach stabilizacyjnych czyli w czasie wojennej okupacji Afganistanu? Chyba nie kozy Afgańskich talibów. Problem istnieje i trzeba o nim mówić oraz dużo pisać. Problem można by rozwiązać, gdyby nie chrześcijańska obłuda i legalnie zatrudniać dla wojska zawodowe prostytutki, jak to robiono w Rzymskich Legionach. 

W 2006 roku w Afganistanie Marti Ribeiro popełniła duży błąd – odłożyła na bok swój karabin, z którym nie powinna się rozstawać nawet w bazie i poszła na papierosa. Wtedy ktoś zaatakował ją od tyłu, zaciągnął za warczący generator prądu i zgwałcił. Gdy powiedziała o tym dowódcy, usłyszała, że jeśli wniesie skargę, zostanie postawiona przed sądem polowym za pozostawienie broni bez nadzoru, a gwałciciel i tak się wszystkiego wyprze. – To byłoby moje słowo przeciwko jego, a oni nie mieli zamiaru uwierzyć mi – opowiadała BBC. Marti postanowiła więc nie składać pozwu. 

Podobnie postępują tysiące upokorzonych żołnierek. Wojsko jest środowiskiem, w którym solidarność, braterstwo i siła są wartościami nadrzędnymi. Złożenie donosu, nawet na gwałciciela czy pedofila, to w oczach wielu mundurowych sprzeniewierzenie się najświętszym zasadom. W krótkim czasie kobieta-ofiara, która przełamie ciszę, stanie się obiektem szykan i gróźb, straci szansę na awans. Przyzna się, że nie potrafiła się obronić i będzie musiała pogodzić się z łątką słabeusza. Zdominowany przez mężczyzn świat armii wyrzuci ją poza margines, gdzie służba ojczyźnie zamieni się w torturę, gehennę wstydu i żalu. Ponownie zostanie ofiarą chadeckiej, chrześcijańskiej armii. 

Ale może być jeszcze gorzej. W amerykańskiej prasie szeroko komentowano przypadek Suzanne Swift, która doniosła na gwałcącego ją sierżanta i odmówiła ponownego wyjazdu do Iraku w jego jednostce. Karę poniosła ona – za dezercję stanęła przed sądem wojskowym i trafiła na miesiąc do więzienia. Mężczyzna został tylko upomniany. Armia to totalny syf. 

Gwałt i próba gwałtu nie są nawet jasno zdefiniowane w amerykańskim prawie wojskowym. W efekcie militarne trybunały ferują czasami bardzo niezrozumiałymi wyrokami. Lotniczka Cassandra Hernandez została brutalnie grupowo zgwałcona podczas zabawy przez swoich trzech kolegów. Gdy jednak odmówiła składania przeciwko nim zeznań przed sądem, dowództwo pozwało ją za picie alkoholu przed ukończeniem pełnoletności i „nieprzyzwoite zachowanie”. Groził jej rok więzienia, ale skończyło się na karze dyscyplinarnej i zapisie w aktach. Wojskowi gwałciciele nie musieli odpierać żadnych zarzutów prokuratora. 

Bezkarność wojskowych sprawców, szczególnie oficerów i podoficerów jest groteskowa. Połowa śledztw w sprawie przemocy seksualnej w armii zostaje od razu umorzona. Śledczy nie lubią robić kłopotów chłopcom, którzy „przecież służą państwu”, jak usłyszała jedna z ofiar od swego dowódcy. Niecałe 11% dochodzeń kończy się przed trybunałem, jednak większość stwierdzonych sprawców otrzymuje tylko wyroki zawieszenia, reprymendy lub degradacji. Wielu winnych bez większych problemów awansuje w przyszłości. Bardzo wymowny jest fakt, że nawet skazani gwałciciele po śmierci otrzymują wojskowy pogrzeb z wszelkimi honorami. Tymczasem zwykły cywilny gwałciciel jest na samym dnie więziennej drabiny społecznej w jakimś kryminale gdzie odsiaduje kilkuletni wyrok. 

Nieumiejętność lub niechęć amerykańskiej armii do przełamania męskiej nietykalności może poważnie rzutować na jej skuteczność, jednak problem ten jest tabu znanym dowództwom wszystkich armii NATO. Na polu bitwy zaufanie do kompanów jest niezbędne. Tylko dzięki niemu można efektywnie wykonywać zadania wymagające współpracy, od prowadzenia ostrzału po rozbrajanie min. Żołnierka, która czuje się zagrożona przez własnych rodaków, traci część potencjału bojowego. Biorąc pod uwagę coraz większą liczbę kobiet w wojsku, może to być duża strata. Niemałym paradoksem jest to, że kraj walczący o „serca i umysły” obcych narodów na własne życzenie zachowuje w swych siłach zbrojnych ludzi zdolnych do gwałcenia własnych koleżanek. Jeśli potrafią zrobić coś takiego, to co powstrzyma ich przed „zabawieniem się” kosztem przypadkowej Afganki lub Irakijki? One tym bardziej nie doniosą na nich do dowódcy. Podobnie Afganka czy Irakijka nie doniesie do polskiego dowódcy, który z reguły dobrze zna tylko język polski i trochę komend wojskowych po angielsku. 

W 2010 roku Prezydent USA zajmował się osobiście problemem wykorzystywania seksualnego dzieci zarówno przez Afgańską policję jak i przez amerykańską armię USA w Afganistanie. Niestety nie opublikowano żadnych poważniejszych raportów oprócz komunikatów, że władze zajmują się tym problemem, który widocznie istnieje. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o zmuszanie dzieci, głównie młodych dziewczynek do seksu oralnego, za co ukarano przynajmniej jednego sierżanta amerykańskiej armii na misji w Afganistanie karą 5 tysięcy dolarów. Przestępstwa owe bardzo się ukrywa, ale za to nagłaśniane jest każde przestępstwo talibów, w tym brutalne gwałty kobiet jednego watażki talibów, który o czym się już zwykle nie mówi, był informatorem CIA i amerykańskiej armii. O ewentualnych przestępstwach polskiego żołdactwa dowiemy się zapewne, jak owe Afganki, o ile żyć będą, dorobią się, nauczą polskiego i zaczną w języku polskim blogować na masową skalę. 

Sierżant Jacek Żebryk dostał policyjną ochronę 

Rzekomo grożono mu śmiercią! Już w październiku 2012 roku, o czym pisał Głos Koszaliński, wyglądało na to, że sierżant Jacek Żebryk, żołnierz 2-ego Rejonu Wsparcia Teleinformatycznego ze Świdwina – który rozpętał agresywną walkę z internautami w obronie rzekomego honoru żołnierzy służących na misjach – dostanie wraz z rodziną policyjną ochronę. Wtedy do Prokuratury Rejonowej w Białogardzie dotarły podobno jakieś dwa listy, rzekomo od polskiego odłamu Bractwa Muzułmańskiego, będącego islamską organizacją religijną, z groźbami śmierci pod adresem sierżanta Żebryka. W listach mówi się o nim jako o mordercy, gwałcicielu i zbrodniarzu. 

Nadawcy żądają, by polski żołnierz został aresztowany, skazany na dożywotnie więzienie. Jeśli nie, to zginie w imię Allaha. Po kilku tygodniach odbierania takich listów – łącznie sierżant dostał ich 27 – korespondencja o podobnej treści trafiła do jednostki wojskowej, w której służy sierżant. I tego już nie mogła zbagatelizować prokuratura, nie chciał też tego sam zastraszany. Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie tych pogróżek, a sierżant i jego rodzina decyzją sądu otrzymał policyjną ochronę.

Dziwne wydaje się to, że sierżant Jacek Żebryk miałby zginąć w imię Allacha, gdyż tak giną jedynie muzułmańscy samobójcy odpalający się właśnie by zginąć w imię Allacha. Zapewne szkoda, że Polska w odróżnieniu od USA nie kieruje żołnierzy po misjach okupacyjnych na kilkumiesięczne, zwykle pół roczne badania i obserwacje psychiatryczne w szpitalach czy sanatoriach, gdzie stres można zredukować, a psychę podleczyć. Całkiem możliwe, że sierżant Jacek Żebryk ciągle ma wrażenie że jest na wojnie w Afganistanie i atakują go muzułmanie. Może w tym kierunku powinny iść poszukiwania prokuratury w sprawie wojaka, którego rzekomo ściga w Polsce Bractwo Muzułmańskie, generalnie występujące w Egipcie, a nie w Afganistanie? A może żołnierz brał udział w innych „misjach” i trochę mu się myli w głowie, bo takie są właśnie objawy zespołu weterana wojennego, tylko, że to sprawa dla psychiatrów wojskowych, a nie dla prokuratury. 

To sierżant Jacek Żebryk do jesieni 2012 roku zgłosił do prokuratury 137 wpisów internetowych rzekomo obrażających żołnierzy służących na misjach, w tym jako okupanci w Afganistanie. Śledczy 56 z nich uznali niestety za wykroczenie, co może mieć znamiona zbrodni sądowej na Narodzie Polskim. Kilka wyroków, w których sądy ukarały winnych niestety już zapadły i to wbrew Kodeksowi Karnemu. Na przełomie grudnia i stycznia 2013 roku już przed sądem w Świdwinie mają rozpocząć się pierwsze sprawy z powództwa karno-skargowego wobec autorów tych wpisów, które, zdaniem paranoicznie skarżących, pomawiają i znieważają żołnierzy służących w misjach zagranicznych. Pieczę nad nimi objęło Stowarzyszenie Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju, a reprezentować je będzie na sali sądowej właśnie sierżant Jacek Żebryk wraz z pełnomocnikiem mecenasem Pawłem Jóźwiakiem. 

Internetowa krucjata Jacka Żebryka ciągle trwa 

Żołnierz ze Świdwina nie ustaje w ściganiu internautów bluzgających na forach internetowych. Starszy sierżant Jacek Żebryk ze Świdwina w dniu 16 luty 2013 roku zgłosił do prokuratury kolejny wpis, tym razem obrażający jego jako żołnierza. Poinformował nas też, że prokuratura z urzędu zajęła się znieważaniem w internecie poległego mjr. Woźniaka. W 2013 roku w styczniu 36-letni komandos jednostki GROM Krzysztof Woźniak zginął podczas agresywnej akcji w – okupowanym przez Polskę i USA – Afganistanie. Gdy informacje o jego śmierci pojawiły się w internecie, pojawiły się rzekomo  obraźliwe wpisy dotyczące zmarłego. – Sprawę znieważania mjr. Woźniaka prokuratura objęła z urzędu. To progres w tego typu postępowaniach – uważa sierżant Żebryk. 

Sprawą zainteresował się również senator prawicowy Maciej Grubiński, który skierował do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta list, w którym agresywnie apeluje o podjęcie działań zmierzających do ukarania osoby, która na jednym z portali internetowych rzekomo obraziła nieżyjących: komandosa GROM-u i gen. Petelickiego. Sierżant Jacek Żebryk sam także zgłosił do prokuratury kolejny wpis internetowy, który rzekomo godzi w jego dobre imię. A chodzi o wpis: „brawoooo talibowie!!!! Polacy są wdzięczni, że utylizujecie płatnych zbrodniczych parchów opłacanych $rebrnikami przez żydostwo z USA, aby was mordowali. Żebryk, ty kanalio, ciebie powinien tam szlag trafić (masz wyrok śmierci za hańbę munduru żołnierza)”. 

Skąd takie wpisy? Jacek Żebryk, żołnierz 2-ego Rejonu Wsparcia Teleinformatycznego ze Świdwina, rozpętał walkę z internautami w obronie rzekomego honoru żołnierzy służących na misjach. Zgłosił do prokuratury 157 wpisów internetowych obrażających żołnierzy. Śledczy 56 z nich uznali za wykroczenie. Kilka wyroków, w których sądy ukarały winnych, już zapadło. Jednakże są to wykroczenia, warte STO złotych grzywny albo kilkunastu godzin prac społecznych. Kampania rozpętana przez sierżanta Jacka Żebryka to wiele hałasu o nic. Prokuratura zapomina tutaj o prawie to publicznej krytyki w interesie społecznym. 800 tysięcy polskich dzieci głoduje, a Polska wydaje 5 miliardów złotych rocznie na nikomu niepotrzebną wojnę w Afganistanie, który nigdy jak dotąd na Polskę nie napadł, nawet z Armią Czerwoną… 

Działania sierżanta Żebryka nie wszystkim się podobają, a wydaje się, że Vox Populi jest taki, iż większość komentarzy w internecie jest zwyczajnie nieprzychylnych polskiej okupacji Afganistanu. Dla starszego pokolenia, które jeszcze pamięta okupację hitlerowską udział Polski w agresji na Afganistan to wstyd i hańba na honorze polskiego żołnierza. Zamykanie ludziom ust w internecie za cenę 100 złotych i nękanie przez policję, jedynie pogarsza obraz Wojska Polskiego w oczach społeczeństwa. W październiku 2012 roku roku do Prokuratury Rejonowej w Białogardzie dotarły dwa listy, rzekomo od polskiego odłamu Bractwa Muzułmańskiego, z groźbami śmierci pod adresem sierżanta Jacka Żebryka. Po kilku tygodniach 27 listów podobnej treści trafiło do jednostki wojskowej, w której służy ów sierżant kompromitujący publicznie siebie i wojsko oraz Polskę. Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie tych pogróżek, a sierżant i jego rodzina decyzją sądu otrzymali policyjną ochronę, co oznacza, że wojskowy mieszka w domu z policjantami, a jego rodzina i on sam wszędzie są eskortowani przez policjantów. 

Gestapowcy, okupanci – mówi się w necie o polskich żołnierzach w Afganistanie 

„Kolejny okupant nie żyje. Brawa dla afgańskich bojowników o wolność” – napisał w internecie 28-latek z Ostrowa Wielkopolskiego. Weteran misji w Iraku i Afganistanie poczuł się obrażony. W środę spotkali się w sądziePo jednej stronie: sierżant Jacek Żebryk, żołnierz 21. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, uczestnik zagranicznych misji wojskowych. Czarny sweter, głowa ogolona na łyso, wysoki, dobrze zbudowany. Chętnie udziela wywiadów.

Obwiniony: Piotr G., wysoki, ale szczupły 28-latek z Ostrowa Wlkp. Z zawodu elektronik. Przyszedł z adwokatem, nie chce rozmawiać z dziennikarzami. 

Żołnierz tropi i napastuje w internecie! Piotr G. nie stanąłby przed sądem, bo ani policja, ani prokuratura nie śledzą internetowych dyskusji. Za to Jacek Żebryk czyta komentarze pod każdą informacją o polskich żołnierzach przebywających na zagranicznych misjach. Zaczął półtora roku temu, gdy jeden z żołnierzy zginął w Afganistanie. Pod artykułem internauci pisali: „Jednego gestapowca mniej”, „a niech giną!”, „każdy okupant powinien wrócić w trumnie.” Żebryk próbował zainteresować wpisami żandarmerię wojskową, ale bez skutku. Złożył więc doniesienie do prokuratury, a dołączył ponad 130 wpisów zniesławiających, jego zdaniem, żołnierzy. Trzeźwe opinie internautów jasno pokazują, co polskie społeczeństwo myśli o najeździe polskich żołnierzy na Afganistan.

Konstytucja Polska z jednej strony gwarantuje wolność słowa i wypowiedzi, a z drugiej metodami represyjnymi próbuje ową wolność słowa i głoszenia pacyfistycznego poglądu brutalnie stłumić. Pewnie dlatego wiele wypowiedzi jest ostrych i dosadnych, a nawet wulgarnych, co nie zmienia faktu, że nikt tu nie jest obrażony. W zasadzie wszystko może się nie podobać. Jakoś za groźby wymordowania Antypedofilskiego Bractwa Himawanti żadna prokuratura ani policja nie raczyła łapać owych straszycieli, którzy na You Tube zamieszczają filmy z komunikatami o wymordowaniu członków kierownictwa Antypedofilskiego Bractwa Himawanti. Wedle policji i prokuratury, pomimo setek zawiadomień, to są mało istotne kwestie, a poza tym każdy ma prawo do wolności wypowiedzi. Nie wszyscy muszą was lubieć perorują prokuratorzy i policjanci wysokiego szczebla… 

Ponad 50 komentarzy prokuratura uznała za rzekome wykroczenia i przekazała policji. Ta ustala adresy IP komputerów i do sądów w całej Polsce śle wnioski o ukaranie internautów. Zapadły już trzy wyroki skazujące. Sąd w Ostrowie Wielkopolskim jest jednak pierwszym, który postanowił przesłuchać także sierżanta Jacka Żebryka. Ten po raz pierwszy spojrzał w twarz autorowi anonimowych wpisów. – Jestem ciekaw, co to za człowiek, jak się zachowa – mówił dziennikarzom kilku prawicowych piśmideł Jacek Żebryk przed rozprawą. 

Internauta: Jestem pacyfistą

Piotr G. komentował przed rokiem śmierć żołnierza, który zmarł w bazie Ghazni: „Kolejny okupant nie żyje. Brawa dla afgańskich bojowników o wolność.” – Jestem pacyfistą. Nie popieram udziału polskich wojsk w wojnie z Afganistanem – mówił na rozprawie. 

Sędzia Renata Sztendel zwróciła się do stenotypistki: – Proszę zapisać, że chodzi o wojnę w Afganistanie. 

Piotr G. wtrąca się. – Chodzi o wojnę z Afganistanem. Bo tam giną niewinni ludzie. Ja postanowiłem wyrazić swój sprzeciw.

– Co pan rozumiał przez słowa „brawa dla afgańskich bojowników”? – dociekał oskarżyciel.
– Jeśli ktoś jest atakowany, ma prawo się bronić. Afgańczycy też – odpowiedział Piotr G.
– A z czego pan wnioskuje, że polscy żołnierze są okupantami? – spytała sędzia.
– Tak myśli polskie społeczeństwo…
– My też jesteśmy częścią społeczeństwa, a ja się pytam, co pan myśli?
– Jestem przeciwnikiem obecności polskich wojsk w Afganistanie.
– A śmierć innej osoby jest powodem, by zamieszczać takie komentarze?
– Może sposób, w jaki postanowiłem wyrazić dezaprobatę dla tej wojny był niezręczny – przyznał internauta. 

Sieroty po wojskowych też czytają 

– On nie zdaje sobie nawet sprawy, że takie wpisy czytają dzieci poległych żołnierzy – komentował potem Jacek Żebryk. Na rozprawie mówił o przypadkach rzekomej nienawiści wobec polskich weteranów: – Rozmawiałem z wdową, która przeszła depresję. Pomnik jej męża został oblany olejem. Jacek Żebryk opowiadał też, że na jednej z misji zginął jego kolega, drugi został ranny. – Sam strzelałem w obronie własnej. Ale nikt z nas nie jedzie na misję, by mordować kobiety i dzieci. Nie jesteśmy też najemnikami. Jedziemy tam, gdzie wysyła nas rząd. Policjanci na służbie też nie wybierają sobie interwencji. 

Michał Matyśkiewicz, adwokat Piotra G., dociekał, czy żołnierze jadą na misje dobrowolnie. – Podpisuje się pisemną zgodę na wyjazd, ale jeśli jedzie cała jednostka, to w praktyce nie można odmówić, bo to koniec kariery. Nie bez znaczenia są też pieniądze, ale wielu z nas jedzie, by się sprawdzić. W końcu to nasz zawód – wyjaśniał Jacek Żebryk. I sam udowodnił, że zawód polskiego żołnierza nie koniecznie służy pokojowi czy obronie Ojczyzny. Afganistan leży bardzo daleko od polskich granic, a Polskę nie stać na wykarmienie swoich dzieci, a co dopiero na kosztowną okupację Iraku, Libii czy Afganistanu. 

Piotr G. odpowiedział mu: – Dla mnie życie Polaka i Afgańczyka jest tyle samo warte. Po wyjściu z sali rozpraw nie rozmawiali ze sobą. Policja, która jest oskarżycielem w tej sprawie, domaga się skazania internauty na miesiąc prac społecznych. Piotr G. chce uniewinnienia. I w zasadzie słusznie, albowiem wojna napastnicza jest zbrodniczym przeżytkiem, a każdy kto jedzie okupować cudzy kraj, obcy nam kulturowo, musi się liczyć z tym, że zginie i na pewno nie będzie chwalony przez rodziny tych Afgańczyków, którym zamordował kogoś z rodziny, nawet jak zamordował Afgańskiego partyzanta, który walczy w obronie Niepodległości swojej Ojczyzny. Przykre jest to, że nie chcą zrozumieć tego polskie sądy ani prokuratury, które babrają się w gównianych atakach agresywnego żołdaka nie mogącego znieść negatywnej oceny udziału Wojska Polskiego w okupacji Afganistanu. 

Bumar wspiera żołnierza ze Świdwina 

W trzech podobnych sprawach zapadły już niestety wyroki skazujące. We wrześniu 2012 roku sąd w Środzie Wielkopolskiej ukarał 100-złotową grzywną Jerzego W. 62-latek pod informacją o śmierci polskiego żołnierza napisał: „A niech giną! Kto kazał im tam jechać, napaść i mordować Afgańczyków?”. W dwóch innych sprawach – w Będzinie i Tarnowskich Górach – zapadły podobne kary. Żebryk przyznaje, że koszty jego sądowych batalii nie są małe, ale wspierają go prawnicy koncernu zbrojeniowego Bumar z Gliwic. 

Przez Jacka Żebryka kłopoty ma też Anna Łojewska, działaczka społeczna z Poznania. Spotkanie prezydenta Bronisława Komorowskiego z weteranami rannymi na misjach skomentowała tak: „panje prezydencie – specjalnie z małej litery. Nie życzę sobie, aby za moje podatki finansował sobie łyk alkoholu – vel gorzały z mordercami niewinnych cywilów. Ich miejsce jest na haniebnym śmietniku historii.” Łojewska: – Mamy wolność głoszenia poglądów, więc mam też prawo krytykować prezydenta, tym bardziej że na niego głosowałam i teraz tego żałuję. 

„Wyślę cie do piachu” – napisał ktoś wkurzony do Żebryka 

Toruńska poczta, ale nie prokuratura, jednak od jesieni 2012 roku do samego Żebryka trafiają listy z pogróżkami. Wszystkie adresowane są na jego nazwisko. Pierwsze anonimy trafiły do prokuratury rejonowej w Białogardzie. – Początkowo uznałem to za idiotyczny dowcip – przyznaje żołnierz. – Bo kto o zdrowych zmysłach wysyłałby anonimy z pogróżkami na adres prokuratury? Ale kiedy kolejne 27 listów trafiło do mojej jednostki, przestało mnie to śmieszyć. Wszystkie anonimy, które trafiły do sierżanta, mają na kopertach stemple toruńskiej poczty. W listach anonimowy nadawca (jak podawała prasa) grozi zarówno samemu żołnierzowi, jak i jego rodzinie. Porównuje sierżanta do „gestapowców, katów i oprawców” i pisze o wysłaniu całej rodziny żołnierza „do piachu”. – Ktoś zadał sobie dużo trudu, żeby je napisać – ocenia Jacek Żebryk. – Prawda jest taka, że każda sztuka korespondencji podpisana jest innym imieniem i nazwiskiem, co wygląda na akcję jakiejś grupy osób. – Twierdzi jedna z przesłuchiwanych w sprawie jako świadek osób. 

Czy Jacka Żebryka ścigają byłe kochanki lub kochankowie? 

Jedna z przesłuchiwanych w sprawie osób wspomina, że na owych okazanych anonimach były teksty ad personum do Jacka Żebryka wskazujące na to, że akcję mogła zrobić jakaś była żona czy zawiedziona kochanka lub raczej kochanki, a może kochankowie sierżanta Jacka Żebryka. Niektóre listy zwyczajnie sugerują, że sierżant puszcza się na boki, zdradził kogoś, wykorzystał seksualnie, oszukal matrymonialnie lub zgwałcił. Może być zatem tak, jak przyznali policjanci przesłuchujący osobę, informatorkę jednego z serwisów dziennikarstwa obywatelskiego, że cała akcja to wydmuszka rozpętana na konto agresji Jacka Żebryka wobec internautów przez jakąś jego byłą panienkę lub grupę zawiedzionych panienek, co sugeruje seksualny motyw odwetu.

Dla porządku należy odnotować, iż groźby i oskarżenia pochodzą formalnie od przynajmniej około trzydziestu osób, w tym wielu podpisujących się z nazwiska kobiet, a nie tak jak podaje prawicowa prasa od jednej osoby. Prokuratura w Białogardzie powinna zatem zająć się na poważnie życiem seksualnym swojego wojaka, tak dawnym, jak i aktualnym, przesłuchać wszystkie, liczne wedle ilości korespondencji, kobiety jego życia (a być może i meżczyzn), które całkiem możliwe, że się jakoś poznały z pomocą internetu i urządziły sobie małe babskie (czy mieszane) spotkanie w Toruniu, a Allacha dodały dla prestiżu swojego wyczynu. To jeden trop i całkiem możliwe, że najistotniejszy w sprawie, chyba, że sierżant łącznościowiec podpadł talibom na śmierć i życie uwodząc żonę jakiegoś ważnego i nadętego watażki islamistycznego, co też nie można wykluczyć, ale na razie brak tajnych doniesień na ten temat z Afganistanu. 

Niektórzy autorzy anonimów grożą okupacyjnemu żołnierzowi „w imię Allacha”, sugerując przy tym, że są związani z islamskim Bractwem Muzułmańskim. Sam Jacek Żebryk jednak stawia to pod dużym znakiem zapytania. – „Nie ulega wątpliwości, że ten człowiek ma sporą wiedzę na temat sufich i momentami posługuje się fachową terminologią” – przyznaje sierżant. – „Ale sądzę, że nie ma on bezpośredniego związku z tym ruchem. Podejrzewam, że chodzi tu raczej o oczernienie sufich, podszycie się pod nich.” Tymczasem, Bractwo Muzułmańskie nie jest organizacją sufich, tylko raczej taką, która sufich nie lubi i chce zniszczyć, tak jak robi to w Syrii czy Egipcie. 

Niewiedza Jacka Żebryka na temat muzułmanów i ich ruchów jest żenująca, a mógły sobie chociaż w Google poczytać, skoro tak potrafi rzekome inwektywy na swój temat tropić i hurtowo produkować pozwy sądowe na modłę jaką zwykle czynią paranoicy pieniaczy, których za setkę pozwów w obronie czci i honoru sądy zwyczajnie wysyłają na przymusowe leczenie psychiatryczne w miejscu gnie nie ma dostępu do internetu celem wyciszenia chorej od urazów i roszczeń głowy. Gdyby Jacek Żebryk nie miał poparcia politycznego, a był zwykłym obywatelem, za nękanie sądów i obywateli hurtowymi pozwami i skargami o rzekomą obrazę honoru dawno byłby osadzony na detencji psychiatrycznej jako zwykły cywilny oszołom „zawracający sędziom głowę”. Okazuje się, że polskie sądownictwo wojskowego pieniacza traktuje jednak jak całkiem zdrowego psychicznie i nawet nie podejrzewa o „syndrom weterana wojennego” czy o zwyczajowe „syndroma paranoides”, gdzie urojenia i ściganie wroga to norma, ale badana przez psychiatrów, a nie przez prokuraturę. 

Sprawa trafiła do prokuratury. Śledczy z Białogardu, do których zgłosił się sierżant, odesłali sprawę do toruńskiej jednostki. Tam jednak zdecydowano, że sprawa wróci jednak do Białogardu. Zadecydowały kwestie techniczne – na kopertach były wprawdzie pieczątki toruńskiej poczty, ale nie udało się ustalić, której, chociaż to zwykle nie jest problem przy takiej ilości korespondencji liczonej w dziesiątkach. W związku z tym nie było jasne, która z dwóch toruńskich prokuratur rejonowych powinna zająć się sprawą – jednostki dzielą między siebie obowiązki w zależności od tego, w której części miasta popełniono przestępstwo. Gołym okiem widać, że Jacek Żebryk traktowany był z przymrużeniem oka, jako stosunkowo niegroźny pacjent prokuratur i sądów, tyle, że taki człowiek z obsesjami czy rojeniami staje się bardzo groźny, gdy ma polityczne poparcie jakiegoś środowiska oszołomów, takich jak skupinych wokół sekciarskiej prawicy nazistowskiej „Rzeczpospolita” i znanych już nam czubusiów eSBeckich pokroju Wybranowskiego czy Gmyza, o których można poczytać osobne artykuły, także na tym portalu. 

Z dobrego serca wypada życzyć sierżantowi i innym wojom polskim pokoju na świecie i dużo zdrowia, szczególnie psychicznego. Wiemy, że zawód żołnierza frontowego to ciężki chleb, zarówno dla Afgańskich partyzantów broniących przed polskim okupantem swojej Ojczyzny jak i dla żołnierzy okupujących Afganistan, co zresztą jest niezgodne z polską Konstytucją i Kodeksem Karnym, nie mówiąc już o Konwencji Genewskiej… Ale prokuratorzy z Białogardu pewnie nie znają się ani na Konwencji Genewskiej, ani na Konstytucji ani tym bardziej na Kodeksie Karnym. Można polecić wiele razy już cytowany w internecie przez pacyfistów Rozdział XVI Kodeksu Karnego. 

KODEKS KARNY 

ROZDZIAŁ XVI

Przestępstwa przeciwko pokojowi, ludzkości oraz przestępstwa wojenne

Art. 117.  § 1. Kto wszczyna lub prowadzi wojnę napastniczą, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.

§ 3. Kto publicznie nawołuje do wszczęcia wojny napastniczej lub publicznie pochwala wszczęcie lub prowadzenie takiej wojny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. 

Art. 118.  § 1. Kto, w celu wyniszczenia w całości albo w części grupy narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub grupy o określonym światopoglądzie, dopuszcza się zabójstwa albo powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu osoby należącej do takiej grupy, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto, w celu określonym w § 1, stwarza dla osób należących do takiej grupy warunki życia grożące jej biologicznym wyniszczeniem, stosuje środki mające służyć do wstrzymania urodzeń w obrębie grupy lub przymusowo odbiera dzieci osobom do niej należącym, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności.

§ 3. Kto czyni przygotowania do przestępstwa określonego w § 1 lub 2, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.

Art. 118a. § 1. Kto, biorąc udział w masowym zamachu lub choćby w jednym z powtarzających się zamachów skierowanych przeciwko grupie ludności podjętych w celu wykonania lub wsparcia polityki państwa lub organizacji:

1) dopuszcza się zabójstwa,

2) powoduje ciężki uszczerbek na zdrowiu człowieka,

3) stwarza dla osób należących do grupy ludności warunki życia grożące ich biologicznej egzystencji, w szczególności przez pozbawienie dostępu do żywności lub opieki medycznej, które są obliczone na ich wyniszczenie, 

podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 12, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

§ 2. Kto, biorąc udział w masowym zamachu lub choćby w jednym z powtarzających się zamachów skierowanych przeciwko grupie ludności podjętych w celu wykonania lub wsparcia polityki państwa lub organizacji:

1) powoduje oddanie osoby w stan niewolnictwa lub utrzymuje ją w tym stanie,

2) pozbawia osobę wolności na czas przekraczający 7 dni lub ze szczególnym udręczeniem,

3) stosuje tortury lub poddaje osobę okrutnemu lub nieludzkiemu traktowaniu,

4) dopuszcza się zgwałcenia albo stosując przemoc, groźbę bezprawną lub podstęp w inny sposób narusza wolność seksualną osoby,

5) stosując przemoc lub groźbę bezprawną powoduje zajście przez kobietę w ciążę w zamiarze wpłynięcia na skład etniczny grupy ludności lub dokonania innych poważnych naruszeń prawa międzynarodowego,

6) pozbawia osobę wolności i odmawia udzielenia informacji dotyczących tej osoby lub miejsca jej pobytu lub przekazuje nieprawdziwe informacje dotyczące tej osoby lub miejsca jej pobytu, w zamiarze pozbawienia takiej osoby ochrony prawnej przez dłuższy okres,

podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności.

§ 3. Kto, biorąc udział w masowym zamachu lub choćby w jednym z powtarzających się zamachów skierowanych przeciwko grupie ludności podjętych w celu wykonania lub wsparcia polityki państwa lub organizacji:

1) naruszając prawo międzynarodowe zmusza osoby do zmiany ich zgodnego z prawem miejsca zamieszkania,

2) dopuszcza się poważnego prześladowania grupy ludności z powodów uznanych za niedopuszczalne na podstawie prawa międzynarodowego, w szczególności politycznych, rasowych, narodowych, etnicznych, kulturowych, wyznaniowych lub z powodu bezwyznaniowości, światopoglądu lub płci, powodując pozbawienie praw podstawowych,

podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3. 

Art. 119.  § 1. Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

§ 2. (uchylony).

Art. 120.  Kto stosuje środek masowej zagłady zakazany przez prawo międzynarodowe, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.

I to by w zasadzie było na tyle, bo widać wyraźnie, że za udział w wojnie napastniczej czyli w najeździe wojska polskiego na Afganistan czy inny kraj, każdy, od Prezydenta, Premiera czy Ministra wojny po szeregowca powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej dostając w sumie bardzo surowy wyrok. Nawet za publiczne pochwalanie wojny napastniczej takiej jak ma miejsce w Afganistanie polskie prawo karne przewiduje od 3 miesięcy do 5 lat więzienia (Art. 117 paragraf 3)! Nie możemy zatem publicznie pochwalać prowadzenia wojny w Afganistanie, z uwagi na grożącą za to wysoką karę pozbawienia wolności do lat 5-ciu! I tak radzimy poszkodowanym przez sierżanta Jacka Żebryka i jego militarno-faszystowskie (wojenne) lobby odwoływać się od wszelkich wyroków wskazując też na możliwą wojenną chorobę psychiczną o charakterze pieniaczym owego rzekomo dzielnego bohatera wojennego ze Świdwina (czy może chadeckiego hejtera i trolla). O torturowaniu Afgańczyków w Kiejkutach przez byłego Prezydenta Kwaśniewskiego i byłego premiera Millera i ich podwładnych nie śmiemy już wspomnieć. 

(W artykule wykorzystaliśmy powszechnie dostępne informacje z polskiej prasy, w tym PAP, Gazety Wyborczej, Głosu Koszalińskiego oraz TVN24, które cytowane są w tekście oraz fragment aktualnego kodeksu karnego) 

Angelika Burton, Thomas Burton, GB 

(Zezwala się na przedruk w całości za podaniem linku do tego artykułu) 

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *